Kochani nadeszła ta wiekopomna chwila!
Werble proszę!
Powracam z nowym blogiem i zupełnie nowym opowiadaniem. Rozdziały planuję (wszystko może się zmienić bo jestem w klasie maturalnej, więc wiadomo jak jest) dodawać we wtorki i w soboty (tak, już w sobotę następny rozdział!).
Osoby zainteresowane serdecznie zapraszam Prolog nowej opowieści
Pozdrawiam cieplutko wszystkie moje robaczki <3
Przedstawię wam mój pomysł na ciąg dalszy wydarzeń Clary,Jace'a i ich przyjaciół
niedziela, 2 października 2016
czwartek, 8 września 2016
Challenge + Epilog po raz ostatni.
Bardzo ważna, dla mnie, notka na dole. Proszę was o przeczytanie, uważnie.
Po wielu niespodziankach, problemach, smutkach i radościach w rodzinach Herondale, Morgenstern, Lightwood-Bane zapanował spokój. Przynajmniej było tak do momentu, w którym pociechy Jace'a i Clary, Isabelle i Jonathana, Aleca oraz Magnusa nie przyprowadziły do Instytutu swoich drugich połówek, a później żon bądź mężów. Wydawać by się mogło, że wszystko zakończyło się happy endem - tak było, w wielu wypadkach.
Luke nigdy nie odnalazł szczęścia po tym jak Jocelyn odeszła. Poświęcił się całkowicie watasze od czasu do czasu odwiedzając Instytut. Zmarł kilka lat po wojnie z Asmodeuszem z powodu przewlekłej choroby nerek. Mimo, że był podziemnym, ale bardzo zasłużonym, Herondalowie otrzymali zgodę na budowę pomnika tuż obok matki Clary i wkrótce potem go postawili.
Maia odkryła prawdziwą miłość przy Francis'ie - wilkołaku poznanym podczas obrad w Alicante. Przez pierwsze kilka lat to ukrywali dopóki nie pobrali się tuż przed śmiercią Luke'a. Dziewczyna nie zrażała się tym, że odnalezienie lepszej połowy zajęło jej dużo czasu. Najważniejsze było, że w końcu ją odnalazła.
O Simonie wiadomo tyle, że był podczas bitwy z Panem Piekieł, ale jak szybko się pojawił tak szybko zniknął. Od lat nie utrzymywał kontaktu z Clary zaś ona na siłę nie próbowała z nim rozmawiać. Według tego co mówiło się w Alicante ożenił się z córką właścicieli Instytutu, do którego wyjechał i razem mają dwójkę dzieci : Martina oraz Jordana, na cześć przyjaciela z dawnych lat.
Clary, Isabelle dożyły sędziwego wieku, a Magnus towarzyszył im aż do śmierci. Dziewczyny spoglądały z cierpieniem na odejście swoich najbliższych. Najpierw Aleca, Jace'a a na końcu Jonathana. Pocieszeniem było zobaczenie jak ich wnuki oraz wnuczki dorastają.
Elena wyszła za nocnego łowcę Adama i urodziła aż trójkę dzieci.
Podobnie stało się z Tobiasem po uszy zakochanym w nefilim Arleene.
Noah ułożył sobie życie z Patrice wychowując wspólnie bliźnięta.
Kylie związała się z wampirem co nie przypadło do gustu ani Clary ani Jace'owi lecz zaakceptowali jej wybranka oraz brak wnuków od strony swojej najmłodszej córki.
Emma nie miała tyle szczęścia co jej poprzednicy i po zaledwie dwóch latach rozwiodła się z Vincentem wcześniej wydając na świat Alice.
Max poznał wspaniałą nocną łowczynię, ale nigdy nie wzięli ślubu i mieli jedno dziecko, ku rozczarowaniu swoich adoptowanych rodziców jednakże akceptowali jego decyzje i wspierali na każdym kroku.
Rafael jedynie wybił się wśród kuzynostwa i brata zostając homoseksualistą jak Magnus z Aleciem. Zakochiwał się kilkukrotnie aż nie natrafił na wilkołaka imieniem Bruno.
Ród najlepszych nocnych łowców trwał dalej, a kolejne pokolenia słuchały z dumą o tym co zrobili ich przodkowie dla świata nocnych łowców na dodatek zawsze mogąc liczyć na pomoc Magnusa Bane'a. Każda osoba w rodzinie miała, przynajmniej kilka razy, w rękach album ze zdjęciami, który dostał Jace od Clarissy pogrubiając go o kolejne zdjęcia nowych pokoleń.
Natomiast w świecie nefilim dalej występowały demony jednakże ilość osób pobłogosławionych przez anioła była wystarczająca by szybko się ich pozbyć. Zapanował spokój. Upragniony przez wiele lat.
Moi kochani to już koniec. Nie cierpię pożegnań i mam nadzieję, że to nie nasze ostatnie spotkanie. Chwilowo pracuję nad fabułą nowego opowiadania o Darach Anioła, innej historii opartej jedynie na postaciach z książki. Liczę, że będziecie chętni by wejść na tego bloga 3 października gdyż wtedy wstawię link do bloga z nowym fanfiction.
Pragnę podziękować każdemu za każdą chwilę poświęconą na czytanie moich dziewiczych rozdziałów i kilku słów od siebie. Dziękuję za każde wyświetlenie oraz za każdy komentarz. Jesteście najlepsi. Dzięki wam chciałam pisać dalej bo wiedziałam, że ktoś to czyta oprócz mnie. Jedno wielkie DZIĘKUJĘ.
Na sam koniec chciałam wstawić challenge Nocnego Łowcy (sama wymyśliłam!), który chciałam zrobić z okazji zakończenia pewnego rozdziału z Darami Anioła. Nominacje dostaje każdy kto pisze bloga związanego z książkami Cassie. Waszym zadaniem jest wstawienie zdjęcie, na którym macie namalowane przynajmniej jedną runę. Nie musicie pokazywać twarzy możecie to narysować na ręce, ramieniu gdzie chcecie i co chcecie!
Błagam nie piszcie jesteś taka i taka bo ja to doskonale wiem ;d
Nominuję :
Ms. Veronica z http://the-mortal-instruments-the-otherstory.blogspot.com
Demonica Edomu z http://obywateleedomu.blogspot.com
Magdzia Lightwood z http://death-is-only-the-beginning-tmi.blogspot.com
Mania Maja z http://ukrytetajemnice.blogspot.com
A. Fairchild z http://all-the-legends-are-true.blogspot.com
Clarissa Fairchild z http://jaceiclaryczylimiloscmimowszystko.blogspot.com
Jeśli kogoś pominęłam bardzo przepraszam, ale macie moje błogosławieństwo na zrobienie challengu! Świetna zabawa, ale nie polecam mieszać czarnego cienia z wazeliną bo bardzo ciężko się zmywa ;d
Kto napisze jakie mam na sobie runy? :D Picasso to może ze mnie nie będzie, ale damn to było trudne!
Mam nadzieję, że do usłyszenia i zobaczenia robaczki!
Po wielu niespodziankach, problemach, smutkach i radościach w rodzinach Herondale, Morgenstern, Lightwood-Bane zapanował spokój. Przynajmniej było tak do momentu, w którym pociechy Jace'a i Clary, Isabelle i Jonathana, Aleca oraz Magnusa nie przyprowadziły do Instytutu swoich drugich połówek, a później żon bądź mężów. Wydawać by się mogło, że wszystko zakończyło się happy endem - tak było, w wielu wypadkach.
Luke nigdy nie odnalazł szczęścia po tym jak Jocelyn odeszła. Poświęcił się całkowicie watasze od czasu do czasu odwiedzając Instytut. Zmarł kilka lat po wojnie z Asmodeuszem z powodu przewlekłej choroby nerek. Mimo, że był podziemnym, ale bardzo zasłużonym, Herondalowie otrzymali zgodę na budowę pomnika tuż obok matki Clary i wkrótce potem go postawili.
Maia odkryła prawdziwą miłość przy Francis'ie - wilkołaku poznanym podczas obrad w Alicante. Przez pierwsze kilka lat to ukrywali dopóki nie pobrali się tuż przed śmiercią Luke'a. Dziewczyna nie zrażała się tym, że odnalezienie lepszej połowy zajęło jej dużo czasu. Najważniejsze było, że w końcu ją odnalazła.
O Simonie wiadomo tyle, że był podczas bitwy z Panem Piekieł, ale jak szybko się pojawił tak szybko zniknął. Od lat nie utrzymywał kontaktu z Clary zaś ona na siłę nie próbowała z nim rozmawiać. Według tego co mówiło się w Alicante ożenił się z córką właścicieli Instytutu, do którego wyjechał i razem mają dwójkę dzieci : Martina oraz Jordana, na cześć przyjaciela z dawnych lat.
Clary, Isabelle dożyły sędziwego wieku, a Magnus towarzyszył im aż do śmierci. Dziewczyny spoglądały z cierpieniem na odejście swoich najbliższych. Najpierw Aleca, Jace'a a na końcu Jonathana. Pocieszeniem było zobaczenie jak ich wnuki oraz wnuczki dorastają.
Elena wyszła za nocnego łowcę Adama i urodziła aż trójkę dzieci.
Podobnie stało się z Tobiasem po uszy zakochanym w nefilim Arleene.
Noah ułożył sobie życie z Patrice wychowując wspólnie bliźnięta.
Kylie związała się z wampirem co nie przypadło do gustu ani Clary ani Jace'owi lecz zaakceptowali jej wybranka oraz brak wnuków od strony swojej najmłodszej córki.
Emma nie miała tyle szczęścia co jej poprzednicy i po zaledwie dwóch latach rozwiodła się z Vincentem wcześniej wydając na świat Alice.
Max poznał wspaniałą nocną łowczynię, ale nigdy nie wzięli ślubu i mieli jedno dziecko, ku rozczarowaniu swoich adoptowanych rodziców jednakże akceptowali jego decyzje i wspierali na każdym kroku.
Rafael jedynie wybił się wśród kuzynostwa i brata zostając homoseksualistą jak Magnus z Aleciem. Zakochiwał się kilkukrotnie aż nie natrafił na wilkołaka imieniem Bruno.
Ród najlepszych nocnych łowców trwał dalej, a kolejne pokolenia słuchały z dumą o tym co zrobili ich przodkowie dla świata nocnych łowców na dodatek zawsze mogąc liczyć na pomoc Magnusa Bane'a. Każda osoba w rodzinie miała, przynajmniej kilka razy, w rękach album ze zdjęciami, który dostał Jace od Clarissy pogrubiając go o kolejne zdjęcia nowych pokoleń.
Natomiast w świecie nefilim dalej występowały demony jednakże ilość osób pobłogosławionych przez anioła była wystarczająca by szybko się ich pozbyć. Zapanował spokój. Upragniony przez wiele lat.
Moi kochani to już koniec. Nie cierpię pożegnań i mam nadzieję, że to nie nasze ostatnie spotkanie. Chwilowo pracuję nad fabułą nowego opowiadania o Darach Anioła, innej historii opartej jedynie na postaciach z książki. Liczę, że będziecie chętni by wejść na tego bloga 3 października gdyż wtedy wstawię link do bloga z nowym fanfiction.
Pragnę podziękować każdemu za każdą chwilę poświęconą na czytanie moich dziewiczych rozdziałów i kilku słów od siebie. Dziękuję za każde wyświetlenie oraz za każdy komentarz. Jesteście najlepsi. Dzięki wam chciałam pisać dalej bo wiedziałam, że ktoś to czyta oprócz mnie. Jedno wielkie DZIĘKUJĘ.
Na sam koniec chciałam wstawić challenge Nocnego Łowcy (sama wymyśliłam!), który chciałam zrobić z okazji zakończenia pewnego rozdziału z Darami Anioła. Nominacje dostaje każdy kto pisze bloga związanego z książkami Cassie. Waszym zadaniem jest wstawienie zdjęcie, na którym macie namalowane przynajmniej jedną runę. Nie musicie pokazywać twarzy możecie to narysować na ręce, ramieniu gdzie chcecie i co chcecie!
Błagam nie piszcie jesteś taka i taka bo ja to doskonale wiem ;d
Nominuję :
Ms. Veronica z http://the-mortal-instruments-the-otherstory.blogspot.com
Demonica Edomu z http://obywateleedomu.blogspot.com
Magdzia Lightwood z http://death-is-only-the-beginning-tmi.blogspot.com
Mania Maja z http://ukrytetajemnice.blogspot.com
A. Fairchild z http://all-the-legends-are-true.blogspot.com
Clarissa Fairchild z http://jaceiclaryczylimiloscmimowszystko.blogspot.com
Jeśli kogoś pominęłam bardzo przepraszam, ale macie moje błogosławieństwo na zrobienie challengu! Świetna zabawa, ale nie polecam mieszać czarnego cienia z wazeliną bo bardzo ciężko się zmywa ;d
Kto napisze jakie mam na sobie runy? :D Picasso to może ze mnie nie będzie, ale damn to było trudne!
Mam nadzieję, że do usłyszenia i zobaczenia robaczki!
niedziela, 4 września 2016
Księga II Rozdział 24 - Koniec końców każdy wyjdzie na prostą.
~Oczami Clary~
Wchodząc za bramy Alicante nie spodziewaliśmy się, że nefilim będą tak zaangażowani pomocą dla innych nocnych łowców bądź podziemnych. Zadowolona z tego widoku w środku rozdzierała mnie jednocześnie radość, ale i smutek poprzez stratę nikomu nic winnych ludzi.
Kierowaliśmy się do Sali Anioła, wspólnie, Jace z Tobiasem przerzuconym przez ramię, a ja z Eleną na rękach. Nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem przez całą drogę. Nie potrzebne były nam słowa, które wyraziłyby to co działo się przez cały dzień. To był ostateczny koniec Asmodeusza, ale na pewno nie demonów w naszym świecie.
Wkraczając do pomieszczenia wszystkie oczy skierowały się na nas, zarówno dorosłych jak i tych młodszych. Wzrokiem szukałam naszych rodzin, ale oni znaleźli się przy nas szybciej niż udało mi się ich namierzyć. Nie zważając na to co mówią do nas położyliśmy dzieci na krzesłach, a dopiero potem spojrzeliśmy na nich. Jocelyn wydawała się zmartwiona trzymając Kylie za rękę, ale w pewnej chwili na jej twarz wypłynęła ulga gdy pochwyciła mnie w swoje ramiona. Noah wraz z Emmą posłali nam smutny uśmiech, Jonathan przytulił naszą dwójkę tak mocno, że zaczęło mi brakować tchu. Brak czarnowłosej wzbudził mój niepokój, więc spojrzałam na ukochanego, który również poszukiwał wzrokiem swoją siostrę.
- Gdzie jest Izzy, Alec, Magnus, Luke? - zapytał Jace.
- Lepiej będzie jeśli pójdziecie ze mną - wyszeptał mój brat.
Posłusznie, bez zbędnej wymiany zdań, ruszyliśmy z białowłosym. Uczucie bezradności wzrastało we mnie bez powodu. Czułam się niezdolna do pomocy wszystkim poszkodowanym, ale najważniejsze było upewnienie się, że rodzinie nic nie grozi. To był priorytet.
Za wschodnią bramą miasta, wśród drzew, ujrzeliśmy zarysy kilku postaci. Gdy podeszliśmy znacznie bliżej Jonathan wyciągnął swoje magiczne światło i w sekundzie zrobiło się jasno. Widziałam Luke'a obejmującego zapłakaną, klęczącą Isabelle, a kawałek dalej Aleca bijącego pięścią w drzewo z Magnusem próbującego go odciągnąć. Znajdując się dopiero trzy metry od czarnowłosej dojrzałam na ziemi Maryse z Robertem. Klatki nie unosiły się, a ich oczy były zamknięte. Jace rzucił się w stronę przyszywanych rodziców i złapał ich za dłonie. Ja nie mogłam się zmusić na żaden gest, Żołądek zawiązał się w supeł, nogi wrosły w ziemię, a po policzkach płynęły łzy. Jonathan widząc to porwał mnie w niedźwiedzi uścisk.
- Co się stało. Jak oni...? - wyszeptałam do jego ucha.
- Otoczyła ich grupa demonów, a Alec stał dalej walcząc z czterema innymi. Był sam. Nie pokonał ich i nie dobiegł na czas. Widział jak demony złamały kark Robertowi, a Maryse wyrwały serce. Obwinia się o śmierć rodziców. Zabiłyby również i jego, ale nagle wszystkie potwory rozpłynęły się w powietrzu. - odparł cicho. - Jak odnaleźliśmy go od tamtej pory wali w drzewa, a Iz płacze. Zostawiłem ich z Magnusem i Lukiem, a sam poszedłem do Sali Anioła. Schwytali wszystkich zdrajców wśród nefilim. Odbędzie się proces, ale nie wywiną się z tego. Zostaną straceni, a ich prochy rozsypane poza Alicante. - dodał.
Gdy wypuścił mnie z objęć podeszłam do Jace'a kładąc mu dłoń na ramieniu. Położył na mojej drobnej swoją wielką, z bliznami. Stałam tak dłuższą chwilę dopóki blondyn nie wstał z ziemi.
Długo zajęło nam pocieszanie czarnowłosego rodzeństwa i przekonywanie ich by udali się do domów, odpocząć, a my zabierzemy ciała do Sali Anioła. Zostaną pogrzebani w Cichym Mieście tam gdzie powinien być każdy nefilim, wierny swojej rasie.
~Rok później. Oczami Jace'a~
Tego dnia, w rocznicę śmierci naszych rodziców, postanowiliśmy zasiąść wszyscy przy jednym stole co zdarzało się coraz rzadziej. Noah, Elena i Tobias zamieszkali w Instytucie w Madrycie, ponieważ tam mogą nauczyć się czegoś nowego od innych ludzi zamiast tylko od nas. Jocelyn musiała wracać tam skąd przyszła gdyż wypełniła swoje zdanie, a Luke poświęcał się sforze od tego czasu. Nie chciał ponownie przeżywać jej straty choć doskonale wiedział, że ona musi kiedyś odejść.
Niedługo po wojnie okazało się, że Jonathan i Isabelle zostaną rodzicami, ponownie. Szczęście z nowego dziecka było poprzeplatane smutkiem po stracie Maryse i Robert'a, ale koniec końców czarnowłosa wyszła z dołka rodząc Alesse. Alec nigdy nie przestał się obwiniać o śmierć najbliższych, ale już się z tym nie obnosi, Magnus bardzo mu pomógł przez co rodzina była mu bardzo wdzięczna. Nie zostawiał go, wspierał i ostatecznie adoptowali dwójkę dzieci Rafaela i Maxa, które kochają jak własne.
Wszyscy zdrajcy wobec własnej rasy zostali straceni dzień po bitwie, spaleni a ich prochy rozsypane gdzieś na rozstaju dróg z dala od stolicy nocnych łowców. Tamtego dnia straciliśmy wiele naszych oraz podziemnych. Według tradycji nefilim zostali pogrzebani w Cichym Mieście ze względu na moc, którą dają kości i prochy. Wilkołaki pogrzebaliśmy na cmentarzu w Nowym Jorku najpierw przenosząc ich przez bramę narysowaną przez Clary.
Na wojnie pojawiła się również Tessa z Jemem. Walczyli zacięcie i bardzo nam pomogli. Zaprosiłem ich, ponieważ byli bliscy dla Willa, a Tessa jest również moją przodkinią.
Dzisiaj wspominaliśmy wszystkie wzloty i upadki w naszej rodzinie, każdą martwą osobę, przodków. Były łzy, śmiechy i zainteresowanie przeszłością. Cieszyliśmy się z tego, że byliśmy tu wszyscy razem zważając na to co przeszliśmy. Gdybym kiedykolwiek wiedział, iż przy tej małej, niewinnej, rudowłosej istotce przeżyję tyle wrażeń i tyle zmieni w moim życiu, nie uwierzyłbym. Rodzina to siła.
Złapałem rudowłosą za dłoń, a ona ścisnęła ją mocniej. Na jej delikatnej buzi pojawiły się zmarszczki mimiczne poprzez szeroki uśmiech, który odwzajemniłem.
- Kocham Cię Clarisso.
- Ja Ciebie też Jacie Herondalu.
Krótki, ale nie miałam potrzeby rozwlekać wszystkiego w czasie. Napisałam tyle rozdziałów, a w każdym z nich niczego nie przeciągałam bo po co? W piątek pojawi się epilog, a wraz z nim challenge, do którego nominowani zostaną wszyscy blogowi nocni łowcy. Mam nadzieję, że również przeczytacie to, co będę miała do powiedzenia na sam koniec. Ostatni rozdział nie będzie długi, ale mimo to zapraszam serdecznie do pożegnania się wraz z tym blogiem, ze mną już niekoniecznie.
Wchodząc za bramy Alicante nie spodziewaliśmy się, że nefilim będą tak zaangażowani pomocą dla innych nocnych łowców bądź podziemnych. Zadowolona z tego widoku w środku rozdzierała mnie jednocześnie radość, ale i smutek poprzez stratę nikomu nic winnych ludzi.
Kierowaliśmy się do Sali Anioła, wspólnie, Jace z Tobiasem przerzuconym przez ramię, a ja z Eleną na rękach. Nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem przez całą drogę. Nie potrzebne były nam słowa, które wyraziłyby to co działo się przez cały dzień. To był ostateczny koniec Asmodeusza, ale na pewno nie demonów w naszym świecie.
Wkraczając do pomieszczenia wszystkie oczy skierowały się na nas, zarówno dorosłych jak i tych młodszych. Wzrokiem szukałam naszych rodzin, ale oni znaleźli się przy nas szybciej niż udało mi się ich namierzyć. Nie zważając na to co mówią do nas położyliśmy dzieci na krzesłach, a dopiero potem spojrzeliśmy na nich. Jocelyn wydawała się zmartwiona trzymając Kylie za rękę, ale w pewnej chwili na jej twarz wypłynęła ulga gdy pochwyciła mnie w swoje ramiona. Noah wraz z Emmą posłali nam smutny uśmiech, Jonathan przytulił naszą dwójkę tak mocno, że zaczęło mi brakować tchu. Brak czarnowłosej wzbudził mój niepokój, więc spojrzałam na ukochanego, który również poszukiwał wzrokiem swoją siostrę.
- Gdzie jest Izzy, Alec, Magnus, Luke? - zapytał Jace.
- Lepiej będzie jeśli pójdziecie ze mną - wyszeptał mój brat.
Posłusznie, bez zbędnej wymiany zdań, ruszyliśmy z białowłosym. Uczucie bezradności wzrastało we mnie bez powodu. Czułam się niezdolna do pomocy wszystkim poszkodowanym, ale najważniejsze było upewnienie się, że rodzinie nic nie grozi. To był priorytet.
Za wschodnią bramą miasta, wśród drzew, ujrzeliśmy zarysy kilku postaci. Gdy podeszliśmy znacznie bliżej Jonathan wyciągnął swoje magiczne światło i w sekundzie zrobiło się jasno. Widziałam Luke'a obejmującego zapłakaną, klęczącą Isabelle, a kawałek dalej Aleca bijącego pięścią w drzewo z Magnusem próbującego go odciągnąć. Znajdując się dopiero trzy metry od czarnowłosej dojrzałam na ziemi Maryse z Robertem. Klatki nie unosiły się, a ich oczy były zamknięte. Jace rzucił się w stronę przyszywanych rodziców i złapał ich za dłonie. Ja nie mogłam się zmusić na żaden gest, Żołądek zawiązał się w supeł, nogi wrosły w ziemię, a po policzkach płynęły łzy. Jonathan widząc to porwał mnie w niedźwiedzi uścisk.
- Co się stało. Jak oni...? - wyszeptałam do jego ucha.
- Otoczyła ich grupa demonów, a Alec stał dalej walcząc z czterema innymi. Był sam. Nie pokonał ich i nie dobiegł na czas. Widział jak demony złamały kark Robertowi, a Maryse wyrwały serce. Obwinia się o śmierć rodziców. Zabiłyby również i jego, ale nagle wszystkie potwory rozpłynęły się w powietrzu. - odparł cicho. - Jak odnaleźliśmy go od tamtej pory wali w drzewa, a Iz płacze. Zostawiłem ich z Magnusem i Lukiem, a sam poszedłem do Sali Anioła. Schwytali wszystkich zdrajców wśród nefilim. Odbędzie się proces, ale nie wywiną się z tego. Zostaną straceni, a ich prochy rozsypane poza Alicante. - dodał.
Gdy wypuścił mnie z objęć podeszłam do Jace'a kładąc mu dłoń na ramieniu. Położył na mojej drobnej swoją wielką, z bliznami. Stałam tak dłuższą chwilę dopóki blondyn nie wstał z ziemi.
Długo zajęło nam pocieszanie czarnowłosego rodzeństwa i przekonywanie ich by udali się do domów, odpocząć, a my zabierzemy ciała do Sali Anioła. Zostaną pogrzebani w Cichym Mieście tam gdzie powinien być każdy nefilim, wierny swojej rasie.
~Rok później. Oczami Jace'a~
Tego dnia, w rocznicę śmierci naszych rodziców, postanowiliśmy zasiąść wszyscy przy jednym stole co zdarzało się coraz rzadziej. Noah, Elena i Tobias zamieszkali w Instytucie w Madrycie, ponieważ tam mogą nauczyć się czegoś nowego od innych ludzi zamiast tylko od nas. Jocelyn musiała wracać tam skąd przyszła gdyż wypełniła swoje zdanie, a Luke poświęcał się sforze od tego czasu. Nie chciał ponownie przeżywać jej straty choć doskonale wiedział, że ona musi kiedyś odejść.
Niedługo po wojnie okazało się, że Jonathan i Isabelle zostaną rodzicami, ponownie. Szczęście z nowego dziecka było poprzeplatane smutkiem po stracie Maryse i Robert'a, ale koniec końców czarnowłosa wyszła z dołka rodząc Alesse. Alec nigdy nie przestał się obwiniać o śmierć najbliższych, ale już się z tym nie obnosi, Magnus bardzo mu pomógł przez co rodzina była mu bardzo wdzięczna. Nie zostawiał go, wspierał i ostatecznie adoptowali dwójkę dzieci Rafaela i Maxa, które kochają jak własne.
Wszyscy zdrajcy wobec własnej rasy zostali straceni dzień po bitwie, spaleni a ich prochy rozsypane gdzieś na rozstaju dróg z dala od stolicy nocnych łowców. Tamtego dnia straciliśmy wiele naszych oraz podziemnych. Według tradycji nefilim zostali pogrzebani w Cichym Mieście ze względu na moc, którą dają kości i prochy. Wilkołaki pogrzebaliśmy na cmentarzu w Nowym Jorku najpierw przenosząc ich przez bramę narysowaną przez Clary.
Na wojnie pojawiła się również Tessa z Jemem. Walczyli zacięcie i bardzo nam pomogli. Zaprosiłem ich, ponieważ byli bliscy dla Willa, a Tessa jest również moją przodkinią.
Dzisiaj wspominaliśmy wszystkie wzloty i upadki w naszej rodzinie, każdą martwą osobę, przodków. Były łzy, śmiechy i zainteresowanie przeszłością. Cieszyliśmy się z tego, że byliśmy tu wszyscy razem zważając na to co przeszliśmy. Gdybym kiedykolwiek wiedział, iż przy tej małej, niewinnej, rudowłosej istotce przeżyję tyle wrażeń i tyle zmieni w moim życiu, nie uwierzyłbym. Rodzina to siła.
Złapałem rudowłosą za dłoń, a ona ścisnęła ją mocniej. Na jej delikatnej buzi pojawiły się zmarszczki mimiczne poprzez szeroki uśmiech, który odwzajemniłem.
- Kocham Cię Clarisso.
- Ja Ciebie też Jacie Herondalu.
Krótki, ale nie miałam potrzeby rozwlekać wszystkiego w czasie. Napisałam tyle rozdziałów, a w każdym z nich niczego nie przeciągałam bo po co? W piątek pojawi się epilog, a wraz z nim challenge, do którego nominowani zostaną wszyscy blogowi nocni łowcy. Mam nadzieję, że również przeczytacie to, co będę miała do powiedzenia na sam koniec. Ostatni rozdział nie będzie długi, ale mimo to zapraszam serdecznie do pożegnania się wraz z tym blogiem, ze mną już niekoniecznie.
wtorek, 30 sierpnia 2016
Info + Księga II Rozdział 23 - Skutki.
~Oczami Clary~
To wszystko było już zbyt męczące, a na dodatek depresyjne. Umarło tak wielu, a my nie mogliśmy spalić ich ciał tylko potykaliśmy się o nie. Wszystkie te twarze wykrzywione w grymasie bólu oraz cierpienia aż prosiły się o zakrycie ciała by na to nie patrzeć. Po kilku godzinach człowiek, a już zwłaszcza nefilim, przestawał zwracać na to uwagę. Liczyło się tylko to by nie dać się zabić i odnaleźć Asmodeusza po czym wystarczyłoby już zakończyć jego erę na tym i innym świecie.
Nigdzie nie widziałam Jonathana z Isabelle, Magnusa z Aleciem, Luke'a czy nawet Maryse z Robertem. Obok mnie znajdował się jedynie Jace trzymający mnie za rękę podczas naszego wspólnego biegu. Musieliśmy to wszystko zakończyć, ale czy mogliśmy? Nie byłam taka pewna. Cieszyłam się, że nasze dzieci oraz reszta rodziny była bezpieczna w Sali Anioła z innymi. Nie zniosłabym gdyby coś im się stało.
Przedzieraliśmy się zarówno przez gęstwinę drzew jak i demonów, które trzeba było zabić. Puszczaliśmy własne, splecione wcześniej, dłonie by odeprzeć atak, a następnie wbić serafickie ostrze w szatański pomiot. Ciało niemal natychmiast dostaje konwulsji by potem się rozpłynąć. Gdy już tak się stało znów biegliśmy razem szukając Asmodeusza. Jak tylko widzieliśmy innego nocnego łowcę, który potrzebował pomocy udzielaliśmy jej, ale priorytetem było odnalezienie Pana Piekieł. Żadne z nas się nie odzywało z powodu skupienia na dostrzeżeniu chociażby sylwetki podobnej do niego.
Jedna sekunda. Jeden moment, w którym zatrzymałam się łapiąc za serce. Znaleźliśmy go.
Nie tylko my..
Patrzyłam jak Elena z Tobiasem walczą z Asmodeuszem, a ja nie potrafiłam się poruszyć. Kurczowo trzymałam Jace'a za dłoń i stałam jakby wbita w ziemię.
- Clary? Musimy im pomóc - z szoku wyrwały mnie słowa blondyna. Skinęłam prawie niezauważalnie głową po czym nasza dwójka ruszyła w ich stronę.
Asmodeusz w swojej postaci mógł zaatakować tylko jedną osobę na raz, więc dzieciaki przyjęły następującą taktykę. Jedno odwracało uwagę demona, a drugie atakowało od tyłu za pomocą ich talentu, światła. Pan Piekieł krzywił się ze względu na niebiańską moc? Chyba tak lecz nigdy nie mogłam być do końca pewna jeśli chodzi o anielskie moce. Wystarczyła chwila nieuwagi Eleny podczas odwracania uwagi by pomiot szatana rzucił nią kilka metrów dalej raniąc przy tym pazurami. Z mojego gardła wydostał się krzyk na tyle głośny, że Asmodeusz zauważył mnie.
- Clarissa Morgenstern, przyszłaś oglądać jak giną Twoje dzieci? - zapytał między spazmami kpiącego śmiechu.
- Marzenie Demonie - wysyczałam po czym pobiegłam w jego stronę.
Nie obchodziły mnie krzyki mojego męża, nie obchodziły mnie dzieci. Pragnęłam śmierci tego pomiotu jak najszybciej. Czułam jak w moich żyłach pulsowała krew, a przed oczami pojawiła się runa składająca się z wielu nic nieznaczących kresek, a które razem stanowiły coś potężnego. W głowie pojawił się głos, znany mi tak dobrze. Ithuriel.
"Twoja rodzina. Dzięki niej go pokonacie. Wierzę w Ciebie córko Valentine'a, krwi z mojej krwi"
Po tych słowach wyjęłam swoje serafickie ostrze i wyszeptałam "Hesperos" po czym rozbłysło jasnym światłem. Ostrze bardzo stare, ale mimo to wciąż skuteczne. Przypominało mi o tym jak niebezpieczne były, i nadal są, demony oraz jak wiele ich zabiłam. Za każdym razem gdy go wyciągałam miałam świadomość ile razy miałam okazję by umrzeć.
Asmodeusz tylko czekał aż zaatakuję. Gdy znalazłam się na tyle blisko bym mogła zamachnąć się ostrzem on próbował blokować moje ataki. Atakowanie go nie było tak łatwe jak myślałam. Miał ogromną siłę, a przy okazji zdawał się wiedzieć w co celowałam. Postanowiłam zrobić coś w momencie gdy przyszło mi to do głowy. Gdy zamachnęłam się Hesperosem po raz kolejny, a demon zajęty był blokowaniem ciosu kopnęłam go w udo na co zachwiał się delikatnie. Natychmiast na kark założyłam mu dźwignię, której kiedyś nauczył mnie Jace, i najszybciej jak potrafiłam przyciągnęłam jego cielsko wprost na moje kolano. Tym sposobem obiłam mu twarz kilkukrotnie nim zdążył mnie odrzucić kilka metrów dalej.
Podniosłam się po chwili, która zdawała mi się wiecznością, po czym spojrzałam w kierunku wroga. Teraz walczył z Jace'm. Widziałam pasję, oddanie, zaangażowanie, adrenalinę, a także pewność siebie, która nigdy go nie opuszczała. W czasie gdy Wielki Demon był zajęty moim mężem ja szukałam dzieci za pomocą wzroku. Ujrzałam ich zaledwie kilka metrów dalej chowających się w cieniu drzew. Podbiegłam chwytając ich w ramiona jak tylko znalazłam się na tyle blisko by być w stanie to zrobić.
- Kazanie potem. Teraz musicie mi pomóc - przerwałam by zaczerpnąć powietrza - Zaatakujcie Asmodeusza za pomocą waszych mocy kiedy ja z tatą będziemy go atakować. Zróbcie to gdy zauważycie, że nie jest zainteresowany tym co się dzieje wokół niego. Mam plan. - dokończyłam spoglądając z Eleny na Tobiasa i odwrotnie. Ich twarze wyrażały zdeterminowanie, widziałam to. Tacy sami jak ja w ich wieku gdy chciałam obudzić mamę czy uratować Simona z Hotelu Dumort co jest tylko garstką przykładów jakie mogłabym przytoczyć.
- Poradzimy sobie. Biegnij mamo. - odparł Tobias pewnym tonem.
Nogi same niosły mnie przed oblicze walczących mężczyzn, ale widziałam jak nasze dzieci, kryjące się wśród drzew, próbowały znaleźć dobre miejsce na atak. W tym czasie ja znalazłam się tuż przed Asmodeuszem i zaatakowałam znienacka zostawiając niewielką ranę w boku demona. Im dalej w las tym ciemniej jak to powiadali. Pan Piekieł był tak zawzięty i zaangażowany, że bez problemu bronił się przed atakami moimi i blond anioła. Byliśmy zmęczeni po tylu godzinach walki, a to nie ułatwiało sytuacji. Szukałam wzrokiem dzieci, ale nie potrafiłam ich odnaleźć dopóki nie rozbłysnęło białe, niemal oślepiające światło.
W tamtej chwili Asmodeusz przyklęknął na ziemi, a Jace wykorzystując chwilę wbił serafickie ostrze w jego brzuch, a następnie uderzył pięścią w twarz. Herondalowie w dalszym ciągu nie przerywali ataku wiązką niebiańskiego światła przez co demon nie był w stanie się podnieść. Z jego gardła dochodziły krzyki i przekleństwa. Obiecywał nam śmierć, ciężką, w męczarniach. Nakazałam Jace'owi w jakiś sposób go przytrzymać tak bym mogła zrobić to czego oczekiwano ode mnie.
Wyciągnęłam stelę i natychmiast zaczęłam rysować runę na klatce piersiowej Asmodeusza. Krzyczał i wił się tak bardzo jak tylko mógł, ale nie dał rady się uwolnić. Gdy skończyłam krzyknęłam do ukochanego by natychmiast się odsunął tak jak ja to zrobiłam, a dzieci przerwały atak bo na pewno były już zmęczone.
Nie wszystko poszło po mojej myśli. Demon z każdego otworu i z każdej kończyny zaczął promieniować jasnym światłem. Niebiański ogień pomyślałam. Już go kiedyś widziałam stąd byłam pewna, że to był on. Jace nie zdążył odsunąć się na tyle daleko by nie oberwać. Upadł na ziemię, a jego klatka piersiowa się nie unosiła.
Znalazłam się tak blisko niego jak tylko mogłam. Krzyczałam do aniołów, a najgłośniej do Razjela, by zwrócili Jace'a. Moja twarz była mokra od łez i powoli przestawałam cokolwiek widzieć. Słyszałam jak dzieci krzyczą coś do siebie, ale ich nie słuchałam. Poczułam jak ktoś mnie odpycha, więc przetarłam oczy rękoma by zobaczyć sprawcę. Elena właśnie przysiadała koło blondyna po czym złapała brata za rękę, a drugą położyli na klatce piersiowej ojca.
W tamtej chwili pomyślałam "ile jeszcze razy dzisiaj oślepi mnie to światło?" wiedząc, że planują uzdrowić blondyna. Zaczął oddychać, a tuż po chwili otworzył oczy rozglądając się dookoła. Obok niego leżały wyczerpane dzieci. Rzuciłam się wpadając w jego objęcia i przygniatając mocniej do trawy.
- Ciii. Jestem tu. Dzięki naszym aniołom. Przez ten moment kiedy mnie nie było zobaczyłem ich - wyszeptał tak cicho, że ledwo usłyszałam go.
- Kogo?
- Stephena i Celine. Moich rodziców - odparł smutno.
- Wierzę, że są z Ciebie dumni. Możesz wstać? - zapytałam a tuż po chwili pomagałam mu się podnieść. - Musimy ich stąd zabrać. Kto wie jakie skutki miało zabicie Asmodeusza. - rzuciłam spoglądając w złote oczy ukochanego.
- Już się robi, aniele - odparł i pocałował mnie delikatnie po czym odsunął się.
Blondyn zarzucił sobie Tobiasa w taki sposób, że pomyślałam iż chłopiec waży tyle co nic. Natomiast ja wracałam z Eleną na rękach. Nie był to najlepszy sposób, ponieważ gdyby zaatakował nas demon mogłoby być już po nas. Zobaczyliśmy Alicante.
Okej I'm back people! Przepraszam za taką nieobecność, ale cóż... brak weny + wakacje to nie najlepsze połączenie. Oficjalnie do zakończenia tego bloga zostało UWAGA! 1 rozdział i epilog. Jest mi z tego powodu przykro, a także dlatego, że ten blog nie wygląda tak jakbym chciała za co was przepraszam. Było to moje pierwsze, dziewicze śmiem rzec, opowiadanie. Wszystkie komentarze i wyświetlenia wywoływały na mojej buzi uśmiech.
Następny rozdział w poniedziałek, a epilog w czwartek.
Kolejna informacja to nowe opowiadanie o tematyce DA. Jednak będzie zupełnie inne. Chciałabym stworzyć nową historię opartą na świecie napisanym przez Cassandrę oraz postaciach. Planuje pewne zmiany takie jak : Clary mieszkająca w Instytucie z Lightwoodami, Jace i Jonathan jako bracia mieszkający w posiadłości Morgensternów wraz z Jocelyn i Valentine'm. Trójkąt miłosny, a także Simon jako Nocny Łowca w Instytucie. Czytalibyście coś takiego?
+ Ktoś wie do ilu rzeczy byłam nominowana? Byłabym wdzięczna za komentarz z informacją ;d
To wszystko było już zbyt męczące, a na dodatek depresyjne. Umarło tak wielu, a my nie mogliśmy spalić ich ciał tylko potykaliśmy się o nie. Wszystkie te twarze wykrzywione w grymasie bólu oraz cierpienia aż prosiły się o zakrycie ciała by na to nie patrzeć. Po kilku godzinach człowiek, a już zwłaszcza nefilim, przestawał zwracać na to uwagę. Liczyło się tylko to by nie dać się zabić i odnaleźć Asmodeusza po czym wystarczyłoby już zakończyć jego erę na tym i innym świecie.
Nigdzie nie widziałam Jonathana z Isabelle, Magnusa z Aleciem, Luke'a czy nawet Maryse z Robertem. Obok mnie znajdował się jedynie Jace trzymający mnie za rękę podczas naszego wspólnego biegu. Musieliśmy to wszystko zakończyć, ale czy mogliśmy? Nie byłam taka pewna. Cieszyłam się, że nasze dzieci oraz reszta rodziny była bezpieczna w Sali Anioła z innymi. Nie zniosłabym gdyby coś im się stało.
Przedzieraliśmy się zarówno przez gęstwinę drzew jak i demonów, które trzeba było zabić. Puszczaliśmy własne, splecione wcześniej, dłonie by odeprzeć atak, a następnie wbić serafickie ostrze w szatański pomiot. Ciało niemal natychmiast dostaje konwulsji by potem się rozpłynąć. Gdy już tak się stało znów biegliśmy razem szukając Asmodeusza. Jak tylko widzieliśmy innego nocnego łowcę, który potrzebował pomocy udzielaliśmy jej, ale priorytetem było odnalezienie Pana Piekieł. Żadne z nas się nie odzywało z powodu skupienia na dostrzeżeniu chociażby sylwetki podobnej do niego.
Jedna sekunda. Jeden moment, w którym zatrzymałam się łapiąc za serce. Znaleźliśmy go.
Nie tylko my..
Patrzyłam jak Elena z Tobiasem walczą z Asmodeuszem, a ja nie potrafiłam się poruszyć. Kurczowo trzymałam Jace'a za dłoń i stałam jakby wbita w ziemię.
- Clary? Musimy im pomóc - z szoku wyrwały mnie słowa blondyna. Skinęłam prawie niezauważalnie głową po czym nasza dwójka ruszyła w ich stronę.
Asmodeusz w swojej postaci mógł zaatakować tylko jedną osobę na raz, więc dzieciaki przyjęły następującą taktykę. Jedno odwracało uwagę demona, a drugie atakowało od tyłu za pomocą ich talentu, światła. Pan Piekieł krzywił się ze względu na niebiańską moc? Chyba tak lecz nigdy nie mogłam być do końca pewna jeśli chodzi o anielskie moce. Wystarczyła chwila nieuwagi Eleny podczas odwracania uwagi by pomiot szatana rzucił nią kilka metrów dalej raniąc przy tym pazurami. Z mojego gardła wydostał się krzyk na tyle głośny, że Asmodeusz zauważył mnie.
- Clarissa Morgenstern, przyszłaś oglądać jak giną Twoje dzieci? - zapytał między spazmami kpiącego śmiechu.
- Marzenie Demonie - wysyczałam po czym pobiegłam w jego stronę.
Nie obchodziły mnie krzyki mojego męża, nie obchodziły mnie dzieci. Pragnęłam śmierci tego pomiotu jak najszybciej. Czułam jak w moich żyłach pulsowała krew, a przed oczami pojawiła się runa składająca się z wielu nic nieznaczących kresek, a które razem stanowiły coś potężnego. W głowie pojawił się głos, znany mi tak dobrze. Ithuriel.
"Twoja rodzina. Dzięki niej go pokonacie. Wierzę w Ciebie córko Valentine'a, krwi z mojej krwi"
Po tych słowach wyjęłam swoje serafickie ostrze i wyszeptałam "Hesperos" po czym rozbłysło jasnym światłem. Ostrze bardzo stare, ale mimo to wciąż skuteczne. Przypominało mi o tym jak niebezpieczne były, i nadal są, demony oraz jak wiele ich zabiłam. Za każdym razem gdy go wyciągałam miałam świadomość ile razy miałam okazję by umrzeć.
Asmodeusz tylko czekał aż zaatakuję. Gdy znalazłam się na tyle blisko bym mogła zamachnąć się ostrzem on próbował blokować moje ataki. Atakowanie go nie było tak łatwe jak myślałam. Miał ogromną siłę, a przy okazji zdawał się wiedzieć w co celowałam. Postanowiłam zrobić coś w momencie gdy przyszło mi to do głowy. Gdy zamachnęłam się Hesperosem po raz kolejny, a demon zajęty był blokowaniem ciosu kopnęłam go w udo na co zachwiał się delikatnie. Natychmiast na kark założyłam mu dźwignię, której kiedyś nauczył mnie Jace, i najszybciej jak potrafiłam przyciągnęłam jego cielsko wprost na moje kolano. Tym sposobem obiłam mu twarz kilkukrotnie nim zdążył mnie odrzucić kilka metrów dalej.
Podniosłam się po chwili, która zdawała mi się wiecznością, po czym spojrzałam w kierunku wroga. Teraz walczył z Jace'm. Widziałam pasję, oddanie, zaangażowanie, adrenalinę, a także pewność siebie, która nigdy go nie opuszczała. W czasie gdy Wielki Demon był zajęty moim mężem ja szukałam dzieci za pomocą wzroku. Ujrzałam ich zaledwie kilka metrów dalej chowających się w cieniu drzew. Podbiegłam chwytając ich w ramiona jak tylko znalazłam się na tyle blisko by być w stanie to zrobić.
- Kazanie potem. Teraz musicie mi pomóc - przerwałam by zaczerpnąć powietrza - Zaatakujcie Asmodeusza za pomocą waszych mocy kiedy ja z tatą będziemy go atakować. Zróbcie to gdy zauważycie, że nie jest zainteresowany tym co się dzieje wokół niego. Mam plan. - dokończyłam spoglądając z Eleny na Tobiasa i odwrotnie. Ich twarze wyrażały zdeterminowanie, widziałam to. Tacy sami jak ja w ich wieku gdy chciałam obudzić mamę czy uratować Simona z Hotelu Dumort co jest tylko garstką przykładów jakie mogłabym przytoczyć.
- Poradzimy sobie. Biegnij mamo. - odparł Tobias pewnym tonem.
Nogi same niosły mnie przed oblicze walczących mężczyzn, ale widziałam jak nasze dzieci, kryjące się wśród drzew, próbowały znaleźć dobre miejsce na atak. W tym czasie ja znalazłam się tuż przed Asmodeuszem i zaatakowałam znienacka zostawiając niewielką ranę w boku demona. Im dalej w las tym ciemniej jak to powiadali. Pan Piekieł był tak zawzięty i zaangażowany, że bez problemu bronił się przed atakami moimi i blond anioła. Byliśmy zmęczeni po tylu godzinach walki, a to nie ułatwiało sytuacji. Szukałam wzrokiem dzieci, ale nie potrafiłam ich odnaleźć dopóki nie rozbłysnęło białe, niemal oślepiające światło.
W tamtej chwili Asmodeusz przyklęknął na ziemi, a Jace wykorzystując chwilę wbił serafickie ostrze w jego brzuch, a następnie uderzył pięścią w twarz. Herondalowie w dalszym ciągu nie przerywali ataku wiązką niebiańskiego światła przez co demon nie był w stanie się podnieść. Z jego gardła dochodziły krzyki i przekleństwa. Obiecywał nam śmierć, ciężką, w męczarniach. Nakazałam Jace'owi w jakiś sposób go przytrzymać tak bym mogła zrobić to czego oczekiwano ode mnie.
Wyciągnęłam stelę i natychmiast zaczęłam rysować runę na klatce piersiowej Asmodeusza. Krzyczał i wił się tak bardzo jak tylko mógł, ale nie dał rady się uwolnić. Gdy skończyłam krzyknęłam do ukochanego by natychmiast się odsunął tak jak ja to zrobiłam, a dzieci przerwały atak bo na pewno były już zmęczone.
Nie wszystko poszło po mojej myśli. Demon z każdego otworu i z każdej kończyny zaczął promieniować jasnym światłem. Niebiański ogień pomyślałam. Już go kiedyś widziałam stąd byłam pewna, że to był on. Jace nie zdążył odsunąć się na tyle daleko by nie oberwać. Upadł na ziemię, a jego klatka piersiowa się nie unosiła.
Znalazłam się tak blisko niego jak tylko mogłam. Krzyczałam do aniołów, a najgłośniej do Razjela, by zwrócili Jace'a. Moja twarz była mokra od łez i powoli przestawałam cokolwiek widzieć. Słyszałam jak dzieci krzyczą coś do siebie, ale ich nie słuchałam. Poczułam jak ktoś mnie odpycha, więc przetarłam oczy rękoma by zobaczyć sprawcę. Elena właśnie przysiadała koło blondyna po czym złapała brata za rękę, a drugą położyli na klatce piersiowej ojca.
W tamtej chwili pomyślałam "ile jeszcze razy dzisiaj oślepi mnie to światło?" wiedząc, że planują uzdrowić blondyna. Zaczął oddychać, a tuż po chwili otworzył oczy rozglądając się dookoła. Obok niego leżały wyczerpane dzieci. Rzuciłam się wpadając w jego objęcia i przygniatając mocniej do trawy.
- Ciii. Jestem tu. Dzięki naszym aniołom. Przez ten moment kiedy mnie nie było zobaczyłem ich - wyszeptał tak cicho, że ledwo usłyszałam go.
- Kogo?
- Stephena i Celine. Moich rodziców - odparł smutno.
- Wierzę, że są z Ciebie dumni. Możesz wstać? - zapytałam a tuż po chwili pomagałam mu się podnieść. - Musimy ich stąd zabrać. Kto wie jakie skutki miało zabicie Asmodeusza. - rzuciłam spoglądając w złote oczy ukochanego.
- Już się robi, aniele - odparł i pocałował mnie delikatnie po czym odsunął się.
Blondyn zarzucił sobie Tobiasa w taki sposób, że pomyślałam iż chłopiec waży tyle co nic. Natomiast ja wracałam z Eleną na rękach. Nie był to najlepszy sposób, ponieważ gdyby zaatakował nas demon mogłoby być już po nas. Zobaczyliśmy Alicante.
Okej I'm back people! Przepraszam za taką nieobecność, ale cóż... brak weny + wakacje to nie najlepsze połączenie. Oficjalnie do zakończenia tego bloga zostało UWAGA! 1 rozdział i epilog. Jest mi z tego powodu przykro, a także dlatego, że ten blog nie wygląda tak jakbym chciała za co was przepraszam. Było to moje pierwsze, dziewicze śmiem rzec, opowiadanie. Wszystkie komentarze i wyświetlenia wywoływały na mojej buzi uśmiech.
Następny rozdział w poniedziałek, a epilog w czwartek.
Kolejna informacja to nowe opowiadanie o tematyce DA. Jednak będzie zupełnie inne. Chciałabym stworzyć nową historię opartą na świecie napisanym przez Cassandrę oraz postaciach. Planuje pewne zmiany takie jak : Clary mieszkająca w Instytucie z Lightwoodami, Jace i Jonathan jako bracia mieszkający w posiadłości Morgensternów wraz z Jocelyn i Valentine'm. Trójkąt miłosny, a także Simon jako Nocny Łowca w Instytucie. Czytalibyście coś takiego?
+ Ktoś wie do ilu rzeczy byłam nominowana? Byłabym wdzięczna za komentarz z informacją ;d
poniedziałek, 25 lipca 2016
O tym co się dzieje na chwilę obecną.
Otóż moi drodzy jak pewnie zdążyliście zauważyć od jakiegoś czasu nie wstawiam rozdziałów. Nie będę was oszukiwać, że pojawi się już w któryś dzień bo bym skłamała. Wiem o czym chcę pisać, ale nie potrafię napisać czegoś sensownego i w miarę fajnego. Dochodzi też do tego to, że jest ładna pogoda, pracuję a na dodatek przez kilka dni mój pupil ciężko chorował i musiałam go uśpić by nie cierpiał. Wszystko to prowadzi do tego, że nie potrafię złożyć niczego jakościowo dobrego na tym blogu.
Myślę, że odpoczynek i to, że na wattpadzie piszę własne opowiadanie sprawi, że w sierpniu dostaniecie nowy, ciekawy rozdział dzięki mojej wenie, która musi powrócić. Do końca Księgi II oraz bloga pozostało niewiele, ale mimo to nie chcę zepsuć ostatnich części.
Mam nadzieję, że zrozumiecie mnie i wrócicie na tą stronę w sierpniu byśmy mogli zakończyć wspólną przygodę jakim było moje fanfiction.
Buziaki i ciepłe pozdrowienia dla was robaczki.
Myślę, że odpoczynek i to, że na wattpadzie piszę własne opowiadanie sprawi, że w sierpniu dostaniecie nowy, ciekawy rozdział dzięki mojej wenie, która musi powrócić. Do końca Księgi II oraz bloga pozostało niewiele, ale mimo to nie chcę zepsuć ostatnich części.
Mam nadzieję, że zrozumiecie mnie i wrócicie na tą stronę w sierpniu byśmy mogli zakończyć wspólną przygodę jakim było moje fanfiction.
Buziaki i ciepłe pozdrowienia dla was robaczki.
piątek, 15 lipca 2016
Księga II Rozdział 22 - Nie mamy wyjścia
~Oczami Jonathana~
Nefilim, którego odnalazłem nie ocucił się w ciągu 10 minut, a walka nadal trwała. Postanowiłam na własną rękę wybudzić go ze snu, omdlenia czy jak kto woli. Podszedłem i przyklęknąłem koło niego, a następnie z części mojej siły walnąłem go z płaskiej dłoni w policzek. Reakcji jak nie było tak się nie pojawiła, więc spróbowałem drugi i trzeci raz. Blondyn powoli zaczął otwierać oczy by następnie nagle usiąść na ziemi. Spojrzał na mnie złotymi oczyma po czym wydał zduszony jęk oraz chwycił się za policzek.
- Przepraszam, musiałem Cię jakoś obudzić, a że nie reagowałeś to walnąłem Cię trzy razy. Walka trwa w najlepsze, a Ty zasnąłeś dzięki demonowi strachu - powiedziałem spokojnie.
- Na Anioła to wszystko było tak realistyczne, że myślałem iż na prawdę Clary, Alec, Maryse i Robert zginęli. Dzięki bracie za to co zrobiłeś choć nie musiałeś mnie bić - odparł z uśmiechem Jace.
- No wiesz po części sprawiło mi to przyjemność - rzuciłem po czym podałem mu dłoń i pomogłem wstać.
Oboje wyruszyliśmy w objęcia demonów. Każdy z nas pobiegł w inną stronę. Ja postanowiłem wytorować sobie drogę i odszukać mojej ukochanej czarnulki. Oby było z nią wszystko dobrze.
~Oczami Jace'a~
Biegłem ile sił w nogach. Musiałem odnaleźć anielicę o rudych włosach i pięknych szmaragdowych oczach. Chciałem mieć pewność, że jest bezpieczna o ile to dobre określenie podczas bitwy z hordą pomiotów szatana. Moje nogi niosły mnie nie do końca wiadomo gdzie, ale ważne abym znalazł się przy ukochanej. W międzyczasie rzucałem serafickimi ostrzami, oraz w przypadku bliższych starć używałem serafickiego miecza do zabicia demona.
Umazany demoniczną posoką i gdzie nie gdzie z lekkimi zadrapaniami bądź ranami zobaczyłem tak dobrze znane mi włosy. Rzuciłem się w tamtą stronę nie patrząc na to czy przede mną jest jeden czy trzy pomioty. Z każdym z nich dałem sobie radę bo nic nie mogło mnie wtedy powstrzymać przed upewnieniem się iż mojej miłości życia nic nie grozi.
Powoli z typową dla niej gracją odwróciła się w moją stronę gdy tylko usłyszała mój krzyk. Uśmiech niemal natychmiast wpłynął na jej usta i już nie tylko ja biegłem w jej objęcia. Oboje to robiliśmy. Znajdując się w odległości kilku centymetrów ode mnie chwyciła moją twarz w swoje drobne dłonie, a następnie połączyła nasze wargi. Nie liczyło się to czy byliśmy na polu walki, ale to, że żyjemy i byliśmy zdolni do dalszej walki.
Nie chciałem już odchodzić gdzieś dalej od niej by móc pilnować, że nie zobaczę jej śmierci tak jak działo się to podczas iluzji demona strachu. Wiedział, że największy ból, a zarazem przerażenie wywoła śmierć najbliższych mi osób. A jakby nie patrząc Clary była jako pierwsza na tej liście, a tuż za nią mój parabatai i dopiero moje dzieci. Nie to, że Aleca kocham bardziej, ale tak o to działa nasza więź - on jest ważniejszy.
Jak tylko rudowłosy anioł oderwał swoje usta od moich na jej twarzy pojawił się uśmiech. Spoglądałem na nią z, jak mniemam, widoczną miłością, ale przygotowywałem się na to, że nie wiadomo czy dożyjemy jutrzejszego dnia. W następnej chwili Clary przybrała poważną minę i lustrowała mnie od góry do dołu. Normalnie nie miałbym nic przeciwko, ale sytuacja nie pozwala na żadne śmiechy czy zabawne komentarze. Za dużo nefilim już zginęło by śmiać się na polu walki.
- Jace, demonów jest za dużo. Musimy odnaleźć Asmodeusza i zabić go. Nie mamy wyjścia - rzuciła.
Niewiele myśląc chwyciłem jej malutką dłoń w swoją i razem przedzieraliśmy się przez hordy demonów. Na ziemi leżały bardzo świeże ciała z jeszcze krwawiącymi ranami. Nie mogliśmy na to patrzeć, więc odwrócenie głowy było wtedy najlepszym pomysłem.
Przedzieraliśmy się między innymi Nocnymi Łowcami i pomiotami szatana kiedy za sobą usłyszeliśmy tak dobrze znany nam głos.
- Słyszałem, że mnie szukacie głupi nefilim - warknął Asmodeusz pojawiając się tuż za nami.
- Owszem poszukujemy. Jak się czujesz z tym, że pokonaliśmy już sporą ilość Twojej armii? - zapytałem z lekkim uśmieszkiem.
- Pamiętajcie ja zawsze jestem o krok przed wami Nocni Łowcy od siedmiu boleści - odparł po czym zniknął we mgle.
Co miał na myśli?
~Oczami Eleny~
Zgodnie z rozkazem mieliśmy wraz z Tobiasem wrócić do sali anioła gdzie znajdowała się babcia Jocelyn z Noah i innymi młodymi bądź starszymi nefilim. Nie mogliśmy przegapić takiej okazji, więc postanowiliśmy ukryć się w lesie aby obserwować walkę na bieżąco i na dodatek z bliska. Oglądanie jak Nocni Łowcy z niezwykłą zwinnością oraz siłą nacierali na demony było niesamowitym doświadczeniem. Jednakże podczas bitwy było wiele ofiar. Patrzeć na śmierć każdego z osobna to był zły pomysł. Z każdym ciosem byłam coraz bliższa płaczu widząc jak moi bracia i siostry padają jedno za drugim przez pomioty Asmodeusza.
On musi zginąć. A ja wraz z bratem obiecaliśmy tego dokonać. Musi wiedzieć, że jego miejsce jest w zaświatach. Nikt więcej nie umrze przez jego widzi mi się. W tamtej chwili problemem nie były chęci czy chętni do zabicia go, ale to jak to zrobić. Pan Piekieł nie da się pokonać tak szybko, a my nie byliśmy wyszkoleni odpowiednio do tego.
Co mamy zrobić?
No kochani wreszcie się wyjaśniło! Nikt nie umarł! Jeszcze!
Nefilim, którego odnalazłem nie ocucił się w ciągu 10 minut, a walka nadal trwała. Postanowiłam na własną rękę wybudzić go ze snu, omdlenia czy jak kto woli. Podszedłem i przyklęknąłem koło niego, a następnie z części mojej siły walnąłem go z płaskiej dłoni w policzek. Reakcji jak nie było tak się nie pojawiła, więc spróbowałem drugi i trzeci raz. Blondyn powoli zaczął otwierać oczy by następnie nagle usiąść na ziemi. Spojrzał na mnie złotymi oczyma po czym wydał zduszony jęk oraz chwycił się za policzek.
- Przepraszam, musiałem Cię jakoś obudzić, a że nie reagowałeś to walnąłem Cię trzy razy. Walka trwa w najlepsze, a Ty zasnąłeś dzięki demonowi strachu - powiedziałem spokojnie.
- Na Anioła to wszystko było tak realistyczne, że myślałem iż na prawdę Clary, Alec, Maryse i Robert zginęli. Dzięki bracie za to co zrobiłeś choć nie musiałeś mnie bić - odparł z uśmiechem Jace.
- No wiesz po części sprawiło mi to przyjemność - rzuciłem po czym podałem mu dłoń i pomogłem wstać.
Oboje wyruszyliśmy w objęcia demonów. Każdy z nas pobiegł w inną stronę. Ja postanowiłem wytorować sobie drogę i odszukać mojej ukochanej czarnulki. Oby było z nią wszystko dobrze.
~Oczami Jace'a~
Biegłem ile sił w nogach. Musiałem odnaleźć anielicę o rudych włosach i pięknych szmaragdowych oczach. Chciałem mieć pewność, że jest bezpieczna o ile to dobre określenie podczas bitwy z hordą pomiotów szatana. Moje nogi niosły mnie nie do końca wiadomo gdzie, ale ważne abym znalazł się przy ukochanej. W międzyczasie rzucałem serafickimi ostrzami, oraz w przypadku bliższych starć używałem serafickiego miecza do zabicia demona.
Umazany demoniczną posoką i gdzie nie gdzie z lekkimi zadrapaniami bądź ranami zobaczyłem tak dobrze znane mi włosy. Rzuciłem się w tamtą stronę nie patrząc na to czy przede mną jest jeden czy trzy pomioty. Z każdym z nich dałem sobie radę bo nic nie mogło mnie wtedy powstrzymać przed upewnieniem się iż mojej miłości życia nic nie grozi.
Powoli z typową dla niej gracją odwróciła się w moją stronę gdy tylko usłyszała mój krzyk. Uśmiech niemal natychmiast wpłynął na jej usta i już nie tylko ja biegłem w jej objęcia. Oboje to robiliśmy. Znajdując się w odległości kilku centymetrów ode mnie chwyciła moją twarz w swoje drobne dłonie, a następnie połączyła nasze wargi. Nie liczyło się to czy byliśmy na polu walki, ale to, że żyjemy i byliśmy zdolni do dalszej walki.
Nie chciałem już odchodzić gdzieś dalej od niej by móc pilnować, że nie zobaczę jej śmierci tak jak działo się to podczas iluzji demona strachu. Wiedział, że największy ból, a zarazem przerażenie wywoła śmierć najbliższych mi osób. A jakby nie patrząc Clary była jako pierwsza na tej liście, a tuż za nią mój parabatai i dopiero moje dzieci. Nie to, że Aleca kocham bardziej, ale tak o to działa nasza więź - on jest ważniejszy.
Jak tylko rudowłosy anioł oderwał swoje usta od moich na jej twarzy pojawił się uśmiech. Spoglądałem na nią z, jak mniemam, widoczną miłością, ale przygotowywałem się na to, że nie wiadomo czy dożyjemy jutrzejszego dnia. W następnej chwili Clary przybrała poważną minę i lustrowała mnie od góry do dołu. Normalnie nie miałbym nic przeciwko, ale sytuacja nie pozwala na żadne śmiechy czy zabawne komentarze. Za dużo nefilim już zginęło by śmiać się na polu walki.
- Jace, demonów jest za dużo. Musimy odnaleźć Asmodeusza i zabić go. Nie mamy wyjścia - rzuciła.
Niewiele myśląc chwyciłem jej malutką dłoń w swoją i razem przedzieraliśmy się przez hordy demonów. Na ziemi leżały bardzo świeże ciała z jeszcze krwawiącymi ranami. Nie mogliśmy na to patrzeć, więc odwrócenie głowy było wtedy najlepszym pomysłem.
Przedzieraliśmy się między innymi Nocnymi Łowcami i pomiotami szatana kiedy za sobą usłyszeliśmy tak dobrze znany nam głos.
- Słyszałem, że mnie szukacie głupi nefilim - warknął Asmodeusz pojawiając się tuż za nami.
- Owszem poszukujemy. Jak się czujesz z tym, że pokonaliśmy już sporą ilość Twojej armii? - zapytałem z lekkim uśmieszkiem.
- Pamiętajcie ja zawsze jestem o krok przed wami Nocni Łowcy od siedmiu boleści - odparł po czym zniknął we mgle.
Co miał na myśli?
~Oczami Eleny~
Zgodnie z rozkazem mieliśmy wraz z Tobiasem wrócić do sali anioła gdzie znajdowała się babcia Jocelyn z Noah i innymi młodymi bądź starszymi nefilim. Nie mogliśmy przegapić takiej okazji, więc postanowiliśmy ukryć się w lesie aby obserwować walkę na bieżąco i na dodatek z bliska. Oglądanie jak Nocni Łowcy z niezwykłą zwinnością oraz siłą nacierali na demony było niesamowitym doświadczeniem. Jednakże podczas bitwy było wiele ofiar. Patrzeć na śmierć każdego z osobna to był zły pomysł. Z każdym ciosem byłam coraz bliższa płaczu widząc jak moi bracia i siostry padają jedno za drugim przez pomioty Asmodeusza.
On musi zginąć. A ja wraz z bratem obiecaliśmy tego dokonać. Musi wiedzieć, że jego miejsce jest w zaświatach. Nikt więcej nie umrze przez jego widzi mi się. W tamtej chwili problemem nie były chęci czy chętni do zabicia go, ale to jak to zrobić. Pan Piekieł nie da się pokonać tak szybko, a my nie byliśmy wyszkoleni odpowiednio do tego.
Co mamy zrobić?
No kochani wreszcie się wyjaśniło! Nikt nie umarł! Jeszcze!
środa, 13 lipca 2016
Księga II Rozdział 21 - Wszyscy umieramy.
~Oczami Jace'a~
Nie, nie, nie. Błagam żeby był to tylko wytwór mojej chorej wyobraźni. Razjelu spraw bym widział wszystko takie jakie jest bo nie wierzę, że to ma miejsce.
Padłem na kolana widząc jak demon rzuca martwą już Clary. Jej klatka piersiowa nie unosiła się, a oczy były puste. Mogłem to dostrzec nawet mimo dzielącej nas odległości. Z całego serca chcę aby to był tylko żart! Moja anielica nie może odejść z tego świata. Nie ma nawet takiej możliwości. Nie mogę na to pozwolić!
Chcę zaatakować potwora, ale powstrzymuję się w ostatniej chwili nim moje stopy oderwały się od ziemi. Teraz w jego obślizgłe łapy wpadł Alec, który był nie przytomny. A może jest już martwy? Szeptała moja podświadomość.
Postanowiłem nie ryzykować życia parabatai i pobiegłem w stronę demona. Spodziewał się tego bo natomiast odparował atak serafickim ostrzem. Napierałem na niego wciąż i wciąż aby wypuścił młodego Lightwooda, ale monstrum nic sobie nie robiło z mojej ofensywy. Jeśli dalej będzie trzymał czarnowłosego w swojej olbrzymiej łapie prawdopodobnie połamie mu kości, a tego nie wyleczy iratze zrobione nawet przeze mnie.
Do cholery jasnej! Jace myśl! Musisz uratować swojego przyjaciela i brata skoro ukochanej już nie możesz!
- Alec trzymaj się! - krzyknąłem ile sił w płucach na co chłopak tylko wydał z siebie cichy jęk.
W tej chwili dostrzegłem dwie średniej wielkości osoby stojące niedaleko demona. Trzymały się za ręce by w następnej chwili z ich rąk poszybował strumień światła. Dsmon wpadł w konwulsje tym samym wypuszczając Aleca z łapy. Lightwood upadł na ziemię, a potwór powoli schodził z tego świata.
Nie zdążyłem zareagować kiedy demon wydając ostatnie tchnienie zmiażdżył ręką mojego parabatai. Poczułem stradzny ból w piersi i jak zakładam moja runa oznaczająca przymierze z jedną osobą do końca życia zaczęła blednąć. Do końca ma mi przypominać, że miałem przyjaciela, który zginął.
Rzuciłem się w stronę ciał dwóch najbliższych mi osób. Elena z Tobiasem siedzieli przy nieżywej Clary roniąc morze łez. Wołali by rudowłosa wstała i ich przytuliła, ale to nie nastąpiło. Podszedłem najpierw do parabatai.
Opadłem przy nim na kolana i nachyliłem się nad tak dobrze znaną mi sylwetką. Położyłem dłoń na jego oczach zamykając jednocześnie jego powieki.
- Ave atque vale, frater, Alexander Gideon Lightwood, - wyszeptałem cicho. Mój parabatai odszedł na wieki. - Spotkamy się w kolejnym życiu, obiecuję.
Wstając chwiejnie podszedłem do anielicy. Jej włosy tworzyły aureolę kontrastując z bladą cerą. Usiadłem obok nie zwracając uwagi na płaczące obok dzieci. Pocałowałem jej skroń i zrobiłem to samo co z powiekami mojego brata. Trzymając na nich dłoń otworzyłem usta by wyleciał z nich dźwięk. Starałem się brzmieć normalnie, ale nie udało się.
- Ave atque vale moja ukochana, anielico, żono Clarisso Adele Herondale - Morgenstern - Fairchild -Fray - wyszeptałem łamiącym się głosem na co Elena z Tobiasem załkali głośniej.
Spojrzałem na nasze, poprawka moje, dzieci i moje serce z miliona kawałeczków połamało się na jeszcze mniejsze. Nie powinny widzieć swojej matki w tym stanie.
- El, Tobi idźcie do sali anioła. To nie jest dla was najbezpieczniejsze miejsce, a nie chcę stracić jeszcze was. Odnajdźcie wujka Magnusa i powiedzcie mu... że mi przykro - rzuciłem w ich stronę.
Dzieci bez słowa poderwały się z ziemi i biegiem rzuciły się w kierunku bramy. Chociaż w tej jednej chwili potrafią mnie słuchać, ale co by było gdyby nie nadeszły ze swoimi mocami? Może też bym nie żył? Byłoby to lepsze bo połączyłbym się z moją miłością. Kogo jeszcze stracę?
Teraz nie pozostaje mi nic innego jak tylko rzucić się w wir walki i zabić jak najwięcej tego szatańskiego pomiotu. Wyciągnąłem moje serafickie ostrza po czym pobiegłem do najbliższego demona. Wskoczyłem niespodziewanie na jego plecy wbijając miecz w kręgosłup. Przeciągnąłem go w dół jednocześnie zeskakując z potwora. Podobnie postąpiłem z kilkoma innymi. Z jednym było prościej, a z innym trudniej i musiałem zdobyć się na kreatywność. W ten oto sposób odciąłem kilku z nich głowy, innym wyrwałem serca, a jeszcze kolejni doświadczyli przebicia ich głowy mieczem.
Rozejrzałem się wokół mnie i ujrzałem Maryse z Robertem leżącym w jej ramionach. Czy ja musiałem wykrakać coś o kolejnej śmierci? Podszedłem do nich szybko po czym usłyszałem słynne słowa witaj i żegnaj Robercie Lightwood. Moja przyszywana matka zalewała się łzami, ale zauważyłem coś znacznie gorszego. Jej kombinezon na ręce był kompletnie wyżarty przez posokę demonów, a na przedramieniu widniało potężne zadrapanie. Nie było ono byle jakie. Gdzie nie gdzie pojawiały się przy nim czarne żyły co znaczyło tylko jedno. Jad demona shaxa. Nieuleczalny bez Cichych Braci zabija w ciągu godziny.
- Jace.. - wyszeptała.
- Mamo, proszę. Wystarczy, że nie żyje Clary, Robert i Alec. Proszę tylko nie Ty - objąłem dłońmi jej twarz, a ona wyrwała się.
- Odszukaj Izzy i Jonathana. Oni muszą przeżyć bo.. Isabelle jest w kolejnej ciąży, Magnus mi powiedział.. Idź tam, proszę.
Pocałowałem ją w policzek na pożegnanie i odszedłem. Nie chcę patrzeć na jej śmierć. Nie mogę patrzeć na śmierć nikogo więcej! Dlaczego do cholery nie mogę nic z tym zrobić? Wiedziałem, że stracimy wielu nefilim, ale na Razjela nie myślałem, że tyle osób z mojej rodziny umrze!
Mijając ciała innych Nocnych Łowców spoglądałem na nich. Niektórzy nie posiadali głowy, albo wykrwawili się lub mieli pogruchotane kości. Paskudny widok. W oddali widziałem ledwo trzymającą się na nogach Isabelle. Podbiegłem by jej pomóc, a ona wpadła w moje ramiona zdążając wyszeptać jedynie "Jonathan".
Co tu się do cholery jasnej dzieje?
~Oczami Jonathana~
Widziałem, że ma poważne kłopoty. Musiałem podbiec do niego jak najszybciej. Zrobiłem to przy okazji atakując demona. Jednak nie było tak prosto go powalić. Wiele ataków, szarży i bloków trzeba było wykonać aby się udało. Ostatecznie demon padł, a ja udałem się do niego. Zdążyłem na czas uratować go nim potwór go osłabi tak, że nefilim nie będzie zdolny do walki.
Sprawdziłem wszystkie miejsca, które tylko mogłem, w poszukiwaniu jakichkolwiek ran. Było kilka niegroźnych zadrapań, więc narysowałem dwa iratze. Wziąłem go z pola walki czekając aż się obudzi przy okazji zabijając trzy demony, które stanęły nam na drodze.
Z jednej strony uratowałem Nocnego Łowcę, a z drugiej nie jestem pewny czy moja żona jest bezpieczna ani czy nic jej nie grozi. Mam nadzieję, że znalazła kogoś z naszej rodziny i nie jest w tym momencie sama jak palec.
Wiele z naszych straciło życie w tej walce zabijając może 1/3 tego co przygotował dla nas Asmodeusz. Muszę go odnaleźć, ale nie ja go zabiję. Mogą to zrobić tylko specjalne osoby. Jak tylko znajdę resztę rodziny oraz moją ukochaną udamy się do sali anioła skąd weźmiemy Elenę i Tobiasa. Tylko oni są zdolni zabić raz na zawsze Pana Piekieł. Nie będzie to proste, ktoś może zginąć, ale trzeba spróbować. Kto nie ryzykuje nie zyskuje.
Muszę to gdzieś napisać bo nie wytrzymam. Wreszcie skończyłam czytać DM i muszę powiedzieć, że teraz wiem dlaczego wszyscy się nimi zachwycają. Trójkąt Will-Tessa-Jem I love that! Całą "Mechaniczną Księżniczkę" przepłakałam bo tutaj ślub ma być, a nagle Jem choruje bardziej gdyż z miłości brał więcej narkotyku skracając swój czas na ziemi. Potem jego śmierć, która okazuje się nie prawdą gdyż mój ukochany srebrzystowłosy zmienia się w Cichego Brata. Na koniec Will z Tessą mają dzieci, Cecily i Sophie wychodzą za Lightwoodów (lub Lightwormów jak to mówił Herondale). Co roku Tessa i Jem spotykają się potajemnie, a w 2008r. pojawia się jako Nocny Łowca. Moje serce pękało na miliardy kawałeczków podczas czytania i uwielbiam Cassie. Śmiem twierdzić, że DM kocham bardziej niż DA aczkolwiek z moim sercu jest miejsce zarówno na Clary i Jace'a jak i Tessę, Willa i Jema. Nigdy tak nie płakałam przy książce - jestem słaba :P
Uff od razu lepiej jak się to napisało osobom, które zrozumieją to bardziej niż moje otoczenie :D
Nie, nie, nie. Błagam żeby był to tylko wytwór mojej chorej wyobraźni. Razjelu spraw bym widział wszystko takie jakie jest bo nie wierzę, że to ma miejsce.
Padłem na kolana widząc jak demon rzuca martwą już Clary. Jej klatka piersiowa nie unosiła się, a oczy były puste. Mogłem to dostrzec nawet mimo dzielącej nas odległości. Z całego serca chcę aby to był tylko żart! Moja anielica nie może odejść z tego świata. Nie ma nawet takiej możliwości. Nie mogę na to pozwolić!
Chcę zaatakować potwora, ale powstrzymuję się w ostatniej chwili nim moje stopy oderwały się od ziemi. Teraz w jego obślizgłe łapy wpadł Alec, który był nie przytomny. A może jest już martwy? Szeptała moja podświadomość.
Postanowiłem nie ryzykować życia parabatai i pobiegłem w stronę demona. Spodziewał się tego bo natomiast odparował atak serafickim ostrzem. Napierałem na niego wciąż i wciąż aby wypuścił młodego Lightwooda, ale monstrum nic sobie nie robiło z mojej ofensywy. Jeśli dalej będzie trzymał czarnowłosego w swojej olbrzymiej łapie prawdopodobnie połamie mu kości, a tego nie wyleczy iratze zrobione nawet przeze mnie.
Do cholery jasnej! Jace myśl! Musisz uratować swojego przyjaciela i brata skoro ukochanej już nie możesz!
- Alec trzymaj się! - krzyknąłem ile sił w płucach na co chłopak tylko wydał z siebie cichy jęk.
W tej chwili dostrzegłem dwie średniej wielkości osoby stojące niedaleko demona. Trzymały się za ręce by w następnej chwili z ich rąk poszybował strumień światła. Dsmon wpadł w konwulsje tym samym wypuszczając Aleca z łapy. Lightwood upadł na ziemię, a potwór powoli schodził z tego świata.
Nie zdążyłem zareagować kiedy demon wydając ostatnie tchnienie zmiażdżył ręką mojego parabatai. Poczułem stradzny ból w piersi i jak zakładam moja runa oznaczająca przymierze z jedną osobą do końca życia zaczęła blednąć. Do końca ma mi przypominać, że miałem przyjaciela, który zginął.
Rzuciłem się w stronę ciał dwóch najbliższych mi osób. Elena z Tobiasem siedzieli przy nieżywej Clary roniąc morze łez. Wołali by rudowłosa wstała i ich przytuliła, ale to nie nastąpiło. Podszedłem najpierw do parabatai.
Opadłem przy nim na kolana i nachyliłem się nad tak dobrze znaną mi sylwetką. Położyłem dłoń na jego oczach zamykając jednocześnie jego powieki.
- Ave atque vale, frater, Alexander Gideon Lightwood, - wyszeptałem cicho. Mój parabatai odszedł na wieki. - Spotkamy się w kolejnym życiu, obiecuję.
Wstając chwiejnie podszedłem do anielicy. Jej włosy tworzyły aureolę kontrastując z bladą cerą. Usiadłem obok nie zwracając uwagi na płaczące obok dzieci. Pocałowałem jej skroń i zrobiłem to samo co z powiekami mojego brata. Trzymając na nich dłoń otworzyłem usta by wyleciał z nich dźwięk. Starałem się brzmieć normalnie, ale nie udało się.
- Ave atque vale moja ukochana, anielico, żono Clarisso Adele Herondale - Morgenstern - Fairchild -Fray - wyszeptałem łamiącym się głosem na co Elena z Tobiasem załkali głośniej.
Spojrzałem na nasze, poprawka moje, dzieci i moje serce z miliona kawałeczków połamało się na jeszcze mniejsze. Nie powinny widzieć swojej matki w tym stanie.
- El, Tobi idźcie do sali anioła. To nie jest dla was najbezpieczniejsze miejsce, a nie chcę stracić jeszcze was. Odnajdźcie wujka Magnusa i powiedzcie mu... że mi przykro - rzuciłem w ich stronę.
Dzieci bez słowa poderwały się z ziemi i biegiem rzuciły się w kierunku bramy. Chociaż w tej jednej chwili potrafią mnie słuchać, ale co by było gdyby nie nadeszły ze swoimi mocami? Może też bym nie żył? Byłoby to lepsze bo połączyłbym się z moją miłością. Kogo jeszcze stracę?
Teraz nie pozostaje mi nic innego jak tylko rzucić się w wir walki i zabić jak najwięcej tego szatańskiego pomiotu. Wyciągnąłem moje serafickie ostrza po czym pobiegłem do najbliższego demona. Wskoczyłem niespodziewanie na jego plecy wbijając miecz w kręgosłup. Przeciągnąłem go w dół jednocześnie zeskakując z potwora. Podobnie postąpiłem z kilkoma innymi. Z jednym było prościej, a z innym trudniej i musiałem zdobyć się na kreatywność. W ten oto sposób odciąłem kilku z nich głowy, innym wyrwałem serca, a jeszcze kolejni doświadczyli przebicia ich głowy mieczem.
Rozejrzałem się wokół mnie i ujrzałem Maryse z Robertem leżącym w jej ramionach. Czy ja musiałem wykrakać coś o kolejnej śmierci? Podszedłem do nich szybko po czym usłyszałem słynne słowa witaj i żegnaj Robercie Lightwood. Moja przyszywana matka zalewała się łzami, ale zauważyłem coś znacznie gorszego. Jej kombinezon na ręce był kompletnie wyżarty przez posokę demonów, a na przedramieniu widniało potężne zadrapanie. Nie było ono byle jakie. Gdzie nie gdzie pojawiały się przy nim czarne żyły co znaczyło tylko jedno. Jad demona shaxa. Nieuleczalny bez Cichych Braci zabija w ciągu godziny.
- Jace.. - wyszeptała.
- Mamo, proszę. Wystarczy, że nie żyje Clary, Robert i Alec. Proszę tylko nie Ty - objąłem dłońmi jej twarz, a ona wyrwała się.
- Odszukaj Izzy i Jonathana. Oni muszą przeżyć bo.. Isabelle jest w kolejnej ciąży, Magnus mi powiedział.. Idź tam, proszę.
Pocałowałem ją w policzek na pożegnanie i odszedłem. Nie chcę patrzeć na jej śmierć. Nie mogę patrzeć na śmierć nikogo więcej! Dlaczego do cholery nie mogę nic z tym zrobić? Wiedziałem, że stracimy wielu nefilim, ale na Razjela nie myślałem, że tyle osób z mojej rodziny umrze!
Mijając ciała innych Nocnych Łowców spoglądałem na nich. Niektórzy nie posiadali głowy, albo wykrwawili się lub mieli pogruchotane kości. Paskudny widok. W oddali widziałem ledwo trzymającą się na nogach Isabelle. Podbiegłem by jej pomóc, a ona wpadła w moje ramiona zdążając wyszeptać jedynie "Jonathan".
Co tu się do cholery jasnej dzieje?
~Oczami Jonathana~
Widziałem, że ma poważne kłopoty. Musiałem podbiec do niego jak najszybciej. Zrobiłem to przy okazji atakując demona. Jednak nie było tak prosto go powalić. Wiele ataków, szarży i bloków trzeba było wykonać aby się udało. Ostatecznie demon padł, a ja udałem się do niego. Zdążyłem na czas uratować go nim potwór go osłabi tak, że nefilim nie będzie zdolny do walki.
Sprawdziłem wszystkie miejsca, które tylko mogłem, w poszukiwaniu jakichkolwiek ran. Było kilka niegroźnych zadrapań, więc narysowałem dwa iratze. Wziąłem go z pola walki czekając aż się obudzi przy okazji zabijając trzy demony, które stanęły nam na drodze.
Z jednej strony uratowałem Nocnego Łowcę, a z drugiej nie jestem pewny czy moja żona jest bezpieczna ani czy nic jej nie grozi. Mam nadzieję, że znalazła kogoś z naszej rodziny i nie jest w tym momencie sama jak palec.
Wiele z naszych straciło życie w tej walce zabijając może 1/3 tego co przygotował dla nas Asmodeusz. Muszę go odnaleźć, ale nie ja go zabiję. Mogą to zrobić tylko specjalne osoby. Jak tylko znajdę resztę rodziny oraz moją ukochaną udamy się do sali anioła skąd weźmiemy Elenę i Tobiasa. Tylko oni są zdolni zabić raz na zawsze Pana Piekieł. Nie będzie to proste, ktoś może zginąć, ale trzeba spróbować. Kto nie ryzykuje nie zyskuje.
Muszę to gdzieś napisać bo nie wytrzymam. Wreszcie skończyłam czytać DM i muszę powiedzieć, że teraz wiem dlaczego wszyscy się nimi zachwycają. Trójkąt Will-Tessa-Jem I love that! Całą "Mechaniczną Księżniczkę" przepłakałam bo tutaj ślub ma być, a nagle Jem choruje bardziej gdyż z miłości brał więcej narkotyku skracając swój czas na ziemi. Potem jego śmierć, która okazuje się nie prawdą gdyż mój ukochany srebrzystowłosy zmienia się w Cichego Brata. Na koniec Will z Tessą mają dzieci, Cecily i Sophie wychodzą za Lightwoodów (lub Lightwormów jak to mówił Herondale). Co roku Tessa i Jem spotykają się potajemnie, a w 2008r. pojawia się jako Nocny Łowca. Moje serce pękało na miliardy kawałeczków podczas czytania i uwielbiam Cassie. Śmiem twierdzić, że DM kocham bardziej niż DA aczkolwiek z moim sercu jest miejsce zarówno na Clary i Jace'a jak i Tessę, Willa i Jema. Nigdy tak nie płakałam przy książce - jestem słaba :P
Uff od razu lepiej jak się to napisało osobom, które zrozumieją to bardziej niż moje otoczenie :D
niedziela, 10 lipca 2016
Księga II Rozdział 20 - Prawda czy fikcja?
~Oczami Clary~
Dzisiejszą wartę na murze wzięła Isabelle wraz z Jonathanem, więc reszta z nas mogła spokojnie oddać się w objęcia morfeusza. Jednak jak się okazało nie na długo. Obudził mnie głośny dźwięk alarmu oznajmiającego atak. Kątem oka spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 3:02. Poszturchałam blondyna by obudził się do końca po czym oboje szybko ubraliśmy się w nasze czarne stroje. Udało nam się jeszcze na szybko przemyć twarz wodą i ruszyliśmy na dół do zbrojowni w naszej rezydencji. Wyciągnęliśmy z niej najróżniejsze serafickie ostrza, bicze, łuki i kołczany przy okazji napotykając Aleca, Maryse i Roberta. Wszyscy jak jeden mąż mieliśmy właśnie wychodzić z domu gdy zatrzymała nas moja matka. Oznajmiła, że zabierze za chwilę dzieci do sali anioła i od wszelkiego wypadku weźmie jakąś broń ze zbrojowni. Bez wahania zgodziłam się po czym wybiegliśmy z rezydencji kierując się w stronę muru. Na placu widzieliśmy nefilim gotowych do walki oraz dzieci ze starcami, którzy pędzili ile sił w nogach do sali anioła aby tam się móc ukryć.
Ze świadomością, że horda demonów zbliża się do murów weszłam razem z rodziną na oblankowany, kamienny mur po czym przyjęliśmy pozycję gotową do ostrzału. Koło nas zgromadziło się dziesiątki nocnych łowców z łukami w dłoniach i kołczanami na plecach. Byli pewni, że chcą nam pomóc pokonać Asmodeusza oraz jego armię nawet kosztem własnego życia. Spojrzałam przed siebie, a w oddali ujrzałam spokojnie idący pomiot szatana w liczbie bliżej nieokreślonej. Na ciemnym niebie można było zauważyć również wiele latających demonów.
Korzystając z chwili, że demony są jeszcze bardzo daleko postanowiłam z Jace'm odszukać na szybko naszych parabatai. Blondyn nie miał z tym problemu i niemal natychmiast rozpoczęli z Aleciem rysowanie na sobie run. Jak powszechnie wiadomo runy narysowane przez swojego parabatai są dużo silniejsze. Krążyłam więc wśród innych nocnych łowców szukając czarnowłosej. Nie trwało to specjalnie długo, ponieważ była tylko kilkanaście metrów od nas. Powiedziała mi, że bardzo martwi się o Noah i swoją córeczkę, ale ma nadzieję, że nic im się nie stanie. Pocieszyłam ją mówiąc iż zajmuje się nimi moja mama, więc w razie czego potrafi ich obronić.
Wróciwszy na moje miejsce rozległ się dźwięk oznajmujący rozpoczęcie ostrzału. Natychmiast wyjęłam strzałę i naciągnąwszy ją na cięciwę próbowałam nacelować na jakiegoś demona. Jak tylko miałam czyste pole do strzału puściłam żyłkę, a po chwili strzała szybowała w powietrzu. Nie patrząc czy trafiłam powtórzyłam czynność dopóki dopóty nie skończył mi się kawałek drewna zakończony grotem.
Rozejrzałam się dookoła. Wielu nefilim nie miało już strzał, tak samo jak ja, więc postanowiło wyjść poza mur czekając na wroga. Ruszyłam za nimi i miałam już wyjść przez bramę, ale zostałam chwycona za nadgarstek. Odwróciłam się po czym ujrzałam Jocelyn. Spoglądała na mnie wystraszona, a jednocześnie poważna. Coś musiało się stać inaczej nie przyszła by tu z sali anioła podczas walki z demonami.
- Mamo?
- Córeczko ja nie wiem jak to się stało.. Elena i Tobias uciekli gdy poszłam zgłosić opiekunowi naszą obecność. Nie mogę ich nigdzie znaleźć.
- Dlaczego do cholery jasnej nie mogli mieć mojej spokojnej osobowości tylko tą lekkomyślną Jace'a. I tak Ci dziękuję mamo. Wracaj do sali, a ja ich znajdę.
Jocelyn zrobiła co powiedziałam i po chwili już jej nie było. Zaczęłam krążyć po placu szukając bliźniaków, a przy okazji męża, ale udało mi się znaleźć tylko tego drugiego. Miał wychodzić wraz z Aleciem gdy ujrzał mnie podbiegając do nich. Spojrzał niepewnie czekając na to co powiem,
- Cholerne dzieciaki uciekły mojej mamie. Nie mogę ich znaleźć - rzuciłam wciągając głośno powietrze.
- ŻE CO?! Jak tylko dorwę ich w swoje ręce to uduszę je, a wcześniej nakrzyczę solidnie. Nie mamy czasu musimy odeprzeć atak. Clary demony są coraz bliżej bramy, a dobrze wiesz, że nie mogą przejść przez nią inaczej mogą zaatakować salę anioła - powiedział akcentując każde słowo.
W trójkę wyszliśmy poza mur otaczający Alicante. Przygotowałam swoje ostrze szepcząc po cichu "Hesperos" po czym rzuciłam się na pierwszego lepszego demona koło mnie. Był on olbrzymi, ale dzięki temu, że jestem znacznie mniejsza mogę pokonać przeciwnika większego ode mnie za pomocą sprytu. Bez problemu odpierałam jego ataki, a przy okazji przechodziłam pod nim tak szybko, że nie wiedział czy jestem teraz przed nim czy za nim. Jak tylko znalazłam się za olbrzymem wdrapałam się po jego ubraniach, które tak na prawdę były tylko skrawkami ubrania, po czym wbiłam mu w kręgosłup ostrze. Chcąc zabić go ostatecznie ciągnęłam Hesperosa w dół tak, że demon w pewnym momencie opadł na kolana z bólu, a następnie się przewrócił.
Wyciągając ze zwłok ostrze w całości ubrudzone demoniczną posoką zaatakowałam kolejnego demona. Nie z każdym szło tak gładko jak z tym pierwszym, ale po dłuższej chwili i tak w końcu padały. Zabiwszy już kolejny pomiot szatana spojrzałam dookoła mnie. Widziałam dużo posoki na trawie, na nocnych łowcach. Moją uwagę zwróciły również zwłoki kilku nefilim, ale nie mogłam na to patrzeć za długo. Moim celem było znalezienie Asmodeusza, jeśli odważył się przyjść osobiście na pole bitwy, a następnie zabicie go.
~Oczami Jace'a~
Od stóp do głów byłem ubrudzony demoniczną posoką, którą miałem już po dziurki w nosie. Jeden za drugim demonem padały jak muchy gdy wbijałem w niego mojego Azgaela, którego dostałem na któreś urodziny od ukochanej. A propo rudowłosej zgubiłem ją zaraz po tym jak przeszliśmy przez bramę. Nie mam zielonego pojęcia gdzie jest ona albo dzieciaki. Obiecuję na Razjela, że jak się znajdą to je zabiję za to, że podczas walki muszę martwić się o to czy żyją.
W pewnej chwili zobaczyłem, że Alec musi odpierać ataki trzech demonów i nie radzi sobie za dobrze. Wkroczyłem więc do akcji atakując jednego z nich od tyłu. W ciągu kilku sekund leżał martwy na ziemi po czym zniknął oszczędzając mi sprzątania. W tym czasie mój parabatai zabił drugiego, a trzeciego powaliliśmy na ziemię wspólnie.
- Jace! - Usłyszałem jedynie odwracając się w stronę osoby, która wykrzyczała moje imię. W tamtym momencie nie byłem pewny czy to co widzę jest prawdą czy jedynie fikcją. Miałem nadzieję, że tym drugim inaczej moje serce pękłoby na drobne kawałeczki.
Hej ho robaczki! Jak myślicie kogo/co ujrzał nasz kochany Jace? Następny rozdział za 3 dni, pamiętajcie!
Około 2 w nocy czytałam Mechanicznego Księcia i doszłam do momentu w którym Tessa prawie prztryngoliła się z Jemem, a kiedy zrzuciła tą jego szkatułkę z narkotykiem, a Jem ją wygonił w głowie miałam tylko "Jak ja Cię kurwa nienawidzę Cassie". Czy tylko ja kibicuję Tessie i Jemowi mimo, że wiem iż Tess będzie z Willem?
Dzisiejszą wartę na murze wzięła Isabelle wraz z Jonathanem, więc reszta z nas mogła spokojnie oddać się w objęcia morfeusza. Jednak jak się okazało nie na długo. Obudził mnie głośny dźwięk alarmu oznajmiającego atak. Kątem oka spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 3:02. Poszturchałam blondyna by obudził się do końca po czym oboje szybko ubraliśmy się w nasze czarne stroje. Udało nam się jeszcze na szybko przemyć twarz wodą i ruszyliśmy na dół do zbrojowni w naszej rezydencji. Wyciągnęliśmy z niej najróżniejsze serafickie ostrza, bicze, łuki i kołczany przy okazji napotykając Aleca, Maryse i Roberta. Wszyscy jak jeden mąż mieliśmy właśnie wychodzić z domu gdy zatrzymała nas moja matka. Oznajmiła, że zabierze za chwilę dzieci do sali anioła i od wszelkiego wypadku weźmie jakąś broń ze zbrojowni. Bez wahania zgodziłam się po czym wybiegliśmy z rezydencji kierując się w stronę muru. Na placu widzieliśmy nefilim gotowych do walki oraz dzieci ze starcami, którzy pędzili ile sił w nogach do sali anioła aby tam się móc ukryć.
Ze świadomością, że horda demonów zbliża się do murów weszłam razem z rodziną na oblankowany, kamienny mur po czym przyjęliśmy pozycję gotową do ostrzału. Koło nas zgromadziło się dziesiątki nocnych łowców z łukami w dłoniach i kołczanami na plecach. Byli pewni, że chcą nam pomóc pokonać Asmodeusza oraz jego armię nawet kosztem własnego życia. Spojrzałam przed siebie, a w oddali ujrzałam spokojnie idący pomiot szatana w liczbie bliżej nieokreślonej. Na ciemnym niebie można było zauważyć również wiele latających demonów.
Korzystając z chwili, że demony są jeszcze bardzo daleko postanowiłam z Jace'm odszukać na szybko naszych parabatai. Blondyn nie miał z tym problemu i niemal natychmiast rozpoczęli z Aleciem rysowanie na sobie run. Jak powszechnie wiadomo runy narysowane przez swojego parabatai są dużo silniejsze. Krążyłam więc wśród innych nocnych łowców szukając czarnowłosej. Nie trwało to specjalnie długo, ponieważ była tylko kilkanaście metrów od nas. Powiedziała mi, że bardzo martwi się o Noah i swoją córeczkę, ale ma nadzieję, że nic im się nie stanie. Pocieszyłam ją mówiąc iż zajmuje się nimi moja mama, więc w razie czego potrafi ich obronić.
Wróciwszy na moje miejsce rozległ się dźwięk oznajmujący rozpoczęcie ostrzału. Natychmiast wyjęłam strzałę i naciągnąwszy ją na cięciwę próbowałam nacelować na jakiegoś demona. Jak tylko miałam czyste pole do strzału puściłam żyłkę, a po chwili strzała szybowała w powietrzu. Nie patrząc czy trafiłam powtórzyłam czynność dopóki dopóty nie skończył mi się kawałek drewna zakończony grotem.
Rozejrzałam się dookoła. Wielu nefilim nie miało już strzał, tak samo jak ja, więc postanowiło wyjść poza mur czekając na wroga. Ruszyłam za nimi i miałam już wyjść przez bramę, ale zostałam chwycona za nadgarstek. Odwróciłam się po czym ujrzałam Jocelyn. Spoglądała na mnie wystraszona, a jednocześnie poważna. Coś musiało się stać inaczej nie przyszła by tu z sali anioła podczas walki z demonami.
- Mamo?
- Córeczko ja nie wiem jak to się stało.. Elena i Tobias uciekli gdy poszłam zgłosić opiekunowi naszą obecność. Nie mogę ich nigdzie znaleźć.
- Dlaczego do cholery jasnej nie mogli mieć mojej spokojnej osobowości tylko tą lekkomyślną Jace'a. I tak Ci dziękuję mamo. Wracaj do sali, a ja ich znajdę.
Jocelyn zrobiła co powiedziałam i po chwili już jej nie było. Zaczęłam krążyć po placu szukając bliźniaków, a przy okazji męża, ale udało mi się znaleźć tylko tego drugiego. Miał wychodzić wraz z Aleciem gdy ujrzał mnie podbiegając do nich. Spojrzał niepewnie czekając na to co powiem,
- Cholerne dzieciaki uciekły mojej mamie. Nie mogę ich znaleźć - rzuciłam wciągając głośno powietrze.
- ŻE CO?! Jak tylko dorwę ich w swoje ręce to uduszę je, a wcześniej nakrzyczę solidnie. Nie mamy czasu musimy odeprzeć atak. Clary demony są coraz bliżej bramy, a dobrze wiesz, że nie mogą przejść przez nią inaczej mogą zaatakować salę anioła - powiedział akcentując każde słowo.
W trójkę wyszliśmy poza mur otaczający Alicante. Przygotowałam swoje ostrze szepcząc po cichu "Hesperos" po czym rzuciłam się na pierwszego lepszego demona koło mnie. Był on olbrzymi, ale dzięki temu, że jestem znacznie mniejsza mogę pokonać przeciwnika większego ode mnie za pomocą sprytu. Bez problemu odpierałam jego ataki, a przy okazji przechodziłam pod nim tak szybko, że nie wiedział czy jestem teraz przed nim czy za nim. Jak tylko znalazłam się za olbrzymem wdrapałam się po jego ubraniach, które tak na prawdę były tylko skrawkami ubrania, po czym wbiłam mu w kręgosłup ostrze. Chcąc zabić go ostatecznie ciągnęłam Hesperosa w dół tak, że demon w pewnym momencie opadł na kolana z bólu, a następnie się przewrócił.
Wyciągając ze zwłok ostrze w całości ubrudzone demoniczną posoką zaatakowałam kolejnego demona. Nie z każdym szło tak gładko jak z tym pierwszym, ale po dłuższej chwili i tak w końcu padały. Zabiwszy już kolejny pomiot szatana spojrzałam dookoła mnie. Widziałam dużo posoki na trawie, na nocnych łowcach. Moją uwagę zwróciły również zwłoki kilku nefilim, ale nie mogłam na to patrzeć za długo. Moim celem było znalezienie Asmodeusza, jeśli odważył się przyjść osobiście na pole bitwy, a następnie zabicie go.
~Oczami Jace'a~
Od stóp do głów byłem ubrudzony demoniczną posoką, którą miałem już po dziurki w nosie. Jeden za drugim demonem padały jak muchy gdy wbijałem w niego mojego Azgaela, którego dostałem na któreś urodziny od ukochanej. A propo rudowłosej zgubiłem ją zaraz po tym jak przeszliśmy przez bramę. Nie mam zielonego pojęcia gdzie jest ona albo dzieciaki. Obiecuję na Razjela, że jak się znajdą to je zabiję za to, że podczas walki muszę martwić się o to czy żyją.
W pewnej chwili zobaczyłem, że Alec musi odpierać ataki trzech demonów i nie radzi sobie za dobrze. Wkroczyłem więc do akcji atakując jednego z nich od tyłu. W ciągu kilku sekund leżał martwy na ziemi po czym zniknął oszczędzając mi sprzątania. W tym czasie mój parabatai zabił drugiego, a trzeciego powaliliśmy na ziemię wspólnie.
- Jace! - Usłyszałem jedynie odwracając się w stronę osoby, która wykrzyczała moje imię. W tamtym momencie nie byłem pewny czy to co widzę jest prawdą czy jedynie fikcją. Miałem nadzieję, że tym drugim inaczej moje serce pękłoby na drobne kawałeczki.
Hej ho robaczki! Jak myślicie kogo/co ujrzał nasz kochany Jace? Następny rozdział za 3 dni, pamiętajcie!
Około 2 w nocy czytałam Mechanicznego Księcia i doszłam do momentu w którym Tessa prawie prztryngoliła się z Jemem, a kiedy zrzuciła tą jego szkatułkę z narkotykiem, a Jem ją wygonił w głowie miałam tylko "Jak ja Cię kurwa nienawidzę Cassie". Czy tylko ja kibicuję Tessie i Jemowi mimo, że wiem iż Tess będzie z Willem?
piątek, 8 lipca 2016
Księga II Rozdział 19 - Przygotowania
~Oczami Jace'a~
Nasi nefilscy przyjaciele zjeżdżali z różnych zakątków świata : Wenecji, Londynu, Moskwy, Aten by pomóc nam z Asmodeuszem. Każdy zna ryzyko, że może tego nie przeżyć, ale mimo to chcą ze wszystkich sił walczyć.
Zorganizowane zostały specjalne walki między Nocnymi Łowcami by ocenić umiejętności, oraz to czy ktoś jest niezdolny do wzięcia udziału w wojnie. Ostatecznie parę osób nie jest dość sprawne i zostaną w sali anioła wraz z dziećmi, ciężarnymi oraz starcami.
W naszej rezydencji wybuchła wielka kłótnia między mną, Clary, Eleną i Tobiasem. Dzieci upierają się przy tym, że są wystarczająco duże by brać udział w bitwie, a my stanowczo zaprzeczamy. Jednakże bliźnięta nic sobie z tego nie robią. Najlepszym wyjściem w tej sytuacji chyba będzie przypięcie ich łańcuchami do Jocelyn, która musi je chronić inaczej wywoła gniew "tych z góry".
Wataha Luke'a przybyła już kilka dni temu i zgodziła się walczyć. Połączymy najsilniejszych nefilim z najsilniejszymi wilkołakami runą wiążącą, którą wynalazła rudowłosa wiele lat temu. W ten sposób zwiększymy swoje szanse na zwycięstwo, które i tak są już bardzo wysokie.
Jedyną przewagą jaką może mieć Asmodeusz jest czas w którym zaatakuje. Nie wiemy kiedy to nastąpi, więc każdy chodzi podenerwowany i urządzane są straże. Jeśli ktoś zauważy nadchodzące demony wtedy za pomocą alarmu obudzi pozostałych. Będziemy mieli tylko kilka minut by wskoczyć w swój ulubiony, czarny strój i wziąć najważniejsze rzeczy jak broń czy stele, którą narysuje sobie runy.
Alicante jest chronione specjalnymi czarami, ale demony są w stanie je złamać. Dopóki tego nie zrobią na samej górze murów będą ustawieni łucznicy, którzy wystrzelą niektóre z dzieci szatańskiego pomiotu. Jednakże jeśli osłony zostaną przełamane pozostanie nam tylko walka wręcz. Dziesiątki Nocnych Łowców będą walczyć z być może setkami albo nawet tysiącami demonów, więc szanse, że zginie wielu z nas rosną z każdą chwilą gdy nefilim nie może podjąć się walki.
Maryse z Robertem starają się ściągnąć łowców z innych Instytutów, ale Ci odmawiają mówiąc, że mamy już dużą armię, a nie mogą pozostawić miast bez jakiejkolwiek ochrony. Isabelle jest załamana tym, że szykuje się bitwa i musi zostawić Noah pod czyjąś opieką, a na dodatek nie ma pewności, że demon nie zaatakuje sali anioła. Jonathan próbuje ją uspokoić wraz z Jocelyn, ale jak powszechnie wiadomo jeśli czarnowłosa się czegoś uczep-i to tak pozostanie.
Największą zagadką jednakże nie jest wojsko Asmodeusza tylko Clary. Wydaje się być teraz za spokojna jak na nią. Czyżby układała w głowie jakiś plan? Będę musiał się tego dowiedzieć,a tym czasem Elena z Tobiasem szykują kolejne argumenty podczas gdy siedzimy wszyscy w salonie.
- Mama miała tylko 16 lat gdy przyszło jej walczyć z demonami i właśnie wtedy dowiedziała się o istnieniu świata cieni. W wieku lat 17 musiała pokonać Valentine i złego demona siedzącego w wujku Jonathanie. W ciągu tego roku musiała nauczyć się walczyć, a my robimy to od kilku lat. Potrafimy i wierzymy, że możemy wam pomóc w walce z Asmodeuszem - rzuciła dumna z siebie Elena. To dziecko jest tak mądre jak jej ojciec, ale mimo to nie mogę się zgodzić by poszła na wojnę na śmierć i życie kiedy jest tak młoda.
- Nie ma mowy. Powiedzieliśmy wam wszystko co mieliśmy do powiedzenia i nie ma mowy byście poszli z nami. To zbyt niebezpieczne - rzuciłem
- Jesteście niesprawiedliwi - odparl zezłoszczony już Tobias
- Nie mamy być sprawiedliwi tylko mamy dbać o wasze bezpieczeństwo. Koniec tematu - powiedziała donośnie Clary na co dzieci od razu pomaszerowały na górę, do swoich pokoi.
Dlaczego jednak mam przeczucie, że mimo to zrobią coś głupiego i niebezpiecznego?
Nasi nefilscy przyjaciele zjeżdżali z różnych zakątków świata : Wenecji, Londynu, Moskwy, Aten by pomóc nam z Asmodeuszem. Każdy zna ryzyko, że może tego nie przeżyć, ale mimo to chcą ze wszystkich sił walczyć.
Zorganizowane zostały specjalne walki między Nocnymi Łowcami by ocenić umiejętności, oraz to czy ktoś jest niezdolny do wzięcia udziału w wojnie. Ostatecznie parę osób nie jest dość sprawne i zostaną w sali anioła wraz z dziećmi, ciężarnymi oraz starcami.
W naszej rezydencji wybuchła wielka kłótnia między mną, Clary, Eleną i Tobiasem. Dzieci upierają się przy tym, że są wystarczająco duże by brać udział w bitwie, a my stanowczo zaprzeczamy. Jednakże bliźnięta nic sobie z tego nie robią. Najlepszym wyjściem w tej sytuacji chyba będzie przypięcie ich łańcuchami do Jocelyn, która musi je chronić inaczej wywoła gniew "tych z góry".
Wataha Luke'a przybyła już kilka dni temu i zgodziła się walczyć. Połączymy najsilniejszych nefilim z najsilniejszymi wilkołakami runą wiążącą, którą wynalazła rudowłosa wiele lat temu. W ten sposób zwiększymy swoje szanse na zwycięstwo, które i tak są już bardzo wysokie.
Jedyną przewagą jaką może mieć Asmodeusz jest czas w którym zaatakuje. Nie wiemy kiedy to nastąpi, więc każdy chodzi podenerwowany i urządzane są straże. Jeśli ktoś zauważy nadchodzące demony wtedy za pomocą alarmu obudzi pozostałych. Będziemy mieli tylko kilka minut by wskoczyć w swój ulubiony, czarny strój i wziąć najważniejsze rzeczy jak broń czy stele, którą narysuje sobie runy.
Alicante jest chronione specjalnymi czarami, ale demony są w stanie je złamać. Dopóki tego nie zrobią na samej górze murów będą ustawieni łucznicy, którzy wystrzelą niektóre z dzieci szatańskiego pomiotu. Jednakże jeśli osłony zostaną przełamane pozostanie nam tylko walka wręcz. Dziesiątki Nocnych Łowców będą walczyć z być może setkami albo nawet tysiącami demonów, więc szanse, że zginie wielu z nas rosną z każdą chwilą gdy nefilim nie może podjąć się walki.
Maryse z Robertem starają się ściągnąć łowców z innych Instytutów, ale Ci odmawiają mówiąc, że mamy już dużą armię, a nie mogą pozostawić miast bez jakiejkolwiek ochrony. Isabelle jest załamana tym, że szykuje się bitwa i musi zostawić Noah pod czyjąś opieką, a na dodatek nie ma pewności, że demon nie zaatakuje sali anioła. Jonathan próbuje ją uspokoić wraz z Jocelyn, ale jak powszechnie wiadomo jeśli czarnowłosa się czegoś uczep-i to tak pozostanie.
Największą zagadką jednakże nie jest wojsko Asmodeusza tylko Clary. Wydaje się być teraz za spokojna jak na nią. Czyżby układała w głowie jakiś plan? Będę musiał się tego dowiedzieć,a tym czasem Elena z Tobiasem szykują kolejne argumenty podczas gdy siedzimy wszyscy w salonie.
- Mama miała tylko 16 lat gdy przyszło jej walczyć z demonami i właśnie wtedy dowiedziała się o istnieniu świata cieni. W wieku lat 17 musiała pokonać Valentine i złego demona siedzącego w wujku Jonathanie. W ciągu tego roku musiała nauczyć się walczyć, a my robimy to od kilku lat. Potrafimy i wierzymy, że możemy wam pomóc w walce z Asmodeuszem - rzuciła dumna z siebie Elena. To dziecko jest tak mądre jak jej ojciec, ale mimo to nie mogę się zgodzić by poszła na wojnę na śmierć i życie kiedy jest tak młoda.
- Nie ma mowy. Powiedzieliśmy wam wszystko co mieliśmy do powiedzenia i nie ma mowy byście poszli z nami. To zbyt niebezpieczne - rzuciłem
- Jesteście niesprawiedliwi - odparl zezłoszczony już Tobias
- Nie mamy być sprawiedliwi tylko mamy dbać o wasze bezpieczeństwo. Koniec tematu - powiedziała donośnie Clary na co dzieci od razu pomaszerowały na górę, do swoich pokoi.
Dlaczego jednak mam przeczucie, że mimo to zrobią coś głupiego i niebezpiecznego?
poniedziałek, 4 lipca 2016
Księga II Rozdział 18 - Nikogo nie zostawimy?
~Oczami Clary~
Moja parabatai ledwo weszła do domu i już trzymała Tris za gardło tak, że blondynka nie mogła oddychać. Każdy z nas wciągnął powietrze oczekując tego co wydarzy się w następnej chwili.
- Dlaczego nie powinnam Cię zabić Tris? - warknęła czarnowłosa, a dziewczyna rękoma próbowała oderwać rękę Isabelle - Przepraszam co powiedziałaś bo nie dosłyszałam? - odparła po czym puściła gardło nocnej łowczyni i usiadła obok swojego męża, który wpatrywał się w nią wielkimi oczyma.
Jak tylko blondynce udało się otrząsnąć ze zdarzenia sprzed chwili usadowiła się wygodnie na kanapie i wzrokiem przejechała po nefilim zebranych w pomieszczeniu. Założyła nogę na nogę, a po chwili z jej ust obdarzonych głupawym uśmieszkiem wypłynęły jakiekolwiek słowa.
- Przysłał mnie Pan Piekieł, aby przekazać wiadomość.
- Kumplujesz się z Asmodeuszem? Zdradzasz własną rasę dla jakiegoś demona? - zapytała Maryse głosem pełnym pogardy.
- Nie dla jakiegoś, ale dla najpotężniejszego. Powiedział, że jeśli nie wydacie dwójki bachorów obdarzonych mocą plus trzeciej, która nawet nie umie jeszcze walczyć oszczędzi nocnym łowcom największej wojny jaki widział świat cieni. Co powiecie na tą ofertę, głupcy?
- Nie ma mowy. Przekaż swojemu "Panu" - przy ostatnim słowie Jace zrobił niewidzialny cudzysłów - że nie ma problemu z tym aby wpadł do nas na kawkę, herbatkę i ciasteczka. Chętnie przyjmiemy go w gości zaraz po tym jak skopiemy mu jego cztery litery.
- Jesteście pewni, że nie oddacie bękartów?
- Wyjdź stąd - warknęła Isabelle.
Dziewczyna jak magicznie się pojawiła w naszej rezydencji tak również rozpłynęła się zostawiając nas pełnych obawy.
- Ciekawe kiedy zamierza zaatakować - jutro, za 3 dni, za miesiąc? - rzucił Jon
- Uważam, że mój ojciec nie będzie czekał za długo. Zależy mu na dzieciach płomyczka i słonecznika - zauważył słusznie Magnus
- Czego on od nich chce? - zapytałam
- Poznałaś Asmodeusza, więc wiesz że nie jest typem przyjemniaczka. Może chce im odebrać moce? Nie wiemy i nie dowiemy się dopóki sam nam tego nie wyjawi. Tym czasem powinniśmy się położyć. Jesteśmy wyczerpani, a jutro przybędzie więcej nocnych łowców, oraz sfora Luke'a, więc przydadzą się runy powiązania, Clary. - odparł Jace
Pożegnaliśmy się wzajemnie życząc sobie dobrej nocy po czym każdy ruszył do swojego pokoju. Leżałam w łóżku gotowa do snu kiedy mój anioł odwrócił się do mnie przodem i mocno przytulił. Potrzebowałam tego rodzaju wsparcia. Mój umysł działał na pełnych obrotach, a ciało wiecznie było napięte do momentu, w którym nie wtuliłam się w jego tors. Zaciągnęłam się jego zapachem i spojrzałam w górę napotykając te złote oczy z brązowymi przebłyskami, które tak uwielbiam. Uśmiechnął się promiennie i złożył pocałunek na moim czole.
- Śpij aniele. Jutrzejszy dzień nie będzie wcale lżejszy aniżeli dzisiejszy. Odłóż zmartwienia na bok. Jak chcesz mogę Ci zaśpiewać kołysankę, ale nie biorę odpowiedzialności jeśli stracisz słuch albo będziesz mieć po niej koszmary do końca życia - powiedział szeroko się uśmiechając.
- Zaryzykuję - odparłam wtulając się mocniej w mojego męża.
- Śpij spokojnie, bo już zasnął dzień
Będę z tobą, gdy nadejdzie sen
Wiatr za oknem na dobranoc zakochanym gra
Zakochanym tak jak ty i ja
Śpij spokojnie, w górze wielki wóz
Zabrał smutki i nie wrócą już
A ja nocy tej przy tobie złe wypłoszę sny
Nim obudzą się poranne mgły
Śpij spokojnie, jestem blisko tak
Będę zawsze, miłość ma swój smak
Już niedługo noc odejdzie, świt rozwieje sny
Pozostanie miłość, ja i ty - śpiewał cicho gładząc mnie po włosach. Z każdym słowem czułam jak odpływam, ale z drugiej strony nie chciałam tego. Pragnęłam cały czas słuchać głosu mojego prywatnego anioła. Aczkolwiek zmęczenie ostatecznie zwyciężyło.
~Oczami Asmodeusza~
- Panie - zaczęła ostrożnie głupia nefilim sprowadzona przez Kakabela - Herondalowie odrzucili Twoją propozycje. Jace powiedział, że wręcz zaprasza Cię na spotkanie.
- Nie wyciągnęłaś z nich żadnych informacji! - warknąłem na co ona lekko się wystraszyła.
- Ja.. Panie.. -
- Zabrać ją stąd i wtrącić w otchłań!
- Władco! - udało jej się wykrzyczeć zanim demony shax siłą wyciągnęły ją z sali tronowej.
I na co mi było dawać tej nocnej łowczyni jakiekolwiek zadanie? Nie prościej było wysłać zupełnie kogoś innego na przeszpiegi do sali anioła? Moje rozmyślenia zostały przerwane przez Kakabela w postaci, którą zwie Malcolm. Na samą myśl o siedzeniu w ciele nefilim wzdrygnąłem się.
- Asmodeuszu, mój Panie. Nocni Łowcy zaczęli zbierać się w Alicante za pewne by pomóc Herondalom w obronie swoich dzieci. Jak wielki oddział mamy przygotować?
- Wszystkich dostępnych. Ja również wyruszę z wami by odebrać życie tym, którym wy nie odebraliście 16 lat temu.
- Panie całe 20 tysięcy demonów ma iść na wojnę? Nikogo nie zostawimy?
- Słyszałeś co powiedziałem? Wszystkich zabieramy ze sobą.
Nocni Łowcy nie będą mieli szans nawet jeśli zastąp aniołów się wtrąci, w co szczerze wątpię.
Robaczki! Zmieniam częstotliwość dodawania rozdziałów! Będą mniej więcej takiej długości, ale dodawane co 3dni. Następnego rozdziału spodziewajcie się w czwartek. Buziaki! :*
UPDATE : No niestety rozdział pojawi się w piątek gdyż nastąpiły pewne trudności : brak godzinki, dwóch w ciągu dnia by wam napisać i dodatkowo brak konceptu co napisać. Coś wymyślę, może film w kinie mnie natchnie ;d
UPDATE : No niestety rozdział pojawi się w piątek gdyż nastąpiły pewne trudności : brak godzinki, dwóch w ciągu dnia by wam napisać i dodatkowo brak konceptu co napisać. Coś wymyślę, może film w kinie mnie natchnie ;d
niedziela, 3 lipca 2016
Księga II Rozdział 17 i 2/2 - Będziemy walczyć!
~Oczami Jonathana~
Po wyjściu mojej siostry i szwagra w sali anioła wybuchła kłótnia. Jedni kłócili się o to czy to o czym mówią państwo Herondale jest prawdą oraz czy warto z nimi walczyć, a drudzy uparcie twierdzili, że jest to tylko sztuczka by przyciągnąć ich uwagę. Jak tylko słyszałem tych drugich to krew się we mnie gotowała, a serafickie ostrze zaczynało mnie uwierać. Jak mogli podważać słowa tak wspaniałych nefilim jakimi są Jace oraz Clary?
Oczywiście usłyszałem też takie rzeczy, że być może ja w dalszym ciągu jestem demonem i stoję za atakiem na Instytut. Miałem ochotę wstać, a następnie przywalić takim ludziom, ale obecność Izzy działała na mnie kojąco. Czarnowłosa mocno objęła moją dłoń swoją znacznie drobniejszą aczkolwiek w dalszym ciągu niebezpieczną po czym ścisnęła mocniej dodając mi otuchy. Dodatkowo fakt, że Noah pojawi się razem ze swoim kuzynostwem napawa mnie spokojem.
Czas oczekiwań dłużył się niemiłosiernie, a nocni łowcy w dalszym ciągu wygłaszali swoje opinie. Gdy tylko masywne drzwi otwarły się z hukiem, a w nich pojawiła rodzina Herondalów oraz Jocelyn z Kylie na rękach i z Noah przy boku. Miał prawo wiedzieć co się dzieje, ale pod żadnym pozorem nie dopuściłbym by brał udział w walce. W tamtej chwili na sali zapanowała grobowa cisza jakby to co się wcześniej działo nie miało w ogóle miejsca. Rudowłosa z blondynem oraz 16-letnimi bliźniakami ruszyli spokojnie w stronę środka by każdy mógł wszystko dokładnie zobaczyć.
- Drodzy nefilim! Chcielibyśmy wraz z żoną aby talenty naszych dzieci pozostały tylko wśród nas. Prosimy was o całkowitą dyskrecję w związku z tym co się tutaj stanie - rzucił głośno Jace po czym zaczął coś mówić do dzieci. Prawdopodobnie wyjaśniał im co mają robić, a one ochoczo kiwały głowami na zgodę.
Clary wyciągnęła swoje serafickie ostrze, Hesperosa, po czym pewnym ruchem rozcięła całą dłoń. Pokazała jak krew spływa po jej ręce, a następnie podała ją Elenie. Dziewczynka ze skupioną miną uniosła swoje mniejsze dłonie nad ranę by po chwili pojawiło się światło. W sali rozległy się westchnienia oraz ciche szepty " Jak ona to zrobiła?" "niemożliwe". Po chwili rudowłosa pokazała zasklepioną ranę, która teraz jest tylko cieniutką linią w kolorze skóry. Kolejnym krokiem było narysowanie czegoś na kartce przez moją siostrę. Zapytała zgromadzonych ludzi w sali co ma namalować, a oni jednogłośnie odparli "nóż", więc dziewczyna wzięła się do pracy.
W chwili gdy Herondalówna była zajęta rysowaniem, a jej córka spoglądała na ciągnące się na kartce kreski Jace prezentował talenty Tobiasa. Na pierwszy ogień poszło oczywiście leczenie, które wywołało ten sam zachwyt co u jego siostry. Potem nadszedł czas na walkę między ojcem i synem. Żaden z nich nie oszczędzał drugiego, a oboje wykonywali przy tym takie akrobacje, skoki oraz wbiegnięcia po ścianach, których żaden nocny łowca nie nauczyłby się mimo tylu lat. Blondyn w pewnym momencie krzyknął do Tobiego "Teraz!", a zielonooki po krótkim zawahaniu się wystawił ręce, z których buchło światło przez co Jace poleciał kilka metrów dalej.
Wracając do zielonookich kobietek Elena właśnie wyciągnęła z kartki ostrze i aby pokazać, że jest prawdziwe rzuciła nim w ścianę. Nóż zatopił się w niej jak w maśle.
Nocni Łowcy będący na sali chyba nie wiedzieli jak zareagować, ponieważ w dalszym ciągu panowała grobowa cisza przerywana od czasu do czasu przez ciche szepty. Moja siostra z rodziną dumnie stała na samym środku czekając na to co powiedzą nasi pobratymcy. Niektórzy z nich wstali i z nieznanego nam kompletnie powodu zaczęli klaskać wywołując w całej rodzinie zmieszanie. Po chwili podobnie postąpiła cała sala. Wiwaty się nie kończyły, ale wreszcie na sam środek wyszła konsul. Uciszyła wszystkich gestem jednej dłoni.
- Nocni Łowcy! Przed chwilą miał tutaj miejsce pokaz umiejętności nowego pokolenia zrodzonego z córki Valentine'a Morgensterna oraz Jocelyn Fairchild oraz syna Stephena i Cecile Herondalów. Z całego serca proszą nas o pomoc w pokonaniu Pana Piekieł wraz z jego podwładnymi. Co wy na to?
- Będziemy walczyć! - krzyknęli jednogłośnie.
Nasza rodzina spokojna o to, że mamy sojuszników w bitwie mogła wreszcie wrócić do rezydencji. Aczkolwiek żadne z nas nie spodziewało się, że zastaniemy tam pewną młodą, zgrabną blondynkę o zielonych oczach, która niecierpliwie na nas czekała. Jak tylko weszliśmy do domu Isabelle rzuciła się na nią rozpoznając w nich dziewczynę, która wiele lat temu mocno zalazła jej za skórę.
Po wyjściu mojej siostry i szwagra w sali anioła wybuchła kłótnia. Jedni kłócili się o to czy to o czym mówią państwo Herondale jest prawdą oraz czy warto z nimi walczyć, a drudzy uparcie twierdzili, że jest to tylko sztuczka by przyciągnąć ich uwagę. Jak tylko słyszałem tych drugich to krew się we mnie gotowała, a serafickie ostrze zaczynało mnie uwierać. Jak mogli podważać słowa tak wspaniałych nefilim jakimi są Jace oraz Clary?
Oczywiście usłyszałem też takie rzeczy, że być może ja w dalszym ciągu jestem demonem i stoję za atakiem na Instytut. Miałem ochotę wstać, a następnie przywalić takim ludziom, ale obecność Izzy działała na mnie kojąco. Czarnowłosa mocno objęła moją dłoń swoją znacznie drobniejszą aczkolwiek w dalszym ciągu niebezpieczną po czym ścisnęła mocniej dodając mi otuchy. Dodatkowo fakt, że Noah pojawi się razem ze swoim kuzynostwem napawa mnie spokojem.
Czas oczekiwań dłużył się niemiłosiernie, a nocni łowcy w dalszym ciągu wygłaszali swoje opinie. Gdy tylko masywne drzwi otwarły się z hukiem, a w nich pojawiła rodzina Herondalów oraz Jocelyn z Kylie na rękach i z Noah przy boku. Miał prawo wiedzieć co się dzieje, ale pod żadnym pozorem nie dopuściłbym by brał udział w walce. W tamtej chwili na sali zapanowała grobowa cisza jakby to co się wcześniej działo nie miało w ogóle miejsca. Rudowłosa z blondynem oraz 16-letnimi bliźniakami ruszyli spokojnie w stronę środka by każdy mógł wszystko dokładnie zobaczyć.
- Drodzy nefilim! Chcielibyśmy wraz z żoną aby talenty naszych dzieci pozostały tylko wśród nas. Prosimy was o całkowitą dyskrecję w związku z tym co się tutaj stanie - rzucił głośno Jace po czym zaczął coś mówić do dzieci. Prawdopodobnie wyjaśniał im co mają robić, a one ochoczo kiwały głowami na zgodę.
Clary wyciągnęła swoje serafickie ostrze, Hesperosa, po czym pewnym ruchem rozcięła całą dłoń. Pokazała jak krew spływa po jej ręce, a następnie podała ją Elenie. Dziewczynka ze skupioną miną uniosła swoje mniejsze dłonie nad ranę by po chwili pojawiło się światło. W sali rozległy się westchnienia oraz ciche szepty " Jak ona to zrobiła?" "niemożliwe". Po chwili rudowłosa pokazała zasklepioną ranę, która teraz jest tylko cieniutką linią w kolorze skóry. Kolejnym krokiem było narysowanie czegoś na kartce przez moją siostrę. Zapytała zgromadzonych ludzi w sali co ma namalować, a oni jednogłośnie odparli "nóż", więc dziewczyna wzięła się do pracy.
W chwili gdy Herondalówna była zajęta rysowaniem, a jej córka spoglądała na ciągnące się na kartce kreski Jace prezentował talenty Tobiasa. Na pierwszy ogień poszło oczywiście leczenie, które wywołało ten sam zachwyt co u jego siostry. Potem nadszedł czas na walkę między ojcem i synem. Żaden z nich nie oszczędzał drugiego, a oboje wykonywali przy tym takie akrobacje, skoki oraz wbiegnięcia po ścianach, których żaden nocny łowca nie nauczyłby się mimo tylu lat. Blondyn w pewnym momencie krzyknął do Tobiego "Teraz!", a zielonooki po krótkim zawahaniu się wystawił ręce, z których buchło światło przez co Jace poleciał kilka metrów dalej.
Wracając do zielonookich kobietek Elena właśnie wyciągnęła z kartki ostrze i aby pokazać, że jest prawdziwe rzuciła nim w ścianę. Nóż zatopił się w niej jak w maśle.
Nocni Łowcy będący na sali chyba nie wiedzieli jak zareagować, ponieważ w dalszym ciągu panowała grobowa cisza przerywana od czasu do czasu przez ciche szepty. Moja siostra z rodziną dumnie stała na samym środku czekając na to co powiedzą nasi pobratymcy. Niektórzy z nich wstali i z nieznanego nam kompletnie powodu zaczęli klaskać wywołując w całej rodzinie zmieszanie. Po chwili podobnie postąpiła cała sala. Wiwaty się nie kończyły, ale wreszcie na sam środek wyszła konsul. Uciszyła wszystkich gestem jednej dłoni.
- Nocni Łowcy! Przed chwilą miał tutaj miejsce pokaz umiejętności nowego pokolenia zrodzonego z córki Valentine'a Morgensterna oraz Jocelyn Fairchild oraz syna Stephena i Cecile Herondalów. Z całego serca proszą nas o pomoc w pokonaniu Pana Piekieł wraz z jego podwładnymi. Co wy na to?
- Będziemy walczyć! - krzyknęli jednogłośnie.
Nasza rodzina spokojna o to, że mamy sojuszników w bitwie mogła wreszcie wrócić do rezydencji. Aczkolwiek żadne z nas nie spodziewało się, że zastaniemy tam pewną młodą, zgrabną blondynkę o zielonych oczach, która niecierpliwie na nas czekała. Jak tylko weszliśmy do domu Isabelle rzuciła się na nią rozpoznając w nich dziewczynę, która wiele lat temu mocno zalazła jej za skórę.
sobota, 2 lipca 2016
Księga II Rozdział 17 i 1/2 - Wy byliście niewiele starsi!
~Oczami Jace'a~
Niecierpliwie czekaliśmy całą rodziną w naszej rezydencji. Nie mogłem się doczekać, aż rudowłosa wróci z Kylie po którą pobiegła podczas ataku. Zastanawiałem się cały czas odkąd przybyliśmy do Alicante dlaczego horda demonów zaatakowała nas w Instytucie bo przecież nigdy nie robiły tego w takiej ilości. Jest to baza nie do przebicia. Każdy gwóźdź zrobiony jest ze stali, srebra lub elektrum, a na dodatek znajduje się na uświęconym miejscu. Ktoś kto nie jest nocnym łowcą nie mógł wejść przez drzwi, więc mamy pewność, że demony nie wdarły się do środka.
Wreszcie pojawiła się moja żona z córką. Jocelyn od razu zareagowała biegnąc do córki i pochwycając wnuczkę w swoje ramiona by za pewne ją uśpić. Podbiegłem do ukochanej po czym mocno ją przytuliłem. Wiedziałem, że nic jej się nie stanie, a mimo to bałem się. Bałem się, że w jakiś sposób zabezpieczenia zostaną przełamane i wszystkie te pomioty szatana ją zaatakują.
Clary streściła nam wszystko od momentu kiedy wyrwała się z mojego uścisku. Wśród nas panowało teraz zmieszanie, szok i niedowierzanie. Malcolm - Nocny Łowca, który kilkanaście lat wcześniej uratował moje oczko w głowie. Chodzący na misje, zabijający demony i wracający w całości umazany posoką demona przez co każdy strój trzeba było wyrzucać bo do niczego więcej się nie nadawał.
Skoro on był przeciwko nam w mojej głowie zaczęło kłębić się milion myśli oraz pytań. A co jeśli Tris wiedziała o wszystkim i dawała złudzenie, że jest z nami, nefilim? Szkoda, że są to tylko spekulacje, a całej prawdy nie znamy.
Siedzieliśmy w salonie obmyślając plan bo bez niego nie możemy działać. Przeciwko takiej chmarze demonów rzucilibyśmy się na pewną śmierć.
- Musimy zwołać zebranie w sali anioła. Nie mamy wyjścia bo Asmodeusz próbuje wywołać pewną wojnę, a do tego potrzebujemy ludzi. Potrzebujemy każdego nefilim jakiego tylko można zwerbować - powiedział Alec, a każdy z wszechobecnych w pomieszczeniu zgodził się z nim za pomocą kiwnięcia głowy.
- Robert idź natychmiast zawiadomić konsul, Maryse złóż wizytę wszystkim naszym przyjaciołom stacjonującym w Idrysie. Isabelle, Jonathan, Alec oraz Magnus wyślijcie ognistą wiadomość do naszych znajomych na całym świecie by jak najszybciej zjawili się w stolicy. A my z Clary pójdziemy do sali anioła czekać na wszystkich którzy są w Alicante. Do roboty rodzinko!
- Tato a my? - zapytał Tobias. Spojrzałem na niego po czym rozczochrałem mu włosy
- A Ty mistrzu zostajesz razem z siostrami, kuzynem i babcią tutaj w rezydencji.
- Ale to nie sprawiedliwe! Mamy 16 lat i całkowite prawo do brania udziału w wojnie! - tupnęła Elena by wzmocnić ton tego co powiedziała.
- Właśnie! Macie tylko 16 lat, bez dyskusji - warknąłem
- Wy byliście niewiele starsi jak zabiliście Valentine'a! - fuknęli oboje, a ja spojrzałem na rudowłosą. Nienawidziła tego tematu mimo wszystkich lat.
- Teraz przesadziliście! Zostajecie tutaj - odparłem na odchodne.
Złapałem ukochaną za rękę i wolnym krokiem zmierzaliśmy ku sali anioła. Clary ani razu nie odezwała się. Wszystko prawdopodobnie przez dzieci, które zaczęły nielubiany przez każdego w naszej rodzinie temat. Nie wyobrażam sobie jaką przykrość musiało jej to sprawić.
Dotarłszy na miejsce czekaliśmy na pozostałych nefilim, którzy są na tyle blisko by dotrzeć na główny plac w jak najkrótszym czasie. Pomieszczenie bardzo mozolnie zaczęło wypełniać się innymi nocnymi łowcami. Jedni byli nam znani bardziej, a drudzy mniej.
Jak tylko sala się zapełniła stanąłem z rudowłosą na samym środku. Ludzie szeptali między sobą, pokazywali na nas palcami lub patrzeli z obawą. Z ich twarz można było odczytać pytania " Co się dzieje?" " Co oni tutaj robią?" i wiele, wiele innych.
- Witajcie wszyscy nefilim. Zwołaliśmy was wszystkich nie bez powodu. Dzisiejszego wieczora horda demonów zaatakowała nasz Instytut w Nowym Jorku. Ze względu na ich ogromną liczbę nie mogliśmy się podjąć walki, więc zmuszeni byliśmy uciekać do naszej stolicy. - urwałem by zaczerpnąć powietrza - Jak wiadomo wiele lat temu urodziły nam się dzieci, z pomocą aniołów dowiedzieliśmy się, że Asmodeusz pragnie ich mocy. Czekaliśmy na jakikolwiek ruch z jego strony i przy pierwszej sposobności spróbował nam wypowiedzieć wojnę. Prosimy was o pomoc. Nie uda nam się go pokonać bez waszego wsparcia.
- Niby dlaczego chce akurat waszych dzieci? - zapytał jeden z nefilów
- Ja i Jace mamy więcej krwi anioła niż inni Nocni Łowcy. Nasze dzieci są wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju. - odparła dumnie moja ukochana żona.
- O jakich to mocach mowa?
- Właśnie co macie na myśli mówiąc moce?
- Zaczekajcie. Zjawimy się tu ponownie za godzinę, a wtedy wam pokażemy co mamy na myśli mówiąc, że nasze dzieci są w pewien sposób utalentowane - powiedziałem po czym ruszyliśmy wspólnie do wyjścia zostawiając wszystkich innych w sali.
- Wiesz, że one mogą się nie zgodzić - zapytała.
- Wiem, ale potraktują to jako zabawę - odparłem
I w ten oto sposób rozwijam powoli fabułę! Jutro kolejny rozdział dla was moi mili tak jak obiecałam w piątek :3
piątek, 1 lipca 2016
Księga II Rozdział 16 - Rozdzinna kolacja
~Oczami Clary~
W Instytucie trwa właśnie wielkie pakowanie. Elena i Tobias skończyli 16 lat, więc postanowiliśmy jednogłośnie wysłać ich do Instytutu we Włoszech. Powinni zobaczyć kawałek świata, a przy okazji poznać techniki innych Nocnych Łowców choć Jace mówi, że najwięcej nauczą się przy nim, ponieważ jest Najlepszy z Najlepszych. Gdy go wyśmiałam spojrzał się na mnie spod byka i nie odzywał kilka dni, więc sądzę, że musiało to urazić jego wybrzmiałe ego.
Isabelle jest wniebowzięta wyjazdem mojej córki bo może wreszcie swobodnie pobiegać po sklepach szukając czegoś dla Eleny, Emmy i naszej malutkiej Kylie. Próbowała mnie wyciągnąć, ale rzecz jasna się nie zgodziłam, ponieważ muszę zostać w Instytucie. Organizujemy dzisiaj kolację pożegnalną, a jak powszechnie wiadomo Izzy nie powinna wchodzić do kuchni bo magicznie sprawia, że jedzenie staje się nie jadalne.
Jonathan z Aleciem oraz moim blondynem siedzą w salonie zabawiając męską część dalszego pokolenia. Z tego co słyszę grają w jakąś grę podzieleni na drużyny i mój mąż jak zwykle wyzywa szwagra jaki to jest beznadziejny. Zwyczajny dzień Nocnych Łowców.
Tris i Malcolm są tutaj jak duchy. Nie widać, nie słychać, więc nie ma co o nich powiedzieć. Chyba, że to iż się trochę zestarzeli, ale to żadna nowość.
Maryse i Robert porządkują papiery na górze, ale na całe szczęście nie musimy się martwić, że się pozabijają będąc sam na sam.
Skończyłam przygotowywać zapiekanki, ciasta i zupę krem gdy do kuchni wpadła zdyszana Isabelle. Normalnie spodziewałabym się kogoś zalanego potem z ułamanym obcasem po kilku godzinach zakupów, ale moja parabatai jest doskonała w każdym calu. Na stole położyła kilkanaście różnokolorowych toreb, a za nią ledwo człapała się Elena z wózkiem oraz Emma.
- Izzy znowu nie dałaś dzieciom spokojnie pooglądać ubrań tylko je ganiałaś po całym centrum? - zapytałam widząc strudzone miny szkrabów.
- No...nie.. To znaczy może trochę, ale zobacz ile pięknych ubrań im kupiłam!
- Zabierz te torby w tej chwili jeśli chcesz mieć buty w całości. Zaraz podam obiad, a Ty mi się tu rozwaliłaś z tym. - odparłam wyjmując zastawę i sztućce - dzieci lećcie umyć ręce i powiedzcie chłopakom i dziadkom, że kolacja będzie za 5 minut.
Jak tylko wszyscy wynieśli się z kuchni mogłam spokojnie zastawić stół. Na samym środku ułożyłam wazon z bukietem kwiatów, małe świeczki oraz półmiski z jedzeniem a do tego napoje w dzbankach. Wszystko wyglądało smakowicie i co najważniejsze dla dzieci - kolorowo.
Przebrana w sukienkę czekałam aż wszyscy się pojawią, a gdy już to zrobili zasiedliśmy przy stole. Na samym czubku stołu usiadł Robert, a po jego prawej Maryse. Następnie usiadł Alec z Magnusem, Isabelle z Jonathanem oraz dwójką dzieci. Kolejno usiadł Jace ze mną, Kylie i bliźniętami by na samym końcu mogła zasiąść Jocelyn z Lukiem..
Cała rodzina była w doskonałym nastroju, każdy śmiał się i rozmawiał mocno przy tym gestykulując. Kylie miała problemy z jedzeniem, więc karmiłam ją ku uciesze dziewczynki. Jak tylko zauważyłam, że zrobiła się śpiąca zaniosłam ją do pokoju na górze. Wróciwszy do stołu zauważyłam, że każda para trzyma się za ręce - nawet Maryse z Robertem.
Usiadłszy koło męża chwyciłam jego dużą dłoń w swoją mniejszą po czym mocno ścisnęłam. Niestety rodzinne chwile zawsze muszą zostać przerwane. Poczuliśmy straszne szarpnięcie i wszystko wokół nas się trzęsło.
- Co się dzieje? - krzyknęła Isabelle mocno chwyciwszy się stołu
- Nie wiem, sprawdzimy - odparł Jon, a po chwili zniknął z Jace'm i Aleciem.
Każdy kto został przy stole mocno się go chwycił gdyż wstrząsy w żadnym stopniu nie ustawały. Po kilku minutach, które zdawały się być wiecznością, wrócili nasi mężczyźni.
- Mamy problem. Ogromny. Na zewnątrz dobija się dziesiątki demonów. Nie mamy żadnych szans. Clary narysuj bramę! - powiedział Jace, a ja oderwałam się od stołu.
Na największej pustej ścianie narysowałam dla nich portal by się przenieśli do Alicante. To tam zawsze uciekaliśmy w razie ataku na Instytut. Upewniwszy się, że zaczynają przechodzić przez bramę ruszyłam do schodów, ale zatrzymał mnie uścisk na nadgarstku.
- Clary co Ty robisz? Musimy stąd iść zanim demony przebiją się przez zabezpieczenia! - warknął w moją stronę blondyn.
- Kylie została na górze, muszę po nią biec. Wy przejdźcie przez bramę, a ja narysuje nową. Puść mnie - odparłam
- Obiecaj, że wrócisz i nie zrobisz nic lekkomyślnego.
- Obiecam jeśli ty też obiecasz. Znam Cię.
- Obiecuję
- W takim razie i ja obiecuję. A teraz do zobaczenia! - krzyknęłam po czym wyrwałam się z uścisku i czym prędzej pobiegłam do córki.
Wbiegałam po schodach jak szalona, a gdy już byłam blisko sypialni Kylie zostałam przyparta do ściany. Moim oczom ukazał się Malcolm. Pytanie tylko co on tu robi?
- Malcolm puszczaj! Musimy stąd uciekać. Demony atakują Instytut!
- Wiem o tym.
- Co jest z Tobą nie tak? - fuknęłam w jego stronę.
- Największą przyjemność sprawi mi Twoje cierpienie gdy będziesz obserwować jak zabijamy Twoją rodzinę. Osobę po osobie, a dzieci zabierzemy. Możesz tego uniknąć jeśli tylko wyjawisz talenty Twoich bachorów. Zegar tyka kochana.
- Nic Ci nie powiem! Od kiedy pracujesz z demonami?!
- Od zawsze skarbie. Nie zabiję Cię teraz. Będę napawać się Twoim zmartwieniem, niepokojem i cierpieniem - odparł po czym zniknął tak jakby rozpłynął się w powietrzu. Co jest do cholery?
Nie zastanawiając się dłużej pobiegłam do córki. Pochwyciwszy płaczącą Kylie w ramiona szybko narysowałam bramę dzięki której pojawiłam się w rezydencji Herondalów. Jocelyn od razu odebrała mi małą i poszła ją uspokoić a następnie z powrotem ułożyć do snu.
Czy właśnie nadchodzi wojna w Świecie Cieni czy mi się wydaje?
Tak wiem krótki, ale mam dla was niespodziankę. Jako, że wstałam 30 minut temu, a do pracy wychodzę za 20 pomyślałam "Hmm.. jutro weekend, a ja mam wolne to wynagrodzę te kiepskie rozdziały na blogu wstawiając w SOBOTĘ I NIEDZIELĘ około 19/20 po jednym rozdziale"
Tak! Dobrze przeczytaliście! W weekend pojawią się 2 rozdziały a w poniedziałek dostaniecie jeszcze standardowo 1!
Wiem doskonale o tym, że was zaniedbuje, a rozdziały nie są takie jak kiedyś. Postanowiłam w pewnym stopniu wam to zrewanżować.
CO WY NA TO?
A do tych co czytają moje opowieści na wattpadzie : rozdział mam napisany i wstawię go jak będę jechać do pracy bo teraz muszę na prawdę uciekać. Buziaki!
W Instytucie trwa właśnie wielkie pakowanie. Elena i Tobias skończyli 16 lat, więc postanowiliśmy jednogłośnie wysłać ich do Instytutu we Włoszech. Powinni zobaczyć kawałek świata, a przy okazji poznać techniki innych Nocnych Łowców choć Jace mówi, że najwięcej nauczą się przy nim, ponieważ jest Najlepszy z Najlepszych. Gdy go wyśmiałam spojrzał się na mnie spod byka i nie odzywał kilka dni, więc sądzę, że musiało to urazić jego wybrzmiałe ego.
Isabelle jest wniebowzięta wyjazdem mojej córki bo może wreszcie swobodnie pobiegać po sklepach szukając czegoś dla Eleny, Emmy i naszej malutkiej Kylie. Próbowała mnie wyciągnąć, ale rzecz jasna się nie zgodziłam, ponieważ muszę zostać w Instytucie. Organizujemy dzisiaj kolację pożegnalną, a jak powszechnie wiadomo Izzy nie powinna wchodzić do kuchni bo magicznie sprawia, że jedzenie staje się nie jadalne.
Jonathan z Aleciem oraz moim blondynem siedzą w salonie zabawiając męską część dalszego pokolenia. Z tego co słyszę grają w jakąś grę podzieleni na drużyny i mój mąż jak zwykle wyzywa szwagra jaki to jest beznadziejny. Zwyczajny dzień Nocnych Łowców.
Tris i Malcolm są tutaj jak duchy. Nie widać, nie słychać, więc nie ma co o nich powiedzieć. Chyba, że to iż się trochę zestarzeli, ale to żadna nowość.
Maryse i Robert porządkują papiery na górze, ale na całe szczęście nie musimy się martwić, że się pozabijają będąc sam na sam.
Skończyłam przygotowywać zapiekanki, ciasta i zupę krem gdy do kuchni wpadła zdyszana Isabelle. Normalnie spodziewałabym się kogoś zalanego potem z ułamanym obcasem po kilku godzinach zakupów, ale moja parabatai jest doskonała w każdym calu. Na stole położyła kilkanaście różnokolorowych toreb, a za nią ledwo człapała się Elena z wózkiem oraz Emma.
- Izzy znowu nie dałaś dzieciom spokojnie pooglądać ubrań tylko je ganiałaś po całym centrum? - zapytałam widząc strudzone miny szkrabów.
- No...nie.. To znaczy może trochę, ale zobacz ile pięknych ubrań im kupiłam!
- Zabierz te torby w tej chwili jeśli chcesz mieć buty w całości. Zaraz podam obiad, a Ty mi się tu rozwaliłaś z tym. - odparłam wyjmując zastawę i sztućce - dzieci lećcie umyć ręce i powiedzcie chłopakom i dziadkom, że kolacja będzie za 5 minut.
Jak tylko wszyscy wynieśli się z kuchni mogłam spokojnie zastawić stół. Na samym środku ułożyłam wazon z bukietem kwiatów, małe świeczki oraz półmiski z jedzeniem a do tego napoje w dzbankach. Wszystko wyglądało smakowicie i co najważniejsze dla dzieci - kolorowo.
Przebrana w sukienkę czekałam aż wszyscy się pojawią, a gdy już to zrobili zasiedliśmy przy stole. Na samym czubku stołu usiadł Robert, a po jego prawej Maryse. Następnie usiadł Alec z Magnusem, Isabelle z Jonathanem oraz dwójką dzieci. Kolejno usiadł Jace ze mną, Kylie i bliźniętami by na samym końcu mogła zasiąść Jocelyn z Lukiem..
Cała rodzina była w doskonałym nastroju, każdy śmiał się i rozmawiał mocno przy tym gestykulując. Kylie miała problemy z jedzeniem, więc karmiłam ją ku uciesze dziewczynki. Jak tylko zauważyłam, że zrobiła się śpiąca zaniosłam ją do pokoju na górze. Wróciwszy do stołu zauważyłam, że każda para trzyma się za ręce - nawet Maryse z Robertem.
Usiadłszy koło męża chwyciłam jego dużą dłoń w swoją mniejszą po czym mocno ścisnęłam. Niestety rodzinne chwile zawsze muszą zostać przerwane. Poczuliśmy straszne szarpnięcie i wszystko wokół nas się trzęsło.
- Co się dzieje? - krzyknęła Isabelle mocno chwyciwszy się stołu
- Nie wiem, sprawdzimy - odparł Jon, a po chwili zniknął z Jace'm i Aleciem.
Każdy kto został przy stole mocno się go chwycił gdyż wstrząsy w żadnym stopniu nie ustawały. Po kilku minutach, które zdawały się być wiecznością, wrócili nasi mężczyźni.
- Mamy problem. Ogromny. Na zewnątrz dobija się dziesiątki demonów. Nie mamy żadnych szans. Clary narysuj bramę! - powiedział Jace, a ja oderwałam się od stołu.
Na największej pustej ścianie narysowałam dla nich portal by się przenieśli do Alicante. To tam zawsze uciekaliśmy w razie ataku na Instytut. Upewniwszy się, że zaczynają przechodzić przez bramę ruszyłam do schodów, ale zatrzymał mnie uścisk na nadgarstku.
- Clary co Ty robisz? Musimy stąd iść zanim demony przebiją się przez zabezpieczenia! - warknął w moją stronę blondyn.
- Kylie została na górze, muszę po nią biec. Wy przejdźcie przez bramę, a ja narysuje nową. Puść mnie - odparłam
- Obiecaj, że wrócisz i nie zrobisz nic lekkomyślnego.
- Obiecam jeśli ty też obiecasz. Znam Cię.
- Obiecuję
- W takim razie i ja obiecuję. A teraz do zobaczenia! - krzyknęłam po czym wyrwałam się z uścisku i czym prędzej pobiegłam do córki.
Wbiegałam po schodach jak szalona, a gdy już byłam blisko sypialni Kylie zostałam przyparta do ściany. Moim oczom ukazał się Malcolm. Pytanie tylko co on tu robi?
- Malcolm puszczaj! Musimy stąd uciekać. Demony atakują Instytut!
- Wiem o tym.
- Co jest z Tobą nie tak? - fuknęłam w jego stronę.
- Największą przyjemność sprawi mi Twoje cierpienie gdy będziesz obserwować jak zabijamy Twoją rodzinę. Osobę po osobie, a dzieci zabierzemy. Możesz tego uniknąć jeśli tylko wyjawisz talenty Twoich bachorów. Zegar tyka kochana.
- Nic Ci nie powiem! Od kiedy pracujesz z demonami?!
- Od zawsze skarbie. Nie zabiję Cię teraz. Będę napawać się Twoim zmartwieniem, niepokojem i cierpieniem - odparł po czym zniknął tak jakby rozpłynął się w powietrzu. Co jest do cholery?
Nie zastanawiając się dłużej pobiegłam do córki. Pochwyciwszy płaczącą Kylie w ramiona szybko narysowałam bramę dzięki której pojawiłam się w rezydencji Herondalów. Jocelyn od razu odebrała mi małą i poszła ją uspokoić a następnie z powrotem ułożyć do snu.
Czy właśnie nadchodzi wojna w Świecie Cieni czy mi się wydaje?
Tak wiem krótki, ale mam dla was niespodziankę. Jako, że wstałam 30 minut temu, a do pracy wychodzę za 20 pomyślałam "Hmm.. jutro weekend, a ja mam wolne to wynagrodzę te kiepskie rozdziały na blogu wstawiając w SOBOTĘ I NIEDZIELĘ około 19/20 po jednym rozdziale"
Tak! Dobrze przeczytaliście! W weekend pojawią się 2 rozdziały a w poniedziałek dostaniecie jeszcze standardowo 1!
Wiem doskonale o tym, że was zaniedbuje, a rozdziały nie są takie jak kiedyś. Postanowiłam w pewnym stopniu wam to zrewanżować.
CO WY NA TO?
A do tych co czytają moje opowieści na wattpadzie : rozdział mam napisany i wstawię go jak będę jechać do pracy bo teraz muszę na prawdę uciekać. Buziaki!
poniedziałek, 27 czerwca 2016
Księga II Rozdział 15 - Walki w Instytucie
~Oczami Jace'a~
Od moich urodzin minęły dopiero dwa miesiące. Niby jestem już po 30-stce, ale to ciało i twarz nadal należą do Boga. Skromność jest dla ludzi brzydkich jak to lubię mówić od wielu lat. A Clary? Mimo wieku i tego, że urodziła bliźnięta nadal jest w świetnej formie, ale od jakiegoś czasu mam z nią niewielkie problemy. Nie dopuszcza mnie zbyt blisko siebie nie mówiąc już o jakimkolwiek zbliżeniu wieczorem. Nic nie zrobiłem, ale staram się nie naciskać na ukochaną żeby się nie wkurzyła.
Dzisiaj całą rodziną idziemy obserwować treningi Eleny, Tobiasa oraz Noah. Zorganizowaliśmy walkę z kilkoma dorosłymi osobami z Instytutu w Moskwie. Są tam dobrzy i waleczni Nocni Łowcy, a przy okazji ich odwiedzin w Nowym Jorku skorzystaliśmy z tego w jakimś sensie.
Siedzieliśmy z Clary, Aleciem, Magnusem, Isabelle, Jonathanem, Jocelyn, Robertem, Marysem i Lukiem na trybunach spoglądając na pociechy. Rozciągały się oraz rozgrzewały przed walką. Elena miała walczyć z młodą blondwłosą Nocną Łowczynią o imieniu Irina. Tobiasowi przypadło to szczęście, że zmierzy się z umięśnionym brunetem Dymitrem. Natomiast dla Noah znaleźliśmy Wiktora, który miał może z 18 lat i krótkie popielate włosy. Ogółem mówiąc nasze szkraby nie będą miały ani za łatwo ani za trudno.
Na pierwszy ogień poszła moja ukochana córeczka. Jako broń podstawową wybrała miecz, a jako dodatkową gwiazdki do rzucania oraz ulubiony rodzaj Isabelle - bicz. Stanęła na przeciwko blondynki i obie lekko się ukłoniły. Napięcie rosło przy każdym ich okrążeniu. Żadna nie chciała zaatakować jako pierwsza, a to podstawowy błąd. Lepiej zaatakować jako pierwszy i zostać zablokowanym niż przeciwnik zaszarżuje na Ciebie. Po szóstym okrążeniu Irinie najwidoczniej znudziło się czekanie i postanowiła wykonać atak. Elena trzymając broń obiema rękoma zablokowała przeciwniczkę by ta próbując złamać obronę była zbyt zajęta aby zauważyć jak moja córeczka kopie ją w udo. Irina lekko się zachwiała do tyłu lecz nie odpuszczała, ale tym razem nie podchodziła. Młoda nefilim zaczęła rzucać gwiazdkami, a wtedy została dopadnięta. Nie zdążyła chwycić miecza i zablokować ataku. Padła na ziemię jak długa. Rozbrzmiał gong ( którego swoją drogą nienawidzę - po co go kupiłem? ) oznaczający koniec walki. Blondynka podała rękę mojej pociesze, a ta ujęła ją by wstać z ziemi.
Cała rodzina zaczęła bić brawa, a ja? Wytknę jej parę błędów gdy tylko się tu zjawi, aby nie popełniła ich nigdy więcej. Walka była.. średnia, ale nie powinna tak lekkomyślnie atakować.
Teraz na środku stanął Noah z dwoma średniej długości ostrzami, oraz mniejszymi do rzucania. Ukłonili się z Wiktorem i przystąpili do walki. Pierwszy zaatakował mój siostrzeniec. Zrobił to z całą energią jaką w danej chwili posiadał. Popielatowłosy ledwo go zablokował, ale jednak dał radę. Na zmianę szarżowali na siebie oraz blokowali. Całość wyglądała niesamowicie jak na tak młodych nefilim. Żaden z nich nie miał czasu na rzucanie bonią jedynie w grę wchodziły dolne części ciała i ostrza. Jonathan, podniecony, siedział jak na szpilkach i dopingował syna. Isabelle natomiast obgryzała spiłowane wcześniej paznokcie. Walka trwała już dziesięć minut, a na twarzach tej dwójki widać już było zmęczenie. W końcu Noah padł na ziemię po tym jak Wiktor nadepnął mu na stopę a następnie walnął w udo. Nie miał szans tego uniknąć skupiając się na ostrzach. Rozległ się dźwięk gonga i teraz ja zacząłem się denerwować.
Ostatnia dwójka. Mój pierworodny wybrał dwa długie ostrza i od wszelkiego wypadku dwa krótsze, które umiejscowił na plecach w specjalnej kaburze. Oczywiście wykonali ten sam gest co jego rodzeństwo walczące chwilę wcześniej. Bez jakiegokolwiek cackania Tobias pierwszy naskoczył na Dymitra szarżując kilkukrotnie. Duma rozpierała mnie w piersi jak tylko to ujrzałem. Dymitr nie miał szans zaatakować gdyż blondyn robił to bez chwili wytchnienia. Po paru minutach wreszcie dał przeciwnikowi się popisać. Ten nie mając zbytnio siły próbował w jakiś sposób przebić obronę.
I w tamtym momencie nastąpiło coś co w ogóle nie powinno się wydarzyć. Nefilim z Moskwy kopnął Tobiasa w najbardziej intymne miejsce, co swoją drogą jest zakazane w walkach między sobą, a ten gdy opadł na kolana został jeszcze kopnięty w klatkę piersiową.
- Co Ty robisz? Złamałeś zasady! - krzyknęła oburzona Maryse podnosząc się z miejsca
- To karalne - warknął opiekun z tamtego Instytutu.
Clary już zaczęła wstawać i biec do syna gdy ujrzeliśmy strumień światła. Ktoś krzyknął, a jeszcze ktoś inny zemdlał. Wstałem z trybun by biegiem rzucić się w stronę Tobiasa. Leżał na plecach przyglądając się własnym dłonią, które o dziwo nadal świeciły. Złapałem go za ramiona i zacząłem delikatnie potrząsać.
- Tobi! Opanuj emocje, a wtedy przestaną się świecić - powiedziałem spokojnie. Ten podniósł wzrok na mnie i spoglądał przerażony. - Słyszysz? Skup się na mnie a złość odpłynie.
Patrzyliśmy tak dłuższą chwilę, aż Tobias wyciszył się, a jego światło zniknęło. Pomogłem mu wstać i ruszyliśmy do trybun szukając Eleny i Clary. Gdzie one do cholery są? Wzrokiem odszukałem Aleca by czegoś się dowiedzieć. Podbiegłem do niego z synem i z uniesioną brwią zapytałem
- Wiesz gdzie jest Clary?
- To Ty nie zauważyłeś, że Twoja żona zemdlała i leżała na trybunach jak nieżywa?
- Jest w skrzydle - tak właściwie to nie było nawet pytanie.
Dałem synu znać by biegł za mną do skrzydła szpitalnego. Gdy tylko udało nam się tam dotrzeć popchnąłem mocno drzwi i wtargnąłem do sali. Na łóżku leżała Clary, a nad nią pochylała się nasza córka ze świecącymi rękoma. Co jest grane?
- Ktoś mi powie co się tutaj dzieje?
- Siedź cicho Jace - warknęła Maryse
- Nie będę! Co jest z Clary?!
- Tato - zaczęła Elena - uspokój się i daj nam chwilę
Cicho warknąłem pod nosem i usiadłem na krześle koło łóżka obserwując dłonie Eleny. To było takie dziwne mieć dzieci, które są w taki sposób uzdolnione.
- Gdzie jest Robert? - zwróciłem się do przyszywanej matki
- Rozmawia z nefilim z Rosji. Prosi by nie ujawniali talentów dzieci.
Zauważyłem, że Elena szepcze coś na ucho rudowłosej, a ta się tylko uśmiechnęła. Złapałem żonę za dłoń i spojrzałem na jej twarz.
- Skarbie? Co się dzieje?
- Pamiętasz jak mnie od kilku lat prosisz o jedno i to samo? - prosiłem ją tylko o kolejnego...
- Znowu zostanę ojcem? - zapytałem z nadzieją na co kiwnęła głową.
Poderwałem się z miejsca i namiętnie pocałowałem zielonooką. Cóż za cudowne uczucie!
Taki dziwny wydaje mi się ten rozdział... Ale mam dobrą wiadomość! Koniec talentów (Koniec uzdrawiania, skakania jak małpa, wyciągania rzeczy w kartek, strzelania światłem)! Wreszcie mogę ruszać z fabułą powoli chociaż będzie jeszcze przeskok w czasie (Ostatni). Mam nadzieję, że będzie to coś sensownego! A tymczasem idę pisać rozdział do Pierwotnych na wattpadzie i spadam do pracy. Miłego dnia robaczki!
Od moich urodzin minęły dopiero dwa miesiące. Niby jestem już po 30-stce, ale to ciało i twarz nadal należą do Boga. Skromność jest dla ludzi brzydkich jak to lubię mówić od wielu lat. A Clary? Mimo wieku i tego, że urodziła bliźnięta nadal jest w świetnej formie, ale od jakiegoś czasu mam z nią niewielkie problemy. Nie dopuszcza mnie zbyt blisko siebie nie mówiąc już o jakimkolwiek zbliżeniu wieczorem. Nic nie zrobiłem, ale staram się nie naciskać na ukochaną żeby się nie wkurzyła.
Dzisiaj całą rodziną idziemy obserwować treningi Eleny, Tobiasa oraz Noah. Zorganizowaliśmy walkę z kilkoma dorosłymi osobami z Instytutu w Moskwie. Są tam dobrzy i waleczni Nocni Łowcy, a przy okazji ich odwiedzin w Nowym Jorku skorzystaliśmy z tego w jakimś sensie.
Siedzieliśmy z Clary, Aleciem, Magnusem, Isabelle, Jonathanem, Jocelyn, Robertem, Marysem i Lukiem na trybunach spoglądając na pociechy. Rozciągały się oraz rozgrzewały przed walką. Elena miała walczyć z młodą blondwłosą Nocną Łowczynią o imieniu Irina. Tobiasowi przypadło to szczęście, że zmierzy się z umięśnionym brunetem Dymitrem. Natomiast dla Noah znaleźliśmy Wiktora, który miał może z 18 lat i krótkie popielate włosy. Ogółem mówiąc nasze szkraby nie będą miały ani za łatwo ani za trudno.
Na pierwszy ogień poszła moja ukochana córeczka. Jako broń podstawową wybrała miecz, a jako dodatkową gwiazdki do rzucania oraz ulubiony rodzaj Isabelle - bicz. Stanęła na przeciwko blondynki i obie lekko się ukłoniły. Napięcie rosło przy każdym ich okrążeniu. Żadna nie chciała zaatakować jako pierwsza, a to podstawowy błąd. Lepiej zaatakować jako pierwszy i zostać zablokowanym niż przeciwnik zaszarżuje na Ciebie. Po szóstym okrążeniu Irinie najwidoczniej znudziło się czekanie i postanowiła wykonać atak. Elena trzymając broń obiema rękoma zablokowała przeciwniczkę by ta próbując złamać obronę była zbyt zajęta aby zauważyć jak moja córeczka kopie ją w udo. Irina lekko się zachwiała do tyłu lecz nie odpuszczała, ale tym razem nie podchodziła. Młoda nefilim zaczęła rzucać gwiazdkami, a wtedy została dopadnięta. Nie zdążyła chwycić miecza i zablokować ataku. Padła na ziemię jak długa. Rozbrzmiał gong ( którego swoją drogą nienawidzę - po co go kupiłem? ) oznaczający koniec walki. Blondynka podała rękę mojej pociesze, a ta ujęła ją by wstać z ziemi.
Cała rodzina zaczęła bić brawa, a ja? Wytknę jej parę błędów gdy tylko się tu zjawi, aby nie popełniła ich nigdy więcej. Walka była.. średnia, ale nie powinna tak lekkomyślnie atakować.
Teraz na środku stanął Noah z dwoma średniej długości ostrzami, oraz mniejszymi do rzucania. Ukłonili się z Wiktorem i przystąpili do walki. Pierwszy zaatakował mój siostrzeniec. Zrobił to z całą energią jaką w danej chwili posiadał. Popielatowłosy ledwo go zablokował, ale jednak dał radę. Na zmianę szarżowali na siebie oraz blokowali. Całość wyglądała niesamowicie jak na tak młodych nefilim. Żaden z nich nie miał czasu na rzucanie bonią jedynie w grę wchodziły dolne części ciała i ostrza. Jonathan, podniecony, siedział jak na szpilkach i dopingował syna. Isabelle natomiast obgryzała spiłowane wcześniej paznokcie. Walka trwała już dziesięć minut, a na twarzach tej dwójki widać już było zmęczenie. W końcu Noah padł na ziemię po tym jak Wiktor nadepnął mu na stopę a następnie walnął w udo. Nie miał szans tego uniknąć skupiając się na ostrzach. Rozległ się dźwięk gonga i teraz ja zacząłem się denerwować.
Ostatnia dwójka. Mój pierworodny wybrał dwa długie ostrza i od wszelkiego wypadku dwa krótsze, które umiejscowił na plecach w specjalnej kaburze. Oczywiście wykonali ten sam gest co jego rodzeństwo walczące chwilę wcześniej. Bez jakiegokolwiek cackania Tobias pierwszy naskoczył na Dymitra szarżując kilkukrotnie. Duma rozpierała mnie w piersi jak tylko to ujrzałem. Dymitr nie miał szans zaatakować gdyż blondyn robił to bez chwili wytchnienia. Po paru minutach wreszcie dał przeciwnikowi się popisać. Ten nie mając zbytnio siły próbował w jakiś sposób przebić obronę.
I w tamtym momencie nastąpiło coś co w ogóle nie powinno się wydarzyć. Nefilim z Moskwy kopnął Tobiasa w najbardziej intymne miejsce, co swoją drogą jest zakazane w walkach między sobą, a ten gdy opadł na kolana został jeszcze kopnięty w klatkę piersiową.
- Co Ty robisz? Złamałeś zasady! - krzyknęła oburzona Maryse podnosząc się z miejsca
- To karalne - warknął opiekun z tamtego Instytutu.
Clary już zaczęła wstawać i biec do syna gdy ujrzeliśmy strumień światła. Ktoś krzyknął, a jeszcze ktoś inny zemdlał. Wstałem z trybun by biegiem rzucić się w stronę Tobiasa. Leżał na plecach przyglądając się własnym dłonią, które o dziwo nadal świeciły. Złapałem go za ramiona i zacząłem delikatnie potrząsać.
- Tobi! Opanuj emocje, a wtedy przestaną się świecić - powiedziałem spokojnie. Ten podniósł wzrok na mnie i spoglądał przerażony. - Słyszysz? Skup się na mnie a złość odpłynie.
Patrzyliśmy tak dłuższą chwilę, aż Tobias wyciszył się, a jego światło zniknęło. Pomogłem mu wstać i ruszyliśmy do trybun szukając Eleny i Clary. Gdzie one do cholery są? Wzrokiem odszukałem Aleca by czegoś się dowiedzieć. Podbiegłem do niego z synem i z uniesioną brwią zapytałem
- Wiesz gdzie jest Clary?
- To Ty nie zauważyłeś, że Twoja żona zemdlała i leżała na trybunach jak nieżywa?
- Jest w skrzydle - tak właściwie to nie było nawet pytanie.
Dałem synu znać by biegł za mną do skrzydła szpitalnego. Gdy tylko udało nam się tam dotrzeć popchnąłem mocno drzwi i wtargnąłem do sali. Na łóżku leżała Clary, a nad nią pochylała się nasza córka ze świecącymi rękoma. Co jest grane?
- Ktoś mi powie co się tutaj dzieje?
- Siedź cicho Jace - warknęła Maryse
- Nie będę! Co jest z Clary?!
- Tato - zaczęła Elena - uspokój się i daj nam chwilę
Cicho warknąłem pod nosem i usiadłem na krześle koło łóżka obserwując dłonie Eleny. To było takie dziwne mieć dzieci, które są w taki sposób uzdolnione.
- Gdzie jest Robert? - zwróciłem się do przyszywanej matki
- Rozmawia z nefilim z Rosji. Prosi by nie ujawniali talentów dzieci.
Zauważyłem, że Elena szepcze coś na ucho rudowłosej, a ta się tylko uśmiechnęła. Złapałem żonę za dłoń i spojrzałem na jej twarz.
- Skarbie? Co się dzieje?
- Pamiętasz jak mnie od kilku lat prosisz o jedno i to samo? - prosiłem ją tylko o kolejnego...
- Znowu zostanę ojcem? - zapytałem z nadzieją na co kiwnęła głową.
Poderwałem się z miejsca i namiętnie pocałowałem zielonooką. Cóż za cudowne uczucie!
Taki dziwny wydaje mi się ten rozdział... Ale mam dobrą wiadomość! Koniec talentów (Koniec uzdrawiania, skakania jak małpa, wyciągania rzeczy w kartek, strzelania światłem)! Wreszcie mogę ruszać z fabułą powoli chociaż będzie jeszcze przeskok w czasie (Ostatni). Mam nadzieję, że będzie to coś sensownego! A tymczasem idę pisać rozdział do Pierwotnych na wattpadzie i spadam do pracy. Miłego dnia robaczki!
piątek, 24 czerwca 2016
TAG od Herondalównej ^.^
Gdyby ktoś nie widział to rozdział 14 już dodałam ;)
Noo TAGów to jeszcze w życiu nie widziałam, ale miło mi, że mnie nominowałaś, stary koniu :D
Nominacja od A. Fairchild - Herondale z http://all-the-legends-are-true.blogspot.com
(Ten Tag jest tak śmiercionośny jak moja szanowna pani od HISu) :D
1. Poderżnięte gardło - Książka, w której wiele rzeczy działo się niespodziewanie.
Trylogia "Niezgodna" Veronici Roth nie spodziewałam się większości tego co tam się stało, ale zakończenia najbardziej.
2. Samobójstwo - Książka, którą ktoś Ci polecił, a Ty przeczytałaś z uprzejmości, mimo że Ci się nie podobała.
"Anioł" aut. Lee Wheatherly. Od 1/3 książki zaczęłam ją czytać wyrywkowo bo jakoś do mnie nie przemówiła.
3. Żyletka - Książka, o której słyszałaś, że jest dobra, ale na koniec okazała się być jeszcze lepsza.
Zdecydowanie "Demony" Lisy Desrochers (wybaczcie daromaniacy ;c)
4. Powieszenie na stryczku - Książka, która była bardzo nudna i długo się ją czytało.
"Chłopi" Matko święta to się dłużyło niemiłosiernie, a połowy rzeczy nie rozumiałam :D
5. Kopnięcie prądem - Akcja rozpoczęła się już na samym początku.
"Akademia Wampirów - Siostry krwi" Richelle Mead ;) bynajmniej akcja ucieczki zaczęła się dość szybko.
6. Jad węża - Książka, po której kac gwarantowany.
"Dary Anioła" i "Akademia Wampirów" - najlepsze co czytałam :)
7. Upadek z wysokości - Koniec, którego się nie spodziewałaś.
"Niezgodna. Wierna"
8. Pobicie - Książka, przez którą czułaś, jakbyś wyzionęła ducha.
"Szeptem", ale wyzionęłam ducha w negatywnych znaczeniu. Książka tak promowana, a szczerze mówiąc dość kiepska. Spodziewałam się czegoś lepszego. Dzięki niej umarłam.. z nudy.
9. Płoniesz na stosie - W książce występowało wiele "gorących" wątków.
Nowele Sookie Stackhouse. Oj tam to często było o nagości, seksie i cholera wie czym jeszcze ^.^
10. Naturalna śmierć - Książka nie dobra, nie zła ale w sam raz.
"Intruz" Stephanie Meyer
11. Pogrzebany żywcem - Brakowało Ci tchu, gdy czytałaś tą książkę.
"Akademia Wampirów. Przysięga Krwi" Czytałam ją tak jakbym siedziała na szpilkach. Martwiłam się o to co będzie z Rose i Dimką ;c
12. Wypadek samochodowy - Książka, o której dowiedziałaś się przypadkiem i bardzo Ci się spodobała.
"Wodospady Cieni" - w ogóle czytam teraz 3 tom i jestem zachwycona! A dowiedziałam się o niej gdy czytałam jakieś opowiadanie na wattpadzie i zajrzałam w komentarze na temat głównego bohatera. Pomyślałam sobie, a czemu by nie przeczytać? Czytałam ją dziś do 4 rano i się nie wyspałam na zakończenie ;d
13. Wygłodzona - Książka, której żałujesz, że autor nie napisał kontynuacji.
Nie czytam książek, które nie są napisane w większej ilości. Lubię znać zakończenia i czytać dużo o ulubionych bohaterach.
14. Topielec - Książka, w której dużą rolę grały pieniądze.
Nie czytałam takiej książki ;c
15. Wybuch - Książka, w której było dużo wybuchów.
Nic nie wymyślę...
16. Przedawkowanie leków - Książka, której kontynuacji jest aż za dużo.
Wszystkie książki z serii "Dom Nocy" i "Pamiętniki Wampirów". Nigdy nie zrozumiem po co autorki zaczęły na siłę wymyślać czym to główne bohaterki się nie staną ;d
No i Miraculum Tag (Czy tylko ja nie wiem co to jest? Ktoś powie? Ploooose!)
1. Marinette Dupain - Cheng - roztrzepana główna bohaterka.
Sookie Stackhouse :D
2. Adrien Agreste - postać ze złym ojcem.
Clary... Definitywnie on najlepszym ojcem świata to nie jest xd
3. Alya Césaire - postać, która jest fanka innej postaci.
Bill.Eric.Quinn,Alcide,Sam - Wielcy fani Sookie Stackhouse. Chciałabym mieć taki fanklub (kto chce do niego należeć?)
4. Władca Ciem - tajemniczy antagonista.
Mario z "Wodospadów Cienia"!
5. Tikki i Plagg - postacie drugoplanowe, ważne dla fabuły.
Macon Ravenwood oraz szalona rodzina Leny z Kronik Obdarzonych ;)
6. Mistrz Fu - mentor.
No oczywiście, że mój ukochany Haymitch :*
7. Chloé Bourgeois - typowa blondynka.
Sookie Stackhouse (again? seriously? Ona to by się do tępych dzid myślących o seksie zaliczała)
8. Alix Kubdel - chłopczyca.
Janine Hathaway ;)
9. Lila - postać ogólnie nielubiana.
Daniel z "Upadłych"?
10. Jagged Stone - postać bardzo znana w swoim świecie.
Lilith w "Demonach"
11. Sabrina - kujon.
Zabijcie mnie, ale nie wiem..
12. Rose i Juleka - dwie najlepsze przyjaciółki.
Rose Hathaway i Lissa Dragomir!
13. Manon - irytująca młodsza bohaterka.
Nie było :)
14. Fang - zwierzęcy przyjaciel.
Kot Lissy.. oczywiście dopóki go nie zabito
15. Akuma - postać, która robi straszne zamieszanie.
Jace Herondale!
Ha!
Najpierw Wayland
Następnie Lightwood
Potem Morgenstern
A na sam koniec Herondale :D Tyle czasu zajęło mu określenie prawdziwego nazwiska :D
Matko Święta! To było dopiero ciężkie o.O
Dobra, tak więc nominuje :
Magdzia Lightwood z http://death-is-only-the-beginning-tmi.blogspot.com
Mania Maja z http://ukrytetajemnice.blogspot.com
Mańka z http://hathaway-bielikov.blogspot.com
Życzę wam powodzenia dziewczyny ;)
Noo TAGów to jeszcze w życiu nie widziałam, ale miło mi, że mnie nominowałaś, stary koniu :D
Nominacja od A. Fairchild - Herondale z http://all-the-legends-are-true.blogspot.com
(Ten Tag jest tak śmiercionośny jak moja szanowna pani od HISu) :D
1. Poderżnięte gardło - Książka, w której wiele rzeczy działo się niespodziewanie.
Trylogia "Niezgodna" Veronici Roth nie spodziewałam się większości tego co tam się stało, ale zakończenia najbardziej.
2. Samobójstwo - Książka, którą ktoś Ci polecił, a Ty przeczytałaś z uprzejmości, mimo że Ci się nie podobała.
"Anioł" aut. Lee Wheatherly. Od 1/3 książki zaczęłam ją czytać wyrywkowo bo jakoś do mnie nie przemówiła.
3. Żyletka - Książka, o której słyszałaś, że jest dobra, ale na koniec okazała się być jeszcze lepsza.
Zdecydowanie "Demony" Lisy Desrochers (wybaczcie daromaniacy ;c)
4. Powieszenie na stryczku - Książka, która była bardzo nudna i długo się ją czytało.
"Chłopi" Matko święta to się dłużyło niemiłosiernie, a połowy rzeczy nie rozumiałam :D
5. Kopnięcie prądem - Akcja rozpoczęła się już na samym początku.
"Akademia Wampirów - Siostry krwi" Richelle Mead ;) bynajmniej akcja ucieczki zaczęła się dość szybko.
6. Jad węża - Książka, po której kac gwarantowany.
"Dary Anioła" i "Akademia Wampirów" - najlepsze co czytałam :)
7. Upadek z wysokości - Koniec, którego się nie spodziewałaś.
"Niezgodna. Wierna"
8. Pobicie - Książka, przez którą czułaś, jakbyś wyzionęła ducha.
"Szeptem", ale wyzionęłam ducha w negatywnych znaczeniu. Książka tak promowana, a szczerze mówiąc dość kiepska. Spodziewałam się czegoś lepszego. Dzięki niej umarłam.. z nudy.
9. Płoniesz na stosie - W książce występowało wiele "gorących" wątków.
Nowele Sookie Stackhouse. Oj tam to często było o nagości, seksie i cholera wie czym jeszcze ^.^
10. Naturalna śmierć - Książka nie dobra, nie zła ale w sam raz.
"Intruz" Stephanie Meyer
11. Pogrzebany żywcem - Brakowało Ci tchu, gdy czytałaś tą książkę.
"Akademia Wampirów. Przysięga Krwi" Czytałam ją tak jakbym siedziała na szpilkach. Martwiłam się o to co będzie z Rose i Dimką ;c
12. Wypadek samochodowy - Książka, o której dowiedziałaś się przypadkiem i bardzo Ci się spodobała.
"Wodospady Cieni" - w ogóle czytam teraz 3 tom i jestem zachwycona! A dowiedziałam się o niej gdy czytałam jakieś opowiadanie na wattpadzie i zajrzałam w komentarze na temat głównego bohatera. Pomyślałam sobie, a czemu by nie przeczytać? Czytałam ją dziś do 4 rano i się nie wyspałam na zakończenie ;d
13. Wygłodzona - Książka, której żałujesz, że autor nie napisał kontynuacji.
Nie czytam książek, które nie są napisane w większej ilości. Lubię znać zakończenia i czytać dużo o ulubionych bohaterach.
14. Topielec - Książka, w której dużą rolę grały pieniądze.
Nie czytałam takiej książki ;c
15. Wybuch - Książka, w której było dużo wybuchów.
Nic nie wymyślę...
16. Przedawkowanie leków - Książka, której kontynuacji jest aż za dużo.
Wszystkie książki z serii "Dom Nocy" i "Pamiętniki Wampirów". Nigdy nie zrozumiem po co autorki zaczęły na siłę wymyślać czym to główne bohaterki się nie staną ;d
No i Miraculum Tag (Czy tylko ja nie wiem co to jest? Ktoś powie? Ploooose!)
1. Marinette Dupain - Cheng - roztrzepana główna bohaterka.
Sookie Stackhouse :D
2. Adrien Agreste - postać ze złym ojcem.
Clary... Definitywnie on najlepszym ojcem świata to nie jest xd
3. Alya Césaire - postać, która jest fanka innej postaci.
Bill.Eric.Quinn,Alcide,Sam - Wielcy fani Sookie Stackhouse. Chciałabym mieć taki fanklub (kto chce do niego należeć?)
4. Władca Ciem - tajemniczy antagonista.
Mario z "Wodospadów Cienia"!
5. Tikki i Plagg - postacie drugoplanowe, ważne dla fabuły.
Macon Ravenwood oraz szalona rodzina Leny z Kronik Obdarzonych ;)
No oczywiście, że mój ukochany Haymitch :*
7. Chloé Bourgeois - typowa blondynka.
Sookie Stackhouse (again? seriously? Ona to by się do tępych dzid myślących o seksie zaliczała)
8. Alix Kubdel - chłopczyca.
Janine Hathaway ;)
9. Lila - postać ogólnie nielubiana.
Daniel z "Upadłych"?
10. Jagged Stone - postać bardzo znana w swoim świecie.
Lilith w "Demonach"
11. Sabrina - kujon.
Zabijcie mnie, ale nie wiem..
12. Rose i Juleka - dwie najlepsze przyjaciółki.
Rose Hathaway i Lissa Dragomir!
13. Manon - irytująca młodsza bohaterka.
Nie było :)
14. Fang - zwierzęcy przyjaciel.
Kot Lissy.. oczywiście dopóki go nie zabito
15. Akuma - postać, która robi straszne zamieszanie.
Jace Herondale!
Ha!
Najpierw Wayland
Następnie Lightwood
Potem Morgenstern
A na sam koniec Herondale :D Tyle czasu zajęło mu określenie prawdziwego nazwiska :D
Matko Święta! To było dopiero ciężkie o.O
Dobra, tak więc nominuje :
Magdzia Lightwood z http://death-is-only-the-beginning-tmi.blogspot.com
Mania Maja z http://ukrytetajemnice.blogspot.com
Mańka z http://hathaway-bielikov.blogspot.com
Życzę wam powodzenia dziewczyny ;)
Księga II Rozdział 14 - Urodziny!
~Oczami Clary~
Nadszedł jeden z najważniejszych dni w ciągu roku. To właśnie dzisiaj Jace kończy 33 lata. Mimo tego, że nie należy już do najmłodszych osób nadal widzę w nim tego nastolatka, któremu brakowało 10% pewności iż jestem Nocnym Łowcą. W dalszym ciągu jest przystojny, seksowny, zabawny, ale od kiedy pojawiła się Elena z Tobiasem stał się także odpowiedzialnym i kochanym ojcem bądź mężem. Nasze przygody nie są już tak szalone jak wtedy gdy byliśmy 17-latkami lecz czuję w kościach, że te czasy wrócą szybciej niż myślimy.
Dzieci, moje kochane skarby, mają już 12 lat. Wypełnia mnie duma w momencie gdy na nie patrzę. Posiadają pierwsze runy, narazie uczą się w Instytucie pod czujnym okiem Roberta, Jocelyn oraz Maryse. Mają także dary. Elena potrafi leczyć, zarówno jak jej brat, oraz wyciągać rzeczy np. z kartek, a Tobias skacze jak małpa z dużych wysokości i nic mu się nie dzieje co potrafi uspokoić w niektórych sytuacjach. Oczywiście jako matka pragnę by byli bezpieczni, ale w naszym świecie to niemożliwe.
Co do Isabelle i mojego brata to ich małżeństwo uszczęśliwia obojga. Są sobie oddani, a miłość wręcz widać z daleka. Przez kilka tygodni przeżywali kryzys, jak każda para, ale ustał w momencie gdy czarnowłosa dowiedziała się o kolejnej ciąży. Niesamowite było zaskoczenie i radość po ogłoszeniu iż narodziły się bliźniaczki Amy i Emma, które są małymi kopiami Izzy. Za to mały Noah rośnie jak na drożdżach i troszczy się o siostrzyczki mimo, że ma dopiero 9 lat. Kocha zarówno dziewczynki jak i nasze dzieci. Nigdy nie widziałam by były między nimi zgrzyty, a same bardzo chętnie się bawią ze sobą.
Jocelyn.. jeśli coś wie na temat naszego potencjalnego wroga to nie mówi bo Ci z góry jej zabronili. Czasami jest to dość przytłaczające i niechcący wyładowuje się na niej. Aczkolwiek rozumie mój niepokój, ale jak to określiła wszystkiego muszę się dowiedzieć sama. Nadal jest zakochana w Luku z wzajemnością lecz to nie jest tym czym było dawniej. Nie mogą spędzać całych dni razem bo mężczyzna ma na głowie swoją watahę, a mama nas. Jednakże dużo rozmawiają, przytulają się i trzymają za ręce co jest, według mnie oraz Isabelle, bardzo słodkie lecz jednocześnie osobiste, więc staramy się im nie przeszkadzać.
Magnus bez wiedzy Aleca kupił psa, który nie za bardzo polubił się z Prezesem Miau. Codziennie każdy pokój jest demolowany przez zwierzaki, ale czarownik nie ma serca pozbyć się buldoga. Wspominał, że znalazł go samotnego i się rozkleił gdy ten spojrzał swoimi czekoladowymi oczyma. Parabatai Jace'a nie był początkowo zadowolony, ale polubił Ramzesa, a ten pokochał go jeszcze bardziej niż Wysokiego Czarownika Brooklynu.. W sumie to więcej nic u nich nie słychać bo nie zaadoptowali dziecka, nie znaleźli nadnaturalnej surogatki i nie wzięli ślubu. Żyją chwilą co sprawia im szczęście. A czego w takim razie chcieć więcej?
Tris i Malcolm cóż nadal są w Instytucie, ale mają na nas konkretną wylewkę. Chodzą gdzie chcą, robią co chcą, uprawiają seks w swoich pokojach co czasem jest zbyt głośne a tak to wcale ich nie widać, ani nie słychać.
Z każdym ustaliłam, że będziemy udawać, że nie pamiętamy o urodzinach blondyna. Potrzebowałam kilku godzin aby zrobić prezent dla ukochanego, więc zaraz po śniadaniu Elena z Tobiasem, którzy o dziwo mają już coś dla ojca, mają go zabrać do parku.
Otworzyłam oczy czując dotyk na moim policzku. Ujrzałam Jace'a wpatrującego się we mnie z miłością jaką widzę każdego dnia. Delikatnie się uśmiecham na co on pogłębia dotyk jeżdżąc kciukiem po skórze. Za każdym razem gdy to robi przechodzą mnie delikatne dreszcze, ale przyjemne. Zamruczałam zadowolona z takiej pobudki.
- Hej skarbie - powiedziałam lekko zaspanym jeszcze głosem
- Witaj aniele -odparł po czym wstał by udać się do łazienki.
Po dość krótkiej chwili wyszedł przepasany tylko ręcznikiem, a moja wyobraźnia zaczęła działać. Jednak otrząsnęłam się i powędrowałam odbyć poranną toaletę cmokając przelotnie blondyna w policzek.
Tak jak ustaliliśmy nikt nie złożył złotookiemu życzeń, a po śniadaniu dzieci wyciągnęły ojca w nieznane mi miejsce. Na pytanie dlaczego nie idę powiedziałam, że zajmę się bliźniaczkami z Izzy bo rano ostatnio sprawiały jej niewielkie problemy. On sam skinął jedynie głową i ruszył na zewnątrz.
Pędem rzuciłam się do naszej sypialni. Otworzyłam szafkę, w której trzymałam buty a mój ukochany do niej nie zaglądał. Ręką dotarłam do najdalszej jej części i wymacałam szkicownik. Jace zawsze narzekał na to, że w ważnych chwilach nie było jak uwiecznić danej chwili. Podłapałam to kilka miesięcy temu i natychmiast wzięłam się do pracy. Rysowałam na kartce zdjęcia z różnych momentów naszego życia : zaręczyn, ślubu, ciąży, urodzin, pierwszego spotkania, przygód z piekła, to jak trzymamy dzieci, jego z rodzeństwem i przyszywanymi rodzicami oraz wiele, wiele innych. Łącznie namalowałam około 70 fotografii, z których byłam bardzo dumna. Jak tylko udało mi się je wyciągnąć ze szkicownika ułożyłam je pojedynczo na podłodze.
Z pokoju Isabelle zabrałam materiały, które kupiła dla mnie do stworzenia własnoręcznego albumu. Przyklejenie i opisanie każdego ze zdjęć nie było problemem, najgorsze było ozdobienie go na pierwszej oraz ostatniej stronie. Musiał wyglądać zjawiskowo.
Łącznie zajęło mi to cztery godziny bo nie mogłam za długo tego wykonywać. Na szczęście Jace i dzieci jeszcze nie wróciły. Tortem zajął się Alec, dekoracjami Magnus, a reszta nie dała mu powodu do myślenia, że o czymkolwiek pamiętamy.
Założyłam zieloną sukienkę obcisłą u góry, a rozkloszowaną na dole z odkrytymi plecami. Do tego delikatny makijaż, czarne szpilki i rozpuszczone włosy. Byłam gotowa!
Zeszłam na dół i wraz z resztą siedzieliśmy w salonie by w razie czego szybko zniknąć za meblami. Po 20 minutach nudnego czekania pierwszy do Instytutu wbiegł Tobias głośno krzycząc "TATOOOOO!" jak miał w zwyczaju robić. To był dla nas sygnał aby się schować. Jak tylko usłyszeliśmy tupanie większej liczby osób wyskoczyliśmy krzycząc niespodzianka!
- Wy... WY! A myślałem, że nie pamiętacie. Czyj to był pomysł? - mruknął średnio zadowolony
- Mój! To za to, że przyprawiłeś mnie o zawał na moje 28 urodziny - powiedziałam uśmiechnięta
- Ojejku... Wypchnął Cię z samolotu.. bez spadochronu no, ale żyjesz! - krzyknął Jonathan
- No właśnie, a mogłam nie przeżyć!
- Żyjesz, więc się nie oburzaj na mnie złotko. A teraz najlepsza część! TORT!
Nasze jedzenie tortu skończyło się na tym, że.. każdy był upaćkany nim na twarzy, ubraniach oraz we włosach. Cóż będzie dużo sprzątania, ale Magnus się tym zajmie.
Jace otrzymał najlepszy na rynku strój dla Nocnego Łowcy, ręcznie robione serafickie ostrza i noże do rzucania, od dzieci dostał przepiękny łuk ze strzałami. Takiego prezentu się nie spodziewałam.
Mój prezent sprawił, że blondynowi poleciała łza. Przytulił każdego mocno, a gdy zostaliśmy sami zrobiłam coś czego bym się po sobie nie spodziewała. Dopuściłam do możliwości, w której spełniłaby się jego prośba, którą ponawiał co kilka miesięcy.
I co powiecie na taki rozdział robaczki Wy moje? :D
Nadszedł jeden z najważniejszych dni w ciągu roku. To właśnie dzisiaj Jace kończy 33 lata. Mimo tego, że nie należy już do najmłodszych osób nadal widzę w nim tego nastolatka, któremu brakowało 10% pewności iż jestem Nocnym Łowcą. W dalszym ciągu jest przystojny, seksowny, zabawny, ale od kiedy pojawiła się Elena z Tobiasem stał się także odpowiedzialnym i kochanym ojcem bądź mężem. Nasze przygody nie są już tak szalone jak wtedy gdy byliśmy 17-latkami lecz czuję w kościach, że te czasy wrócą szybciej niż myślimy.
Dzieci, moje kochane skarby, mają już 12 lat. Wypełnia mnie duma w momencie gdy na nie patrzę. Posiadają pierwsze runy, narazie uczą się w Instytucie pod czujnym okiem Roberta, Jocelyn oraz Maryse. Mają także dary. Elena potrafi leczyć, zarówno jak jej brat, oraz wyciągać rzeczy np. z kartek, a Tobias skacze jak małpa z dużych wysokości i nic mu się nie dzieje co potrafi uspokoić w niektórych sytuacjach. Oczywiście jako matka pragnę by byli bezpieczni, ale w naszym świecie to niemożliwe.
Co do Isabelle i mojego brata to ich małżeństwo uszczęśliwia obojga. Są sobie oddani, a miłość wręcz widać z daleka. Przez kilka tygodni przeżywali kryzys, jak każda para, ale ustał w momencie gdy czarnowłosa dowiedziała się o kolejnej ciąży. Niesamowite było zaskoczenie i radość po ogłoszeniu iż narodziły się bliźniaczki Amy i Emma, które są małymi kopiami Izzy. Za to mały Noah rośnie jak na drożdżach i troszczy się o siostrzyczki mimo, że ma dopiero 9 lat. Kocha zarówno dziewczynki jak i nasze dzieci. Nigdy nie widziałam by były między nimi zgrzyty, a same bardzo chętnie się bawią ze sobą.
Jocelyn.. jeśli coś wie na temat naszego potencjalnego wroga to nie mówi bo Ci z góry jej zabronili. Czasami jest to dość przytłaczające i niechcący wyładowuje się na niej. Aczkolwiek rozumie mój niepokój, ale jak to określiła wszystkiego muszę się dowiedzieć sama. Nadal jest zakochana w Luku z wzajemnością lecz to nie jest tym czym było dawniej. Nie mogą spędzać całych dni razem bo mężczyzna ma na głowie swoją watahę, a mama nas. Jednakże dużo rozmawiają, przytulają się i trzymają za ręce co jest, według mnie oraz Isabelle, bardzo słodkie lecz jednocześnie osobiste, więc staramy się im nie przeszkadzać.
Magnus bez wiedzy Aleca kupił psa, który nie za bardzo polubił się z Prezesem Miau. Codziennie każdy pokój jest demolowany przez zwierzaki, ale czarownik nie ma serca pozbyć się buldoga. Wspominał, że znalazł go samotnego i się rozkleił gdy ten spojrzał swoimi czekoladowymi oczyma. Parabatai Jace'a nie był początkowo zadowolony, ale polubił Ramzesa, a ten pokochał go jeszcze bardziej niż Wysokiego Czarownika Brooklynu.. W sumie to więcej nic u nich nie słychać bo nie zaadoptowali dziecka, nie znaleźli nadnaturalnej surogatki i nie wzięli ślubu. Żyją chwilą co sprawia im szczęście. A czego w takim razie chcieć więcej?
Tris i Malcolm cóż nadal są w Instytucie, ale mają na nas konkretną wylewkę. Chodzą gdzie chcą, robią co chcą, uprawiają seks w swoich pokojach co czasem jest zbyt głośne a tak to wcale ich nie widać, ani nie słychać.
Z każdym ustaliłam, że będziemy udawać, że nie pamiętamy o urodzinach blondyna. Potrzebowałam kilku godzin aby zrobić prezent dla ukochanego, więc zaraz po śniadaniu Elena z Tobiasem, którzy o dziwo mają już coś dla ojca, mają go zabrać do parku.
Otworzyłam oczy czując dotyk na moim policzku. Ujrzałam Jace'a wpatrującego się we mnie z miłością jaką widzę każdego dnia. Delikatnie się uśmiecham na co on pogłębia dotyk jeżdżąc kciukiem po skórze. Za każdym razem gdy to robi przechodzą mnie delikatne dreszcze, ale przyjemne. Zamruczałam zadowolona z takiej pobudki.
- Hej skarbie - powiedziałam lekko zaspanym jeszcze głosem
- Witaj aniele -odparł po czym wstał by udać się do łazienki.
Po dość krótkiej chwili wyszedł przepasany tylko ręcznikiem, a moja wyobraźnia zaczęła działać. Jednak otrząsnęłam się i powędrowałam odbyć poranną toaletę cmokając przelotnie blondyna w policzek.
Tak jak ustaliliśmy nikt nie złożył złotookiemu życzeń, a po śniadaniu dzieci wyciągnęły ojca w nieznane mi miejsce. Na pytanie dlaczego nie idę powiedziałam, że zajmę się bliźniaczkami z Izzy bo rano ostatnio sprawiały jej niewielkie problemy. On sam skinął jedynie głową i ruszył na zewnątrz.
Pędem rzuciłam się do naszej sypialni. Otworzyłam szafkę, w której trzymałam buty a mój ukochany do niej nie zaglądał. Ręką dotarłam do najdalszej jej części i wymacałam szkicownik. Jace zawsze narzekał na to, że w ważnych chwilach nie było jak uwiecznić danej chwili. Podłapałam to kilka miesięcy temu i natychmiast wzięłam się do pracy. Rysowałam na kartce zdjęcia z różnych momentów naszego życia : zaręczyn, ślubu, ciąży, urodzin, pierwszego spotkania, przygód z piekła, to jak trzymamy dzieci, jego z rodzeństwem i przyszywanymi rodzicami oraz wiele, wiele innych. Łącznie namalowałam około 70 fotografii, z których byłam bardzo dumna. Jak tylko udało mi się je wyciągnąć ze szkicownika ułożyłam je pojedynczo na podłodze.
Z pokoju Isabelle zabrałam materiały, które kupiła dla mnie do stworzenia własnoręcznego albumu. Przyklejenie i opisanie każdego ze zdjęć nie było problemem, najgorsze było ozdobienie go na pierwszej oraz ostatniej stronie. Musiał wyglądać zjawiskowo.
Łącznie zajęło mi to cztery godziny bo nie mogłam za długo tego wykonywać. Na szczęście Jace i dzieci jeszcze nie wróciły. Tortem zajął się Alec, dekoracjami Magnus, a reszta nie dała mu powodu do myślenia, że o czymkolwiek pamiętamy.
Założyłam zieloną sukienkę obcisłą u góry, a rozkloszowaną na dole z odkrytymi plecami. Do tego delikatny makijaż, czarne szpilki i rozpuszczone włosy. Byłam gotowa!
Zeszłam na dół i wraz z resztą siedzieliśmy w salonie by w razie czego szybko zniknąć za meblami. Po 20 minutach nudnego czekania pierwszy do Instytutu wbiegł Tobias głośno krzycząc "TATOOOOO!" jak miał w zwyczaju robić. To był dla nas sygnał aby się schować. Jak tylko usłyszeliśmy tupanie większej liczby osób wyskoczyliśmy krzycząc niespodzianka!
- Wy... WY! A myślałem, że nie pamiętacie. Czyj to był pomysł? - mruknął średnio zadowolony
- Mój! To za to, że przyprawiłeś mnie o zawał na moje 28 urodziny - powiedziałam uśmiechnięta
- Ojejku... Wypchnął Cię z samolotu.. bez spadochronu no, ale żyjesz! - krzyknął Jonathan
- No właśnie, a mogłam nie przeżyć!
- Żyjesz, więc się nie oburzaj na mnie złotko. A teraz najlepsza część! TORT!
Nasze jedzenie tortu skończyło się na tym, że.. każdy był upaćkany nim na twarzy, ubraniach oraz we włosach. Cóż będzie dużo sprzątania, ale Magnus się tym zajmie.
Jace otrzymał najlepszy na rynku strój dla Nocnego Łowcy, ręcznie robione serafickie ostrza i noże do rzucania, od dzieci dostał przepiękny łuk ze strzałami. Takiego prezentu się nie spodziewałam.
Mój prezent sprawił, że blondynowi poleciała łza. Przytulił każdego mocno, a gdy zostaliśmy sami zrobiłam coś czego bym się po sobie nie spodziewała. Dopuściłam do możliwości, w której spełniłaby się jego prośba, którą ponawiał co kilka miesięcy.
I co powiecie na taki rozdział robaczki Wy moje? :D
środa, 22 czerwca 2016
LBA! YAY!
Któż by pomyślał, że będzie kolejne LBA?
No cóż na pewno nie ja, ale ale!
W końcu zaczęło mnie to w miarę cieszyć, choć nie wiem jak mnie postrzegacie?
Pewnie jako rudego nerda ( nie wiem co gorsze, być nerdem czy rudym człowiekiem ;d )
Także dostałam nominację od
Mania Maja z http://ukrytetajemnice.blogspot.com
Pamiętam, że obserwuję Cię od bardzo dawna i uwielbiam cytaty, które dajesz przed rozdziałami. Ughhh uwielbiam Cię za to choć wiem, że nie komentuję lecz mam coś na swoją obronę! Otóż gromadzę u każdego pewną liczbę rozdziałów, a później czytam hurtem i tak jakoś wychodzi (słaby argument I know)
Przechodząc do sedna.
Miałam napisać 11 faktów o sobie.
Boże wymyśl teraz czego to tu jeszcze nie pisałam.
1. Dzisiaj (no właściwie już wczoraj bo jest po 00:00) byłam na zakupach i kupiłam... bluzkę z minionkiem! Rodzice mnie wyśmiali, że taka stara, a minionkami się jara...pfffff
2. Właśnie zrobiłam okładkę do kolejnego opowiadania na wattpadzie. Wciągnęło mnie tam jak cholera i zaczęłam pisać już trzecią własną opowieść... tym razem to nie są psychopaci ani wampiry lecz ...WERBLE PROSZĘ!
Wilkołaki. Wiem, że to oklepane, ale każdy ma marzenie żeby napisać coś własnego c'nie?
3. Mam starszego brata i siostrę. W młodości gdy siostra brała mnie na ręce śmiałam się, a gdy robił to osobnik płci przeciwnej wyłam niczym syrena. Dlaczego? Tego do dziś nie wiem, ale pewnie miałam czuja do idiotów. Tak sądzę ;)
4. Od kilku dni jak pracuję czuję się jak emerytka bo wszystko boli i tylko jęczę, ale jak się chce pieniążków to trzeba robić bo wyłudzaczem od rodziców być nie chcę ;d
5. Kocham wszystkich moich czytelników! Mimo, że was nie znam ( a nie kryję, że chciałabym coś o każdym wiedzieć - ciekawość)
6. Właśnie wpierniczam lody waniliowe z polewą advocatową Omnomnom mimo, że jestem na wiecznej diecie.
7. Z ciekawości zaczęłam czytać "Trzy metry nad niebem" Frederica Mocci(?) bo film taki popularny, niektórzy na nim płaczą, ale.. przeczytałam 100 stron i mówię DOŚĆ! Narrator to chyba zna wszelakie marki na pamięć " Lewisy 501, adidas, nike, Honda 750,kurtka Levisa, mercedes 200, buteleczka Caronne" Czy tylko ja nie znam połowy rzeczy tutaj wymienionych jak wyglądają? A sama Babi z siostrą są podjarane tym, że Chicco rozciągnął granatową spódniczkę.. Natomiast Step no cóż w dalszym ciągu jest pociągający i impulsywny - tu się nic nie zmieniło.
Aczkolwiek komuś ta książka się może spodobać, ja osobiście wolę film w wersji hiszpańskiej bo włoska jest jakaś sztywna dla mnie.
8. Nienawidzę dzieci, ale chciałabym mieć chłopca, którego nazwę Martin!
9. A jak nie znajdę chłopaka, który by mi go zrobił to kupię kota. Którego również nazwę Martin!
10. Taa... to trochę dziwne.. czasem mam takie głupie pomysły (jak każdy)
11. Paska na świadectwie, ani na tyłku nie będzie, ale moja średnia leży (3,88), aleee są cztery piąteczki ( Siostrzyczko jesteś dumna? :D Nie śmiej powiedzieć, że nie bo naślę na Ciebie Malcolma i Tris wpierdol)
Także ten tego to by było na tyle.
Fakty do dupy, ale są!
Nie nominuję nikogo ( Nie skandujcie LAMUS!LAMUS!błagam ;d)
No cóż na pewno nie ja, ale ale!
W końcu zaczęło mnie to w miarę cieszyć, choć nie wiem jak mnie postrzegacie?
Pewnie jako rudego nerda ( nie wiem co gorsze, być nerdem czy rudym człowiekiem ;d )
Także dostałam nominację od
Mania Maja z http://ukrytetajemnice.blogspot.com
Pamiętam, że obserwuję Cię od bardzo dawna i uwielbiam cytaty, które dajesz przed rozdziałami. Ughhh uwielbiam Cię za to choć wiem, że nie komentuję lecz mam coś na swoją obronę! Otóż gromadzę u każdego pewną liczbę rozdziałów, a później czytam hurtem i tak jakoś wychodzi (słaby argument I know)
Przechodząc do sedna.
Miałam napisać 11 faktów o sobie.
Boże wymyśl teraz czego to tu jeszcze nie pisałam.
1. Dzisiaj (no właściwie już wczoraj bo jest po 00:00) byłam na zakupach i kupiłam... bluzkę z minionkiem! Rodzice mnie wyśmiali, że taka stara, a minionkami się jara...pfffff
2. Właśnie zrobiłam okładkę do kolejnego opowiadania na wattpadzie. Wciągnęło mnie tam jak cholera i zaczęłam pisać już trzecią własną opowieść... tym razem to nie są psychopaci ani wampiry lecz ...WERBLE PROSZĘ!
Wilkołaki. Wiem, że to oklepane, ale każdy ma marzenie żeby napisać coś własnego c'nie?
3. Mam starszego brata i siostrę. W młodości gdy siostra brała mnie na ręce śmiałam się, a gdy robił to osobnik płci przeciwnej wyłam niczym syrena. Dlaczego? Tego do dziś nie wiem, ale pewnie miałam czuja do idiotów. Tak sądzę ;)
4. Od kilku dni jak pracuję czuję się jak emerytka bo wszystko boli i tylko jęczę, ale jak się chce pieniążków to trzeba robić bo wyłudzaczem od rodziców być nie chcę ;d
5. Kocham wszystkich moich czytelników! Mimo, że was nie znam ( a nie kryję, że chciałabym coś o każdym wiedzieć - ciekawość)
6. Właśnie wpierniczam lody waniliowe z polewą advocatową Omnomnom mimo, że jestem na wiecznej diecie.
7. Z ciekawości zaczęłam czytać "Trzy metry nad niebem" Frederica Mocci(?) bo film taki popularny, niektórzy na nim płaczą, ale.. przeczytałam 100 stron i mówię DOŚĆ! Narrator to chyba zna wszelakie marki na pamięć " Lewisy 501, adidas, nike, Honda 750,kurtka Levisa, mercedes 200, buteleczka Caronne" Czy tylko ja nie znam połowy rzeczy tutaj wymienionych jak wyglądają? A sama Babi z siostrą są podjarane tym, że Chicco rozciągnął granatową spódniczkę.. Natomiast Step no cóż w dalszym ciągu jest pociągający i impulsywny - tu się nic nie zmieniło.
Aczkolwiek komuś ta książka się może spodobać, ja osobiście wolę film w wersji hiszpańskiej bo włoska jest jakaś sztywna dla mnie.
8. Nienawidzę dzieci, ale chciałabym mieć chłopca, którego nazwę Martin!
9. A jak nie znajdę chłopaka, który by mi go zrobił to kupię kota. Którego również nazwę Martin!
10. Taa... to trochę dziwne.. czasem mam takie głupie pomysły (jak każdy)
11. Paska na świadectwie, ani na tyłku nie będzie, ale moja średnia leży (3,88), aleee są cztery piąteczki ( Siostrzyczko jesteś dumna? :D Nie śmiej powiedzieć, że nie bo naślę na Ciebie Malcolma i Tris wpierdol)
Także ten tego to by było na tyle.
Fakty do dupy, ale są!
Nie nominuję nikogo ( Nie skandujcie LAMUS!LAMUS!błagam ;d)
poniedziałek, 20 czerwca 2016
Księga II Rozdział 13 - Clace
~Oczami Jace'a~
Misja poszła pomyślnie w każdym calu. Nie spodziewałem się, że wypad z Aleciem i Jonathanem może być taką odskocznią od codzienności. Nie mówię, że nie lubię przebywać z Clary i dziećmi bo uwielbiam to robić, ale czasami chcę się od tego oderwać.
Wracaliśmy do Instytutu w szampańskich nastrojach śmiejąc się z tego jak Alec nie poradnie pokonał demona. Po tych wszystkich podróżach z Magnusem wyszedł kompletnie z wprawy. Od razu po przejściu przez próg coś mi nie pasowało. Tak jak Clary i Isabelle zawsze czekały na nas w salonie niedaleko wejścia tak ich dzisiaj nie było słychać ani widać. Spojrzeliśmy z białowłosym na siebie porozumiewawczo i każdy z nas ruszył w inną stronę. Przebiegaliśmy cały Instytut tak, że dziwnym było iż nikt do nas nie wyszedł mówiąc "czy możecie się uciszyć idioci?!" jak to w zwyczaju miała robić Tris. Dzisiaj towarzyszyła jedynie głucha cisza. Może coś się stało pod naszą nieobecność?
Przebiegnąwszy całą lewą stronę naszego domu i nie znalazłszy ani śladu naszych żon oraz dzieci ruszyłem do sektora sprawdzanego przez szwagra. Spotkałem go przy pokojach na piętrze - na szczęście nie musiałem przebiegać całego Instytutu by go znaleźć.
- I co znalazłeś? - zapytał z cieniem nadziei, pokiwałem przecząco głową - Mi został do przeszukania strych i Oranżeria. Stawiam na to, że chcesz zobaczyć Oranżerię?
- Czytasz mi w myślach - odparłem i pędem pobiegłem do ulubionego pomieszczenia zarówno mojego jak i Clary. Całkiem możliwe, że tu jest patrząc na wspomnienia oraz to, że niedawno minęła północ.
Wpadłem do ogrodu krzycząc imię ukochanej. Znalazłem całą piątkę przy drzewie wiśni, na którym zakwitały różowawe kwiaty.
- Clary, szukam was po całym Instytucie z Jonathanem a Wy siedzicie tutaj?! - wtedy zobaczyłem jej minę. Była niepewna i z lekka przestraszona - Skarbie co się stało?
- Elena i Tobias...
- Coś z wami nie tak dzieciaki? Clary mów o co chodzi!
- Kolejny dar - szepnęła i teraz zrozumiałem dlaczego się martwi.
- Izzy zostaniesz chwilkę z dziećmi? -zapytałem czarnowłosej na co ta pokiwała głową potakująco. Objąłem rudowłosą w talii i zaprowadziłem kawałek dalej od gromadki.
- Kochanie wiem, że się martwisz, ale to Ci nic nie da. Cieszmy się tym co jest teraz, a troski zostawmy na boku inaczej nie będziemy szczęśliwi - powiedziałem przytulając ukochaną do siebie. W tej chwili była bardzo krucha, a ja nie potrafiłem nic zrobić.
- Jace ja tak nie potrafię. Cały czas mam świadomość tego, że ktoś może nas zaatakować i w najgorszym wypadku odkryć dary Eleny lub Tobiasa. Martwi mnie też to, że nie wiemy co dzieci jeszcze skrywają. A co jeśli Asmodeusz się o tym dowie?
- Clary co Ci to da, że będziesz się martwić na zapas? Jak się dowie to odeprzemy jego atak. Dzieci są jeszcze małe, więc mogą mieć kolejne umiejętności, ale dlaczego masz o tym myśleć teraz? Ciesz się czasem spędzanym z nami, ze swoją rodziną - odparłem całując zielonooką w głowę. - chodź uśpimy dzieci i zajmiemy się sobą.
Razem z Izzy,dziećmi oraz Jonathanem, który wpadł do pomieszczenia gdy rozmawiałem z Clary ruszyliśmy do sypialni. Najpierw wykąpaliśmy Elenę i Tobiasa zalewając przy tym całą łazienkę - chyba wdały się we mnie pod tym względem - po 20 minutach czytania opowieści o Nocnych Łowcach zasnęły.
Wróciliśmy do naszej sypialni gdzie natychmiast poszedłem do łazienki. Odkręciłem kurki nalewając ciepłej wody, z szafki wyciągnąłem ulubioną sól do kąpieli o zapachu cytrusów i żel do mycia o zapachu czekolady. Idealnie nada się do odprężenia spiętej rudowłosej.
W pokoju chwyciłem ukochaną za rękę i zaprowadziłem do pomieszczenia. Wzajemnie pomogliśmy sobie w pozbyciu się ubrań. Pierwszy wszedłem do wanny, a upewniwszy się, że Clary się nie oparzy zachęciłem ją do dołączenia do mnie. Usiadła między moimi nogami opierając się plecami o mój tors. Jej długie już włosy delikatnie mnie łaskotały. Objąłem ją w pasie i siedzieliśmy tak dłuższą chwilę nie rozmawiając.
Chwyciłem żel, który naszykowałem wcześniej by zacząć myć zielonooką. Gdy nacierałem jej skórę słyszałem ciche pomrukiwanie. Kąpiel była strzałem w dziesiątkę. Clarissa nie była mi dłużna i jak tylko skończyłem myć jej delikatną skórę ona zrobiła to samo ze mną. Spłukawszy pianę i pozostałości żelu postanowiliśmy zostać jeszcze w wodzie.
- Kocham Cię aniele - mruknąłem w jej włosy składając pocałunek na jej głowie.
- Ja Ciebie też Jace. A pomyśleć, że na samym początku Cię nie lubiłam i uderzyłem. Teraz? Jesteśmy małżeństwem Nocnych Łowców z dwójką dzieci.
- Musi pozostać dwójka? - zapytałem unosząc śmiesznie brwi. Chciałbym mieć więcej dzieci.
- Narazie zostaniemy przy dwójce. Potem może zmienię zdanie - odparła odwracając się przodem w moją stronę.
Wyciągnąwszy nas z wanny i wytarłszy puchowym ręcznikiem. Zaniosłem nagą kobietę do naszego łóżka. Po drodze składałem pocałunki na jej ciepłych wargach, szyi oraz obojczyku. Położyłem ją na pościeli by po chwili połączyć się z nią w jednym z najlepszych miłosnych aktów. Zmęczeni zasnęliśmy koło siebie. Ostatnim co pamiętam był cichy szept Clary "Dobranoc Aniele".
Zakończyć dzień w taki sposób to tylko dopełnienie tego co nas łączy.
Przepraszam, że zaczynam pisać coraz to krótsze rozdziały. Nie miałam zbytnio pomysłu na ten rozdział. Lepsze powinny się zacząć gdy dzieci podrosną, a tymczasem nie chcę was nudzić czymś wymyślanym na siłę. A tymczasem w piątkowym rozdziale będzie przeskok w czasie!
Jeśli czujecie niedosyt zapraszam was na moje opowiadania, które piszę na Wattpadzie (taaa.. spodobało mi się tam :P) :
- Rodzina Pierwotnych - Wampir Mimo Woli (20 rozdziałów) oraz
- Psychopaci ze Stonehills // Brooks (narazie tylko prolog i pierwszy rozdział opublikowałam, ale mam napisanych kilka rozdziałów, które będę udostępniać jeśli zauważę iż ktoś to czyta)
Misja poszła pomyślnie w każdym calu. Nie spodziewałem się, że wypad z Aleciem i Jonathanem może być taką odskocznią od codzienności. Nie mówię, że nie lubię przebywać z Clary i dziećmi bo uwielbiam to robić, ale czasami chcę się od tego oderwać.
Wracaliśmy do Instytutu w szampańskich nastrojach śmiejąc się z tego jak Alec nie poradnie pokonał demona. Po tych wszystkich podróżach z Magnusem wyszedł kompletnie z wprawy. Od razu po przejściu przez próg coś mi nie pasowało. Tak jak Clary i Isabelle zawsze czekały na nas w salonie niedaleko wejścia tak ich dzisiaj nie było słychać ani widać. Spojrzeliśmy z białowłosym na siebie porozumiewawczo i każdy z nas ruszył w inną stronę. Przebiegaliśmy cały Instytut tak, że dziwnym było iż nikt do nas nie wyszedł mówiąc "czy możecie się uciszyć idioci?!" jak to w zwyczaju miała robić Tris. Dzisiaj towarzyszyła jedynie głucha cisza. Może coś się stało pod naszą nieobecność?
Przebiegnąwszy całą lewą stronę naszego domu i nie znalazłszy ani śladu naszych żon oraz dzieci ruszyłem do sektora sprawdzanego przez szwagra. Spotkałem go przy pokojach na piętrze - na szczęście nie musiałem przebiegać całego Instytutu by go znaleźć.
- I co znalazłeś? - zapytał z cieniem nadziei, pokiwałem przecząco głową - Mi został do przeszukania strych i Oranżeria. Stawiam na to, że chcesz zobaczyć Oranżerię?
- Czytasz mi w myślach - odparłem i pędem pobiegłem do ulubionego pomieszczenia zarówno mojego jak i Clary. Całkiem możliwe, że tu jest patrząc na wspomnienia oraz to, że niedawno minęła północ.
Wpadłem do ogrodu krzycząc imię ukochanej. Znalazłem całą piątkę przy drzewie wiśni, na którym zakwitały różowawe kwiaty.
- Clary, szukam was po całym Instytucie z Jonathanem a Wy siedzicie tutaj?! - wtedy zobaczyłem jej minę. Była niepewna i z lekka przestraszona - Skarbie co się stało?
- Elena i Tobias...
- Coś z wami nie tak dzieciaki? Clary mów o co chodzi!
- Kolejny dar - szepnęła i teraz zrozumiałem dlaczego się martwi.
- Izzy zostaniesz chwilkę z dziećmi? -zapytałem czarnowłosej na co ta pokiwała głową potakująco. Objąłem rudowłosą w talii i zaprowadziłem kawałek dalej od gromadki.
- Kochanie wiem, że się martwisz, ale to Ci nic nie da. Cieszmy się tym co jest teraz, a troski zostawmy na boku inaczej nie będziemy szczęśliwi - powiedziałem przytulając ukochaną do siebie. W tej chwili była bardzo krucha, a ja nie potrafiłem nic zrobić.
- Jace ja tak nie potrafię. Cały czas mam świadomość tego, że ktoś może nas zaatakować i w najgorszym wypadku odkryć dary Eleny lub Tobiasa. Martwi mnie też to, że nie wiemy co dzieci jeszcze skrywają. A co jeśli Asmodeusz się o tym dowie?
- Clary co Ci to da, że będziesz się martwić na zapas? Jak się dowie to odeprzemy jego atak. Dzieci są jeszcze małe, więc mogą mieć kolejne umiejętności, ale dlaczego masz o tym myśleć teraz? Ciesz się czasem spędzanym z nami, ze swoją rodziną - odparłem całując zielonooką w głowę. - chodź uśpimy dzieci i zajmiemy się sobą.
Razem z Izzy,dziećmi oraz Jonathanem, który wpadł do pomieszczenia gdy rozmawiałem z Clary ruszyliśmy do sypialni. Najpierw wykąpaliśmy Elenę i Tobiasa zalewając przy tym całą łazienkę - chyba wdały się we mnie pod tym względem - po 20 minutach czytania opowieści o Nocnych Łowcach zasnęły.
Wróciliśmy do naszej sypialni gdzie natychmiast poszedłem do łazienki. Odkręciłem kurki nalewając ciepłej wody, z szafki wyciągnąłem ulubioną sól do kąpieli o zapachu cytrusów i żel do mycia o zapachu czekolady. Idealnie nada się do odprężenia spiętej rudowłosej.
W pokoju chwyciłem ukochaną za rękę i zaprowadziłem do pomieszczenia. Wzajemnie pomogliśmy sobie w pozbyciu się ubrań. Pierwszy wszedłem do wanny, a upewniwszy się, że Clary się nie oparzy zachęciłem ją do dołączenia do mnie. Usiadła między moimi nogami opierając się plecami o mój tors. Jej długie już włosy delikatnie mnie łaskotały. Objąłem ją w pasie i siedzieliśmy tak dłuższą chwilę nie rozmawiając.
Chwyciłem żel, który naszykowałem wcześniej by zacząć myć zielonooką. Gdy nacierałem jej skórę słyszałem ciche pomrukiwanie. Kąpiel była strzałem w dziesiątkę. Clarissa nie była mi dłużna i jak tylko skończyłem myć jej delikatną skórę ona zrobiła to samo ze mną. Spłukawszy pianę i pozostałości żelu postanowiliśmy zostać jeszcze w wodzie.
- Kocham Cię aniele - mruknąłem w jej włosy składając pocałunek na jej głowie.
- Ja Ciebie też Jace. A pomyśleć, że na samym początku Cię nie lubiłam i uderzyłem. Teraz? Jesteśmy małżeństwem Nocnych Łowców z dwójką dzieci.
- Musi pozostać dwójka? - zapytałem unosząc śmiesznie brwi. Chciałbym mieć więcej dzieci.
- Narazie zostaniemy przy dwójce. Potem może zmienię zdanie - odparła odwracając się przodem w moją stronę.
Wyciągnąwszy nas z wanny i wytarłszy puchowym ręcznikiem. Zaniosłem nagą kobietę do naszego łóżka. Po drodze składałem pocałunki na jej ciepłych wargach, szyi oraz obojczyku. Położyłem ją na pościeli by po chwili połączyć się z nią w jednym z najlepszych miłosnych aktów. Zmęczeni zasnęliśmy koło siebie. Ostatnim co pamiętam był cichy szept Clary "Dobranoc Aniele".
Zakończyć dzień w taki sposób to tylko dopełnienie tego co nas łączy.
Przepraszam, że zaczynam pisać coraz to krótsze rozdziały. Nie miałam zbytnio pomysłu na ten rozdział. Lepsze powinny się zacząć gdy dzieci podrosną, a tymczasem nie chcę was nudzić czymś wymyślanym na siłę. A tymczasem w piątkowym rozdziale będzie przeskok w czasie!
Jeśli czujecie niedosyt zapraszam was na moje opowiadania, które piszę na Wattpadzie (taaa.. spodobało mi się tam :P) :
- Rodzina Pierwotnych - Wampir Mimo Woli (20 rozdziałów) oraz
- Psychopaci ze Stonehills // Brooks (narazie tylko prolog i pierwszy rozdział opublikowałam, ale mam napisanych kilka rozdziałów, które będę udostępniać jeśli zauważę iż ktoś to czyta)