niedziela, 2 października 2016

Nowy blog. Nowa opowieść.

Kochani nadeszła ta wiekopomna chwila!
Werble proszę!
Powracam z nowym blogiem i zupełnie nowym opowiadaniem. Rozdziały planuję (wszystko może się zmienić bo jestem w klasie maturalnej, więc wiadomo jak jest) dodawać we wtorki i w soboty (tak, już w sobotę następny rozdział!).
Osoby zainteresowane serdecznie zapraszam Prolog nowej opowieści

Pozdrawiam cieplutko wszystkie moje robaczki <3

czwartek, 8 września 2016

Challenge + Epilog po raz ostatni.

Bardzo ważna, dla mnie, notka na dole. Proszę was o przeczytanie, uważnie.

Po wielu niespodziankach, problemach, smutkach i radościach w rodzinach Herondale, Morgenstern, Lightwood-Bane zapanował spokój. Przynajmniej było tak do momentu, w którym pociechy Jace'a i Clary, Isabelle i Jonathana, Aleca oraz Magnusa nie przyprowadziły do Instytutu swoich drugich połówek, a później żon bądź mężów. Wydawać by się mogło, że wszystko zakończyło się happy endem - tak było, w wielu wypadkach.

Luke nigdy nie odnalazł szczęścia po tym jak Jocelyn odeszła. Poświęcił się całkowicie watasze od czasu do czasu odwiedzając Instytut. Zmarł kilka lat po wojnie z Asmodeuszem z powodu przewlekłej choroby nerek. Mimo, że był podziemnym, ale bardzo zasłużonym, Herondalowie otrzymali zgodę na budowę pomnika tuż obok matki Clary i wkrótce potem go postawili.

Maia odkryła prawdziwą miłość przy Francis'ie - wilkołaku poznanym podczas obrad w Alicante. Przez pierwsze kilka lat to ukrywali dopóki nie pobrali się tuż przed śmiercią Luke'a. Dziewczyna nie zrażała się tym, że odnalezienie lepszej połowy zajęło jej dużo czasu. Najważniejsze było, że w końcu ją odnalazła.

O Simonie wiadomo tyle, że był podczas bitwy z Panem Piekieł, ale jak szybko się pojawił tak szybko zniknął. Od lat nie utrzymywał kontaktu z Clary zaś ona na siłę nie próbowała z nim rozmawiać. Według tego co mówiło się w Alicante ożenił się z córką właścicieli Instytutu, do którego wyjechał i razem mają dwójkę dzieci : Martina oraz Jordana, na cześć przyjaciela z dawnych lat.

Clary, Isabelle dożyły sędziwego wieku, a Magnus towarzyszył im aż do śmierci. Dziewczyny spoglądały z cierpieniem na odejście swoich najbliższych. Najpierw Aleca, Jace'a a na końcu Jonathana. Pocieszeniem było zobaczenie jak ich wnuki oraz wnuczki dorastają.

Elena wyszła za nocnego łowcę Adama i urodziła aż trójkę dzieci.
Podobnie stało się z Tobiasem po uszy zakochanym w nefilim Arleene.
Noah ułożył sobie życie z Patrice wychowując wspólnie bliźnięta.
Kylie związała się z wampirem co nie przypadło do gustu ani Clary ani Jace'owi lecz zaakceptowali jej wybranka oraz brak wnuków od strony swojej najmłodszej córki.
Emma nie miała tyle szczęścia co jej poprzednicy i po zaledwie dwóch latach rozwiodła się z Vincentem wcześniej wydając na świat Alice.
Max poznał wspaniałą nocną łowczynię, ale nigdy nie wzięli ślubu i mieli jedno dziecko, ku rozczarowaniu swoich adoptowanych rodziców jednakże akceptowali jego decyzje i wspierali na każdym kroku.
Rafael jedynie wybił się wśród kuzynostwa i brata zostając homoseksualistą jak Magnus z Aleciem. Zakochiwał się kilkukrotnie aż nie natrafił na wilkołaka imieniem Bruno.

Ród najlepszych nocnych łowców trwał dalej, a kolejne pokolenia słuchały z dumą o tym co zrobili ich przodkowie dla świata nocnych łowców na dodatek zawsze mogąc liczyć na pomoc Magnusa Bane'a. Każda osoba w rodzinie miała, przynajmniej kilka razy, w rękach album ze zdjęciami, który dostał Jace od Clarissy pogrubiając go o kolejne zdjęcia nowych pokoleń.

Natomiast w świecie nefilim dalej występowały demony jednakże ilość osób pobłogosławionych przez anioła była wystarczająca by szybko się ich pozbyć. Zapanował spokój. Upragniony przez wiele lat.


Moi kochani to już koniec. Nie cierpię pożegnań i mam nadzieję, że to nie nasze ostatnie spotkanie. Chwilowo pracuję nad fabułą nowego opowiadania o Darach Anioła, innej historii opartej jedynie na postaciach z książki. Liczę, że będziecie chętni by wejść na tego bloga 3 października gdyż wtedy wstawię link do bloga z nowym fanfiction.

Pragnę podziękować każdemu za każdą chwilę poświęconą na czytanie moich dziewiczych rozdziałów i kilku słów od siebie. Dziękuję za każde wyświetlenie oraz za każdy komentarz. Jesteście najlepsi. Dzięki wam chciałam pisać dalej bo wiedziałam, że ktoś to czyta oprócz mnie. Jedno wielkie DZIĘKUJĘ.

Na sam koniec chciałam wstawić challenge Nocnego Łowcy (sama wymyśliłam!), który chciałam zrobić z okazji zakończenia pewnego rozdziału z Darami Anioła. Nominacje dostaje każdy kto pisze bloga związanego z książkami Cassie. Waszym zadaniem jest wstawienie zdjęcie, na którym macie namalowane przynajmniej jedną runę. Nie musicie pokazywać twarzy możecie to narysować na ręce, ramieniu gdzie chcecie i co chcecie!
Błagam nie piszcie jesteś taka i taka bo ja to doskonale wiem ;d

Nominuję :
Ms. Veronica z http://the-mortal-instruments-the-otherstory.blogspot.com
Demonica Edomu z http://obywateleedomu.blogspot.com
Magdzia Lightwood z http://death-is-only-the-beginning-tmi.blogspot.com
Mania Maja z http://ukrytetajemnice.blogspot.com
A. Fairchild z http://all-the-legends-are-true.blogspot.com
Clarissa Fairchild z http://jaceiclaryczylimiloscmimowszystko.blogspot.com

Jeśli kogoś pominęłam bardzo przepraszam, ale macie moje błogosławieństwo na zrobienie challengu! Świetna zabawa, ale nie polecam mieszać czarnego cienia z wazeliną bo bardzo ciężko się zmywa ;d


Kto napisze jakie mam na sobie runy? :D Picasso to może ze mnie nie będzie, ale damn to było trudne!
Mam nadzieję, że do usłyszenia i zobaczenia robaczki!


niedziela, 4 września 2016

Księga II Rozdział 24 - Koniec końców każdy wyjdzie na prostą.

~Oczami Clary~

Wchodząc za bramy Alicante nie spodziewaliśmy się, że nefilim będą tak zaangażowani pomocą dla innych nocnych łowców bądź podziemnych. Zadowolona z tego widoku w środku rozdzierała mnie jednocześnie radość, ale i smutek poprzez stratę nikomu nic winnych ludzi.

Kierowaliśmy się do Sali Anioła, wspólnie, Jace z Tobiasem przerzuconym przez ramię, a ja z Eleną na rękach. Nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem przez całą drogę. Nie potrzebne były nam słowa, które wyraziłyby to co działo się przez cały dzień. To był ostateczny koniec Asmodeusza, ale na pewno nie demonów w naszym świecie.

Wkraczając do pomieszczenia wszystkie oczy skierowały się na nas, zarówno dorosłych jak i tych młodszych. Wzrokiem szukałam naszych rodzin, ale oni znaleźli się przy nas szybciej niż udało mi się ich namierzyć. Nie zważając na to co mówią do nas położyliśmy dzieci na krzesłach, a dopiero potem spojrzeliśmy na nich. Jocelyn wydawała się zmartwiona trzymając Kylie za rękę, ale w pewnej chwili na jej twarz wypłynęła ulga gdy pochwyciła mnie w swoje ramiona. Noah wraz z Emmą posłali nam smutny uśmiech, Jonathan przytulił naszą dwójkę tak mocno, że zaczęło mi brakować tchu. Brak czarnowłosej wzbudził mój niepokój, więc spojrzałam na ukochanego, który również poszukiwał wzrokiem swoją siostrę.

- Gdzie jest Izzy, Alec, Magnus, Luke? - zapytał Jace.

- Lepiej będzie jeśli pójdziecie ze mną - wyszeptał mój brat.

Posłusznie, bez zbędnej wymiany zdań, ruszyliśmy z białowłosym. Uczucie bezradności wzrastało we mnie bez powodu. Czułam się niezdolna do pomocy wszystkim poszkodowanym, ale najważniejsze było upewnienie się, że rodzinie nic nie grozi. To był priorytet.

Za wschodnią bramą miasta, wśród drzew, ujrzeliśmy zarysy kilku postaci. Gdy podeszliśmy znacznie bliżej Jonathan wyciągnął swoje magiczne światło i w sekundzie zrobiło się jasno. Widziałam Luke'a obejmującego zapłakaną, klęczącą Isabelle, a kawałek dalej Aleca bijącego pięścią w drzewo z Magnusem próbującego go odciągnąć. Znajdując się dopiero trzy metry od czarnowłosej dojrzałam na ziemi Maryse z Robertem. Klatki nie unosiły się, a ich oczy były zamknięte. Jace rzucił się w stronę przyszywanych rodziców i złapał ich za dłonie. Ja nie mogłam się zmusić na żaden gest, Żołądek zawiązał się w supeł, nogi wrosły w ziemię, a po policzkach płynęły łzy. Jonathan widząc to porwał mnie w niedźwiedzi uścisk.

- Co się stało. Jak oni...? - wyszeptałam do jego ucha.

- Otoczyła ich grupa demonów, a Alec stał dalej walcząc z czterema innymi. Był sam. Nie pokonał ich i nie dobiegł na czas. Widział jak demony złamały kark Robertowi, a Maryse wyrwały serce. Obwinia się o śmierć rodziców. Zabiłyby również i jego, ale nagle wszystkie potwory rozpłynęły się w powietrzu. - odparł cicho. - Jak odnaleźliśmy go od tamtej pory wali w drzewa, a Iz płacze. Zostawiłem ich z Magnusem i Lukiem, a sam poszedłem do Sali Anioła. Schwytali wszystkich zdrajców wśród nefilim. Odbędzie się proces, ale nie wywiną się z tego. Zostaną straceni, a ich prochy rozsypane poza Alicante. - dodał.

Gdy wypuścił mnie z objęć podeszłam do Jace'a kładąc mu dłoń na ramieniu. Położył na mojej drobnej swoją wielką, z bliznami. Stałam tak dłuższą chwilę dopóki blondyn nie wstał z ziemi.

Długo zajęło nam pocieszanie czarnowłosego rodzeństwa i przekonywanie ich by udali się do domów, odpocząć, a my zabierzemy ciała do Sali Anioła. Zostaną pogrzebani w Cichym Mieście tam gdzie powinien być każdy nefilim, wierny swojej rasie.

~Rok później. Oczami Jace'a~

Tego dnia, w rocznicę śmierci naszych rodziców, postanowiliśmy zasiąść wszyscy przy jednym stole co zdarzało się coraz rzadziej. Noah, Elena i Tobias zamieszkali w Instytucie w Madrycie, ponieważ tam mogą nauczyć się czegoś nowego od innych ludzi zamiast tylko od nas. Jocelyn musiała wracać tam skąd przyszła gdyż wypełniła swoje zdanie, a Luke poświęcał się sforze od tego czasu. Nie chciał ponownie przeżywać jej straty choć doskonale wiedział, że ona musi kiedyś odejść.

Niedługo po wojnie okazało się, że Jonathan i Isabelle zostaną rodzicami, ponownie. Szczęście z nowego dziecka było poprzeplatane smutkiem po stracie Maryse i Robert'a, ale koniec końców czarnowłosa wyszła z dołka rodząc Alesse. Alec nigdy nie przestał się obwiniać o śmierć najbliższych, ale już się z tym nie obnosi, Magnus bardzo mu pomógł przez co rodzina była mu bardzo wdzięczna. Nie zostawiał go, wspierał i ostatecznie adoptowali dwójkę dzieci Rafaela i Maxa, które kochają jak własne.

Wszyscy zdrajcy wobec własnej rasy zostali straceni dzień po bitwie, spaleni a ich prochy rozsypane gdzieś na rozstaju dróg z dala od stolicy nocnych łowców. Tamtego dnia straciliśmy wiele naszych oraz podziemnych. Według tradycji nefilim zostali pogrzebani w Cichym Mieście ze względu na moc, którą dają kości i prochy. Wilkołaki pogrzebaliśmy na cmentarzu w Nowym Jorku najpierw przenosząc ich przez bramę narysowaną przez Clary.

Na wojnie pojawiła się również Tessa z Jemem. Walczyli zacięcie i bardzo nam pomogli. Zaprosiłem ich, ponieważ byli bliscy dla Willa, a Tessa jest również moją przodkinią.

Dzisiaj wspominaliśmy wszystkie wzloty i upadki w naszej rodzinie, każdą martwą osobę, przodków. Były łzy, śmiechy i zainteresowanie przeszłością. Cieszyliśmy się z tego, że byliśmy tu wszyscy razem zważając na to co przeszliśmy. Gdybym kiedykolwiek wiedział, iż przy tej małej, niewinnej, rudowłosej istotce przeżyję tyle wrażeń i tyle zmieni w moim życiu, nie uwierzyłbym. Rodzina to siła.

Złapałem rudowłosą za dłoń, a ona ścisnęła ją mocniej. Na jej delikatnej buzi pojawiły się zmarszczki mimiczne poprzez szeroki uśmiech, który odwzajemniłem.

- Kocham Cię Clarisso.

- Ja Ciebie też Jacie Herondalu.


Krótki, ale nie miałam potrzeby rozwlekać wszystkiego w czasie. Napisałam tyle rozdziałów, a w każdym z nich niczego nie przeciągałam bo po co? W piątek pojawi się epilog, a wraz z nim challenge, do którego nominowani zostaną wszyscy blogowi nocni łowcy. Mam nadzieję, że również przeczytacie to, co będę miała do powiedzenia na sam koniec. Ostatni rozdział nie będzie długi, ale mimo to zapraszam serdecznie do pożegnania się wraz z tym blogiem, ze mną już niekoniecznie.

wtorek, 30 sierpnia 2016

Info + Księga II Rozdział 23 - Skutki.

~Oczami Clary~

To wszystko było już zbyt męczące, a na dodatek depresyjne. Umarło tak wielu, a my nie mogliśmy spalić ich ciał tylko potykaliśmy się o nie. Wszystkie te twarze wykrzywione w grymasie bólu oraz cierpienia aż prosiły się o zakrycie ciała by na to nie patrzeć. Po kilku godzinach człowiek, a już zwłaszcza nefilim, przestawał zwracać na to uwagę. Liczyło się tylko to by nie dać się zabić i odnaleźć Asmodeusza po czym wystarczyłoby już zakończyć jego erę na tym i innym świecie.

Nigdzie nie widziałam Jonathana z Isabelle, Magnusa z Aleciem, Luke'a czy nawet Maryse z Robertem. Obok mnie znajdował się jedynie Jace trzymający mnie za rękę podczas naszego wspólnego biegu. Musieliśmy to wszystko zakończyć, ale czy mogliśmy? Nie byłam taka pewna. Cieszyłam się, że nasze dzieci oraz reszta rodziny była bezpieczna w Sali Anioła z innymi. Nie zniosłabym gdyby coś im się stało.

Przedzieraliśmy się zarówno przez gęstwinę drzew jak i demonów, które trzeba było zabić. Puszczaliśmy własne, splecione wcześniej, dłonie by odeprzeć atak, a następnie wbić serafickie ostrze w szatański pomiot. Ciało niemal natychmiast dostaje konwulsji by potem się rozpłynąć. Gdy już tak się stało znów biegliśmy razem szukając Asmodeusza. Jak tylko widzieliśmy innego nocnego łowcę, który potrzebował pomocy udzielaliśmy jej, ale priorytetem było odnalezienie Pana Piekieł. Żadne z nas się nie odzywało z powodu skupienia na dostrzeżeniu chociażby sylwetki podobnej do niego.

Jedna sekunda. Jeden moment, w którym zatrzymałam się łapiąc za serce. Znaleźliśmy go.

Nie tylko my..

Patrzyłam jak Elena z Tobiasem walczą z Asmodeuszem, a ja nie potrafiłam się poruszyć. Kurczowo trzymałam Jace'a za dłoń i stałam jakby wbita w ziemię.

- Clary? Musimy im pomóc - z szoku wyrwały mnie słowa blondyna. Skinęłam prawie niezauważalnie głową po czym nasza dwójka ruszyła w ich stronę.

Asmodeusz w swojej postaci mógł zaatakować tylko jedną osobę na raz, więc dzieciaki przyjęły następującą taktykę. Jedno odwracało uwagę demona, a drugie atakowało od tyłu za pomocą ich talentu, światła. Pan Piekieł krzywił się ze względu na niebiańską moc? Chyba tak lecz nigdy nie mogłam być do końca pewna jeśli chodzi o anielskie moce. Wystarczyła chwila nieuwagi Eleny podczas odwracania uwagi by pomiot szatana rzucił nią kilka metrów dalej raniąc przy tym pazurami. Z mojego gardła wydostał się krzyk na tyle głośny, że Asmodeusz zauważył mnie.

- Clarissa Morgenstern, przyszłaś oglądać jak giną Twoje dzieci? - zapytał między spazmami kpiącego śmiechu.

- Marzenie Demonie - wysyczałam po czym pobiegłam w jego stronę.

Nie obchodziły mnie krzyki mojego męża, nie obchodziły mnie dzieci. Pragnęłam śmierci tego pomiotu jak najszybciej. Czułam jak w moich żyłach pulsowała krew, a przed oczami pojawiła się runa składająca się z wielu nic nieznaczących kresek, a które razem stanowiły coś potężnego. W głowie pojawił się głos, znany mi tak dobrze. Ithuriel.

"Twoja rodzina. Dzięki niej go pokonacie. Wierzę w Ciebie córko Valentine'a, krwi z mojej krwi"

Po tych słowach wyjęłam swoje serafickie ostrze i wyszeptałam "Hesperos" po czym rozbłysło jasnym światłem. Ostrze bardzo stare, ale mimo to wciąż skuteczne. Przypominało mi o tym jak niebezpieczne były, i nadal są, demony oraz jak wiele ich zabiłam. Za każdym razem gdy go wyciągałam miałam świadomość ile razy miałam okazję by umrzeć.

Asmodeusz tylko czekał aż zaatakuję. Gdy znalazłam się na tyle blisko bym mogła zamachnąć się ostrzem on próbował blokować moje ataki. Atakowanie go nie było tak łatwe jak myślałam. Miał ogromną siłę, a przy okazji zdawał się wiedzieć w co celowałam. Postanowiłam zrobić coś w momencie gdy przyszło mi to do głowy. Gdy zamachnęłam się Hesperosem po raz kolejny, a demon zajęty był blokowaniem ciosu kopnęłam go w udo na co zachwiał się delikatnie. Natychmiast na kark założyłam mu dźwignię, której kiedyś nauczył mnie Jace, i najszybciej jak potrafiłam przyciągnęłam jego cielsko wprost na moje kolano. Tym sposobem obiłam mu twarz kilkukrotnie nim zdążył mnie odrzucić kilka metrów dalej.

Podniosłam się po chwili, która zdawała mi się wiecznością, po czym spojrzałam w kierunku wroga. Teraz walczył z Jace'm. Widziałam pasję, oddanie, zaangażowanie, adrenalinę, a także pewność siebie, która nigdy go nie opuszczała. W czasie gdy Wielki Demon był zajęty moim mężem ja szukałam dzieci za pomocą wzroku. Ujrzałam ich zaledwie kilka metrów dalej chowających się w cieniu drzew. Podbiegłam chwytając ich w ramiona jak tylko znalazłam się na tyle blisko by być w stanie to zrobić.

- Kazanie potem. Teraz musicie mi pomóc - przerwałam by zaczerpnąć powietrza - Zaatakujcie Asmodeusza za pomocą waszych mocy kiedy ja z tatą będziemy go atakować. Zróbcie to gdy zauważycie, że nie jest zainteresowany tym co się dzieje wokół niego. Mam plan. - dokończyłam spoglądając z Eleny na Tobiasa i odwrotnie. Ich twarze wyrażały zdeterminowanie, widziałam to. Tacy sami jak ja w ich wieku gdy chciałam obudzić mamę czy uratować Simona z Hotelu Dumort co jest tylko garstką przykładów jakie mogłabym przytoczyć.

- Poradzimy sobie. Biegnij mamo. - odparł Tobias pewnym tonem.

Nogi same niosły mnie przed oblicze walczących mężczyzn, ale widziałam jak nasze dzieci, kryjące się wśród drzew, próbowały znaleźć dobre miejsce na atak. W tym czasie ja znalazłam się tuż przed Asmodeuszem i zaatakowałam znienacka zostawiając niewielką ranę w boku demona. Im dalej w las tym ciemniej jak to powiadali. Pan Piekieł był tak zawzięty i zaangażowany, że bez problemu bronił się przed atakami moimi i blond anioła. Byliśmy zmęczeni po tylu godzinach walki, a to nie ułatwiało sytuacji. Szukałam wzrokiem dzieci, ale nie potrafiłam ich odnaleźć dopóki nie rozbłysnęło białe, niemal oślepiające światło.

W tamtej chwili Asmodeusz przyklęknął na ziemi, a Jace wykorzystując chwilę wbił serafickie ostrze w jego brzuch, a następnie uderzył pięścią w twarz. Herondalowie w dalszym ciągu nie przerywali ataku wiązką niebiańskiego światła przez co demon nie był w stanie się podnieść. Z jego gardła dochodziły krzyki i przekleństwa. Obiecywał nam śmierć, ciężką, w męczarniach. Nakazałam Jace'owi w jakiś sposób go przytrzymać tak bym mogła zrobić to czego oczekiwano ode mnie.

Wyciągnęłam stelę i natychmiast zaczęłam rysować runę na klatce piersiowej Asmodeusza. Krzyczał i wił się tak bardzo jak tylko mógł, ale nie dał rady się uwolnić. Gdy skończyłam krzyknęłam do ukochanego by natychmiast się odsunął tak jak ja to zrobiłam, a dzieci przerwały atak bo na pewno były już zmęczone.

Nie wszystko poszło po mojej myśli. Demon z każdego otworu i z każdej kończyny zaczął promieniować jasnym światłem. Niebiański ogień pomyślałam. Już go kiedyś widziałam stąd byłam pewna, że to był on. Jace nie zdążył odsunąć się na tyle daleko by nie oberwać. Upadł na ziemię, a jego klatka piersiowa się nie unosiła.

Znalazłam się tak blisko niego jak tylko mogłam. Krzyczałam do aniołów, a najgłośniej do Razjela, by zwrócili Jace'a. Moja twarz była mokra od łez i powoli przestawałam cokolwiek widzieć. Słyszałam jak dzieci krzyczą coś do siebie, ale ich nie słuchałam. Poczułam jak ktoś mnie odpycha, więc przetarłam oczy rękoma by zobaczyć sprawcę. Elena właśnie przysiadała koło blondyna po czym złapała brata za rękę, a drugą położyli na klatce piersiowej ojca.

W tamtej chwili pomyślałam "ile jeszcze razy dzisiaj oślepi mnie to światło?" wiedząc, że planują uzdrowić blondyna. Zaczął oddychać, a tuż po chwili otworzył oczy rozglądając się dookoła. Obok niego leżały wyczerpane dzieci. Rzuciłam się wpadając w jego objęcia i przygniatając mocniej do trawy.

- Ciii. Jestem tu. Dzięki naszym aniołom. Przez ten moment kiedy mnie nie było zobaczyłem ich - wyszeptał tak cicho, że ledwo usłyszałam go.

- Kogo?

- Stephena i Celine. Moich rodziców - odparł smutno.

- Wierzę, że są z Ciebie dumni. Możesz wstać? - zapytałam a tuż po chwili pomagałam mu się podnieść. - Musimy ich stąd zabrać. Kto wie jakie skutki miało zabicie Asmodeusza. - rzuciłam spoglądając w złote oczy ukochanego.

- Już się robi, aniele - odparł i pocałował mnie delikatnie po czym odsunął się.

Blondyn zarzucił sobie Tobiasa w taki sposób, że pomyślałam iż chłopiec waży tyle co nic. Natomiast ja wracałam z Eleną na rękach. Nie był to najlepszy sposób, ponieważ gdyby zaatakował nas demon mogłoby być już po nas. Zobaczyliśmy Alicante.


Okej I'm back people! Przepraszam za taką nieobecność, ale cóż... brak weny + wakacje to nie najlepsze połączenie. Oficjalnie do zakończenia tego bloga zostało UWAGA! 1 rozdział i epilog. Jest mi z tego powodu przykro, a także dlatego, że ten blog nie wygląda tak jakbym chciała za co was przepraszam. Było to moje pierwsze, dziewicze śmiem rzec, opowiadanie. Wszystkie komentarze i wyświetlenia wywoływały na mojej buzi uśmiech. 

Następny rozdział w poniedziałek, a epilog w czwartek.

Kolejna informacja to nowe opowiadanie o tematyce DA. Jednak będzie zupełnie inne. Chciałabym stworzyć nową historię opartą na świecie napisanym przez Cassandrę oraz postaciach. Planuje pewne zmiany takie jak : Clary mieszkająca w Instytucie z Lightwoodami, Jace i Jonathan jako bracia mieszkający w posiadłości Morgensternów wraz z Jocelyn i Valentine'm. Trójkąt miłosny, a także Simon jako Nocny Łowca w Instytucie. Czytalibyście coś takiego?

+ Ktoś wie do ilu rzeczy byłam nominowana? Byłabym wdzięczna za komentarz z informacją ;d

poniedziałek, 25 lipca 2016

O tym co się dzieje na chwilę obecną.

Otóż moi drodzy jak pewnie zdążyliście zauważyć od jakiegoś czasu nie wstawiam rozdziałów. Nie będę was oszukiwać, że pojawi się już w któryś dzień bo bym skłamała. Wiem o czym chcę pisać, ale nie potrafię napisać czegoś sensownego i w miarę fajnego. Dochodzi też do tego to, że jest ładna pogoda, pracuję a na dodatek przez kilka dni mój pupil ciężko chorował i musiałam go uśpić by nie cierpiał. Wszystko to prowadzi do tego, że nie potrafię złożyć niczego jakościowo dobrego na tym blogu.
Myślę, że odpoczynek i to, że na wattpadzie piszę własne opowiadanie sprawi, że w sierpniu dostaniecie nowy, ciekawy rozdział dzięki mojej wenie, która musi powrócić. Do końca Księgi II oraz bloga pozostało niewiele, ale mimo to nie chcę zepsuć ostatnich części.
Mam nadzieję, że zrozumiecie mnie i wrócicie na tą stronę w sierpniu byśmy mogli zakończyć wspólną przygodę jakim było moje fanfiction.
Buziaki i ciepłe pozdrowienia dla was robaczki.