Przedstawię wam mój pomysł na ciąg dalszy wydarzeń Clary,Jace'a i ich przyjaciół
poniedziałek, 30 maja 2016
Księga II Rozdział 7 - Kocham ją całą i całym sobą
~Oczami Jace'a~
Ze snu wybudził mnie głośny, a zarazem piskliwy głos. Szybko podniosłem się do pozycji siedzącej i spojrzałem na moją żonę w rozczochranych włosach, oraz z zaspanymi oczyma. Spojrzałem na nią pytająco nie wiedząc czy to ona wydawała te dźwięki
- Krzyczałaś? - pokiwała przecząco głową, więc razem zerwaliśmy się z cieplutkiego łóżka.
Przemierzaliśmy korytarzem Instytutu wpadając do pokoi zamieszkałych przez innych nefilim. Razem nie było nas dużo : rodzice, Isabelle, Jonathan, Alec, Tris, Malcolm, ja z żoną i dziećmi. Pobiegliśmy do ostatniego, który należał do mojej czarnowłosej siostry. Wpadłem do pomieszczenia jako pierwszy chcąc w razie czego obronić rodzinę. Na samym środku zobaczyłem Isabelle z rudowłosą kobietą, rodziców, brata Clary, oraz mojego parabatai. Każdy był bardzo spięty za pewne z powodu kobiety. Podszedłem bliżej, ale Izzy w sekundzie poruszyła się zasłaniając mi widok nieznajomej.
- Co tu się dzieje? Kto krzyczał? - pytania leciały, a odpowiedzi nie dostawałem. Ukochana wtuliła się we mnie mocno - Odpowie mi ktoś do cholery?!
- Jace słownictwo - skarciła mnie Maryse. Ile ja mam lat 6? - Myślę, że nasz gość sam wam wyjaśni o co chodzi - skończyła mówić kładąc rękę na ramieniu rudowłosej a ta poruszyła się niespokojnie.
Z jej pleców zaczęło wychodzić coś w kolorze ecru czyli ni to białe ni to żółte. Dopiero gdy to "coś" wyszło do końca rozpoznałem w nich skrzydła. Były piękne i rozłożyste aż sam chciałbym mieć takie, ale po co młodemu bogowi takie rzeczy skoro ma wszystko inne najlepsze?
Wracając do tematu postać, jak mniemam anielicy, powoli zaczęła się odwracać. Momentalnie Clary wydała z siebie jęk i mocniej wtuliła się we mnie. Przed nami stanęła Jocelyn, ale wyglądała inaczej. Nie tylko przez skrzydła, ale jej cera była teraz nieskazitelna a włosy jaśniejsze. Największą uwagę, oprócz masy piór przykuwały oczy. Nie są szmaragdowe, ale w kolorze czystego złota do tego wszystkiego błyszczą się jak diamenty. Ja sam mam złote oczy lecz nie aż w takiej mierze.
- Ma-mm-mo?
- Tak córciu to ja. Przepraszam was za to. Zostałam przysłana z góry by pomóc przy dzieciach. Rada aniołów uznała, że nadszedł czas bym tu wróciła Niestety są pewne warunki - odparła smutna przerywając na chwilę by zaczerpnąć oddechu, a Clary wbiła swoje drobne palce w moje ramie na co posłałem jej pocieszający uśmiech. - Nie mogę opuścić Instytutu, ani wyjawiać wam kto lub co sprawi, że będziecie w niebezpieczeństwie. Nic nie podpowiem, a mocy mogę używać tylko w wypadku ataku. Jeśli ktokolwiek mnie zabije lub co gorsza zaatakuje bronią namoczoną w ekstrakcie z grzybieńczyka wodnego, zwanego u nas żółcią szatana to nie powrócę już. Najzwyczajniej w świecie umrę - wszyscy stali jak wmurowani i po ich minach było widać, że nie tego się spodziewali.
Kątem oka zauważyłem łzy w oczach żony, więc by dodać jej nieco otuchy wziąłem ją w swoje umięśnione ramiona. Impulsywnie wtuliła się w moją pierś, a ja zaciągnąłem się zapachem ukochanej. Nienawidziłem kiedy ONA płakała. Jednak słonawa ciecz w jakiś sposób pomagała jej pogodzić się z daną sytuacją. Jocelyn schowała skrzydła, a Maryse z Robertem poszli do Eleny oraz Tobiasa. Clary uwolniła się z moich objęć i podeszła do mamy po czym przytuliła się do niej jakby to był ich ostatni dotyk. Po chwili dołączył do nich Jonathan, który do tej pory stał dosłownie jak słup.
Razem z Isabelle wyszliśmy z pomieszczenia chcąc zostawić matkę z dziećmi samych, więc poszliśmy do bliźniąt. Nasi rodzice właśnie je zabawiali dlatego pozostało nam tylko się przyglądać. Dzieci rosną bardzo szybko i są kochane. W nocy się nie budzą, nie płaczą za wiele i co najważniejsze przyzwyczaiły się do czynności o danej porze. Może jestem skromnym mężczyzną, ale muszę przyznać, że potomstwo mi się udało. Nie dość, że wyrosną na wspaniałych nefilim jak ich rodzice to na dodatek posiądą dar dzięki anielskiej krwi. Martwi mnie jedynie to, że nie wiemy co nim będzie. Może będą odporne na jad demonów? Pożyjemy zobaczymy.
Po jakimś czasie wyszliśmy z pokoju niemowląt zostawiając je śpiące. We własnej sypialni zostałem sam, więc położyłem się na łóżku tonąc w marzeniach. Czynność tę szybko przerwał ciężar znajdujący się na mnie, Clary. Siedziała na mnie okrakiem i delikatnie muskała moje wargi swoimi. Tak bardzo brakowało mi jej dotyku, zapachu oraz smaku. Jest dla mnie jak insulina dla cukrzyka, jak powietrze dla człowieka - innymi słowy niezbędna do życia.
Pocałunek stawał się bardziej nachalny i namiętny. Rudowłosa rękoma jeździła po mojej twarzy, ramionach i torsie. Już dawno nie oddziaływała we mnie w aż taki sposób. Powoli pozbyliśmy się ubrań by nie przerywając nacisku na naszych ustach połączyć się w jedność. Kochałem sposób w jaki się poruszała, całowała, dotykała. Kocham ją całą i całym sobą. Zabrakło nam niewielkiej chwili by spełnić się podczas tańca naszych ciał.
Zajęci sobą nie zauważyliśmy gdy do pokoju wpadła Izzy z Jonathanem. Dosłownie wpadła bo wejściem się tego nazwać nie dało. Para stanęła jak wryta spoglądając na nas i nie wiedząc czy mają pozwolić nam dokończyć wychodząc za drzwi czy stać z zamkniętymi oczami. Tego wieczoru zielonooka pisnęła po raz kolejny i nakryła nas kołdrą schodząc ze mnie. Każda osoba w tym pokoju miała zażenowaną minę. Nic dziwnego
- Eeee...yyy moglibyście następnym razem pukać - rzuciłem lekko zirytowany.
- No tak, my...yy nie chcemy widzieć więcej tyłka mojej siostry a tym bardziej takiej sytuacji, ale Iz była bardzo podekscytowana, więc pobiegła do was jako pierwsza i zapomniała zapukać. Uważam, ze po tym co widzieliśmy to ona...eee będzie pukać - powiedział zakłopotany, zażenowany i zdenerwowany Jonathan.
- Chcieliśmy wam powiedzieć wcześniej, a z racji że Jocelyn wróciła to możemy ogłosić to oficjalnie. Pobieramy się - odparła czarnowłosa chwytając za rękę białowłosego.
- To wspaniale! Wstałabym was przytulić no, ale wiecie... Gratulacje! - odparła uradowana rudowłosa
- Gratuluje. Jon nie wiesz na co się piszesz - rzuciłem chcąc rozładować lekko napięcie między naszą czwórką
- Jace ja doskonale wiem co robię, ale Ty zadbałbyś trochę o formę mojej siostry, znaczy nie w tym sensie co myślisz! Tu i ówdzie trochę przytyła - ostatnie zdanie wypowiedział szeptem, ale mimo to dziewczyny obrzuciły go wzrokiem zabójcy. Niech lepiej ucieka jeśli mu życie miłe pomyślałem.
Tak jak szybko wpadła ta dwójka do pokoju tak szybko z niego wyleciała. Położyłem się na rudowłosej chcąc dokończyć to co zaczęliśmy, ale ta tylko spojrzała niepewnym wzrokiem
- Clary? Co jest?
- Czy uważasz, że jest mnie za dużo? - w tym momencie wyrzuciłem ręce w górę. Przyziemne tematy "Jestem gruba?".
- Skarbie dla mnie jesteś idealna pod każdym względem. Lubię Twoje drobne ramiona, piękną talię, idealne nogi, ale najważniejsza wśród tego wszystkiego jesteś Ty. Moja idealna żona - odparłem a ukochana w sekundzie wpoiła się w moje usta. Rozwiałem tym wszelkie jej wątpliwości i dzięki temu mogliśmy się zrelaksować jak za czasów gdy nie mieliśmy dzieci oraz mieliśmy sporo czasu dla siebie.
Rozdział taki sobie. Przyznam, że miałam na niego średni pomysł, ale piosenka "we don't have to dance" pomogła mi. Dawno nie było romantycznego uniesienia naszego Clace, więc postanowiłam wpleść taki moment. Na razie akcji jako takiej nie ma, ale się staram :D
Ze snu wybudził mnie głośny, a zarazem piskliwy głos. Szybko podniosłem się do pozycji siedzącej i spojrzałem na moją żonę w rozczochranych włosach, oraz z zaspanymi oczyma. Spojrzałem na nią pytająco nie wiedząc czy to ona wydawała te dźwięki
- Krzyczałaś? - pokiwała przecząco głową, więc razem zerwaliśmy się z cieplutkiego łóżka.
Przemierzaliśmy korytarzem Instytutu wpadając do pokoi zamieszkałych przez innych nefilim. Razem nie było nas dużo : rodzice, Isabelle, Jonathan, Alec, Tris, Malcolm, ja z żoną i dziećmi. Pobiegliśmy do ostatniego, który należał do mojej czarnowłosej siostry. Wpadłem do pomieszczenia jako pierwszy chcąc w razie czego obronić rodzinę. Na samym środku zobaczyłem Isabelle z rudowłosą kobietą, rodziców, brata Clary, oraz mojego parabatai. Każdy był bardzo spięty za pewne z powodu kobiety. Podszedłem bliżej, ale Izzy w sekundzie poruszyła się zasłaniając mi widok nieznajomej.
- Co tu się dzieje? Kto krzyczał? - pytania leciały, a odpowiedzi nie dostawałem. Ukochana wtuliła się we mnie mocno - Odpowie mi ktoś do cholery?!
- Jace słownictwo - skarciła mnie Maryse. Ile ja mam lat 6? - Myślę, że nasz gość sam wam wyjaśni o co chodzi - skończyła mówić kładąc rękę na ramieniu rudowłosej a ta poruszyła się niespokojnie.
Z jej pleców zaczęło wychodzić coś w kolorze ecru czyli ni to białe ni to żółte. Dopiero gdy to "coś" wyszło do końca rozpoznałem w nich skrzydła. Były piękne i rozłożyste aż sam chciałbym mieć takie, ale po co młodemu bogowi takie rzeczy skoro ma wszystko inne najlepsze?
Wracając do tematu postać, jak mniemam anielicy, powoli zaczęła się odwracać. Momentalnie Clary wydała z siebie jęk i mocniej wtuliła się we mnie. Przed nami stanęła Jocelyn, ale wyglądała inaczej. Nie tylko przez skrzydła, ale jej cera była teraz nieskazitelna a włosy jaśniejsze. Największą uwagę, oprócz masy piór przykuwały oczy. Nie są szmaragdowe, ale w kolorze czystego złota do tego wszystkiego błyszczą się jak diamenty. Ja sam mam złote oczy lecz nie aż w takiej mierze.
- Ma-mm-mo?
- Tak córciu to ja. Przepraszam was za to. Zostałam przysłana z góry by pomóc przy dzieciach. Rada aniołów uznała, że nadszedł czas bym tu wróciła Niestety są pewne warunki - odparła smutna przerywając na chwilę by zaczerpnąć oddechu, a Clary wbiła swoje drobne palce w moje ramie na co posłałem jej pocieszający uśmiech. - Nie mogę opuścić Instytutu, ani wyjawiać wam kto lub co sprawi, że będziecie w niebezpieczeństwie. Nic nie podpowiem, a mocy mogę używać tylko w wypadku ataku. Jeśli ktokolwiek mnie zabije lub co gorsza zaatakuje bronią namoczoną w ekstrakcie z grzybieńczyka wodnego, zwanego u nas żółcią szatana to nie powrócę już. Najzwyczajniej w świecie umrę - wszyscy stali jak wmurowani i po ich minach było widać, że nie tego się spodziewali.
Kątem oka zauważyłem łzy w oczach żony, więc by dodać jej nieco otuchy wziąłem ją w swoje umięśnione ramiona. Impulsywnie wtuliła się w moją pierś, a ja zaciągnąłem się zapachem ukochanej. Nienawidziłem kiedy ONA płakała. Jednak słonawa ciecz w jakiś sposób pomagała jej pogodzić się z daną sytuacją. Jocelyn schowała skrzydła, a Maryse z Robertem poszli do Eleny oraz Tobiasa. Clary uwolniła się z moich objęć i podeszła do mamy po czym przytuliła się do niej jakby to był ich ostatni dotyk. Po chwili dołączył do nich Jonathan, który do tej pory stał dosłownie jak słup.
Razem z Isabelle wyszliśmy z pomieszczenia chcąc zostawić matkę z dziećmi samych, więc poszliśmy do bliźniąt. Nasi rodzice właśnie je zabawiali dlatego pozostało nam tylko się przyglądać. Dzieci rosną bardzo szybko i są kochane. W nocy się nie budzą, nie płaczą za wiele i co najważniejsze przyzwyczaiły się do czynności o danej porze. Może jestem skromnym mężczyzną, ale muszę przyznać, że potomstwo mi się udało. Nie dość, że wyrosną na wspaniałych nefilim jak ich rodzice to na dodatek posiądą dar dzięki anielskiej krwi. Martwi mnie jedynie to, że nie wiemy co nim będzie. Może będą odporne na jad demonów? Pożyjemy zobaczymy.
Po jakimś czasie wyszliśmy z pokoju niemowląt zostawiając je śpiące. We własnej sypialni zostałem sam, więc położyłem się na łóżku tonąc w marzeniach. Czynność tę szybko przerwał ciężar znajdujący się na mnie, Clary. Siedziała na mnie okrakiem i delikatnie muskała moje wargi swoimi. Tak bardzo brakowało mi jej dotyku, zapachu oraz smaku. Jest dla mnie jak insulina dla cukrzyka, jak powietrze dla człowieka - innymi słowy niezbędna do życia.
Pocałunek stawał się bardziej nachalny i namiętny. Rudowłosa rękoma jeździła po mojej twarzy, ramionach i torsie. Już dawno nie oddziaływała we mnie w aż taki sposób. Powoli pozbyliśmy się ubrań by nie przerywając nacisku na naszych ustach połączyć się w jedność. Kochałem sposób w jaki się poruszała, całowała, dotykała. Kocham ją całą i całym sobą. Zabrakło nam niewielkiej chwili by spełnić się podczas tańca naszych ciał.
Zajęci sobą nie zauważyliśmy gdy do pokoju wpadła Izzy z Jonathanem. Dosłownie wpadła bo wejściem się tego nazwać nie dało. Para stanęła jak wryta spoglądając na nas i nie wiedząc czy mają pozwolić nam dokończyć wychodząc za drzwi czy stać z zamkniętymi oczami. Tego wieczoru zielonooka pisnęła po raz kolejny i nakryła nas kołdrą schodząc ze mnie. Każda osoba w tym pokoju miała zażenowaną minę. Nic dziwnego
- Eeee...yyy moglibyście następnym razem pukać - rzuciłem lekko zirytowany.
- No tak, my...yy nie chcemy widzieć więcej tyłka mojej siostry a tym bardziej takiej sytuacji, ale Iz była bardzo podekscytowana, więc pobiegła do was jako pierwsza i zapomniała zapukać. Uważam, ze po tym co widzieliśmy to ona...eee będzie pukać - powiedział zakłopotany, zażenowany i zdenerwowany Jonathan.
- Chcieliśmy wam powiedzieć wcześniej, a z racji że Jocelyn wróciła to możemy ogłosić to oficjalnie. Pobieramy się - odparła czarnowłosa chwytając za rękę białowłosego.
- To wspaniale! Wstałabym was przytulić no, ale wiecie... Gratulacje! - odparła uradowana rudowłosa
- Gratuluje. Jon nie wiesz na co się piszesz - rzuciłem chcąc rozładować lekko napięcie między naszą czwórką
- Jace ja doskonale wiem co robię, ale Ty zadbałbyś trochę o formę mojej siostry, znaczy nie w tym sensie co myślisz! Tu i ówdzie trochę przytyła - ostatnie zdanie wypowiedział szeptem, ale mimo to dziewczyny obrzuciły go wzrokiem zabójcy. Niech lepiej ucieka jeśli mu życie miłe pomyślałem.
Tak jak szybko wpadła ta dwójka do pokoju tak szybko z niego wyleciała. Położyłem się na rudowłosej chcąc dokończyć to co zaczęliśmy, ale ta tylko spojrzała niepewnym wzrokiem
- Clary? Co jest?
- Czy uważasz, że jest mnie za dużo? - w tym momencie wyrzuciłem ręce w górę. Przyziemne tematy "Jestem gruba?".
- Skarbie dla mnie jesteś idealna pod każdym względem. Lubię Twoje drobne ramiona, piękną talię, idealne nogi, ale najważniejsza wśród tego wszystkiego jesteś Ty. Moja idealna żona - odparłem a ukochana w sekundzie wpoiła się w moje usta. Rozwiałem tym wszelkie jej wątpliwości i dzięki temu mogliśmy się zrelaksować jak za czasów gdy nie mieliśmy dzieci oraz mieliśmy sporo czasu dla siebie.
Rozdział taki sobie. Przyznam, że miałam na niego średni pomysł, ale piosenka "we don't have to dance" pomogła mi. Dawno nie było romantycznego uniesienia naszego Clace, więc postanowiłam wpleść taki moment. Na razie akcji jako takiej nie ma, ale się staram :D
piątek, 27 maja 2016
Księga II Rozdział 6 - Trzydzieści sekund
~Oczami Clary~
Minął tydzień od mojego pojawienia się w Instytucie, a razem ze mną zjawił się Malcolm - mężczyzna, który mnie uratował i zawdzięczam mu życie. Nasza dwójka została w Nowym Jorku i próbowała odnaleźć się na nowo w tym miejscu. Zostaliśmy gorąco powitani przez Lightwoodów, Luke'a, Magnusa sypiącego brokatem, Jonathana oraz Tris, która jedynie cieszyła się z przybycia Malcolma. Cóż nie można mieć wszystkiego.
Z Eleną i Tobiasem spędzałam tyle czasu ile tylko mogłam. Dzieci są tak podobne do mnie i do Jace'a, że na miejscu ukochanego nie siedziałabym przy nich gdyby on zaginął tak nas przypominają. Wpatrują się w Ciebie szmaragdowymi oczkami i posyłają niewinne uśmiechy - za taki widok mogę oddać wszystko nawet własne szczęście i dopiero teraz zdaję sobie z tego sprawę.
Dzisiaj jest ten dzień, w którym wznawiamy treningi dla mnie. Rano ćwiczę z Jace'm a wieczorem mam doskonalić swoje umiejętności sama. Razem z blondynem weszliśmy do sali treningowej gdzie od razu złotooki rzucił się na mnie powalając mnie na ziemię i przygważdżając ręce koło głowy. Świetnie już widzę nasz trening, ale nie taki jak być powinien.
- Możemy zacząć trening? Wiesz, że Cię kocham, ale powstrzymaj się na chwilę - powiedziałam wyraźnie znudzona wybrykami Jace'a. Przez cały tydzień latał za mną jak jakiś sługa i nie odstępował na krok no chyba, że szłam do łazienki, ale to też nie zawsze działało.
- Nie potrafię skarbie tak mi Ciebie brakowało - odparł delikatnie łącząc nasze wargi w krótkim pocałunku - Dobrze rozpoczynamy rzeź
Trening na samym początku nie był trudny - wchodzenie po linie, równowaga, skoki, ale najgorsze dopiero przede mną - walka z blondynem.
Miałam pełny wybór broni do wyboru, ale postanowiłam najpierw zobaczyć co wybiera mój przeciwnik. Tak jak myślałam wybrał dwa miecze po jednym do ręki, oraz gwiazdki do rzucania. Nadeszła moja kolej i ja postawiłam na krótkie ostrza, oraz miecz oburęczny i ukochany bicz Isabelle. Nie byłam przekonana do mojego wyboru, ale nadzieja matką głupich a każdą matkę trzeba kochać.
Stanęliśmy na przeciwko siebie i zaczęliśmy się okrążać jak jakieś drapieżniki. Żadne z nas nie chciało zaatakować pierwsze, więc ja to zrobiłam. W momencie odparł mój atak i powalił kopniakiem w kolano. Automatycznie przyklękłam na drugie kolano a on w tym czasie dobił mnie i padłam na podłogę jak długa. Wiedziałam, że wypadłam z formy no, ale nie aż tak! Zawsze z nim wygrywałam albo remisowałam a teraz? Wstyd jak cholera..
- Nie przejmuj się ja jestem po prostu nie do pokonania - odparł z szerokim uśmiechem na twarzy podając mi rękę. Odtrąciłam ją i wstałam bez jego pomocy. Spojrzał na mnie zdziwiony, ale nie odezwał się
- Taka nefilim jak ja przegrała zaledwie w trzydzieści sekund. Rozumiesz?! Trzydzieści! - krzyknęłam a następnie oburzona wyszłam z sali treningowej.
Weszłam do kuchni napić się wody gdzie siedzieli zdyszani Izzy, Alec, Jonathan i Magnus. Cała czwórka momentalnie jak mnie zobaczyła miała przerażone miny jakbym miała ich zaraz conajmniej zjeść.
- O co chodzi? Czemu się tak na mnie gapicie? - warknęłam
- Nie denerwuj się, ale... podglądaliśmy was na treningu - powiedział spokojnie Alec pewnie chcąc abym nie wybuchła
- Czyli widzieliście to. Super - odparłam i wyszłam pobiegać.
Tylko bieganie daje mi czas na osobiste przemyślenia. Nogi niosły mnie przed siebie byleby się nie zatrzymywać w miejscu. Wiedziałam, że bliźnięta są teraz w dobrych rękach, więc mam czas dla siebie.
Dlaczego tak szybko padłam jak jakaś kłoda na tą podłogę? Czy jestem aż tak złą nefilim?
Może tak na prawdę to nie dla mnie to wszystko a ja powinnam pozostać w świecie przyziemnych nigdy nie odkrywając prawdziwej siebie? Chociaż wtedy nie pomogłabym w uratowaniu świata cieni pokonując Valentine'a a wtedy nie wiadomo co by się stało..
Nie wiem dlaczego dopadły mnie wątpliwości jeśli chodzi o świat nocnych łowców. Zdałam sobie teraz sprawę, że tutaj nie ma czasu na jakiekolwiek słabości. Muszę być silna inaczej polegnę. Muszę być dla siebie, Jace'a, rodziny a najważniejsze dla bliźniąt. One są moim priorytetem. Nie dlatego, że mają jakąś magiczną moc o której nikt nie wie, ale dlatego, że je urodziłam a to połączyło nas jakąś więzią. Zapewne matczyną.
Wróciłam do Instytutu rozumiejąc to, że nie mogę być najlepsza czy najwspanialsza, ale ważne bym była tylko sobą nikim innym. Przekąsiłam coś, pobawiłam się z dziećmi przepraszając ukochanego o mojego focha by następnie wrócić na salę treningową.
Po dwóch godzinach pot lał się ze mnie strumieniami a co najgorsze czułam na sobie czyjś wzrok. Słysząc świst w powietrzu automatycznie się uchyliłam i miałam szczęście. W ścianę koło mnie wbite było ostrze. Spojrzałam na rękojeść, a wtedy wiedziałam do kogo należy.
- MALCOLM! - krzyknęłam rozglądając się za tym głupkiem. Siedział uśmiechnięty na belce na dużej wysokości z kolejnym nożem w ręce - Co Ty robisz?
- Pomagam Ci - zeskoczył i z gracją wylądował na ziemi by móc do mnie podejść - Powinnaś się tu rozluźnić - odparł dotykając moich mięśni brzucha i stopniowo się zbliżając nie zdejmując rąk z mojego ciała
- Przestań.
- Nie zamierzam - warknął i wyszedł z pomieszczenia zostawiając mnie zdezorientowaną. O co mu chodziło?
Minął tydzień od mojego pojawienia się w Instytucie, a razem ze mną zjawił się Malcolm - mężczyzna, który mnie uratował i zawdzięczam mu życie. Nasza dwójka została w Nowym Jorku i próbowała odnaleźć się na nowo w tym miejscu. Zostaliśmy gorąco powitani przez Lightwoodów, Luke'a, Magnusa sypiącego brokatem, Jonathana oraz Tris, która jedynie cieszyła się z przybycia Malcolma. Cóż nie można mieć wszystkiego.
Z Eleną i Tobiasem spędzałam tyle czasu ile tylko mogłam. Dzieci są tak podobne do mnie i do Jace'a, że na miejscu ukochanego nie siedziałabym przy nich gdyby on zaginął tak nas przypominają. Wpatrują się w Ciebie szmaragdowymi oczkami i posyłają niewinne uśmiechy - za taki widok mogę oddać wszystko nawet własne szczęście i dopiero teraz zdaję sobie z tego sprawę.
Dzisiaj jest ten dzień, w którym wznawiamy treningi dla mnie. Rano ćwiczę z Jace'm a wieczorem mam doskonalić swoje umiejętności sama. Razem z blondynem weszliśmy do sali treningowej gdzie od razu złotooki rzucił się na mnie powalając mnie na ziemię i przygważdżając ręce koło głowy. Świetnie już widzę nasz trening, ale nie taki jak być powinien.
- Możemy zacząć trening? Wiesz, że Cię kocham, ale powstrzymaj się na chwilę - powiedziałam wyraźnie znudzona wybrykami Jace'a. Przez cały tydzień latał za mną jak jakiś sługa i nie odstępował na krok no chyba, że szłam do łazienki, ale to też nie zawsze działało.
- Nie potrafię skarbie tak mi Ciebie brakowało - odparł delikatnie łącząc nasze wargi w krótkim pocałunku - Dobrze rozpoczynamy rzeź
Trening na samym początku nie był trudny - wchodzenie po linie, równowaga, skoki, ale najgorsze dopiero przede mną - walka z blondynem.
Miałam pełny wybór broni do wyboru, ale postanowiłam najpierw zobaczyć co wybiera mój przeciwnik. Tak jak myślałam wybrał dwa miecze po jednym do ręki, oraz gwiazdki do rzucania. Nadeszła moja kolej i ja postawiłam na krótkie ostrza, oraz miecz oburęczny i ukochany bicz Isabelle. Nie byłam przekonana do mojego wyboru, ale nadzieja matką głupich a każdą matkę trzeba kochać.
Stanęliśmy na przeciwko siebie i zaczęliśmy się okrążać jak jakieś drapieżniki. Żadne z nas nie chciało zaatakować pierwsze, więc ja to zrobiłam. W momencie odparł mój atak i powalił kopniakiem w kolano. Automatycznie przyklękłam na drugie kolano a on w tym czasie dobił mnie i padłam na podłogę jak długa. Wiedziałam, że wypadłam z formy no, ale nie aż tak! Zawsze z nim wygrywałam albo remisowałam a teraz? Wstyd jak cholera..
- Nie przejmuj się ja jestem po prostu nie do pokonania - odparł z szerokim uśmiechem na twarzy podając mi rękę. Odtrąciłam ją i wstałam bez jego pomocy. Spojrzał na mnie zdziwiony, ale nie odezwał się
- Taka nefilim jak ja przegrała zaledwie w trzydzieści sekund. Rozumiesz?! Trzydzieści! - krzyknęłam a następnie oburzona wyszłam z sali treningowej.
Weszłam do kuchni napić się wody gdzie siedzieli zdyszani Izzy, Alec, Jonathan i Magnus. Cała czwórka momentalnie jak mnie zobaczyła miała przerażone miny jakbym miała ich zaraz conajmniej zjeść.
- O co chodzi? Czemu się tak na mnie gapicie? - warknęłam
- Nie denerwuj się, ale... podglądaliśmy was na treningu - powiedział spokojnie Alec pewnie chcąc abym nie wybuchła
- Czyli widzieliście to. Super - odparłam i wyszłam pobiegać.
Tylko bieganie daje mi czas na osobiste przemyślenia. Nogi niosły mnie przed siebie byleby się nie zatrzymywać w miejscu. Wiedziałam, że bliźnięta są teraz w dobrych rękach, więc mam czas dla siebie.
Dlaczego tak szybko padłam jak jakaś kłoda na tą podłogę? Czy jestem aż tak złą nefilim?
Może tak na prawdę to nie dla mnie to wszystko a ja powinnam pozostać w świecie przyziemnych nigdy nie odkrywając prawdziwej siebie? Chociaż wtedy nie pomogłabym w uratowaniu świata cieni pokonując Valentine'a a wtedy nie wiadomo co by się stało..
Nie wiem dlaczego dopadły mnie wątpliwości jeśli chodzi o świat nocnych łowców. Zdałam sobie teraz sprawę, że tutaj nie ma czasu na jakiekolwiek słabości. Muszę być silna inaczej polegnę. Muszę być dla siebie, Jace'a, rodziny a najważniejsze dla bliźniąt. One są moim priorytetem. Nie dlatego, że mają jakąś magiczną moc o której nikt nie wie, ale dlatego, że je urodziłam a to połączyło nas jakąś więzią. Zapewne matczyną.
Wróciłam do Instytutu rozumiejąc to, że nie mogę być najlepsza czy najwspanialsza, ale ważne bym była tylko sobą nikim innym. Przekąsiłam coś, pobawiłam się z dziećmi przepraszając ukochanego o mojego focha by następnie wrócić na salę treningową.
Po dwóch godzinach pot lał się ze mnie strumieniami a co najgorsze czułam na sobie czyjś wzrok. Słysząc świst w powietrzu automatycznie się uchyliłam i miałam szczęście. W ścianę koło mnie wbite było ostrze. Spojrzałam na rękojeść, a wtedy wiedziałam do kogo należy.
- MALCOLM! - krzyknęłam rozglądając się za tym głupkiem. Siedział uśmiechnięty na belce na dużej wysokości z kolejnym nożem w ręce - Co Ty robisz?
- Pomagam Ci - zeskoczył i z gracją wylądował na ziemi by móc do mnie podejść - Powinnaś się tu rozluźnić - odparł dotykając moich mięśni brzucha i stopniowo się zbliżając nie zdejmując rąk z mojego ciała
- Przestań.
- Nie zamierzam - warknął i wyszedł z pomieszczenia zostawiając mnie zdezorientowaną. O co mu chodziło?
czwartek, 26 maja 2016
LBA!
No tak kolejne LBA przez które można dowiedzieć się o mnie więcej ;)
Serdecznie dziękuję A. Fairchild link do bloga za nominację i dodaję, że ubóstwiam Twój styl pisania staruszko ;)
Kolejne podziękowania kieruje do Ms. Veronica link do bloga gdzie również wtrące swoje zdanie czyli nie przestawaj pisać i oczekuje kolejnego rozdziału młoda!
To najpierw pytania od Pani Fairchild ;P
Mam wymienić 11 książek, seriali, filmów lub piosenek razem z wytłumaczeniem dlaczego je lubię.
MATKO BOSKA ciężko bo nie mam jakiejś listy ulubionych rzeczy, ale spróbuję.
1. Cały cykl "Akademii Wampirów" autorstwa Richelle Mead - Opowiada o życiu wampirów : moroi (pełnokrwiste wampiry) i dampirów (człowiekowampir), przyjaźni oraz co najważniejsze miłości.
Książki czyta się bardzo przyjemnie, a co najważniejsze fabuła potrafi wciągać. Jak zaczynałam czytać o 15 to mogłam to robić do 7 rano byleby poznać ciąg dalszy. Oczywiście nie obyło się bez łez, a na miejscu głównej bohaterki nie postąpiłabym inaczej, więc nie irytowała mnie tak jak w niektórych to robią.
2. Gdyby ten cykl nie znalazł się tutaj to osoby czytające tego bloga obrzuciłyby mnie błotem. "Dary Anioła" Cassandry Clare. Każda część podczas, której Clary poznaje coraz bardziej świat, o którym wcześniej nie wiedziała, oraz samą siebie potrafi człowieka doprowadzić do radości a nawet i płaczu. Przyjaźń, miłość, nienawiść, a także zmiany wewnętrzne bohaterów są fantastyczne. Wisienką na torcie jest ten sarkastyczny, ale kochany przez każdego Jace.
3. Cykl "Demony" napisane przez Lisę Desrochers niestety nie dane mi było przeczytać trzeciej części bo polskiego tłumaczenia nie ma. Z jednej strony jest anioł - Gabe, a z drugiej Luc gdzie między nimi jest dziewczyna, która musi zostać oznaczona albo przez niebo albo przez piekło. Dziewczyna pragnie tak na prawdę oby dwóch, ale są momenty kiedy musi wybrać.
Kogo wybrała nie wiem co mnie bardzo boli. Fabuła świetna, a po przeczytaniu drugiej części siedziałam wbita w fotel przez 30 minut nim ogarnęłam co się stało. Główna bohaterka mnie nie denerwowała, więc gorąco polecam.
4. Książki z cyklu "Kroniki Obdarzonych" Kami Garcia i Margaret Stohl. Postacie z niezwykłymi darami, a pośród nich jedna dziewczyna Lena. Ethan zdolny do poświęcenia, bardzo ciekawski a zarazem troskliwy w niektórych momentach poruszył moje serduszko. Czyta się szybko i przyjemnie, co uwielbiam bo czytałam książki gdzie były tak nudne, że przerzucałam strony.
5. "Intruz" Stephanie Meyer. Właśnie spoglądam na tą książkę, leży gdzieś 30 cm ode mnie, a ja zatrzymałam się na 9 rozdziale. Fabuła sama w sobie jest genialna! Dusze pomieszkujące w ludzkich istotach mające ich wspomnienia coś niesamowitego. Główna bohaterka dla mnie trochę nijaka jeśli chodzi o duszę - Wagabundę, ale Melanie potrafi pokazać gdzie jest miejsce Wandy.
6. Hobbit J.R.R.Tolkiena tu się przyznam jedyna lektura szkolna którą przeczytałam i jedyna którą pokochałam. Przygody tutaj opisane, opisy krajobrazu oraz sama postać nic dodać nic ująć. Czyta się według mnie lepiej niż "Władcę Pierścieni". Dzięki tej książce miałam o kim pisać charakterystykę na egzaminie gimnazjalnym :P
7. Niezgodna Veronici Roth ubóstwiam wszystkie książki mimo bardzo przykrego zakończenia. Uważam, że bardzo dobrze iż autorka nie zakończyła jej happy endem chociaż chciałabym wiedzieć jak dalej będzie żył Cztery z Tris.
8. Pamiętniki Wampirów autorstwa Lisy Jane Smith - Tak jak w serialu jest jedna dziewczyna i dwóch wampirów, którzy żywią do niej uczucia. Przedstawiona została również przyjaźń, ale głównym wątkiem są rozterki miłosne Eleny.
Tomów jest 13, ale według mnie najlepiej skończyć czytać po 3 lub 5 części. Opowieść sama w sobie jest interesujące i również potrafi sprawić, że czytelnik nie może się od niej oderwać, ale gdy zagłębiamy się w kolejne tomy uważam, że tu już autorzy (w pewnej chwili jest ich dwójka chyba po 3-5 tomie?) puścili za duże wodze fantazji.
9. Nowele Sookie Stackhouse napisane przez Charlaine Harris. Książki kocham w sumie tylko za Erica, Alcide'a, Clauda, Claudine oraz Pam. Erica pragnę mieć w domu by mi służył. Ta osobowość, seksapil i ahh samo wyobrażenie to chodzący ideał. Główna bohaterka w pewnych momentach wkurza dosłownie, ale dla samych postaci pobocznych i tego co się z nimi dzieje czytałam wytrwale. Łatwa i przyjemna w czytaniu, ale tak jak mówię Sookie należy czasem do osób irytujących - zresztą w serialu jest to samo.
10. Oskar i Pani Róża. Książka, która jako pierwsza doprowadziła mnie do takich łez. Oskar chory chłopak poznaje Różę dzięki, której każdy dzień przeżywa tak jakby miał przeżyć kilka lat. Odkrywa co znaczy być dorosłym i co oznacza miłość oraz przyjaźń. Niestety jak większość osób z ciężką białaczką w dodatku na tamte lata nie spędził wiele czasu odkrywając życie. Krótka, a zarazem pouczająca książka - doceniaj wszystko co masz, żyj tym co dzieje się teraz.
11. Książka nie istnieje na mojej liście mimo, że czytałam ich tak wiele. Mogłabym dodać pierwszą lepszą z biblioteczki, ale nie chcę. Żadna już nie nauczyła mnie czegoś lub nie doprowadziła do emocji bądź przemyśleń. Mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone.
EDIT:
Jednak po dłuższym namyśle książka się znalazła. A właściwie książki tworzące cykl "Upadli". Ukazuje ona poświęcenie się dla miłości. Główna bohaterka w pierwszej części dowiaduje się, że chłopak, który jej się podoba co 17 lat widuje jej śmierć. Sama musi odkryć dlaczego tak się dzieje a zarazem spotyka ją wiele, czasem przykrych, rzeczy stających na drodze do połączenia się z ukochanym. Po przeczytaniu jej jedyne co przychodziło mi na myśl to było, że nie ważne co masz, ale bez miłości jesteś niczym.
Podsumowując miłość i przyjaźń jest wszędzie, ale każda książka przekazuje inne wartości.
Teraz Pytania od Veronici.
1. Twoja ulubiona stylizacja na wiosenny dzień?
Czarne spodnie typu rurki, bluzka z krótkim rękawkiem i dekoltem bądź top bez ramiączek w jednej barwie i na to skórzana kurtka. Na stopach beżowe balerinki z kokardką lub granatowo-różowe sportowe buty ;)
2. Zastanawiasz się kim chciałabyś zostać w przyszłości?
Codziennie bo za rok matura, a ja dalej nie wiem co chcę robić.
3. Twoje hobby/ pasja po za pisaniem bloga?
Gotowanie, mimo że nie potrafię, oraz gry :)
4. Co sądzisz o reinkarnacji?
Uważam, że istnieje, ponieważ nasza dusza musi mieć inne życie poza tym jednym, które przeżyliśmy. Nie może od tak sobie odejść gdzieś (nieba, piekła, czyśćca whatever ja w takie coś nie wierzę).
5. Jak opisałabyś siebie w sześciu słowach?
Rudy, sarkastyczny, emocjonalny człowiek na uboczu.
Dziękuję za pytania i nominuję do podania 10 faktów o sobie + książki, filmy, seriale, piosenki czy cokolwiek innego co polecacie.
Nominuję :
Ola z http://tak-bardzo-cie-kocham-roza.blogspot.com
Karinga z http://mojaroza.blogspot.com
Serdecznie dziękuję A. Fairchild link do bloga za nominację i dodaję, że ubóstwiam Twój styl pisania staruszko ;)
Kolejne podziękowania kieruje do Ms. Veronica link do bloga gdzie również wtrące swoje zdanie czyli nie przestawaj pisać i oczekuje kolejnego rozdziału młoda!
To najpierw pytania od Pani Fairchild ;P
Mam wymienić 11 książek, seriali, filmów lub piosenek razem z wytłumaczeniem dlaczego je lubię.
MATKO BOSKA ciężko bo nie mam jakiejś listy ulubionych rzeczy, ale spróbuję.
1. Cały cykl "Akademii Wampirów" autorstwa Richelle Mead - Opowiada o życiu wampirów : moroi (pełnokrwiste wampiry) i dampirów (człowiekowampir), przyjaźni oraz co najważniejsze miłości.
Książki czyta się bardzo przyjemnie, a co najważniejsze fabuła potrafi wciągać. Jak zaczynałam czytać o 15 to mogłam to robić do 7 rano byleby poznać ciąg dalszy. Oczywiście nie obyło się bez łez, a na miejscu głównej bohaterki nie postąpiłabym inaczej, więc nie irytowała mnie tak jak w niektórych to robią.
2. Gdyby ten cykl nie znalazł się tutaj to osoby czytające tego bloga obrzuciłyby mnie błotem. "Dary Anioła" Cassandry Clare. Każda część podczas, której Clary poznaje coraz bardziej świat, o którym wcześniej nie wiedziała, oraz samą siebie potrafi człowieka doprowadzić do radości a nawet i płaczu. Przyjaźń, miłość, nienawiść, a także zmiany wewnętrzne bohaterów są fantastyczne. Wisienką na torcie jest ten sarkastyczny, ale kochany przez każdego Jace.
3. Cykl "Demony" napisane przez Lisę Desrochers niestety nie dane mi było przeczytać trzeciej części bo polskiego tłumaczenia nie ma. Z jednej strony jest anioł - Gabe, a z drugiej Luc gdzie między nimi jest dziewczyna, która musi zostać oznaczona albo przez niebo albo przez piekło. Dziewczyna pragnie tak na prawdę oby dwóch, ale są momenty kiedy musi wybrać.
Kogo wybrała nie wiem co mnie bardzo boli. Fabuła świetna, a po przeczytaniu drugiej części siedziałam wbita w fotel przez 30 minut nim ogarnęłam co się stało. Główna bohaterka mnie nie denerwowała, więc gorąco polecam.
4. Książki z cyklu "Kroniki Obdarzonych" Kami Garcia i Margaret Stohl. Postacie z niezwykłymi darami, a pośród nich jedna dziewczyna Lena. Ethan zdolny do poświęcenia, bardzo ciekawski a zarazem troskliwy w niektórych momentach poruszył moje serduszko. Czyta się szybko i przyjemnie, co uwielbiam bo czytałam książki gdzie były tak nudne, że przerzucałam strony.
5. "Intruz" Stephanie Meyer. Właśnie spoglądam na tą książkę, leży gdzieś 30 cm ode mnie, a ja zatrzymałam się na 9 rozdziale. Fabuła sama w sobie jest genialna! Dusze pomieszkujące w ludzkich istotach mające ich wspomnienia coś niesamowitego. Główna bohaterka dla mnie trochę nijaka jeśli chodzi o duszę - Wagabundę, ale Melanie potrafi pokazać gdzie jest miejsce Wandy.
6. Hobbit J.R.R.Tolkiena tu się przyznam jedyna lektura szkolna którą przeczytałam i jedyna którą pokochałam. Przygody tutaj opisane, opisy krajobrazu oraz sama postać nic dodać nic ująć. Czyta się według mnie lepiej niż "Władcę Pierścieni". Dzięki tej książce miałam o kim pisać charakterystykę na egzaminie gimnazjalnym :P
7. Niezgodna Veronici Roth ubóstwiam wszystkie książki mimo bardzo przykrego zakończenia. Uważam, że bardzo dobrze iż autorka nie zakończyła jej happy endem chociaż chciałabym wiedzieć jak dalej będzie żył Cztery z Tris.
8. Pamiętniki Wampirów autorstwa Lisy Jane Smith - Tak jak w serialu jest jedna dziewczyna i dwóch wampirów, którzy żywią do niej uczucia. Przedstawiona została również przyjaźń, ale głównym wątkiem są rozterki miłosne Eleny.
Tomów jest 13, ale według mnie najlepiej skończyć czytać po 3 lub 5 części. Opowieść sama w sobie jest interesujące i również potrafi sprawić, że czytelnik nie może się od niej oderwać, ale gdy zagłębiamy się w kolejne tomy uważam, że tu już autorzy (w pewnej chwili jest ich dwójka chyba po 3-5 tomie?) puścili za duże wodze fantazji.
9. Nowele Sookie Stackhouse napisane przez Charlaine Harris. Książki kocham w sumie tylko za Erica, Alcide'a, Clauda, Claudine oraz Pam. Erica pragnę mieć w domu by mi służył. Ta osobowość, seksapil i ahh samo wyobrażenie to chodzący ideał. Główna bohaterka w pewnych momentach wkurza dosłownie, ale dla samych postaci pobocznych i tego co się z nimi dzieje czytałam wytrwale. Łatwa i przyjemna w czytaniu, ale tak jak mówię Sookie należy czasem do osób irytujących - zresztą w serialu jest to samo.
10. Oskar i Pani Róża. Książka, która jako pierwsza doprowadziła mnie do takich łez. Oskar chory chłopak poznaje Różę dzięki, której każdy dzień przeżywa tak jakby miał przeżyć kilka lat. Odkrywa co znaczy być dorosłym i co oznacza miłość oraz przyjaźń. Niestety jak większość osób z ciężką białaczką w dodatku na tamte lata nie spędził wiele czasu odkrywając życie. Krótka, a zarazem pouczająca książka - doceniaj wszystko co masz, żyj tym co dzieje się teraz.
11. Książka nie istnieje na mojej liście mimo, że czytałam ich tak wiele. Mogłabym dodać pierwszą lepszą z biblioteczki, ale nie chcę. Żadna już nie nauczyła mnie czegoś lub nie doprowadziła do emocji bądź przemyśleń. Mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone.
EDIT:
Jednak po dłuższym namyśle książka się znalazła. A właściwie książki tworzące cykl "Upadli". Ukazuje ona poświęcenie się dla miłości. Główna bohaterka w pierwszej części dowiaduje się, że chłopak, który jej się podoba co 17 lat widuje jej śmierć. Sama musi odkryć dlaczego tak się dzieje a zarazem spotyka ją wiele, czasem przykrych, rzeczy stających na drodze do połączenia się z ukochanym. Po przeczytaniu jej jedyne co przychodziło mi na myśl to było, że nie ważne co masz, ale bez miłości jesteś niczym.
Podsumowując miłość i przyjaźń jest wszędzie, ale każda książka przekazuje inne wartości.
Teraz Pytania od Veronici.
1. Twoja ulubiona stylizacja na wiosenny dzień?
Czarne spodnie typu rurki, bluzka z krótkim rękawkiem i dekoltem bądź top bez ramiączek w jednej barwie i na to skórzana kurtka. Na stopach beżowe balerinki z kokardką lub granatowo-różowe sportowe buty ;)
2. Zastanawiasz się kim chciałabyś zostać w przyszłości?
Codziennie bo za rok matura, a ja dalej nie wiem co chcę robić.
3. Twoje hobby/ pasja po za pisaniem bloga?
Gotowanie, mimo że nie potrafię, oraz gry :)
4. Co sądzisz o reinkarnacji?
Uważam, że istnieje, ponieważ nasza dusza musi mieć inne życie poza tym jednym, które przeżyliśmy. Nie może od tak sobie odejść gdzieś (nieba, piekła, czyśćca whatever ja w takie coś nie wierzę).
5. Jak opisałabyś siebie w sześciu słowach?
Rudy, sarkastyczny, emocjonalny człowiek na uboczu.
Dziękuję za pytania i nominuję do podania 10 faktów o sobie + książki, filmy, seriale, piosenki czy cokolwiek innego co polecacie.
Nominuję :
Ola z http://tak-bardzo-cie-kocham-roza.blogspot.com
Karinga z http://mojaroza.blogspot.com
poniedziałek, 23 maja 2016
Księga II Rozdział 5 - Malcolm w Instytucie
~Oczami Jace'a~
Nikt nie wie jak bardzo mi ulżyło, oraz zirytowało gdy ujrzałem mojego anioła na rękach innego nefilim. Wielką przykrość sprawiło mi to, że Clary nie pojawiła się tu z własnej, nieprzymuszonej, woli. Uważałem, że w końcu zrozumie jak bardzo potrzebują ją dzieci, rodzina, parabatai albo chociaż ja! Niestety tak się nie stało, a wręcz była gotowa zginąć tylko dlatego, że chciała poczuć się znowu jak Nocny Łowca.
Odebrałem ukochaną z rąk bruneta i zaniósł ją do skrzydła szpitalnego dokąd po chwili przyszła Isabelle. Czarnowłosa obiecała zająć się przyjaciółką, siostrą oraz parabatai bym mógł przesłuchać wybawcę Clarissy. Nocny Łowca czekał w salonie wraz z Lukiem, Aleciem i Magnusem. Usiadłem wygodnie w fotelu lustrując nefilim od stóp do głów.
- Dziękuję Ci za to, że przyniosłeś moją żonę tutaj, ale muszę wiedzieć to kim jesteś? - odparłem ze spokojem wciąż wpatrując się w sylwetkę nieznajomego
- Nazywam się Malcolm Pharren, w zeszłym miesiącu skończyłem 23 lata. Przybyłem tutaj z Sydney w Australii. Musiałem zmienić otoczenie, a słyszałem, że na demony najlepiej poluje się w Nowym Jorku gdzie w razie problemów jest Instytut Lightwoodów. Gdy znalazłem Clarissę była otoczona przez trójkę demonów i zabiłyby ją gdybym akurat nie wyszedł za klub na papierosa. Rozpoznałem kim jest, bo wiecie słynna córka Valentine'a i wielka Nocna Łowczyni, więc wiedziałem gdzie ją przynieść. Mam nadzieję, że dostanę szansę by moc zostać w Instytucie i dalej się doskonalić. - powiedział głosem opanowanym, ale stanowczym podkreślającym iż to co mówi jest prawdą.
- No cóż nie bierz tego do siebie, ale i tak musimy zaczekać aż ona się obudzi a wtedy powie co się stało - rzucił Alec przerywając przy tym ciszę panującą w pokoju
- Pójdę zobaczyć co z nią - bąknąłem po czym wyszedłem z pomieszczenia kierując się do skrzydła szpitalnego
W tym momencie pragnąłem tylko tego by Clary się obudziła. Nie musiała wracać do nas tutaj do Instytutu, najważniejsze aby była zdrowa. Malcolm wydaje się w porządku, ale i tak wolę mieć na niego oko przez jakiś czas. Czy to, że ją znalazł to tylko zbieg okoliczności? Oby tak było bo jeśli jest inaczej śmierć będzie dla niego wybawieniem.
Znalazłszy się w skrzydle szybko odszukałem łóżko z moją ukochaną. Isabelle kręciła się gdzieś niedaleko, więc była świadoma iż rudowłosa ma teraz gościa. Przysiadłem na jedynym krześle nieopodal łóżka i chwyciłem Clary za rękę. Delikatnie ją podniosłem i pocałowałem w zewnętrzną stronę dłoni. Odłożyłem ją na pościel w dalszym ciągu trzymając tą delikatną dłoń, na której zauważyłem zdartą skórę oraz siniaki. Postanowiłem obejrzeć jej obrażenia i gdy uniosłem nieskazitelnie białą pościel ujrzałem liczne zadrapania, rozcięcia wraz z siniakami. Iratze leczyło tylko większe rany, a te delikatne musiały zagoić się naturalnie. Gdybyś jej wtedy nie sprowokował nic by jej się nie stało podpowiadała mi moja podświadomość. Niechętnie muszę powiedzieć, że ma ona rację.
Siedziałem tak może z godzinę z zamkniętymi oczami i myślami daleko stąd gdy poczułem powolny i niewielki ruch. Podniosłem powieki i zauważyłem przebudzoną Clary. Mimowolnie wywołało to u mnie malutki uśmiech, który dziewczyna natychmiast odwzajemniła aby po chwili zniknął z jej twarzy.
- Hej. Jak się czujesz?
- Chyba tak jak wyglądam. Przepraszam - powiedziała a pojedyncza łza spłynęła po poliku. Zareagowałem instynktownie wycierając słonawą ciecz kciukiem.
- Nie płacz, proszę. Po prostu mi obiecaj, że nas nie zostawisz. Obiecaj, że nie zrobisz tego rodzinie, swojej parabatai, dzieciom ani mnie. - odparłem całując delikatnie skroń rudowłosej. Kocham to uczucie kiedy znajduję się tak blisko niej
- Nie popełnię tego błędu ponownie. Mogę je zobaczyć? Doceniłam, że was mam dopiero gdy przed oczami miałam już swoją własną śmierć. - rzekła ściskając mocniej moją dłoń tak jakbym zaraz miał zniknąć, a ona pragnie zatrzymać mnie dłużej.
- Patrzcie a kto tutaj jest? Mama! - krzyknęła rozradowana Isabelle. Spojrzałem w jej stronę. Na rękach trzymała Tobiasa, a za nią szedł Magnus z Eleną. Czarownik podał mi naszą córeczkę, a czarnowłosa podała naszego synka Clary. Pocałowałem malutką w główkę, na której widać było króciutkie blond włoski.
- MAGNUS! Nie syp brokatem na dzieci błagam - warknąłem strzepując resztki brokatu z różowych śpioszków
- No dobrze..
Widziałem w oczach Clary niesamowitą troskę i strach kiedy trzymała pierworodnego w rękach. Dobrze, że już po depresji nie ma śladu bo nie wiem ile jeszcze bym mógł znieść odtrącania dzieci przez ich własną matkę. Isabelle z Magnusem zabrali dzieci gdy te zaczęły robić się śpiące. Teraz czeka na mnie najtrudniejsza rozmowa na dzisiaj.
- Clary, kochanie opowiedz mi wszystko z ataku
- Byłam w Pandemonium i w składziku, w którym Ty, Alec i Isabelle zabiliście kiedyś demona, a później zauważyłam trójkę idącą na tyły. Stwierdziłam, że jak wezmę ich z zaskoczenia to sobie poradzę. Były bardzo dobrze obyte w walce, więc gdy wszyscy się na mnie rzucili nie miałam szans. Nawet nie próbowałam dalej walczyć tylko przygotowywałam się na nachodzący ból. Lecz gdy nie następował otworzyłam oczy i zobaczyłam walczącego nefilim. Więcej nie pamiętam dopóki nie obudziłam się tutaj.
- W takim razie Malcolm zostanie tutaj, w Instytucie.
Resztę dnia spędziłem rozmawiając z ukochaną o tym co działo się podczas jej nieobecności, oraz tym jak Tris wszystko zepsuła na ostatniej misji co wywołało uśmiech u Clary. Sama ona opowiadała głównie o jej przygotowaniach na wyjście do Pandemonium. Odbyliśmy na prawdę szczerą rozmowę podczas której ustaliliśmy podział obowiązków przy Elenie i Tobiasie oraz to, że musimy wznowić jej treningi. Było to priorytetem jeśli chciała kiedykolwiek zabijać jeszcze demony.
Wiem, że rozdział może być mało... emocjonujący. Starałam się, ale by rozwinąć nieco akcję potrzebuje czasu. Wracam do narracji oczami danej osoby!
Malcolm zostaje w Instytucie kto się cieszy?!
Nikt nie wie jak bardzo mi ulżyło, oraz zirytowało gdy ujrzałem mojego anioła na rękach innego nefilim. Wielką przykrość sprawiło mi to, że Clary nie pojawiła się tu z własnej, nieprzymuszonej, woli. Uważałem, że w końcu zrozumie jak bardzo potrzebują ją dzieci, rodzina, parabatai albo chociaż ja! Niestety tak się nie stało, a wręcz była gotowa zginąć tylko dlatego, że chciała poczuć się znowu jak Nocny Łowca.
Odebrałem ukochaną z rąk bruneta i zaniósł ją do skrzydła szpitalnego dokąd po chwili przyszła Isabelle. Czarnowłosa obiecała zająć się przyjaciółką, siostrą oraz parabatai bym mógł przesłuchać wybawcę Clarissy. Nocny Łowca czekał w salonie wraz z Lukiem, Aleciem i Magnusem. Usiadłem wygodnie w fotelu lustrując nefilim od stóp do głów.
- Dziękuję Ci za to, że przyniosłeś moją żonę tutaj, ale muszę wiedzieć to kim jesteś? - odparłem ze spokojem wciąż wpatrując się w sylwetkę nieznajomego
- Nazywam się Malcolm Pharren, w zeszłym miesiącu skończyłem 23 lata. Przybyłem tutaj z Sydney w Australii. Musiałem zmienić otoczenie, a słyszałem, że na demony najlepiej poluje się w Nowym Jorku gdzie w razie problemów jest Instytut Lightwoodów. Gdy znalazłem Clarissę była otoczona przez trójkę demonów i zabiłyby ją gdybym akurat nie wyszedł za klub na papierosa. Rozpoznałem kim jest, bo wiecie słynna córka Valentine'a i wielka Nocna Łowczyni, więc wiedziałem gdzie ją przynieść. Mam nadzieję, że dostanę szansę by moc zostać w Instytucie i dalej się doskonalić. - powiedział głosem opanowanym, ale stanowczym podkreślającym iż to co mówi jest prawdą.
- No cóż nie bierz tego do siebie, ale i tak musimy zaczekać aż ona się obudzi a wtedy powie co się stało - rzucił Alec przerywając przy tym ciszę panującą w pokoju
- Pójdę zobaczyć co z nią - bąknąłem po czym wyszedłem z pomieszczenia kierując się do skrzydła szpitalnego
W tym momencie pragnąłem tylko tego by Clary się obudziła. Nie musiała wracać do nas tutaj do Instytutu, najważniejsze aby była zdrowa. Malcolm wydaje się w porządku, ale i tak wolę mieć na niego oko przez jakiś czas. Czy to, że ją znalazł to tylko zbieg okoliczności? Oby tak było bo jeśli jest inaczej śmierć będzie dla niego wybawieniem.
Znalazłszy się w skrzydle szybko odszukałem łóżko z moją ukochaną. Isabelle kręciła się gdzieś niedaleko, więc była świadoma iż rudowłosa ma teraz gościa. Przysiadłem na jedynym krześle nieopodal łóżka i chwyciłem Clary za rękę. Delikatnie ją podniosłem i pocałowałem w zewnętrzną stronę dłoni. Odłożyłem ją na pościel w dalszym ciągu trzymając tą delikatną dłoń, na której zauważyłem zdartą skórę oraz siniaki. Postanowiłem obejrzeć jej obrażenia i gdy uniosłem nieskazitelnie białą pościel ujrzałem liczne zadrapania, rozcięcia wraz z siniakami. Iratze leczyło tylko większe rany, a te delikatne musiały zagoić się naturalnie. Gdybyś jej wtedy nie sprowokował nic by jej się nie stało podpowiadała mi moja podświadomość. Niechętnie muszę powiedzieć, że ma ona rację.
Siedziałem tak może z godzinę z zamkniętymi oczami i myślami daleko stąd gdy poczułem powolny i niewielki ruch. Podniosłem powieki i zauważyłem przebudzoną Clary. Mimowolnie wywołało to u mnie malutki uśmiech, który dziewczyna natychmiast odwzajemniła aby po chwili zniknął z jej twarzy.
- Hej. Jak się czujesz?
- Chyba tak jak wyglądam. Przepraszam - powiedziała a pojedyncza łza spłynęła po poliku. Zareagowałem instynktownie wycierając słonawą ciecz kciukiem.
- Nie płacz, proszę. Po prostu mi obiecaj, że nas nie zostawisz. Obiecaj, że nie zrobisz tego rodzinie, swojej parabatai, dzieciom ani mnie. - odparłem całując delikatnie skroń rudowłosej. Kocham to uczucie kiedy znajduję się tak blisko niej
- Nie popełnię tego błędu ponownie. Mogę je zobaczyć? Doceniłam, że was mam dopiero gdy przed oczami miałam już swoją własną śmierć. - rzekła ściskając mocniej moją dłoń tak jakbym zaraz miał zniknąć, a ona pragnie zatrzymać mnie dłużej.
- Patrzcie a kto tutaj jest? Mama! - krzyknęła rozradowana Isabelle. Spojrzałem w jej stronę. Na rękach trzymała Tobiasa, a za nią szedł Magnus z Eleną. Czarownik podał mi naszą córeczkę, a czarnowłosa podała naszego synka Clary. Pocałowałem malutką w główkę, na której widać było króciutkie blond włoski.
- MAGNUS! Nie syp brokatem na dzieci błagam - warknąłem strzepując resztki brokatu z różowych śpioszków
- No dobrze..
Widziałem w oczach Clary niesamowitą troskę i strach kiedy trzymała pierworodnego w rękach. Dobrze, że już po depresji nie ma śladu bo nie wiem ile jeszcze bym mógł znieść odtrącania dzieci przez ich własną matkę. Isabelle z Magnusem zabrali dzieci gdy te zaczęły robić się śpiące. Teraz czeka na mnie najtrudniejsza rozmowa na dzisiaj.
- Clary, kochanie opowiedz mi wszystko z ataku
- Byłam w Pandemonium i w składziku, w którym Ty, Alec i Isabelle zabiliście kiedyś demona, a później zauważyłam trójkę idącą na tyły. Stwierdziłam, że jak wezmę ich z zaskoczenia to sobie poradzę. Były bardzo dobrze obyte w walce, więc gdy wszyscy się na mnie rzucili nie miałam szans. Nawet nie próbowałam dalej walczyć tylko przygotowywałam się na nachodzący ból. Lecz gdy nie następował otworzyłam oczy i zobaczyłam walczącego nefilim. Więcej nie pamiętam dopóki nie obudziłam się tutaj.
- W takim razie Malcolm zostanie tutaj, w Instytucie.
Resztę dnia spędziłem rozmawiając z ukochaną o tym co działo się podczas jej nieobecności, oraz tym jak Tris wszystko zepsuła na ostatniej misji co wywołało uśmiech u Clary. Sama ona opowiadała głównie o jej przygotowaniach na wyjście do Pandemonium. Odbyliśmy na prawdę szczerą rozmowę podczas której ustaliliśmy podział obowiązków przy Elenie i Tobiasie oraz to, że musimy wznowić jej treningi. Było to priorytetem jeśli chciała kiedykolwiek zabijać jeszcze demony.
Wiem, że rozdział może być mało... emocjonujący. Starałam się, ale by rozwinąć nieco akcję potrzebuje czasu. Wracam do narracji oczami danej osoby!
Malcolm zostaje w Instytucie kto się cieszy?!
piątek, 20 maja 2016
Księga II Rozdział 4 - Brokat w oczy kole
~Narrator bezosobowy~
Minęło wiele dni odkąd ostatni raz ktokolwiek widział Clary. Nikt nie mógł jej znaleźć, ani nikt nie miał pomysłu gdzie jej szukać. Co jakiś czas któryś z nocnych łowców próbował namierzyć rudowłosą, ale kończyło się to niepowodzeniem. Niemowlęta rosły, ale rodzina Jace'a i Clarissy miała z nimi problemy. Elena wraz z Tobiasem wiecznie były niespokojne, a w nocy zamiast spać płakały. W ciągu dnia nie były skore do jedzenia tak jakby wiedziały, że ich matki nie ma obok nich.
Patrzenie na to wszystko z boku było bolesne, ale co miały powiedzieć same osoby w to zaangażowane? Bały się, iż ukochana blondwłosego Boga wśród nefilim nie wróci, albo co gorsza umrze. Jednak z tych dwóch rzeczy lepsza jest druga, ponieważ wtedy ma się pewność co z daną osobą się stało, ale zamiast tego nie wiedzą kompletnie nic.
Jace zanurzył się w papierach Instytutu i poszukiwaniach żony, a z dziećmi widywał się sporadycznie ze względu na przepiękne szmaragdowe oczy ich matki.
Jonathan w wolnym czasie od eskapad poszukiwawczych spędzał czas z zielonookimi niemowlętami, którymi zajmowała się jego dziewczyna, Isabelle. Wciąż trzymał się nadziei na to, że rudowłosa się opamięta i wróci, ale z każdym dniem wierzy w to coraz mniej.
Czarnowłosa parabatai ugania się przy dzieciach pragnąc by mniej odczuwały brak Clary. Od czasu do czasu pomoże jej przy tym białowłosy, ale teraz nie mają czasu dla siebie. Maryse zagląda codziennie i bawi się ze swoimi przyszywanymi wnukami co pozwala jej się choć na chwilę oderwać od pracy.
Alec wraz z Magnusem pojechali do Simona by wyciągnąć informację o miejscu gdzie mogła udać się ich przyjaciółka. Chłopak podał długą listę takich miejsc, więc oboje udawali się w nie po kolei wszystko skrupulatnie sprawdzając. Pewnego dnia natrafili na domek położony niedaleko Nowego Jorku aczkolwiek w chatce znaleźli tylko rzeczy należące do niej, a po samej dziewczynie śladu brak. Każdego dnia udają się w tamto miejsce z myślą, że może tam wróciła, ale jak jej tam nie było wcześniej tak nie było i teraz.
Luke wraz ze swoim stadem szukał zapachu po mieście od zmroku do świtu. Którejś z nocy gdzie przemierzali obszar koło klubu Pandemonium jedna z likantropek znalazła słaby zapach, ale podobny do zapachu z kurtki dziewczyny. Idąc tym śladem natrafili jedynie na puste miejsce tak jakby rozpłynęła się w powietrzu.
******
Prawda której nie znali była całkowicie inna. Clary została porwana przez demona, sama ona nie znała jego imienia, ale ja mówię, że nazywał się Feneks. Przetrzymywana w ciemnym pomieszczeniu, głodzona i torturowana licznymi sposobami przez kilka dni miała ochotę umrzeć. Zastanawiała się co jej odbiło by opuszczać tych których kocha, ale czasu cofnąć już nie może.
Dzisiaj dostała jedynie butelkę wody, którą od razu wypiła. Zaczęła się wtedy nastawiać na nadchodzące tortury. Feneks wszedł pewnym krokiem do pomieszczenia i zdecydowanymi ruchami usadowił Clarisse na krześle po czym związał łańcuchami, oraz zakneblował. Powoli, a zarazem boleśnie, przesuwał ostrzem swojego noża po każdym centymetrze jej rąk, obojczyka, szyi, nawet i twarzy. Dziewczyna cierpiała, ale była pewna, że pewnego dnia ktoś ją uwolni narazie jednak zemdlała z nadmiaru bólu i znacznej utraty krwi.
Gdy Feneks skończył swoje masochistyczne zabawy zostawił rudowłosą związaną bowiem co go to obchodziło? Był pewny, że ten dzień będzie taki sam jak każdy inny z tą dziewczyną : woda, tortury, odpoczynek, tortury, więcej wody, ale tym razem się mylił. Ktoś szturmował właśnie wschodnie wejście do bazy gdy demon wychodził z pokoju Clarissy. To, że dotarł tam oznaczała tylko jedno - musiał pokonać siedem demonów zostawionych do ochrony. Jeśli udałoby mu się wejść do środka to na drodze staną mu jedynie 2 demony w tym Feneks. Chciał wezwać posiłki, ale nie zdążył. W drzwiach ujrzał wysoką i dobrze zbudowaną postać. Gdy napastnik podszedł bliżej demon oniemiał. Przecież był to nefilim zawładnięty przez Kakabela, który miał wtargnąć do Instytutu.
Nocny Łowca właśnie zajmował się drugim demonem gdy Feneks nagle wszystko zrozumiał. Chciał odbić rudowłosą dziewczynę aby odstawić ją bezpiecznie do domu, a następnie być wychwalanym w nowojorskim Instytucie. A więc to był jego plan, ale jeden z najlepszych demonów Asmodeusza nie miał zamiaru się poddawać. Walczył dzielnie i mężnie dopóki nie wydał ostatniego tchnienia oblewając posoką Kakabela.
Mężczyzna od razu rzucił się ku ratunku młodej Fairchild. Musiał bowiem stworzyć pozory, że jest walecznym wojownikiem dbającym o swój gatunek nefilim. Jednak Kakabel chciał zniszczyć Instytut od środka a mógł zrobić to jedynie za pomocą ciała Nocnego Łowcy, którego o dziwo nie było trudno omamić.
Znalazłszy dziewczynę natychmiast zdjął ciężkie łańcuchy i zaczął rysować iratze na jej najpoważniejszych ranach. Wziął ją na ręce a następnie wybiegł z bazy demonów do swojej furgonetki gdzie położył dziewczynę z tyłu a sam usiadł za kierownicą obierając kierunek - Instytut w Nowym Jorku.
******
Jace, Jonathan, Luke, Alec i Magnus siedzieli w salonie omawiając jakieś nudne sprawy nie dotyczące odnajdywania żony przyjaciela. Byli już tym wszystkim zmęczeni i uważali, że jak będzie chciała być znaleziona to sama przyjdzie. Nie spodziewali się nikogo, więc usłyszawszy dzwonek do drzwi każdy z nich rzucił się w kierunku głównego wejścia starając prześcignąć się wszystkich innych, typowa zabawa siedmiolatków, a przecież na tym etapie się oni zatrzymali. Pierwszy dotarł Magnus oszukując przy tym za pomocą ataku brokatem po oczach, ale co mogli poradzić na to, że wśród nich jest koleś nie lubiący przegrywać a będący czarownikiem?
Wysoki Czarownik Brooklynu o mało nie zemdlał gdy zobaczył jakiegoś przypakowanego nocnego łowcę w czarnym stroju z promyczkiem na rękach. Na szczęście Magnus tylko lekko się zachwiał na co Alec go złapał. Gorzej zareagował Jace, który po prostu uderzył dłonią w ścianę z radości oraz złości, że jego żona się znalazła tutaj, ale nie z własnej woli. Jonathan jak to on jedynie patrzył z oczami wielkimi jak denka od słoika. Luke nie wyrażał żadnej emocji, więc ciężko mi stwierdzić czy się cieszył czy nie. Aczkolwiek uważam, że bliżej mu do tego pierwszego.
Jednak żaden z tych idiotów nie wiedział o tym, że na biodrze Clary ma narysowaną maluteńką runę, która pozwoliła Kakabelowi na delikatną modyfikację wspomnień dziewczyny. Według nich on ją uratował za Pandemonium gdzie rudowłosa nie mogła sobie poradzić z demonami, których szukała
Podoba wam się taki sposób narracji czy wolicie jednak z punktu widzenia danej osoby?
Minęło wiele dni odkąd ostatni raz ktokolwiek widział Clary. Nikt nie mógł jej znaleźć, ani nikt nie miał pomysłu gdzie jej szukać. Co jakiś czas któryś z nocnych łowców próbował namierzyć rudowłosą, ale kończyło się to niepowodzeniem. Niemowlęta rosły, ale rodzina Jace'a i Clarissy miała z nimi problemy. Elena wraz z Tobiasem wiecznie były niespokojne, a w nocy zamiast spać płakały. W ciągu dnia nie były skore do jedzenia tak jakby wiedziały, że ich matki nie ma obok nich.
Patrzenie na to wszystko z boku było bolesne, ale co miały powiedzieć same osoby w to zaangażowane? Bały się, iż ukochana blondwłosego Boga wśród nefilim nie wróci, albo co gorsza umrze. Jednak z tych dwóch rzeczy lepsza jest druga, ponieważ wtedy ma się pewność co z daną osobą się stało, ale zamiast tego nie wiedzą kompletnie nic.
Jace zanurzył się w papierach Instytutu i poszukiwaniach żony, a z dziećmi widywał się sporadycznie ze względu na przepiękne szmaragdowe oczy ich matki.
Jonathan w wolnym czasie od eskapad poszukiwawczych spędzał czas z zielonookimi niemowlętami, którymi zajmowała się jego dziewczyna, Isabelle. Wciąż trzymał się nadziei na to, że rudowłosa się opamięta i wróci, ale z każdym dniem wierzy w to coraz mniej.
Czarnowłosa parabatai ugania się przy dzieciach pragnąc by mniej odczuwały brak Clary. Od czasu do czasu pomoże jej przy tym białowłosy, ale teraz nie mają czasu dla siebie. Maryse zagląda codziennie i bawi się ze swoimi przyszywanymi wnukami co pozwala jej się choć na chwilę oderwać od pracy.
Alec wraz z Magnusem pojechali do Simona by wyciągnąć informację o miejscu gdzie mogła udać się ich przyjaciółka. Chłopak podał długą listę takich miejsc, więc oboje udawali się w nie po kolei wszystko skrupulatnie sprawdzając. Pewnego dnia natrafili na domek położony niedaleko Nowego Jorku aczkolwiek w chatce znaleźli tylko rzeczy należące do niej, a po samej dziewczynie śladu brak. Każdego dnia udają się w tamto miejsce z myślą, że może tam wróciła, ale jak jej tam nie było wcześniej tak nie było i teraz.
Luke wraz ze swoim stadem szukał zapachu po mieście od zmroku do świtu. Którejś z nocy gdzie przemierzali obszar koło klubu Pandemonium jedna z likantropek znalazła słaby zapach, ale podobny do zapachu z kurtki dziewczyny. Idąc tym śladem natrafili jedynie na puste miejsce tak jakby rozpłynęła się w powietrzu.
******
Prawda której nie znali była całkowicie inna. Clary została porwana przez demona, sama ona nie znała jego imienia, ale ja mówię, że nazywał się Feneks. Przetrzymywana w ciemnym pomieszczeniu, głodzona i torturowana licznymi sposobami przez kilka dni miała ochotę umrzeć. Zastanawiała się co jej odbiło by opuszczać tych których kocha, ale czasu cofnąć już nie może.
Dzisiaj dostała jedynie butelkę wody, którą od razu wypiła. Zaczęła się wtedy nastawiać na nadchodzące tortury. Feneks wszedł pewnym krokiem do pomieszczenia i zdecydowanymi ruchami usadowił Clarisse na krześle po czym związał łańcuchami, oraz zakneblował. Powoli, a zarazem boleśnie, przesuwał ostrzem swojego noża po każdym centymetrze jej rąk, obojczyka, szyi, nawet i twarzy. Dziewczyna cierpiała, ale była pewna, że pewnego dnia ktoś ją uwolni narazie jednak zemdlała z nadmiaru bólu i znacznej utraty krwi.
Gdy Feneks skończył swoje masochistyczne zabawy zostawił rudowłosą związaną bowiem co go to obchodziło? Był pewny, że ten dzień będzie taki sam jak każdy inny z tą dziewczyną : woda, tortury, odpoczynek, tortury, więcej wody, ale tym razem się mylił. Ktoś szturmował właśnie wschodnie wejście do bazy gdy demon wychodził z pokoju Clarissy. To, że dotarł tam oznaczała tylko jedno - musiał pokonać siedem demonów zostawionych do ochrony. Jeśli udałoby mu się wejść do środka to na drodze staną mu jedynie 2 demony w tym Feneks. Chciał wezwać posiłki, ale nie zdążył. W drzwiach ujrzał wysoką i dobrze zbudowaną postać. Gdy napastnik podszedł bliżej demon oniemiał. Przecież był to nefilim zawładnięty przez Kakabela, który miał wtargnąć do Instytutu.
Nocny Łowca właśnie zajmował się drugim demonem gdy Feneks nagle wszystko zrozumiał. Chciał odbić rudowłosą dziewczynę aby odstawić ją bezpiecznie do domu, a następnie być wychwalanym w nowojorskim Instytucie. A więc to był jego plan, ale jeden z najlepszych demonów Asmodeusza nie miał zamiaru się poddawać. Walczył dzielnie i mężnie dopóki nie wydał ostatniego tchnienia oblewając posoką Kakabela.
Mężczyzna od razu rzucił się ku ratunku młodej Fairchild. Musiał bowiem stworzyć pozory, że jest walecznym wojownikiem dbającym o swój gatunek nefilim. Jednak Kakabel chciał zniszczyć Instytut od środka a mógł zrobić to jedynie za pomocą ciała Nocnego Łowcy, którego o dziwo nie było trudno omamić.
Znalazłszy dziewczynę natychmiast zdjął ciężkie łańcuchy i zaczął rysować iratze na jej najpoważniejszych ranach. Wziął ją na ręce a następnie wybiegł z bazy demonów do swojej furgonetki gdzie położył dziewczynę z tyłu a sam usiadł za kierownicą obierając kierunek - Instytut w Nowym Jorku.
******
Jace, Jonathan, Luke, Alec i Magnus siedzieli w salonie omawiając jakieś nudne sprawy nie dotyczące odnajdywania żony przyjaciela. Byli już tym wszystkim zmęczeni i uważali, że jak będzie chciała być znaleziona to sama przyjdzie. Nie spodziewali się nikogo, więc usłyszawszy dzwonek do drzwi każdy z nich rzucił się w kierunku głównego wejścia starając prześcignąć się wszystkich innych, typowa zabawa siedmiolatków, a przecież na tym etapie się oni zatrzymali. Pierwszy dotarł Magnus oszukując przy tym za pomocą ataku brokatem po oczach, ale co mogli poradzić na to, że wśród nich jest koleś nie lubiący przegrywać a będący czarownikiem?
Wysoki Czarownik Brooklynu o mało nie zemdlał gdy zobaczył jakiegoś przypakowanego nocnego łowcę w czarnym stroju z promyczkiem na rękach. Na szczęście Magnus tylko lekko się zachwiał na co Alec go złapał. Gorzej zareagował Jace, który po prostu uderzył dłonią w ścianę z radości oraz złości, że jego żona się znalazła tutaj, ale nie z własnej woli. Jonathan jak to on jedynie patrzył z oczami wielkimi jak denka od słoika. Luke nie wyrażał żadnej emocji, więc ciężko mi stwierdzić czy się cieszył czy nie. Aczkolwiek uważam, że bliżej mu do tego pierwszego.
Jednak żaden z tych idiotów nie wiedział o tym, że na biodrze Clary ma narysowaną maluteńką runę, która pozwoliła Kakabelowi na delikatną modyfikację wspomnień dziewczyny. Według nich on ją uratował za Pandemonium gdzie rudowłosa nie mogła sobie poradzić z demonami, których szukała
Podoba wam się taki sposób narracji czy wolicie jednak z punktu widzenia danej osoby?
poniedziałek, 16 maja 2016
Link do opowiadania na Wattpadzie!
https://www.wattpad.com/story/71971064-rodzina-pierwotnych-wampir-mimo-woli
Kto jest zainteresowany serdecznie zapraszam, nie obrażę się za jakieś komentarze lub gwiazdki tam :P
Kto jest zainteresowany serdecznie zapraszam, nie obrażę się za jakieś komentarze lub gwiazdki tam :P
niedziela, 15 maja 2016
Księga II Rozdział 3 - Pandemonium i WIELKA PROŚBA
Rozdział wstawiony w niedziele ze względu na to, że jutro mogę nie zdążyć wstawić do 19
~Oczami Jace'a~
Po tym jak rudowłosa odeszła ode mnie
udałem się do pokoju gdzie odbywało się after party po
uroczystości. Jednak przez dość głośną "rozmowę" w
tym miejscu każdy zamilkł przysłuchując się jej. Rozglądając
się po pomieszczeniu widziałem twarze pełne rozczarowania, żalu a
może i nawet smutku? Wzrokiem odszukałem Elenę i Tobiasa, którzy
wiercili się niespokojnie w rękach Tessy, oraz Maryse. Podszedłem
do nich po czym złożyłem delikatny pocałunek na ich główkach.
Isabelle poprosiła czarownicę by dała jej potrzymać dziewczynkę,
a następnie razem z naszą matką ruszyła na górę zanieść
zmęczone całym dniem bliźnięta. Nikt z nas nie odezwał się
nawet słowem dopóki czarnowłose nie wróciły.
Gdy weszły do pokoju Izzy wraz ze
swoim gromiącym, nawet demony, wzrokiem podeszła do mnie i zaczęła
popychać
- Jak mogłeś. Ona uciekła! -
wykrzyczała mi prosto w twarz
- C-co-oo? - tylko tyle udało mi
się wyjąkać po czym poczułem ból na lewym policzku
- Isabelle Lightwood zostaw brata i
porozmawiajmy jak ludzie – powiedziała spokojnie Maryse
- Jak możesz być taka opanowana!?
Clary wyszła niewiadomo gdzie lub Co zamierza robić. Nic nie
wiemy, a dobrze znasz jej talent do run. Na pewno wymyśli sposób
byśmy jej nie namierzyli nim nie będzie tego chciała!
- Jace dobrze wiedziałeś, że
płomyczkowi nie jest łatwo. Po co ją prowokowałeś?! - rzucił
Magnus
- Przepraszam, ale co mam zrobić?
Moja żona ma głęboko w poważaniu nasze dzieci i robi wszystko by
nie zajmować się nimi. Co miałem zrobić? Powiedzieć "spokojnie
kochanie idź zapolować na demony, a Izzy spędzi z Eleną i
Tobiasem noc"? Chyba śnisz
- Hej, uspokójcie się wszyscy.
Clary gdzieś wybyła no cóż trudno stało się. Musimy skupić
się na odnalezieniu jej, ale nie zapominajmy o bezpieczeństwie
własnym i dzieci – odparł Jonathan. Tego to się po nim nie
spodziewałem, że będzie taki.. rozważny?
- Proponuje zaczekać dwa dni. Może
zrozumie co zrobiła i wróci, a jeśli nie to wtedy zaczniemy
szukać. Co wy na to? - zapytał Alec spoglądając na każdego z
nas. Jak jeden mąż wszyscy skinęliśmy głowami na znak, że się
zgadzamy.
Krótko jeszcze debatowaliśmy na temat
tego gdzie mogła udać się rudowłosa. Niestety żadne z nas nie
miało zielonego pojęcia, jedynie mieliśmy jakieś przypuszczenia.
Zmęczony wszystkim i obarczony winą ze strony Izzy i Magnusa
poszedłem na górę. Wszedłem do naszej sypialni a następnie do
dzieci. Moje aniołki, dosłownie aniołki, spały słodko
nieświadome tego co się teraz dzieje. Cieszę się, że są małe a
w przyszłości nie będą pamiętać tego co dzieje się teraz,
ponieważ nie potrafiłbym im tego racjonalnie wytłumaczyć.
Usiadłem koło kołysek i z delikatnie
uniesionymi kącikami ust spoglądałem na ich pogłębione w śnie
buzie.Gdyby Clary odeszła na zawsze nie mógłbym znieść patrzenia
na nie, są zbyt podobne do niej. STOP! Jace nie myśl tak, ona wróci
do was bo miłość wszystko zwycięża.
Poczułem lekkie szturchnięcie w
ramie, a gdy się odwróciłem ujrzałem Maryse poganiającą mnie do
łóżka. Musiałem zasnąć nie zdając sobie sprawy z mojego
zmęczenia.
Tej nocy nie śniło mi się kompletnie
nic, ale obudziłem się z dziwnym przeczuciem, że coś się stanie
w niedalekiej przyszłości. Wstyd się przyznać, ale martwi mnie
to.
Czas wrócić do Instytutu w Nowym
Jorku bo tylko tam będziemy bezpieczni, a budynek ten zaniedbaliśmy
przez niemowlęta.
~Oczami Clary~
Przeniosłam się do małego miasteczka
niedaleko Nowego Jorku gdzie rodzina Simona ma mały domek, ale nie
mieszkają tam. Kupili go dla małej odskoczni od wielkiego miasta.
Wiem, że robię głupio będąc tak blisko domu, ponieważ moja
rodzina może mnie łatwo wyśledzić, ale chwilowo jestem dość
dobrze zabezpieczona moją runą. Dzięki niej nie wykryją mnie
poprzez jakiekolwiek namierzanie, ale moc znaku wyczerpuje się po
jakimś czasie. Używam tego pierwszy raz, ale już wcześniej
narysowałam to dawno temu w moim notatniku po tym jak przyśniło mi
się.
Rozgościłam się w przytulnej
drewnianej chatce po czym mogłam spokojnie zasnąć.
Kolejne dni mijały mi bardzo spokojnie
na treningu w pobliskim lesie, a także zakupach zarówno spożywczych
jak i ubraniowych. Dzisiejsza noc będzie inną od tygodnia gdy
odeszłam od rodziny. Wreszcie pójdę na upragnione polowanie.
Przygotowałam wszystko czego będę potrzebowała do przyszykowania
się na bóstwo. Na sam początek ubrałam coś co przyciągnie
nieświadomie demony.
Następnie wykonałam wyrazisty makijaż
składający się z czerwonej szminki, beżowych i różowych cieni,
czarnej kreski i porządnie wytuszowanych rzęs. Długo myślałam
nad włosami, a po dłuższym namyśle postanowiłam najpierw je
przefarbować na czekoladowy brąz za pomocą szamponetki ( przez
moje rude włosy jestem zbyt rozpoznawalna w świecie demonów) by
potem związać je w tak zwanego kłosa. Wszystko uwieńczyłam
jakimiś pierdółkowatymi dodatkami i słodkimi perfumami. Na udo
założyłam kaburę (czarna skórzana opaska) do której włożyłam
kilka sztyletów, które dostałam kiedyś na urodziny od mamy.
Tak wyszykowana narysowałam na ścianie
bramę i ruszyłam myśląc o Pandemonium. Najpopularniejszy klub,
ale idąc tam ryzykowałam, że trafię na ludzi z Nowojorskiego
Instytutu.
Gdy znalazłam się przed budowlą
ruszyłam do ochroniarza, który bez problemu mnie tam wpuścił.
Wszedłszy do środka poczułam uderzający zapach potu połączonego
z alkoholem i perfumami. Niewiele myśląc ruszyłam do baru gdzie
zamówiłam drinka bym sącząc go powoli miała okazję do
namierzenia jakichś demonów. Udało mi się to bardzo szybko, więc
ruszyłam w stronę wysokiego bruneta. Gdy przeszłam obok niego
posyłając tak zwane uwodzicielskie spojrzenie stanęłam w
niewielkiej odległości od niego i zaczęłam tańczyć kręcąc
kusząco biodrami, które po ciąży trochę się powiększyły
wyglądając na bardzo kobiece. Po chwili na nich poczułam ręce
owego demona, więc kontynuowałam to co do mnie należy. Minęły
jakieś dwie piosenki po których on postanowił się odezwać
wysokim barytonem
- Taka ślicznotka jest tutaj sama?
- Tak wyszło, jak się nazywasz? -
mruknęłam zalotnie
- Zhsmael,
a Ty? - odparł odwracając mnie w swoją stronę
- Miranda
- Więc
Mirando może masz ochotę wyjść gdzieś w ustronne miejsce? -
rzucił przegryzając dolną wargę swoich pięknych pełnych ust.
Co za szkoda dla świata, że taki piękniś zaraz umrze
- Chętnie
– powiedziałam chwytając go za ręke.
Ruszyliśmy
w stronę pomieszczenia, do którego kiedyś Isabelle zwabiła
eidolona o niebieskich włosach. Gdy weszliśmy demon rzucił się na
mnie muskając wargami moje ramię, oraz szyję. Postanowiłam
działać szybko dlatego potajemnie wyciągnęłam sztylet z kabury
po czym odepchnęłam Zhsmaela czym był bardzo zdziwiony, początkowo
nie poznając z kim ma do czynienia. Dzięki Razjelowi za możliwość
ukrycia widocznych run grubą warstwą podkładu. Cichutko
wyszeptałam Radim po czym przystąpiłam do ataku. Demon szybko
zorientował się co się dzieje i próbował odpierać moje ciosy.
Zostałam kilka razy zadrapana a on jedynie ciachnięty ostrzem po
policzku. Pomyślałam, że to trwa dość długo, więc muszę
zacząć walczyć a nie się z nim cackać. Potrzebowałam tylko by
na mnie zaszarżował czego do tej pory nie zrobił ani razu.
- Demon
takiej rangi, a nie potrafi pokonać małej nefilim? Asmodeusz
wyśmiał by Cię – warknęłam
- Złotko
nie oszukujmy się, ale wypadłaś z formy. Myślisz, że jak się
przefarbujesz to nie zostaniesz rozpoznana? – odparł na co
momentalnie zbladłam, ale nie zatrzymałam okrążania się z
przeciwnikiem. Nie mogłam
- Łowcy
tak popularni jak ja najwidoczniej zawsze będą rozpoznawalni, ale
Ty? Nie masz nawet co marzyć by mnie zabić. Jesteś jedynie
sługusem, który i tak nic nie znaczy dla swojego pana. Nawet
gdybyś mnie dopadł to nic nie zmieni w twoim statusie, ale mimo to
jesteś ZA SŁABY – powiedziałam akcentując ostatnie słowa.
O
dziwo zadziałały bo demon ruszył na mnie pełen wściekłości,
która aż kapała z niego. Zaślepiony furią nawet nie zauważył,
że podskoczyłam i chwytając się lampy mogłam kopnąć go w
twarz. Zhsmael został ogłuszony, więc szybko natarłam na niego
zadając serię szybkich ciosów by następnie wbić w jego pierś
ostrze, które przeciągłam do samego dołu jego klatki piersiowej.
Walka
prosta nie była, ale udało się. Gdy wyszłam ze składziku udałam
się na tyły klubu by narysować bramę. Zajęta tą czynnością
nawet nie zauważyłam by ktoś znalazł się tuż za mną
przykładając do moich ust, oraz nosa śmierdzącą szmatę. Po
chwili wdychania tego odoru moje ciało padło na ziemię, a ja
otoczona zostałam przez ciemność.
MAM DO WAS PROŚBĘ!
Chciałam napisać takie własne opowiadanie i powstało opowiadanie o wampirach. Tak wiem oklepane, ale chciałam spróbować czy jestem choć trochę kreatywna i napisałam COŚ na wattpadzie. Gdybyście mogli ocenić jak mi wyszedł prolog i przedstawienie postaci byłabym wdzięczna!
Pierwsze wampiry powstały już w VIII wieku w małej wikińskiej wiosce na terenie Skandynawii. Pewna matka pochodząca z rodziny czarownic bojąca się o życie swojego potomstwa przygotowała skomplikowany rytuał, który miał dać jej dzieciom nieśmiertelność. Ich osada znajdowała się niedaleko gór, w których mieszkały wilkołaki określane mianem potworów księżyca. Podczas pełni owe stworzenia napadały na wioskę wikingów i odbierały życie kilku mieszkańcom rozrywając ich na kawałki.
Czarownica imieniem Blenda pewnej letniej nocy podczas gdy księżyc był wysoko na niebie i świecił jasnym światłem utworzyła okrąg składający się z 10 pochodni, które zrobione zostały z rzadkiego jak na tamte czasy drewna z wiązu górskiego, a następnie po kolei wlewała niezbędne składniki do misy. Cały rytuał uwieńczyła ofiarą w postaci małego koźlęcia błagając naturę matkę o wybaczenie bezwzględnej miłości do swoich dzieci. Zaklęcie miało dać nieśmiertelność, szybkość oraz siłę by pokonać atak wilkołaków aby nikt więcej nie ucierpiał. Blenda nie wiedziała o tym, że matka natura podaruje im także dar hipnozy, oraz jeden specjalny i niepowtarzalny dla każdego z nich, lecz jej dzieci przeżyją ostateczną śmierć wrazze swoimi potomnymi tylko wtedy gdy ktoś przebije ich serce kołkiem zrobionym z wiązu górskiego lub osłabi je esencja z wawrzynu szlachetnego. Nieświadoma matka skazała własne potomstwo na kilkuset letnie a nawet kilku tysięczne życie o ile nikt wcześniej im tego nie zabierze.
Wróciwszy do domu i przygotowawszy strawę dodała do potrawy to co znajdowało się w rytualnym naczyniu. Następnie podała jedzenie na stół by posilić dziesiątkę swoich dorosłych, jak na tamten czas, dzieci. Mąż nie wiedział o tym co planuje Blenda, ale nie mógł nic na to poradzić, ponieważ znajdował się na wyprawie 21 dni drogi od domu. Gdy potomstwo wikingów zasyciło się na tyle by móc położyć się do łóżka wszystkie odeszły do swoich kwater zostawiając matkę samą przy stole.
Kolejnym etapem było zabicie przez czarownicę własnych dzieci by te mogły doznać przemiany. Potajemnie weszła do pomieszczeń w których spały jej trzy córki i z wahaniem przebiła je mieczem. Podobnie postąpiła z siedmioma synami lecz jeden z nich zdążył spojrzeć w oczy swej matki z żalem, a ta zrozumiawszy co zrobiła zaczęła rozpaczać.
Następnego dnia Blenda przecięła swój nadgarstek by nalać do dziesięciu glinianych naczyń odrobinę swojej krwi by jej dzieci stały się prawdziwymi wampirami. Co kawałek doglądała czy żadne z jej potomstwa nie obudziło się, ale tak się nie stało aż do wieczora. Dziesięcioro ubrudzonych krwią dzieci wkroczyło do izby gdzie przebywała ich matka. Wytłumaczyła im skrupulatnie co zrobiła łamiąc przy tym prawo czarownic by żadne z nich nie umarło z rąk potworów księżyca. Nakazała im wypić to co znajdowało się w misach, a one posłusznie to zrobiło. Wtedy rozległ się krzyk każdego z nich i niewiarygodny ból rozsadzał całe ich ciało. Czarownica nie mogła nic z tym zrobić, więc pozostało jej tylko patrzeć na cierpienie potomnych.
Cały następny miesiąc był dla młodych wikingów wyzwaniem. Przez pierwsze trzy tygodnie nie mogły wychodzić na słońce, ale na całe szczęście to minęło. Dzieci Blendy miały ogromne problemy z zaspokojeniem swojego głodu i podczas wypraw nad rzekę potrafiły kogoś zabić osuszając go z krwi. Czarownica nie miała im tego za złe, ponieważ wiedziała, że to jej wina za to co przeżywają. Mijały miesiące nim dziesięcioro wampirów nauczyło się kontrolować swoje pragnienie poznając przy tym dary, którymi zostały obdarowane przez matkę natury. Wszystko to działo się oczywiście przy niewiedzy kogokolwiek z wioski bo wtedy rozpętała by się burza podczas której umarłoby wiele osób, a przy tym możliwe, że któryś z pierwotnych wampirów - tak określała ich matka.
Gdy Ivar wrócił do osady i dowiedział się co zrobiła jego ukochana żona zabił ją z furii gołymi rękoma. Dzieci nie pozostając mu dłużne osuszyły go z krwi uśmiercając przy tym na oczach innych mieszkańców Ryveny. Reszta wioski usłyszawszy o tym co się stało wygoniła dzieci wikingów bojąc się tego co mogą im zrobić.
Dziesięcioro pierwotnych początkowo trzymało się razem wędrując po całej Skandynawii a potem po całym świecie rozwijając swoje talenty i tworząc swoich potomnych. Robili to osuszając ich z odpowiedniej ilości krwi by potem podać jedynie kilka krwi swojej, a następnie uśmiercając daną osobę. Gdy "dziecko" pierwotnego budziło się miało trzy dni na spożycie czerwonej cieczy pochodzącej prosto z żyły człowieka bądź zwierzęcia. Wampiry nie będące pierwotnymi nigdy nie mogły wychodzić na słońce, ani nie posiadały żadnego daru oprócz szybkości,siły oraz hipnozy. W pewnym momencie, który określany jest jako XVII/XVIII wiek, pierwsi postanowili się rozdzielić pozostawiając swoje dawne wikińskie imiona za sobą a nadając sobie nowe.
Adrien - Wcześniej nazywał się Agnar. Umięśniony i wysoki, tak jak każdy wiking i jego bracia brunet o prostych włosach do ramion i niebiesko-zielonych oczach. Jego darem była niesamowita nawet jak na pierwotnego szybkość dzięki której kilkukrotnie uciekł przed nakryciem na pożywianiu się. Wyruszył wraz ze swoją siostrą do Australii by tam kontrolować wampiry i ustanawiać prawo, które spisali na papierze wszyscy pierwsi. Uważany za najsprawiedliwszego z rodzeństwa
Camille - Wcześniej nazywała się Cyda. Kobieca i średniego wzrostu brunetka o krótkich do podbródka prostych włosach i zielonych oczach. Jej darem był piękny głos, dzięki któremu potrafiła zwabiać najróżniejsze ofiary. Wyruszyła wraz z Adrienem do Australii. Według tego co mówili Ci, którzy ją spotkali była bezwzględna wobec każdego.
Damien - Wcześniej nazywał się Dallak. Brunet o krótkich, ale gęstych włosach i bursztynowych oczach. Jego darem była przeogromna siła, która pomogła mu zgładzić wielu wrogów swoich oraz jego rodziny. Postanowił wyruszyć do Afryki wraz z bratem. Plotki głoszą, że to maszyna do zabijania.
Stan - Wcześniej nazywał się Stein. Czarnowłosy o krótkich falowanych włosach i niebieskich oczach. Jego darem było czytanie w myślach, którego używać nie mógł jedynie na innych pierwszych, a pomógł mu odkrywać zarówno zdrajców jak i przyjaciół. Podobno zrobi wszystko dla rodziny nawet jeśli ceną jest jego życie. Wraz z Damienem przebywa w Afryce.
Jasmine - Wcześniej nazywała się Jorunn. Jej długie i proste czarne włosy sięgały aż za łopatki a czekoladowe oczy wyglądały w nocy prawie jak czerń. Jej darem było wykrywanie kłamstwa u ludzi, niestety na wampiry nie działał. Popularna ze względu na liczne łamania serc obu płci. Wyruszyła do Azji z Ericem.
Eric - Wcześniej nazywał się Eryk. Blondyn o krótkiej czuprynie i szarych oczach. Jego darem była najlepsza kontrola zarówno nad emocjami jak i nad pragnieniem. Ruszył w ślady za swoją ukochaną siostrą Jasmine. Uważany za najbardziej łagodnego wampira jaki stąpał po ziemi, ponieważ jako jedyny nikogo nie zabił.
Chuck - Wcześniej nazywał się Crase. Krótkowłosy brunet o zielonych oczach. Brat bliźniak Camille. Jego darem był również piękny głos jak u jego siostry. Każdy mówi, że to najzabawniejszy z całej rodziny pierwszych. Nie chciał wyruszyć z Camille, więc udał się do Europy.
Philip - Wcześniej nazywał się Pollo. Czarne włosy delikatnie okalały jego kark, a miodowe oczy dodawały łagodności wikińskim rysom twarzy. Jego darem było hipnotyzowanie innych wampirów bez możliwości złamania hipnozy. Zawsze opanowany i poważny co stanowiło zupełne przeciwieństwo Chucka z którym znalazł się w Europie.
Chris - Wcześniej nazywał się Yngvi. Posiada krótkie i gęste blond włosy w odcieniu miodu, oraz oczy o głębokiej zieleni. Jego darem było wchodzenie do snów, oraz wysyłanie obrazów do innych wampirów bądź ludzi. Nikt nigdy nie chce mieć z nim do czynienia, ponieważ jest najgroźniejszy i najgorszy z całej dziesiątki. Wyruszył do Ameryki wraz z trzecią siostrą.
Sarah - Wcześniej nazywała się Sygrydd. Siostra bliźniaczka Chrisa o równie pięknych blond włosach w odcieniu miodu oraz głęboko zielonych oczach. Jej darem była umiejętność latania, to znaczy wysokim unoszeniu się nad ziemią a nie lataniu jak u superbohaterów. Najbardziej kobieca i wiecznie poszukująca miłości co skutkowało byciem delikatną. Z bliźniakiem udała się do Ameryki gdzie bardzo jej się podoba.
Tak przedstawia się rodzina pierwotnych, której życie się zmienia gdy słyszy przepowiednię od czarownicy o pewnej dziewczynie. Owa osoba urodziła się jako człowiek o dwoistej naturze dzięki której ma moc taką jak Blenda. Gdy wpadnie w niepowołane ręce z jej pomocą rodzina pierwszych zostanie unicestwiona.
poniedziałek, 9 maja 2016
Rozdział
Przepraszam Was wszystkich bardzo, ale rozdziały nie pojawią się w tym tygodniu. Jako, że miałam je pisać na bieżąco a z powodu braku czasu (nauka,dom i babcia) nie mam kiedy go napisać.
Mam nadzieję, że zrozumiecie i mi wybaczycie wszystko! Na przyszły poniedziałek napiszę jakiś dłuuuugi rozdział jako wynagrodzenie.
Mam nadzieję, że zrozumiecie i mi wybaczycie wszystko! Na przyszły poniedziałek napiszę jakiś dłuuuugi rozdział jako wynagrodzenie.
piątek, 6 maja 2016
LBA! po raz 3? + info o rozdziale
Kolejne LBA!
I kolejna nominacja od Veronici, której blog chyba zna każdy kto lubi jakiekolwiek fanfiction na temat "Darów Anioła" lub "Diabelskich Maszyn"
Miałam napisać 11 faktów na mój temat, więc ...
1. Mam na imię Klaudia (tak btw. nienawidzę tego imienia ughhh!)
2. Próbując mniej więcej nakreślić mój wygląd to mam tak :
153cm wzrostu - tak,tak karzeł i w ogóle krasnal. Wiem o tym
Duże oczy w kolorze niebiesko- szarym z domieszką zieleni przy źrenicach
Włosy za łopatki aktualnie zmieniające kolor ze względu na to, że farby mają to do siebie, że się spłukują ( RUDAAAAA!!! jakimi farbami się farbujesz? Sorry musiałam zapytać) to mają kolor przechodzący z ciemnej czerwieni, intensywnej czerwieni, miedzi, rudego aż nawet do kasztanowego :D
I chyba jedyne co w sobie lubie to wyraziste brwi i pełne usta. Oj tak :P
3. Słabość do jakichkolwiek słodyczy - zjem wszystko co nie ma smaku lukrecji i mięty
4. Zdarzyło mi się jeść węża. Smakuje jak kurczak, ale taki chudszy i soczystszy ;d
5. Czarne kreski i czarne spodnie to mój znak rozpoznawczy
6. We wrześniu skończę 19 lat
7. Boże już tak mi ciężko coś napisać o sobie... O wiem! Koleżanka uknuła teorie co do moich rudych włosów, że po pierwszej koloryzacji są aż tak rzucające się w oczy ze względu na moją wewnętrzną wredotę, która musiała w końcu wyjść na zewnątrz. Można powiedzieć, że miałam takie troche ciemniejsze od marchewki ( Clary mówiła, że jej włosy są marchewkowe!)
8. Daj mi książke, a nie odezwę się ani słowem, będę czytać ją nawet od 17 do 7 rano bez przerwy (jedynie wiecie na takie niezbędne potrzeby jak jedzenie) dopóki jej nie skończę, a o następnej części lepiej nie mówić bo zniknę w pokoju dopóki nie skończę ich wszystkich.
9 Największe rozczarowanie co do końcówki przyniosła mi książka "Igrzyska Śmierci" brakowało mi w niej czegoś, zaś najgorszą książką był "Anioł" - tu to myślałam, że nie przeżyje. Postać anioła została tak oczerniona tak zepsuta, że aż nóż się w kieszeni otwiera.
10. Aktualnie słucham Shawna Mendesa i Camili Cabello " I know what you did last summer"
11. Ostatnie cóż ...
Potrafię spać do .. czasem nawet 16.. od 23. W ten sposób przesypiam młodość lub gorsze momenty mojego życia :)
I kolejne LBA tym razem od A. Fairchild jej blog <3
Cholera znowu 11 faktów nooooo ...
1.Uwielbiam seriale o nadprzyrodzonych istotach, aktualnie oglądam: The Flash, Pamiętniki Wampirów, The originals, Izombie, Shadowhunters ii to chyba na tyle? (Poleca ktoś coś?)
2. Ulubiony film to ..nie mam, ale bardzo lubię oglądać Niezgodną i Zbuntowaną ;/
3. Ulubiony kolor to czerń i fiolet
4. Mieszkam w dość dużym mieście, ale nienawidzę go ze względu na to co dzieje się tutaj od maja do sierpnia
5. Mam alergię na pyłki, skoszoną trawę i w sumie na nic więcej ;d
6 Ulubieni aktorzy Theo James, Ian Somerhalder i Joseph Morgan
7. Ulubione aktorki Milla Jovovich i Kate Beckinsale
8. Z nieznanego mi powodu uwielbiałam oglądać Wspaniałe Stulecie, oraz teraz Wspaniałe Stulecie : Sułtanka Kosem ( na necie tłumaczone z tureckiego bo na TVP tyle scen wycinają!)
9. Nienawidzę słońca, więc jestem blada jak wampir (dosłownie, szukając najjaśniejszego podkładu do ryjka każdy jest za ciemny :c)
10. Ubóstwiam kręcić włosy i ubóstwiam kręcone włosy :P
11. Jestem na turystyce, jeśli ktoś by się kiedyś wybierał to "olaboga!"
A co do rozdziału to już go wstawiłam! NIE BIJCIE I NIE NASYŁAJCIE CLAVE
I kolejna nominacja od Veronici, której blog chyba zna każdy kto lubi jakiekolwiek fanfiction na temat "Darów Anioła" lub "Diabelskich Maszyn"
Miałam napisać 11 faktów na mój temat, więc ...
1. Mam na imię Klaudia (tak btw. nienawidzę tego imienia ughhh!)
2. Próbując mniej więcej nakreślić mój wygląd to mam tak :
153cm wzrostu - tak,tak karzeł i w ogóle krasnal. Wiem o tym
Duże oczy w kolorze niebiesko- szarym z domieszką zieleni przy źrenicach
Włosy za łopatki aktualnie zmieniające kolor ze względu na to, że farby mają to do siebie, że się spłukują ( RUDAAAAA!!! jakimi farbami się farbujesz? Sorry musiałam zapytać) to mają kolor przechodzący z ciemnej czerwieni, intensywnej czerwieni, miedzi, rudego aż nawet do kasztanowego :D
I chyba jedyne co w sobie lubie to wyraziste brwi i pełne usta. Oj tak :P
3. Słabość do jakichkolwiek słodyczy - zjem wszystko co nie ma smaku lukrecji i mięty
4. Zdarzyło mi się jeść węża. Smakuje jak kurczak, ale taki chudszy i soczystszy ;d
5. Czarne kreski i czarne spodnie to mój znak rozpoznawczy
6. We wrześniu skończę 19 lat
7. Boże już tak mi ciężko coś napisać o sobie... O wiem! Koleżanka uknuła teorie co do moich rudych włosów, że po pierwszej koloryzacji są aż tak rzucające się w oczy ze względu na moją wewnętrzną wredotę, która musiała w końcu wyjść na zewnątrz. Można powiedzieć, że miałam takie troche ciemniejsze od marchewki ( Clary mówiła, że jej włosy są marchewkowe!)
8. Daj mi książke, a nie odezwę się ani słowem, będę czytać ją nawet od 17 do 7 rano bez przerwy (jedynie wiecie na takie niezbędne potrzeby jak jedzenie) dopóki jej nie skończę, a o następnej części lepiej nie mówić bo zniknę w pokoju dopóki nie skończę ich wszystkich.
9 Największe rozczarowanie co do końcówki przyniosła mi książka "Igrzyska Śmierci" brakowało mi w niej czegoś, zaś najgorszą książką był "Anioł" - tu to myślałam, że nie przeżyje. Postać anioła została tak oczerniona tak zepsuta, że aż nóż się w kieszeni otwiera.
10. Aktualnie słucham Shawna Mendesa i Camili Cabello " I know what you did last summer"
11. Ostatnie cóż ...
Potrafię spać do .. czasem nawet 16.. od 23. W ten sposób przesypiam młodość lub gorsze momenty mojego życia :)
I kolejne LBA tym razem od A. Fairchild jej blog <3
Cholera znowu 11 faktów nooooo ...
1.Uwielbiam seriale o nadprzyrodzonych istotach, aktualnie oglądam: The Flash, Pamiętniki Wampirów, The originals, Izombie, Shadowhunters ii to chyba na tyle? (Poleca ktoś coś?)
2. Ulubiony film to ..nie mam, ale bardzo lubię oglądać Niezgodną i Zbuntowaną ;/
3. Ulubiony kolor to czerń i fiolet
4. Mieszkam w dość dużym mieście, ale nienawidzę go ze względu na to co dzieje się tutaj od maja do sierpnia
5. Mam alergię na pyłki, skoszoną trawę i w sumie na nic więcej ;d
6 Ulubieni aktorzy Theo James, Ian Somerhalder i Joseph Morgan
7. Ulubione aktorki Milla Jovovich i Kate Beckinsale
8. Z nieznanego mi powodu uwielbiałam oglądać Wspaniałe Stulecie, oraz teraz Wspaniałe Stulecie : Sułtanka Kosem ( na necie tłumaczone z tureckiego bo na TVP tyle scen wycinają!)
9. Nienawidzę słońca, więc jestem blada jak wampir (dosłownie, szukając najjaśniejszego podkładu do ryjka każdy jest za ciemny :c)
10. Ubóstwiam kręcić włosy i ubóstwiam kręcone włosy :P
11. Jestem na turystyce, jeśli ktoś by się kiedyś wybierał to "olaboga!"
A co do rozdziału to już go wstawiłam! NIE BIJCIE I NIE NASYŁAJCIE CLAVE
Księga II Rozdział 2 - Rytuał czas zacząć!
~Oczami Isabelle~
Byłam w swoim pokoju i przygotowywałam się na ceremonię. Siedziałam tuż przed lustrem toaletki śmiejąc się w niebogłosy z żartów opowiadanych przez Jonathana gdy nagle zjechaliśmy na dość typowy dla nas ostatnio temat, a mianowicie jego siostrę.
- Mam wrażenie, że coś nie tak jest z Clary, Jon – powiedziałam malując na powiece czarną kreskę
- Rozmawiałaś z Jacem? Możliwe, że ona tylko jest przemęczona. No wiesz urodzić bliźniaki i zajmować się nimi to wymaga dużo siły albo cierpliwości – odparł wiercąc się na naszym łóżku. Teraz dzielimy razem pokój a kto wie co będzie potem
- Rozmawiałam. Mój brat uważa, iż mam rację. Coś jest ewidentnie nie tak. Martwię się
- Skarbie poproszę Magnusa by ją przebadał jeszcze przed ceremonią. Lepiej dmuchać na zimne jeśli chodzi o kogokolwiek z naszej rodziny – rzucił przytulając mnie od tyłu. Najwidoczniej zwlókł się z łóżka. Chwilę potem oderwał się i poszedł przebrać koszulę, ponieważ idziemy do dzieci.
Dokończyłam mój makijaż, a potem zakręciłam delikatnie moje długie włosy na lokówce. Ubrałam się i gotowa do wyjścia szukałam Jonathana. Gdy znalazłam go w łazience upewniwszy się, że jest już przygotowany za rękę ruszyliśmy do pokoju. Po drodze natknęliśmy się na Magnusa z Aleciem. Całe szczęście, że tak się stało
- Hej gołąbeczki, mamy sprawę – mruknęłam z uśmiechem w stronę brata i jego ukochanego
- Mogliśmy się tego spodziewać – odparł czarownik ubrany w fioletowy garnitur i błyszczącą, srebrną koszulę. Całość spowita była standardowo garścią kolorowego brokatu
- Potrzebujemy żebyś przebadał moją siostrę. Zauważyliśmy, że od porodu coś dziwnego się z nią dzieje. Mógłbyś to zrobić? - zapytał Jonathan tonem przepełnionym nadzieją
- Dla płomyczka wszystko. Gdzie teraz jest i co robi?
- Powinna być w swoim łóżku śpiąc. Właśnie do nich idziemy. Chodźcie z nami – zaproponowałam łapiąc brata pod ramię co nie dawało mu szansy na ucieczkę
- Ehh.. dobra – warknął znudzony
Wszyscy ruszyliśmy w stronę sypialni Jace'a i Clary. Zapukałam cichutko w drzwi, ale nie słysząc żadnej odpowiedzi prócz prawie nie słyszalnego dla ludzkiego ucha płaczu lecz dzięki runom było to możliwe. Weszłam do pokoju, a widząc iż rudowłosa śpi w najlepsze skinęłam w stronę Magnusa głową by ją przebadał natomiast z Jonathanem poszliśmy do bliźniąt. Elena niemo płakała, więc natychmiast ruszyłam w jej stronę porywając w swoje ramiona. Po chwili kołyszenia uspokoiła się. Spojrzałam na ukochanego, który właśnie zabawiał Tobiasa. Moje serduszko miękło na ten widok. Byłby wspaniałym ojcem a to co widzę tylko mnie w tym utwierdza.
Razem nakarmiliśmy dzieci mlekiem z maleńkiej lodóweczki, które podgrzaliśmy. Dzieci przebrane zostały w szkarłatne śpioszki "A czerwony do rzucania czarów." pomyślałam.
Wreszcie pojawił się Magnus lecz z jego twarzy nie mogłam niczego wyczytać. Tuż za nim wszedł Alec kręcąc niedowierzająco głową, a z drugiego pokoju usłyszałam jak Clary przechadza się po pokoju. Musiała się przebudzić
- Cóż mieliście rację. Nie jest za dobrze z płomyczkiem, ale co byłby ze mnie za Wysoki Czarownik Brooklynu jeśli nie byłbym w stanie jej pomóc? Jako kobieta, przynajmniej tak podejrzewam Iz, domyślałaś się co może być Clary, prawda?
- Uważałam, że ma depresję poporodową bo śpi i jak dzisiaj widzieliście nie zareagowała na płacz dzieci. Często łapię ją na tym, że opiekuje się nimi gdy Jace jest w pobliżu, ale nie robi tego chętnie – odpowiedziałam
- Ma coś pomiędzy depresją a psychozą poporodową. Musimy ją odciążyć w zajęciach, dać możliwość by spała wystarczająco długo, a przede wszystkim musi wyjść stąd. Proponuję by za tydzień? Zabrać ją na polowanie, ale Jace musiałby zostać z bułeczkami
- Zobaczymy co da się zrobić – powiedział równocześnie Alec z Jonathanem.
Pomogłam Clary w przygotowaniu się do uroczystości, a chłopaków zostawiłam by zajęli się Eleną, oraz Tobiasem. To nie jest nic trudnego, a Magnus po tylu latach życia powinien coś wiedzieć o opiece nad dziećmi. Rudowłosa nie odezwała się ani słowem podczas strojenia, malowania i czesania co mnie trochę zabolało. Myślałam, że porozmawiamy tak jak przed śmiercią Jocelyn gdy była na prawdę szczęśliwa. W ciąży głównie narzekała bo musiała leżeć i odpoczywać. Niestety moje oczekiwania najwidoczniej były zbyt duże, ponieważ moja parabatai wyszła z pokoju bez słowa.
Zabraliśmy dzieci równo o 18 i wyszliśmy z nimi na dwór. Jak na tę porę roku było bardzo ciepło co mnie zdziwiło. Po środku ogrodu stał kamienny stół, a wokół niego dziesięć zapalonych pochodni oznaczających narodziny nefilim. Wraz z Jonathanem położyliśmy bliźnięta na stole i usiedliśmy na swoich miejscach. Na ceremonię została zaproszona tylko rodzina wraz z najbliższymi dla nas osobami. Przy stole stał jeden z Cichych Braci i Tessa Gray odgrywająca rolę Żelaznej Siostry, a dalej stali rodzice nowych nocnych łowców.
Sam rytuał nie trwał za długo gdyż polegał głównie na składaniu przysięgi przez naszą rodzinę, że zrobimy wszystko co w ich mocy by Tobias z Eleną wyrośli na doskonałych wojowników. Kolejnym etapem było narysowanie przez Herondalów na środku stołu specjalnej runy, którą wykonali za pomocą jednej steli. Gdy to zrobili musieli nakłuć kciuk swoich dzieci tak by wypłynęła kropelka krwi, która musiała znaleźć się na świeżo narysowanym znaku. Następnie tą samą czynność powtórzyła rudowłosa z blondynem z dziećmi na rękach, Maryse z Robertem, Luke Garroway, Jonathan a na samym końcu ja z Aleciem. Magnus nie mógł złożyć tej przysięgi, ponieważ oficjalnie nie był częścią rodziny przez brak ślubu z kruczowłosym(jest takie określenie?), ale w głębi serca był dla nas tak samo bliski jakby pochodził z naszej krwi.
Potem gdy każdy z nas oddał kroplę gorącego płynu Tessa wraz z Cichym Bratem stanęła przy stole by móc odmówić specjalne zaklęcie trzymając się za ręce z Artemiuszem. Po chwili blask księżyca oświecił runę, a ta zapłonęła żywym ogniem. Był to znak, że rytuał się udał a dzieci objęte są ochroną przed potencjalnym zagrożeniem z naszego świata.
Po ceremonii wszyscy składali gratulacje i palcem naznaczali na czole niemowląt anielską runę by potem odejść we własną stronę. Z ludzi zaproszonych została tylko Tessa, na widok której Clary powinna się wreszcie uśmiechnąć.
~Oczami Clary~
Rytuał nowonarodzonych nefilim wreszcie się zakończył, a po tych wszystkich gratulacjach w końcu będę mogła się położyć. Po moim porodzie wiele się zmieniło co dotarło do mnie godzinę po wizycie Jace'a podczas której nazwaliśmy bliźnięta. Nie mam ochoty z nimi przebywać, ponieważ wiem, że wiąże się to z odstąpieniem na jakiś czas z życia nocnego łowcy na co nie mogę sobie pozwolić. Chcę ukończyć szkolenie i zabijać demony, ale nie bo mam dzieci. Wcale nie chciałam tego, to znaczy chciałam, ale nie w wieku niespełna 19 lat. Robiłam tak by niemowlętami zajmowała się rodzina Lightwoodów co im nie przeszkadzało, a przy Jacie sprawiałam wrażenie szczęśliwej, ale tak nie było. Możliwe, że dawno temu podjęłam złą decyzję dotyczącą mojego przyszłego życia. Czy gdybym mogła cofnąć czas to bym zrezygnowała z oświadczyn? Odpowiedź brzmi nie, ale nie zgodziłabym się by ślub odbył się tak szybko jak zdecydowaliśmy.
Rodzina zajmowała się dziećmi, więc chciałam się skierować do sypialni mojej i blondwłosego gdy coś a właściwie ktoś złapał mnie za nadgarstek, dość mocno. Obróciłam się, a wtedy napotkałam nerwowy wyraz twarzy mojego męża. Patrzyłam mu głęboko w oczy nie zważając na ból w nadgarstku. Ciszę przerwał on
- Clary gdzie idziesz?
- Położyć się, a co?
- Może zajęłabyś się w końcu naszymi dziećmi? - zapytał z wyrzutami w głosie dalej nie puszczając mojego nadgarstka. Założę się, że jutro będzie tam pokaźny siniak
- Dobrze wiesz, że to robię. Teraz jestem po prostu zmęczona, a zresztą Lightwoodowie to robią a sprawia im to radość – odparłam próbując wyszarpać ręke z uścisku – Jace to boli! Puść mnie
- Nie jestem ślepy Clary. Widzę, że nie chcesz z nimi spędzać czasu. Powiedz mi tylko czemu – rzucił puszczając mój nadgarstek a ja odruchowo zaczęłam go rozmasowywać
- Spędzam z nimi czas i każdy to potwierdzi – skłamałam
- Tak? Rozmawiałem już z Isabelle, a przed ceremonią z Maryse. Gdy mnie nie ma one zajmują się Eleną i Tobiasem. Co się dzieje?
- Nie chciałam
- Czego nie chciałaś? - zapytał spoglądając na mnie tym swoim typowym karcącym wzrokiem
- Nie chciałam ich. Jestem na to za młoda. Nie ukończyłam szkolenia na Nocnego Łowcę, a teraz dodatkowo nie mogę ruszać na misje! Dlaczego? Bo mamy dzieci, ale Ty możesz wszędzie chodzić a ja muszę z nimi siedzieć o to mi chodzi! - krzyknęłam, chyba za głośno bo rozmowy w innym pokoju ustały i nastała dziwna cisza. Jace spojrzał na mnie nie z miłością, ale już z żalem
- Nie chcesz to się nimi nie zajmuj. Proszę idź śmiało polować na demony i być Nocnym Łowcą! Mam własne obowiązki jak papiery w Instytucie i ważne misje, ale mimo to cieszę się, że jest Elena i Tobias. Są moją odskocznią od wszystkiego co się dzieje.
Nie wysłuchawszy wszystkiego co ma mi do powiedzenia wbiegłam po schodach na górę i ruszyłam w stronę naszej sypialni. Wyciągnęłam torbę sportową z mojej szafy, w którą zaczęłam pakować parę ubrań, bieliznę, broń, kosmetyki, ładowarkę i telefon. Podeszłam do pustej ściany w sypialni gdzie zaczęłam rysować bramę. Gdy byłam gotowa pomyślałam o ważnym dla mnie miejscu po czym weszłam w portal by się tam przenieść..
poniedziałek, 2 maja 2016
Księga II Rozdział 1 - To tylko zmęczenie
~Oczami Jace'a~
Minął tydzień od narodzin naszych
maluszków. Clary uparła się by specjalny rytuał prowadzony przez
Cichego Brata wraz z Żelazną siostrą, która odbywa się po
pojawieniu się na świecie nowych nefilim , miała miejsce jak
najszybciej. Nie spierałem się z nią bo to nie ma sensu, a lepiej
dmuchać na zimne w naszym wypadku. Skontaktowałem się z Tessą,
która była obecna przy ceremonii Clary, oraz z Cichym Bratem
Artemiuszem, który w prawdzie jest młody na swoim "stażu",
ale będzie wiedział co robić.
Ostatnie dni wraz z ukochaną spędzałem
z Eleną i Tobiasem, oraz częściowo z naszą rodziną, która
wpadała w gości poznać nasze dzieci. Pomagali nam w nauce opieki
nad niemowlakami i dawali rady. Szczególnie jestem wdzięczny Maryse
za to, że cierpliwie mi wszystko tłumaczy, a następnie ciepło
zachęca do praktyki tego co mi powiedziała. Na samym początku
bałem się, że skrzywdzę któreś z naszych kruszynek, ale
ostatecznie odważniej podchodzę do moich zadań z nimi związanymi.
Mimo to martwi mnie to czego się dowiedzieliśmy. Nasze dzieci są
wyjątkowe przez to, że oboje mamy więcej anielskiej krwi niż mieć
powinniśmy.
Nastał nowy dzień.Powoli otworzyłem
oczy po czym przetarłem je ręką, a następnie spojrzałem na
zegarek. Była 6:30, więc była to idealna pora by wstać, ponieważ
niedługo dzieci się obudzą. Robią to o określonych godzinach
zupełnie tak jakby miały wbudowany w siebie czasomierz czy coś w
tym stylu. Wstałem z łóżka i natychmiast skierowałem się do
łazienki. Rozebrawszy się wszedłem pod prysznic i puściłem
gorącą wodę. Oparłem się rękoma o ścianę dając możliwość
wodzie na dokładne obmycie mnie. Umyłem dokładnie swoje ciało
Adonisa wraz z cudownymi, miękkimi jak kaszmir złotymi włosami.
Wróciłem do sypialni owinięty jedynie ręcznikiem na moich
biodrach. Po torsie spływały jeszcze krople cieszy, a z włosów aż
kapało na ramiona z których spływała w dół. Nie rozglądając
się po pokoju pochyliłem się nad szufladą komody z bielizną
szukając odpowiednich czarnych bokserek i wziąłem naszykowane
wcześniej ubrania czyli czarne spodnie jeansowe, oraz czarną gładką
koszulę.
- Mmmm... taki widok mogę mieć
codziennie – mruknęła zaspana jeszcze Clary. Podniosłem na nią
wzrok i zobaczyłem w jej oczach miłość, ale również tęsknote
- Jeśli sobie tego życzysz
kochanie to nie ma problemu, ale brakowało mi Cię chwilę
wcześniej – odparłem zalotnie ubierając się
- Wiem Jace – powiedziała wstając
z łóżka. Szybkim krokiem ruszyła w stronę łazienki, ale przed
drzwiami zatrzymała się w miejscu i obróciła – Kocham Cię
- Ja Ciebie też aniele – rzuciłem
podchodząc do niej po czym złożyłem na jej ustach namiętny
pocałunek, który pogłębiła dodatkowo kładąc ręke na moim
ramieniu. Brakowało mi tej bliskości
Oderwaliśmy się od siebie dopiero gdy
brakło nam tchu. Rudowłosa poszła się ogarnąć a ja zostałem
sam w pokoju.
Miałem jeszcze 15 minut nim dzieci się
obudzą, więc skierowałem się do kuchni. Otworzyłem lodówkę i
zacząłem szukać czegoś dobrego. Wyjąłem potrzebne składniki do
przygotowania sałatki z kurczakiem, oraz warzywami. Po przygotowaniu
jej, oczywiście porcji dla dwóch osób, przyszykowałem jeszcze
grzanki, a następnie rozlałem soku do szklanek. Wszystko ułożyłem
na tacce by móc wrócić do sypialni, w której siedziała już
Clary. Położyłem jedzenie na stoliku i gestem zaprosiłem
rudowłosą na śniadanie. W ciszy zajadaliśmy się tym co zrobiłem
by po chwili mógł rozleść się odgłos płaczących dzieci. Nie
dadzą nam spędzić czasu we dwoje wredoty jedne.
Połączyliśmy naszą sypialnie z
sypialnią Eleny i Tobiasa a zamiast drzwi wstawiliśmy łuk aby
dokładnie słyszeć co się dzieje w tamtym pomieszczeniu, oraz
ewentualnie zareagować. Porwaliśmy się z miejsc jak poparzeni. Gdy
podeszliśmy bliżej kołysek pokazała nam się dwójka naszych
aniołków. Każde z nas wzięło dziecko, ja Tobiasa natomiast Clary
Elenę a potem usiedliśmy na kanapie. Na stoliku obok leżały już
przygotowane butelki z mlekiem co musiała zrobić moja żona gdy
byłem w kuchni. Nakarmiliśmy maluszki, zmieniliśmy pieluszki, oraz
przebraliśmy w śpioszki. Po dość długim noszeniu i można
powiedzieć "zabawie", która polega na robieniu przeze
mnie durnowatych min jakbym miał chorobę psychiczną, oraz ponownym
nakarmieniu dzieci ponownie zasnęły.
- Awwwww są takie urocze –
rzuciła Izzy, która nie wiadomo kiedy tutaj się pojawiła i
stanęła za nami
- To prawda. Po kimś to mają –
odpowiedziała rudowłosa z błyskiem w oku
- No czego się spodziewałyście
skoro mają tak idealnego ojca? - odparłem przez co dostałem od
dwóch na raz kuksańca w ramię – Auuu jesteście brutalne zołzy
jedne
- Jace... a zdzielił Cię ktoś
kiedyś w to wielkie dupsko? - zapytała moja siostra
- Wielkie dupsko? Chyba mówisz o
sobie. Mój tyłeczek to majstersztyk w najczystszej postaci, ale
zarezerwowany tylko dla Clary, więc nie podotykasz Iz
- I Bogu dzięki. Jak przygotowania
na ceremonię? - mruknęła Clary spoglądając na śpiące już
bliźnięta
- Pochodnie rozstawione, kamienny
stół przygotowany, a Tessa z Cichym Bratem mają przybyć gdy się
ściemni około 18. O wszystko zadbałem skarbie
- To dobrze. Idę się jeszcze
przespać, jestem zmęczona – powiedziała szmaragdowooka a ja
zdążyłem jedynie pocałować ją w czoło na dobranoc. Gdy wyszła
z pomieszczenia Isabelle mierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu
by po chwili powiedzieć ściszonym głosem
- Coś jest nie tak z Clary, nie
sądzisz?
- Iz ona jest tydzień po porodzie,
więc ma prawo być zmęczona. Dodatkowo opieka nad nimi nie jest
łatwa, ale masz rację coś jest nie tak. Z dziećmi przebywa jak
musi, nie uśmiecha się ostatnio, a nasz dzisiejszy pocałunek
był... inny niż zwykle
- Mam wrażenie, że ma lekką
depresję poporodową. Pogadam jeszcze z odpowiednimi osobami. Jeśli
jest tak jak mówię to nie jest dobrze. Będzie trzeba zacząć
działać jak najszybciej by depresja się nie pogłębiła –
odparła czarnowłosa
- Dobrze. Choć ja dalej uważam, że
to po prostu zmęczenie, ale zapytać nie zaszkodzi.
- Okej. Idę się szykować i wpadnę
o 15 zająć się dziećmi i je przygotować z Jonathanem.
- Byłbym wdzięczny. Muszę jeszcze
iść sprawdzić czy aby na pewno o niczym nie zapomniałem i czy
miejsce jest już gotowe – rzuciłem wychodząc z sypialni dzieci
a wchodząc do naszej.
Spojrzałem na śpiącą już, jak
mniemam, żonę. Włosy układały się w piękną aureolę a na
twarzy widniał spokój. Jednak nie widziałem już delikatnego
cienia uśmiechu, ale wory pod oczami. Była na prawdę zmęczona.
Gdybym tylko wiedział wcześniej, że
to zmęczenie to nic w porównaniu do tego co nas spotka nawet bym na
to nie zwrócił uwagi...