poniedziałek, 27 czerwca 2016

Księga II Rozdział 15 - Walki w Instytucie

~Oczami Jace'a~

Od moich urodzin minęły dopiero dwa miesiące. Niby jestem już po 30-stce, ale to ciało i twarz nadal należą do Boga. Skromność jest dla ludzi brzydkich jak to lubię mówić od wielu lat. A Clary? Mimo wieku i tego, że urodziła bliźnięta nadal jest w świetnej formie, ale od jakiegoś czasu mam z nią niewielkie problemy. Nie dopuszcza mnie zbyt blisko siebie nie mówiąc już o jakimkolwiek zbliżeniu wieczorem. Nic nie zrobiłem, ale staram się nie naciskać na ukochaną żeby się nie wkurzyła.

Dzisiaj całą rodziną idziemy obserwować treningi Eleny, Tobiasa oraz Noah. Zorganizowaliśmy walkę z kilkoma dorosłymi osobami z Instytutu w Moskwie. Są tam dobrzy i waleczni Nocni Łowcy, a przy okazji ich odwiedzin w Nowym Jorku skorzystaliśmy z tego w jakimś sensie.

Siedzieliśmy z Clary, Aleciem, Magnusem, Isabelle, Jonathanem, Jocelyn, Robertem, Marysem i Lukiem na trybunach spoglądając na pociechy. Rozciągały się oraz rozgrzewały przed walką. Elena miała walczyć z młodą blondwłosą Nocną Łowczynią o imieniu Irina. Tobiasowi przypadło to szczęście, że zmierzy się z umięśnionym brunetem Dymitrem. Natomiast dla Noah znaleźliśmy Wiktora, który miał może z 18 lat i krótkie popielate włosy. Ogółem mówiąc nasze szkraby nie będą miały ani za łatwo ani za trudno.

Na pierwszy ogień poszła moja ukochana córeczka. Jako broń podstawową wybrała miecz, a jako dodatkową gwiazdki do rzucania oraz ulubiony rodzaj Isabelle - bicz. Stanęła na przeciwko blondynki i obie lekko się ukłoniły. Napięcie rosło przy każdym ich okrążeniu. Żadna nie chciała zaatakować jako pierwsza, a to podstawowy błąd. Lepiej zaatakować jako pierwszy i zostać zablokowanym niż przeciwnik zaszarżuje na Ciebie. Po szóstym okrążeniu Irinie najwidoczniej znudziło się czekanie i postanowiła wykonać atak. Elena trzymając broń obiema rękoma zablokowała przeciwniczkę by ta próbując złamać obronę była zbyt zajęta aby zauważyć jak moja córeczka kopie ją w udo. Irina lekko się zachwiała do tyłu lecz nie odpuszczała, ale tym razem nie podchodziła. Młoda nefilim zaczęła rzucać gwiazdkami, a wtedy została dopadnięta. Nie zdążyła chwycić miecza i zablokować ataku. Padła na ziemię jak długa. Rozbrzmiał gong ( którego swoją drogą nienawidzę - po co go kupiłem? ) oznaczający koniec walki. Blondynka podała rękę mojej pociesze, a ta ujęła ją by wstać z ziemi.

Cała rodzina zaczęła bić brawa, a ja? Wytknę jej parę błędów gdy tylko się tu zjawi, aby nie popełniła ich nigdy więcej. Walka była.. średnia, ale nie powinna tak lekkomyślnie atakować.

Teraz na środku stanął Noah z dwoma średniej długości ostrzami, oraz mniejszymi do rzucania. Ukłonili się z Wiktorem i przystąpili do walki. Pierwszy zaatakował mój siostrzeniec. Zrobił to z całą energią jaką w danej chwili posiadał. Popielatowłosy ledwo go zablokował, ale jednak dał radę. Na zmianę szarżowali na siebie oraz blokowali. Całość wyglądała niesamowicie jak na tak młodych nefilim. Żaden z nich nie miał czasu na rzucanie bonią jedynie w grę wchodziły dolne części ciała i ostrza. Jonathan, podniecony, siedział jak na szpilkach i dopingował syna. Isabelle natomiast obgryzała spiłowane wcześniej paznokcie. Walka trwała już dziesięć minut, a na twarzach tej dwójki widać już było zmęczenie. W końcu Noah padł na ziemię po tym jak Wiktor nadepnął mu na stopę a następnie walnął w udo. Nie miał szans tego uniknąć skupiając się na ostrzach. Rozległ się dźwięk gonga i teraz ja zacząłem się denerwować.

Ostatnia dwójka. Mój pierworodny wybrał dwa długie ostrza i od wszelkiego wypadku dwa krótsze, które umiejscowił na plecach w specjalnej kaburze. Oczywiście wykonali ten sam gest co jego rodzeństwo walczące chwilę wcześniej. Bez jakiegokolwiek cackania Tobias pierwszy naskoczył na Dymitra szarżując kilkukrotnie. Duma rozpierała mnie w piersi jak tylko to ujrzałem. Dymitr nie miał szans zaatakować gdyż blondyn robił to bez chwili wytchnienia. Po paru minutach wreszcie dał przeciwnikowi się popisać. Ten nie mając zbytnio siły próbował w jakiś sposób przebić obronę.

I w tamtym momencie nastąpiło coś co w ogóle nie powinno się wydarzyć. Nefilim z Moskwy kopnął Tobiasa w najbardziej intymne miejsce, co swoją drogą jest zakazane w walkach między sobą, a ten gdy opadł na kolana został jeszcze kopnięty w klatkę piersiową.

- Co Ty robisz? Złamałeś zasady! - krzyknęła oburzona Maryse podnosząc się z miejsca
- To karalne - warknął opiekun z tamtego Instytutu.

Clary już zaczęła wstawać i biec do syna gdy ujrzeliśmy strumień światła. Ktoś krzyknął, a jeszcze ktoś inny zemdlał. Wstałem z trybun by biegiem rzucić się w stronę Tobiasa. Leżał na plecach przyglądając się własnym dłonią, które o dziwo nadal świeciły. Złapałem go za ramiona i zacząłem delikatnie potrząsać.

- Tobi! Opanuj emocje, a wtedy przestaną się świecić - powiedziałem spokojnie. Ten podniósł wzrok na mnie i spoglądał przerażony. - Słyszysz? Skup się na mnie a złość odpłynie.

Patrzyliśmy tak dłuższą chwilę, aż Tobias wyciszył się, a jego światło zniknęło. Pomogłem mu wstać i ruszyliśmy do trybun szukając Eleny i Clary. Gdzie one do cholery są? Wzrokiem odszukałem Aleca by czegoś się dowiedzieć. Podbiegłem do niego z synem i z uniesioną brwią zapytałem

- Wiesz gdzie jest Clary?
- To Ty nie zauważyłeś, że Twoja żona zemdlała i leżała na trybunach jak nieżywa?
- Jest w skrzydle - tak właściwie to nie było nawet pytanie.

Dałem synu znać by biegł za mną do skrzydła szpitalnego. Gdy tylko udało nam się tam dotrzeć popchnąłem mocno drzwi i wtargnąłem do sali. Na łóżku leżała Clary, a nad nią pochylała się nasza córka ze świecącymi rękoma. Co jest grane?

- Ktoś mi powie co się tutaj dzieje?
- Siedź cicho Jace - warknęła Maryse
- Nie będę! Co jest z Clary?!
- Tato - zaczęła Elena - uspokój się i daj nam chwilę

Cicho warknąłem pod nosem i usiadłem na krześle koło łóżka obserwując dłonie Eleny. To było takie dziwne mieć dzieci, które są w taki sposób uzdolnione.

- Gdzie jest Robert? - zwróciłem się do przyszywanej matki
- Rozmawia z nefilim z Rosji. Prosi by nie ujawniali talentów dzieci.

Zauważyłem, że Elena szepcze coś na ucho rudowłosej, a ta się tylko uśmiechnęła. Złapałem żonę za dłoń i spojrzałem na jej twarz.

- Skarbie? Co się dzieje?
- Pamiętasz jak mnie od kilku lat prosisz o jedno i to samo? - prosiłem ją tylko o kolejnego...
- Znowu zostanę ojcem? - zapytałem z nadzieją na co kiwnęła głową.

Poderwałem się z miejsca i namiętnie pocałowałem zielonooką. Cóż za cudowne uczucie!


Taki dziwny wydaje mi się ten rozdział... Ale mam dobrą wiadomość! Koniec talentów (Koniec uzdrawiania, skakania jak małpa, wyciągania rzeczy w kartek, strzelania światłem)! Wreszcie mogę ruszać z fabułą powoli chociaż będzie jeszcze przeskok w czasie (Ostatni). Mam nadzieję, że będzie to coś sensownego! A tymczasem idę pisać rozdział do Pierwotnych na wattpadzie i spadam do pracy. Miłego dnia robaczki!

piątek, 24 czerwca 2016

TAG od Herondalównej ^.^

Gdyby ktoś nie widział to rozdział 14 już dodałam ;)

Noo TAGów to jeszcze w życiu nie widziałam, ale miło mi, że mnie nominowałaś, stary koniu :D
Nominacja od A. Fairchild - Herondale z http://all-the-legends-are-true.blogspot.com

(Ten Tag jest tak śmiercionośny jak moja szanowna pani od HISu) :D

1. Poderżnięte gardło - Książka, w której wiele rzeczy działo się niespodziewanie.
Trylogia "Niezgodna" Veronici Roth nie spodziewałam się większości tego co tam się stało, ale zakończenia najbardziej.

2. Samobójstwo - Książka, którą ktoś Ci polecił, a Ty przeczytałaś z uprzejmości, mimo że Ci się nie podobała.
"Anioł" aut. Lee Wheatherly. Od 1/3 książki zaczęłam ją czytać wyrywkowo bo jakoś do mnie nie przemówiła.

3. Żyletka - Książka, o której słyszałaś, że jest dobra, ale na koniec okazała się być jeszcze lepsza.
Zdecydowanie "Demony" Lisy Desrochers (wybaczcie daromaniacy ;c)

4. Powieszenie na stryczku - Książka, która była bardzo nudna i długo się ją czytało.
"Chłopi" Matko święta to się dłużyło niemiłosiernie, a połowy rzeczy nie rozumiałam :D

5. Kopnięcie prądem -  Akcja rozpoczęła się już na samym początku.
"Akademia Wampirów - Siostry krwi" Richelle Mead ;) bynajmniej akcja ucieczki zaczęła się dość szybko.

6. Jad węża - Książka, po której kac gwarantowany.
"Dary Anioła" i "Akademia Wampirów" - najlepsze co czytałam :)

7. Upadek z wysokości - Koniec, którego się nie spodziewałaś.
"Niezgodna. Wierna"

8. Pobicie - Książka, przez którą czułaś, jakbyś wyzionęła ducha.
"Szeptem", ale wyzionęłam ducha w negatywnych znaczeniu. Książka tak promowana, a szczerze mówiąc dość kiepska. Spodziewałam się czegoś lepszego. Dzięki niej umarłam.. z nudy.

9. Płoniesz na stosie - W książce występowało wiele "gorących" wątków.
Nowele Sookie Stackhouse. Oj tam to często było o nagości, seksie i cholera wie czym jeszcze ^.^

10. Naturalna śmierć - Książka nie dobra, nie zła ale w sam raz.
"Intruz" Stephanie Meyer

11. Pogrzebany żywcem - Brakowało Ci tchu, gdy czytałaś tą książkę.
"Akademia Wampirów. Przysięga Krwi" Czytałam ją tak jakbym siedziała na szpilkach. Martwiłam się o to co będzie z Rose i Dimką ;c

12. Wypadek samochodowy - Książka, o której dowiedziałaś się przypadkiem i bardzo Ci się spodobała.
"Wodospady Cieni" - w ogóle czytam teraz 3 tom i jestem zachwycona! A dowiedziałam się o niej gdy czytałam jakieś opowiadanie na wattpadzie i zajrzałam w komentarze na temat głównego bohatera. Pomyślałam sobie, a czemu by nie przeczytać? Czytałam ją dziś do 4 rano i się nie wyspałam na zakończenie ;d

13. Wygłodzona - Książka, której żałujesz, że autor nie napisał kontynuacji.
Nie czytam książek, które nie są napisane w większej ilości. Lubię znać zakończenia i czytać dużo o ulubionych bohaterach.

14. Topielec - Książka, w której dużą rolę grały pieniądze.
Nie czytałam takiej książki ;c

15. Wybuch - Książka, w której było dużo wybuchów.
Nic nie wymyślę...

16. Przedawkowanie leków - Książka, której kontynuacji jest aż za dużo.
Wszystkie książki z serii "Dom Nocy" i "Pamiętniki Wampirów". Nigdy nie zrozumiem po co autorki zaczęły na siłę wymyślać czym to główne bohaterki się nie staną ;d


No i Miraculum Tag (Czy tylko ja nie wiem co to jest? Ktoś powie? Ploooose!)

1. Marinette Dupain - Cheng - roztrzepana główna bohaterka.
Sookie Stackhouse :D

2. Adrien Agreste - postać ze złym ojcem.
Clary... Definitywnie on najlepszym ojcem świata to nie jest xd

3. Alya Césaire - postać, która jest fanka innej postaci.
Bill.Eric.Quinn,Alcide,Sam - Wielcy fani Sookie Stackhouse. Chciałabym mieć taki fanklub (kto chce do niego należeć?)

4. Władca Ciem - tajemniczy antagonista.
Mario z "Wodospadów Cienia"!

5. Tikki i Plagg - postacie drugoplanowe, ważne dla fabuły.
Macon Ravenwood oraz szalona rodzina Leny z Kronik Obdarzonych ;)


6. Mistrz Fu - mentor.
No oczywiście, że mój ukochany Haymitch :*

7. Chloé Bourgeois - typowa blondynka.
Sookie Stackhouse (again? seriously? Ona to by się do tępych dzid myślących o seksie zaliczała)

8. Alix Kubdel - chłopczyca.
Janine Hathaway ;)

9. Lila - postać ogólnie nielubiana.
Daniel z "Upadłych"?

10. Jagged Stone - postać bardzo znana w swoim świecie.
Lilith w "Demonach"

11. Sabrina - kujon.
Zabijcie mnie, ale nie wiem..

12. Rose i Juleka - dwie najlepsze przyjaciółki.
Rose Hathaway i Lissa Dragomir!

13. Manon - irytująca młodsza bohaterka.
Nie było :)

14. Fang - zwierzęcy przyjaciel.
Kot Lissy.. oczywiście dopóki go nie zabito

15. Akuma - postać, która robi straszne zamieszanie.
Jace Herondale!
Ha!
Najpierw Wayland
Następnie Lightwood
Potem Morgenstern
A na sam koniec Herondale :D Tyle czasu zajęło mu określenie prawdziwego nazwiska :D


Matko Święta! To było dopiero ciężkie o.O
Dobra, tak więc nominuje :
Magdzia Lightwood z http://death-is-only-the-beginning-tmi.blogspot.com
Mania Maja z http://ukrytetajemnice.blogspot.com
Mańka z http://hathaway-bielikov.blogspot.com

Życzę wam powodzenia dziewczyny ;)

Księga II Rozdział 14 - Urodziny!

~Oczami Clary~

Nadszedł jeden z najważniejszych dni w ciągu roku. To właśnie dzisiaj Jace kończy 33 lata. Mimo tego, że nie należy już do najmłodszych osób nadal widzę w nim tego nastolatka, któremu brakowało 10% pewności iż jestem Nocnym Łowcą. W dalszym ciągu jest przystojny, seksowny, zabawny, ale od kiedy pojawiła się Elena z Tobiasem stał się także odpowiedzialnym i kochanym ojcem bądź mężem. Nasze przygody nie są już tak szalone jak wtedy gdy byliśmy 17-latkami lecz czuję w kościach, że te czasy wrócą szybciej niż myślimy.

Dzieci, moje kochane skarby, mają już 12 lat. Wypełnia mnie duma w momencie gdy na nie patrzę. Posiadają pierwsze runy, narazie uczą się w Instytucie pod czujnym okiem Roberta, Jocelyn oraz Maryse. Mają także dary. Elena potrafi leczyć, zarówno jak jej brat, oraz wyciągać rzeczy np. z kartek, a Tobias skacze jak małpa z dużych wysokości i nic mu się nie dzieje co potrafi uspokoić w niektórych sytuacjach. Oczywiście jako matka pragnę by byli bezpieczni, ale w naszym świecie to niemożliwe.

Co do Isabelle i mojego brata to ich małżeństwo uszczęśliwia obojga. Są sobie oddani, a miłość wręcz widać z daleka. Przez kilka tygodni przeżywali kryzys, jak każda para, ale ustał w momencie gdy czarnowłosa dowiedziała się o kolejnej ciąży. Niesamowite było zaskoczenie i radość po ogłoszeniu iż narodziły się bliźniaczki Amy i Emma, które są małymi kopiami Izzy. Za to mały Noah rośnie jak na drożdżach i troszczy się o siostrzyczki mimo, że ma dopiero 9 lat. Kocha zarówno dziewczynki jak i nasze dzieci. Nigdy nie widziałam by były między nimi zgrzyty, a same bardzo chętnie się bawią ze sobą.

Jocelyn.. jeśli coś wie na temat naszego potencjalnego wroga to nie mówi bo Ci z góry jej zabronili. Czasami jest to dość przytłaczające i niechcący wyładowuje się na niej. Aczkolwiek rozumie mój niepokój, ale jak to określiła wszystkiego muszę się dowiedzieć sama. Nadal jest zakochana w Luku z wzajemnością lecz to nie jest tym czym było dawniej. Nie mogą spędzać całych dni razem bo mężczyzna ma na głowie swoją watahę, a mama nas. Jednakże dużo rozmawiają, przytulają się i trzymają za ręce co jest, według mnie oraz Isabelle, bardzo słodkie lecz jednocześnie osobiste, więc staramy się im nie przeszkadzać.

Magnus bez wiedzy Aleca kupił psa, który nie za bardzo polubił się z Prezesem Miau. Codziennie każdy pokój jest demolowany przez zwierzaki, ale czarownik nie ma serca pozbyć się buldoga. Wspominał, że znalazł go samotnego i się rozkleił gdy ten spojrzał swoimi czekoladowymi oczyma. Parabatai Jace'a nie był początkowo zadowolony, ale polubił Ramzesa, a ten pokochał go jeszcze bardziej niż Wysokiego Czarownika Brooklynu.. W sumie to więcej nic u nich nie słychać bo nie zaadoptowali dziecka, nie znaleźli nadnaturalnej surogatki i nie wzięli ślubu. Żyją chwilą co sprawia im szczęście. A czego w takim razie chcieć więcej?

Tris i Malcolm cóż nadal są w Instytucie, ale mają na nas konkretną wylewkę. Chodzą gdzie chcą, robią co chcą, uprawiają seks w swoich pokojach co czasem jest zbyt głośne a tak to wcale ich nie widać, ani nie słychać.

Z każdym ustaliłam, że będziemy udawać, że nie pamiętamy o urodzinach blondyna. Potrzebowałam kilku godzin aby zrobić prezent dla ukochanego, więc zaraz po śniadaniu Elena z Tobiasem, którzy o dziwo mają już coś dla ojca, mają go zabrać do parku.

Otworzyłam oczy czując dotyk na moim policzku. Ujrzałam Jace'a wpatrującego się we mnie z miłością jaką widzę każdego dnia. Delikatnie się uśmiecham na co on pogłębia dotyk jeżdżąc kciukiem po skórze. Za każdym razem gdy to robi przechodzą mnie delikatne dreszcze, ale przyjemne. Zamruczałam zadowolona z takiej pobudki.

- Hej skarbie - powiedziałam lekko zaspanym jeszcze głosem
- Witaj aniele -odparł po czym wstał by udać się do łazienki.

Po dość krótkiej chwili wyszedł przepasany tylko ręcznikiem, a moja wyobraźnia zaczęła działać. Jednak otrząsnęłam się i powędrowałam odbyć poranną toaletę cmokając przelotnie blondyna w policzek.

Tak jak ustaliliśmy nikt nie złożył złotookiemu życzeń, a po śniadaniu dzieci wyciągnęły ojca w nieznane mi miejsce. Na pytanie dlaczego nie idę powiedziałam, że zajmę się bliźniaczkami z Izzy bo rano ostatnio sprawiały jej niewielkie problemy. On sam skinął jedynie głową i ruszył na zewnątrz.

Pędem rzuciłam się do naszej sypialni. Otworzyłam szafkę, w której trzymałam buty a mój ukochany do niej nie zaglądał. Ręką dotarłam do najdalszej jej części i wymacałam szkicownik. Jace zawsze narzekał na to, że w ważnych chwilach nie było jak uwiecznić danej chwili. Podłapałam to kilka miesięcy temu i natychmiast wzięłam się do pracy. Rysowałam na kartce zdjęcia z różnych momentów naszego życia : zaręczyn, ślubu, ciąży, urodzin, pierwszego spotkania, przygód z piekła, to jak trzymamy dzieci, jego z rodzeństwem i przyszywanymi rodzicami oraz wiele, wiele innych. Łącznie namalowałam około 70 fotografii, z których byłam bardzo dumna. Jak tylko udało mi się je wyciągnąć ze szkicownika ułożyłam je pojedynczo na podłodze.

Z pokoju Isabelle zabrałam materiały, które kupiła dla mnie do stworzenia własnoręcznego albumu. Przyklejenie i opisanie każdego ze zdjęć nie było problemem, najgorsze było ozdobienie go na pierwszej oraz ostatniej stronie. Musiał wyglądać zjawiskowo.

Łącznie zajęło mi to cztery godziny bo nie mogłam za długo tego wykonywać. Na szczęście Jace i dzieci jeszcze nie wróciły. Tortem zajął się Alec, dekoracjami Magnus, a reszta nie dała mu powodu do myślenia, że o czymkolwiek pamiętamy.

Założyłam zieloną sukienkę obcisłą u góry, a rozkloszowaną na dole z odkrytymi plecami. Do tego delikatny makijaż, czarne szpilki i rozpuszczone włosy. Byłam gotowa!

Zeszłam na dół i wraz z resztą siedzieliśmy w salonie by w razie czego szybko zniknąć za meblami. Po 20 minutach nudnego czekania pierwszy do Instytutu wbiegł Tobias głośno krzycząc "TATOOOOO!" jak miał w zwyczaju robić. To był dla nas sygnał aby się schować. Jak tylko usłyszeliśmy tupanie większej liczby osób wyskoczyliśmy krzycząc niespodzianka!

- Wy... WY! A myślałem, że nie pamiętacie. Czyj to był pomysł? - mruknął średnio zadowolony
- Mój! To za to, że przyprawiłeś mnie o zawał na moje 28 urodziny - powiedziałam uśmiechnięta
- Ojejku... Wypchnął Cię z samolotu.. bez spadochronu no, ale żyjesz! - krzyknął Jonathan
- No właśnie, a mogłam nie przeżyć!
- Żyjesz, więc się nie oburzaj na mnie złotko. A teraz najlepsza część! TORT!

Nasze jedzenie tortu skończyło się na tym, że.. każdy był upaćkany nim na twarzy, ubraniach oraz we włosach. Cóż będzie dużo sprzątania, ale Magnus się tym zajmie.

Jace otrzymał najlepszy na rynku strój dla Nocnego Łowcy, ręcznie robione serafickie ostrza i noże do rzucania, od dzieci dostał przepiękny łuk ze strzałami. Takiego prezentu się nie spodziewałam.
Mój prezent sprawił, że blondynowi poleciała łza. Przytulił każdego mocno, a gdy zostaliśmy sami zrobiłam coś czego bym się po sobie nie spodziewała. Dopuściłam do możliwości, w której spełniłaby się jego prośba, którą ponawiał co kilka miesięcy.



I co powiecie na taki rozdział robaczki Wy moje? :D

środa, 22 czerwca 2016

LBA! YAY!

Któż by pomyślał, że będzie kolejne LBA?
No cóż na pewno nie ja, ale ale!
W końcu zaczęło mnie to w miarę cieszyć, choć nie wiem jak mnie postrzegacie?
Pewnie jako rudego nerda ( nie wiem co gorsze, być nerdem czy rudym człowiekiem ;d )
Także dostałam nominację od


Mania Maja z http://ukrytetajemnice.blogspot.com

Pamiętam, że obserwuję Cię od bardzo dawna i uwielbiam cytaty, które dajesz przed rozdziałami. Ughhh uwielbiam Cię za to choć wiem, że nie komentuję lecz mam coś na swoją obronę! Otóż gromadzę u każdego pewną liczbę rozdziałów, a później czytam hurtem i tak jakoś wychodzi (słaby argument I know)

Przechodząc do sedna.
Miałam napisać 11 faktów o sobie.
Boże wymyśl teraz czego to tu jeszcze nie pisałam.

1. Dzisiaj (no właściwie już wczoraj bo jest po 00:00) byłam na zakupach i kupiłam... bluzkę z minionkiem! Rodzice mnie wyśmiali, że taka stara, a minionkami się jara...pfffff

2. Właśnie zrobiłam okładkę do kolejnego opowiadania na wattpadzie. Wciągnęło mnie tam jak cholera i zaczęłam pisać już trzecią własną opowieść... tym razem to nie są psychopaci ani wampiry lecz ...WERBLE PROSZĘ!
Wilkołaki. Wiem, że to oklepane, ale każdy ma marzenie żeby napisać coś własnego c'nie?

3. Mam starszego brata i siostrę. W młodości gdy siostra brała mnie na ręce śmiałam się, a gdy robił to osobnik płci przeciwnej wyłam niczym syrena. Dlaczego? Tego do dziś nie wiem, ale pewnie miałam czuja do idiotów. Tak sądzę ;)

4. Od kilku dni jak pracuję czuję się jak emerytka bo wszystko boli i tylko jęczę, ale jak się chce pieniążków to trzeba robić bo wyłudzaczem od rodziców być nie chcę ;d

5. Kocham wszystkich moich czytelników! Mimo, że was nie znam ( a nie kryję, że chciałabym coś o każdym wiedzieć - ciekawość)

6. Właśnie wpierniczam lody waniliowe z polewą advocatową Omnomnom mimo, że jestem na wiecznej diecie.

7. Z ciekawości zaczęłam czytać "Trzy metry nad niebem" Frederica Mocci(?) bo film taki popularny, niektórzy na nim płaczą, ale.. przeczytałam 100 stron i mówię DOŚĆ! Narrator to chyba zna wszelakie marki na pamięć " Lewisy 501, adidas, nike, Honda 750,kurtka Levisa, mercedes 200, buteleczka Caronne" Czy tylko ja nie znam połowy rzeczy tutaj wymienionych jak wyglądają? A sama Babi z siostrą są podjarane tym, że Chicco rozciągnął granatową spódniczkę.. Natomiast Step no cóż w dalszym ciągu jest pociągający i impulsywny - tu się nic nie zmieniło.
Aczkolwiek komuś ta książka się może spodobać, ja osobiście wolę film w wersji hiszpańskiej bo włoska jest jakaś sztywna dla mnie.

8. Nienawidzę dzieci, ale chciałabym mieć chłopca, którego nazwę Martin!

9. A jak nie znajdę chłopaka, który by mi go zrobił to kupię kota. Którego również nazwę Martin!

10. Taa... to trochę dziwne.. czasem mam takie głupie pomysły (jak każdy)

11. Paska na świadectwie, ani na tyłku nie będzie, ale moja średnia leży (3,88), aleee są cztery piąteczki ( Siostrzyczko jesteś dumna? :D Nie śmiej powiedzieć, że nie bo naślę na Ciebie Malcolma i Tris wpierdol)

Także ten tego to by było na tyle.
Fakty do dupy, ale są!
Nie nominuję nikogo ( Nie skandujcie LAMUS!LAMUS!błagam ;d)

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Księga II Rozdział 13 - Clace

~Oczami Jace'a~

Misja poszła pomyślnie w każdym calu. Nie spodziewałem się, że wypad z Aleciem i Jonathanem może być taką odskocznią od codzienności. Nie mówię, że nie lubię przebywać z Clary i dziećmi bo uwielbiam to robić, ale czasami chcę się od tego oderwać.

Wracaliśmy do Instytutu w szampańskich nastrojach śmiejąc się z tego jak Alec nie poradnie pokonał demona. Po tych wszystkich podróżach z Magnusem wyszedł kompletnie z wprawy. Od razu po przejściu przez próg coś mi nie pasowało. Tak jak Clary i Isabelle zawsze czekały na nas w salonie niedaleko wejścia tak ich dzisiaj nie było słychać ani widać. Spojrzeliśmy z białowłosym na siebie porozumiewawczo i każdy z nas ruszył w inną stronę. Przebiegaliśmy cały Instytut tak, że dziwnym było iż nikt do nas nie wyszedł mówiąc "czy możecie się uciszyć idioci?!" jak to w zwyczaju miała robić Tris. Dzisiaj towarzyszyła jedynie głucha cisza. Może coś się stało pod naszą nieobecność?

Przebiegnąwszy całą lewą stronę naszego domu i nie znalazłszy ani śladu naszych żon oraz dzieci ruszyłem do sektora sprawdzanego przez szwagra. Spotkałem go przy pokojach na piętrze - na szczęście nie musiałem przebiegać całego Instytutu by go znaleźć.

- I co znalazłeś? - zapytał z cieniem nadziei, pokiwałem przecząco głową - Mi został do przeszukania strych i Oranżeria. Stawiam na to, że chcesz zobaczyć Oranżerię?
- Czytasz mi w myślach - odparłem i pędem pobiegłem do ulubionego pomieszczenia zarówno mojego jak i Clary. Całkiem możliwe, że tu jest patrząc na wspomnienia oraz to, że niedawno minęła północ.

Wpadłem do ogrodu krzycząc imię ukochanej. Znalazłem całą piątkę przy drzewie wiśni, na którym zakwitały różowawe kwiaty.

- Clary, szukam was po całym Instytucie z Jonathanem a Wy siedzicie tutaj?! - wtedy zobaczyłem jej minę. Była niepewna i z lekka przestraszona - Skarbie co się stało?
- Elena i Tobias...
- Coś z wami nie tak dzieciaki? Clary mów o co chodzi!
- Kolejny dar - szepnęła i teraz zrozumiałem dlaczego się martwi.
- Izzy zostaniesz chwilkę z dziećmi? -zapytałem czarnowłosej na co ta pokiwała głową potakująco. Objąłem rudowłosą w talii i zaprowadziłem kawałek dalej od gromadki.

- Kochanie wiem, że się martwisz, ale to Ci nic nie da. Cieszmy się tym co jest teraz, a troski zostawmy na boku inaczej nie będziemy szczęśliwi - powiedziałem przytulając ukochaną do siebie. W tej chwili była bardzo krucha, a ja nie potrafiłem nic zrobić.
- Jace ja tak nie potrafię. Cały czas mam świadomość tego, że ktoś może nas zaatakować i w najgorszym wypadku odkryć dary Eleny lub Tobiasa. Martwi mnie też to, że nie wiemy co dzieci jeszcze skrywają. A co jeśli Asmodeusz się o tym dowie?
- Clary co Ci to da, że będziesz się martwić na zapas? Jak się dowie to odeprzemy jego atak. Dzieci są jeszcze małe, więc mogą mieć kolejne umiejętności, ale dlaczego masz o tym myśleć teraz? Ciesz się czasem spędzanym z nami, ze swoją rodziną - odparłem całując zielonooką w głowę. - chodź uśpimy dzieci i zajmiemy się sobą.

Razem z Izzy,dziećmi oraz Jonathanem, który wpadł do pomieszczenia gdy rozmawiałem z Clary ruszyliśmy do sypialni. Najpierw wykąpaliśmy Elenę i Tobiasa zalewając przy tym całą łazienkę - chyba wdały się we mnie pod tym względem - po 20 minutach czytania opowieści o Nocnych Łowcach zasnęły.

Wróciliśmy do naszej sypialni gdzie natychmiast poszedłem do łazienki. Odkręciłem kurki nalewając ciepłej wody, z szafki wyciągnąłem ulubioną sól do kąpieli o zapachu cytrusów i żel do mycia o zapachu czekolady. Idealnie nada się do odprężenia spiętej rudowłosej.

W pokoju chwyciłem ukochaną za rękę i zaprowadziłem do pomieszczenia. Wzajemnie pomogliśmy sobie w pozbyciu się ubrań. Pierwszy wszedłem do wanny, a upewniwszy się, że Clary się nie oparzy zachęciłem ją do dołączenia do mnie. Usiadła między moimi nogami opierając się plecami o mój tors. Jej długie już włosy delikatnie mnie łaskotały. Objąłem ją w pasie i siedzieliśmy tak dłuższą chwilę nie rozmawiając.

Chwyciłem żel, który naszykowałem wcześniej by zacząć myć zielonooką. Gdy nacierałem jej skórę słyszałem ciche pomrukiwanie. Kąpiel była strzałem w dziesiątkę. Clarissa nie była mi dłużna i jak tylko skończyłem myć jej delikatną skórę ona zrobiła to samo ze mną. Spłukawszy pianę i pozostałości żelu postanowiliśmy zostać jeszcze w wodzie.

- Kocham Cię aniele - mruknąłem w jej włosy składając pocałunek na jej głowie.
- Ja Ciebie też Jace. A pomyśleć, że na samym początku Cię nie lubiłam i uderzyłem. Teraz? Jesteśmy małżeństwem Nocnych Łowców z dwójką dzieci.
- Musi pozostać dwójka? - zapytałem unosząc śmiesznie brwi. Chciałbym mieć więcej dzieci.
- Narazie zostaniemy przy dwójce. Potem może zmienię zdanie - odparła odwracając się przodem w moją stronę.

Wyciągnąwszy nas z wanny i wytarłszy puchowym ręcznikiem. Zaniosłem nagą kobietę do naszego łóżka. Po drodze składałem pocałunki na jej ciepłych wargach, szyi oraz obojczyku. Położyłem ją na pościeli by po chwili połączyć się z nią w jednym z najlepszych miłosnych aktów. Zmęczeni zasnęliśmy koło siebie. Ostatnim co pamiętam był cichy szept Clary "Dobranoc Aniele".
Zakończyć dzień w taki sposób to tylko dopełnienie tego co nas łączy.


Przepraszam, że zaczynam pisać coraz to krótsze rozdziały. Nie miałam zbytnio pomysłu na ten rozdział. Lepsze powinny się zacząć gdy dzieci podrosną, a tymczasem nie chcę was nudzić czymś wymyślanym na siłę. A tymczasem w piątkowym rozdziale będzie przeskok w czasie!
Jeśli czujecie niedosyt zapraszam was na moje opowiadania, które piszę na Wattpadzie (taaa.. spodobało mi się tam :P) :
- Rodzina Pierwotnych - Wampir Mimo Woli (20 rozdziałów) oraz 
- Psychopaci ze Stonehills // Brooks (narazie tylko prolog i pierwszy rozdział opublikowałam, ale mam napisanych kilka rozdziałów, które będę udostępniać jeśli zauważę iż ktoś to czyta)

piątek, 17 czerwca 2016

Księga II Rozdział 11 - Obrączka i nitka Rozdział 12 - Oranżeria

Rozdział 10

~Oczami Clary~

Biegłam ile sił w moich zmęczonych nogach do skrzydła szpitalnego gdzie znajdowała się moja parabatai. Będąc już na korytarzu kilka metrów od drzwi na salę słyszałam jej krzyki. Poród sam w sobie nie jest bolesny, ale najgorsze są skurcze. To właśnie przez nie odruchowo z gardła wydobywa się tak ostry dźwięk mrożący krew w żyłach. Wtargnęłam do pomieszczenia i pierwsze co mi się rzuciło w oczy to mój brat, Jonathan.

Jego twarz była chyba bledsza niż niemal białe włosy co wyglądało jakby ubrudził się mąką. Spoglądał na czarnowłosą z przerażeniem co w tej sytuacji jest standardowe. Maryse postanowiła, że mężczyźni w Instytucie nie mają wstępu na salę gdy ktoś rodzi oprócz Magnusa. Jednakże Wysoki Czarownik Brooklynu jest Razjel wie gdzie my musimy odebrać poród. Obie rodziłyśmy, więc mniej więcej wiemy co powinnyśmy robić. Najważniejsze to wspierać Isabelle i wycierać jej twarz z potu.

Jace w sekundę pochwycił za ramiona Jonathana kiedy udało mi się go wyprowadzić na korytarz mimo jego protestów i zapewnień, że poradzimy sobie z Maryse. Blondyn zabrał go kawałek dalej by usiąść, ponieważ trochę to wszystko potrwa.

Wróciłam do przyjaciółki, a po przysunięciu sobie krzesła obok jej łóżka usiadłam chwytając ją za rękę. Spojrzała na mnie wdzięcznie i lekko podniosła kąciki ust posyłając uśmiech. Odwzajemniwszy go ścisnęłam mocniej tą delikatną dłoń Izzy.

- Jak długo to trwa? - zapytałam nie odwracając wzroku od czarnowłosej.
- Jakąś godzinę temu się zaczęło .
- Czemu nikt po mnie wcześniej nie przyszedł? - powiedziałam na co parabatai mocno ścisnęła moją dłoń. Skurcz pomyślałam
- Nie chciałam Cię wcześniej martwić Clary. Jeszcze poród się dobrze nie zaczął a już jestem padnięta. Też tak miałaś?
- Akurat to jest najgorsze, ale już niedługo będziesz trzymać małą i zapomnisz o bólu - odparłam.
- No dobrze Izzy co ile masz skurcze? - wtrąciła się Maryse podchodząc do nas z ręcznikami, nożyczkami oraz miską z wodą.
- Co 2-3 minuty.
- No dobrze. Clary chodź mi pomożesz.

Do mnie należało robienie Izzy zimnych okładów, wycieranie jej potu oraz trzymanie za rękę i dopingowanie. Maryse usadowiła się wygodnie na krześle przy krańcu łóżka między nogami córki .[Matko Boska jak to dziwnie brzmi - dopisek autorki :P] Przy każdym skurczu Isabelle krzyczała zginając się w pół by po chwili opaść na poduszki głośno sapiąc. Pani Lightwood oznajmiła, że jeszcze dwa skurcze i będzie po wszystkim. Natychmiast dodało to czarnowłosej energii, więc po chwili na sali rozległ się płacz dziecka.

Maryse odcięła pępowinę, a potem zabrała niemowlę by je zważyć, umyć i zwrócić matce. Mała nie była jednak owinięta w różowy kocyk tak jak powinna lecz w niebieski. Czyżby nie było różowego dla dziewczynki?

- Mamo czemu zawinęłaś ją w niebieski kocyk skoro to dziewczynka? - rzuciła Isabelle próbując odkryć i sprawdzić czy aby kobieta się nie pomyliła.
- A dlaczego myślałaś, że to będzie dziewczynka? - zapytała zdezorientowana Lightwood
- Znacie przesąd z obrączką i nitką? No jasne, że nie znacie bo byście nie miały takich min. Kiedy obrączka ślubna zawieszona na kawałku nitki zawieszona nad brzuchem ciężarnej kręci się wahadłowo - będzie dziewczynka. Natomiast kiedy kręci się w kółko - chłopiec. W naszym wypadku powinna być ona. Jonathan ucieszy się z pierworodnego - ostatnie zdanie powiedziała z bananem na twarzy. Miło, że jest szczęśliwa z moim bratem, a on z nią.
- Zawołam go - powiedziałam i miałam już wyjść z sali kiedy usłyszałam jak czarnowłosa mówi " Nie wygadaj się, że to chłopiec!".

Przemierzałam korytarz w poszukiwaniu moich mężczyzn. Znalazłam ich na samym końcu. Jonathan jak tylko podniósł na mnie wzrok wyglądał jakby zobaczył ducha lecz po chwili w kilku susach doskoczył do mnie.

- Urodziła? Co z nią? Co z dzieckiem? Dziewczynka? Razjelu dzięki Ci! - Gęba mu się nie zamykała, więc niewiele myśląc walnęłam go ręką w głowę - Auuu! Powiesz mi wreszcie?
- Gdybyś zamknął na chwilę swoje usta wiedziałbyś, że Isabelle urodziła zdrowe dziecko i możesz do nich pójść pod warunkiem, że nie zemdlejesz po drodze, bracie.
- To w takim razie idę - odparł by po chwili dostrzec go stojącego przed drzwiami do sali. Głęboko odetchnął i popchnął drzwi znikając w całości za nimi.

- Skarbie czy to dziewczynka tak jak Izzy głosiła każdemu w Instytucie? - zapytał mój ukochany podchodząc do mnie gdyż do tej pory stał oparty o ścianę i tylko przysłuchiwał się krótkiej wymianie zdań między mną a bratem.
- Chłopiec! - odparłam wtulając się w Jace'a - A gdzie nasze dzieci?
- Jocelyn się nimi zajmuje. Siedziała i plotkowała z moją siostrą pilnując Eleny i Tobiasa kiedy ta zgięła się w pół łapiąc za brzuch. Twoja matka wiedziała na co się zanosi, więc zawołała Jonathana i Maryse aby ją zabrali. Sama natomiast została z przestraszonymi dziećmi. - powiedział prowadząc mnie gdzieś, prawdopodobnie do salonu.
- Musimy szkrabom wyjaśnić co się dzieje - rzuciłam w stronę blondyna. Do tej pory powiedzieliśmy im tylko to, że ciocia Isabelle nosi w brzuszku dziecko swoje i wujka Jonathana.

Pewnym krokiem, wtuleni w siebie weszliśmy do salonu gdzie na jednej z kanap siedziała moja mama, a dzieci bawiły się na podłodze samochodami. Jak tylko usłyszały, że ktoś wchodzi odwróciły się w naszą stronę by po kilku chwilach znaleźć się w naszych ramionach. Wzięłam nasze kruszynki razem z mężem na kolana by wyjaśnić, że teraz dziecko pojawiło się wśród nas.

- Dzieci pamiętacie jak mówiliśmy wam z tatą, że ciocia z wujkiem mają w brzuszku cioci dziecko? - zaczęłam dość niepewnie, a cztery pary oczu skierowane były na mnie. To było dość przerażające.
- Tak. Kiedy pobabawimy się z nim? - zapytała Elena
- On jest jeszcze bardzo mały. Dzisiaj wyszedł z brzuszka cioci tak samo jak wy z mojego.
- Ja tego nie pamiętia. A jak wyszedł? - Tobias a niech Cię! Jak to powiedzieć? Myśl Clary, myśl!
- No właśnie mamusiu jak to zrobił? - rzucił rozbawiony Jace
- Pomógłbyś mi trochę, a nie ja odwalam brudną robotę - odparłam szeptem
- No dzieci, więc dziecko wyszło z brzuszka cioci Izzy magicznym sposobem, który poznacie mam nadzieję dopiero gdy osiągniecie przyzwoity, według nas, wiek - powiedział blondyn na co delikatnie uderzyłam się dłonią w głowę. On wie jak coś wyjaśnić...
- Co to znaczy przyzwoizyty?
- Przyzwoity znaczy osoba postępująca dobrze - rzuciłam wstając z miejsca

Bawiliśmy się razem z Eleną i Tobiasem w wyścigi samochodowe gdy do pokoju wbiegł, a właściwie wpadł, zdyszany Jonathan. Spojrzałam na niego pytająco, a ten oparł dłonie na kolanach by zaczerpnąć powietrza.

- Nasz ... syn... O MATKO! Nazywa się...Noah! MAM SYNA!
- Wiesz, że się cieszę z waszego szczęścia. Mam nadzieję, że maluch nie wda się... w żadne z was bo to by był koniec świata - powiedziała Jocelyn, która do tej pory siedziała i nie udzielała się w jakikolwiek sposób, i przytuliła syna. Widok ten poruszył mnie nieznacznie, ale dzięki temu zrozumiałam czym jest rodzina. To nie tylko więzy krwi, ale też wsparcie w najróżniejszych sytuacjach.


Rozdział 11

~Oczami Jace'a~

Kto by pomyślał, że czas potrafi tak szybko przemijać? Jeszcze wczoraj dopiero co Clary urodziła, a dzisiaj Elena z Tobiasem mają już po pięć lat.Niewiarygodne jak one wyrosły i co raz bardziej upodabniają się do mojej rudowłosej.

Isabelle z Jonathanem wychowują Noah, który rośnie jak na drożdżach. Ma czarne włosy jak jego matka natomiast po ojcu odziedziczył czarne jak smoła oczy i delikatne rysy podobne do tych Jocelyn. Jeśli chodzi o zachowanie to jest to niezaprzeczalnie charakter mojej siostry. Krzyczy i płacze dość często, wierci się jak tylko można, a ostatnio rzucał nawet zabawkami w swoje (prawie) rodzeństwo. Jednak gdy nie robi tego wszystkiego jest sympatycznym dzieckiem, jak każde inne. Gdy urodziła się Elena i Tobias do tej chwili nie wiedziałem dlaczego wszyscy zachwycają się małymi dziećmi. Odkrył to też Jonathan z czego się śmiejemy, że taki twardziel a przy dziecku milusi, dobry i na dodatek mówi po "dziecięcemu" co wywołuje u każdego atak salwy śmiechu.

Alec z Magnusem wrócili już do Instytutu i chwalą się na prawo i lewo jak to zwiedzili : Mediolan, Florencję, Amsterdam, Kopenhagę i wiele, wiele innych miast zarówno Europy jak również świata. Trochę im zazdroszczę, ale nie mogę ze względu na liczne ataki demonów czy papierkową robotę wyjechać gdziekolwiek. To nie dla nocnych łowców...

Ostatnio rozmawiałem z Clary i gdy zapytałem ją o kolejne dziecko ukochana zareagowała dość... inaczej niż sądziłem. Myślałem, że jest gotowa na małą kopię najprzystojniejszego, najlepszego nocnego łowcy, czytać mnie, ale ta pokręciła głową mówiąc " Wystarczy mi nasza dwójka". No cóż... spróbuję za jakiś czas, może zmieni zdanie.

Dzisiaj rudowłosa została z dziećmi wraz z Isabelle gdy ja wyruszyłem na demony razem z Jonathanem oraz Aleciem. Taki męski wypad należy nam się po całych dniach zakupów w sklepach dla dzieci z naszymi żonami i Magnusem. On nie chciał być gorszy, więc wychodził niby chcąc nas wesprzeć, ale ostatecznie pogrążał nas większą ilością sklepów do obejścia.

~Oczami Clary~

Oranżeria. Moje ulubione pomieszczenie w Instytucie. To tutaj pierwszy raz całowałam się z Jace'm. Właśnie tutaj zabrałam na dziś wieczór Elenę, Tobiasa oraz Izzy z Noah. Oddałam się temu co najbardziej kochałam - rysowaniu, a dzieci zachęcone przeze mnie rysowały kwiatki i inne proste rzeczy. Po chwili przychodziły do mnie chwaląc się swoim dziełem co wywołało u mnie zachwyt. Elena ma mój talent artystyczny tak jak ja mam po swojej matce. Tobias natomiast prawdopodobnie wdał się w Jace'a bo nie rysował dobrze jak siostra. Aczkolwiek nie chcąc go zranić w żaden sposób ucieszyłam się gdy dostałam obrazek przedstawiający całą, wielką rodzinę Lightwood-Graymark-Herondale.

Parabatai biegała gdzieś za swoi synem po całym ogrodzie co jakiś czas migając mi przed oczami. Jak na dwulatka Noah był bardzo ruchliwy, energiczny i co najważniejsze od razu jak tylko stanął na nogi nie chwiał się, więc jego chód jest tak dopracowany, że to aż niemożliwe.

Rysowałam właśnie scenę pierwszego pocałunku z Jace'm bazując na tym co pamiętam i co widzę. Brakowało mi tylko wyglądu kwiatu północy, ale jeśli posiedzę tu do późna zobaczę jak on rozkwita. Jednak od zajęcia oderwał mnie krzyk Tobiasa, który biegał w kółko 3 metry ode mnie. Wstałam szybko i podeszłam do dzieci. Widziałam śmiejącą się Elenę i wkurzonego Tobiasa uciekającego przed czymś czego nie dostrzegłam.

- Elena co zrobiłaś bratu?
- Ja tylko uwolniłam pieska mamo - PIESKA?
- Skąd kochanie?
- Stąd - odpowiedziała blondynka wskazując małym paluszkiem na kartki.
- Jak to zrobiłaś?
- Wyciągnęłam. Czy zrobiłam coś źle? - zapytała spoglądając na mnie smutno
- MAMOOOO! - Jestem nie najlepszą matką skoro zapomniałam o synu uciekającym przed psem!

Niespodziewanie chwyciłam biegnącego szczeniaka i obejrzałam dokładnie. Nie wyglądał jak prawdziwy, gdzie nie gdzie miał braki np. nosa a jego rysy były krzywe. Jedną ręką trzymając psa, a drugą szukałam kartki. Gdy już mi się udało wsadziłam zwierzę tam skąd przyszło. Spojrzałam na syna, który leżał teraz na podłodze i oddychał głośno, a potem na Elenę. Muszę sprawdzić czy rzeczywiście ma dar mojej matki, oraz mój. Wystarczyło mi już to, że potrafiła leczyć, ale kolejny dar?

- Skarbie, nie jestem na Ciebie zła, ale muszę wiedzieć jak to zrobiłaś. Narysuje Ci tutaj szklankę, a Ty wyciągniesz ją tak samo jak zrobiłaś to ze szczeniakiem dobrze? - dziewczynka pokiwała główką na zgodę.

Szybko narysowałam najzwyczajniejszą szklankę z uchem, a następnie rysunek podałam córce. Ta bez ociągania się zanurkowała ręką ww kartce by po chwili trzymać w niej to co namalowałam. Oczy powiększyły mi się dwukrotnie, a w myślach miałam "Jakie dary jeszcze skrywacie?". Chociaż najbardziej mnie martwi co odziedziczył Tobias...

- Co się dzieje? Kto tak krzyczał - powiedziała Isabelle wyłaniająca się zza krzewu róż z Noah wtulonym w jej pierś. Pasowało jej dziecko.
- Kolejny dar.. - mruknęłam
- Co? Jaki?
- Mój dar u Eleny. Boję się co skrywa Tobias. Oboje przecież muszą mieć jakiś..
- Robi się co raz ciekawiej Gdzie on jest? - zapytała na co zareagowałam rozglądając się wokół.

Cholera! Znowu gdzieś się zapodział. Chodziłam po całej oranżerii szukając blondyna. Czy one muszą mi to robić? Zawsze jedno gdzieś ucieka gdy rozmawiam z drugim. Nie znoszę tego!

- Mamo! Mamo!  Patrz co potrafię! - krzyknął tak dobrze znany mi głos, więc zaczęłam go szukać wzrokiem. Nogi się pode mną ugięły gdy zobaczyłam jak mały blondyn trzyma się jedną ręką na lianie zawieszonej parę metrów nad ziemią. Gdy się puścił i idealnie wylądował tuż za mną myślałam, że padnę.

- Nie rób tak nigdy więcej! A co by było jakbyś się połamał? Tobias to niebezpieczne! - nawet niektórzy nocni łowcy mieliby problem z tak idealnym lądowaniem z tej wysokości. Co jest grane?
- Ale mamo! Mnie nic nie boli. Wspinaczka poszła idealnie, a samo lądowanie. Mamo to było ekstra!

Tylko patrzeć, aż ktoś się dowie o talentach i zaatakuje.. A nikt do tej pory nie zareagował, co w tym wypadku jest martwiące, jakby na coś czekał?


2051 słów :D
Obiecane dwa rozdziały!
Tak pomyślałam, że będą przeskoki w czasie co 2-3 rozdziały bo nim dojdzie do ostatecznej walki to chyba bym pisała 300 nudnych rozdziałów zanim same dzieciaki by w miarę podrosły. Potrzebuję by były w wieku 16 lat? Bym mogła lecieć z fabułą, którą zaplanowałam a przez te wszystkie lata będą odkrywać talenty!
Yay co powiedzie o tym ? ^.^

wtorek, 14 czerwca 2016

Przepraszam :c

Ehh znowu nawaliłam.. Przepraszam Was bardzo!
Jak wiecie końcówka roku szkolnego to głównie bitwa o lepsze oceny i gdy wróciłam do domu padłam jak długa na łóżko. Mówiłam pod nosem "za pięć minut wstanę napisać rozdział" no wyszło ostatecznie tak, że obudziłam się o 23. Dla mojego zaspanego mózgu robienie cokolwiek o takiej godzinie to wręcz niemożliwe i ostatecznie stwierdziłam, że napisze wam DWA rozdziały w piątek.
Wymówka kiepska, ale obiecuję na mojego chomika, że to prawda!
Mam nadzieję, że mi wybaczenie iż trochę nawalam na blogu, ale w wakacje będzie lepiej.
Buziaki i prośba : nie nasyłajcie na mnie Clave ;c

piątek, 10 czerwca 2016

Księga II Rozdział 10 - Clary szybko! Izzy... + LBA! I'll kill you guys ;)

~Oczami Clary~

O naszym ostatnim odkryciu wiedzą tylko Jocelyn, Maryse, Isabelle oraz Jonathan. Nie chcieliśmy tego ujawniać każdemu, ponieważ ktoś czyha na życie naszych dzieci i nie wiadomo kto by powiedział o kilka słów za dużo naszemu wrogowi. Nigdy nie zaryzykujemy życiem Eleny lub Tobiasa ufając nieodpowiedniej osobie.

Dzień był taki jak zawsze. Na samym początku była poranna toaleta, budzenie dzieci i ubieranie ich, śniadanie, trening podczas którego moje szkraby oglądały mnie oraz swojego ojca, obiad, zabawy a na koniec mój wieczorny trening, który doprowadza mnie o ból głowy. Jestem zdana podczas niego sama na siebie, więc jest nadzwyczaj nudny. Podczas niego trenuję równowagę, wytrzymałość, siłę czy rzucanie bronią białą bo tylko takiej używają Nocni Łowcy do walki z demonami.

Plusem samotnych ćwiczeń był czas na przemyślenia. Podczas nich mogłam wyobrazić sobie jakby wyglądało moje życie jeśli nie odkryłabym świata cieni. Jedno niewinne wyjście do Pandemonium w moje urodziny zmieniło wszystko znane mi do tej pory. Jednakże podziwiam moją matkę, że tak dobrze ukrywała czasem tak straszną rzeczywistość. Na jej miejscu nie wiem czy bym potrafiła.

Od podciągnięć i wchodzenia po linie strasznie bolały mnie ręce, więc biegałam po sali. Dzięki regularnemu bieganiu nie miałam problemu z zadyszką przy większych dystansach. Aczkolwiek po piętnastu okrążeniach naszej sali znudziło mi się to i z chęcią zaczęłam rzucać ostrzami oraz gwiazdkami w tarczę. Nie wiem do końca czy to przez niewyspanie czy może nadmiar myśli w głowie, ale nie mogłam trafić w cholerny środek! Klnęłam pod nosem w dalszym ciągu próbując wycelować idealnie.

Poczułam silne dłonie na moich biodrach i wiedziałam, że to musi być Jace. Podniósł moją rękę i ostrożnie nakierował po czym wyrzucił ją do przodu. Trafiłam idealnie w sam środek! Obróciłam się do ukochanego łącząc nasze wargi. Delikatnie, ale z uczuciem oddawał pocałunek. Jednak nie pasowało mi to jak jego wargi są zimne, przecież zawsze są niemal gorące? Oderwałam się od mężczyzny spoglądając na niego z wielkimi oczami. Przede mną nie stał Jace tylko Malcolm! Mam ochotę zedrzeć mu ten jego uśmieszek z twarzy... pięścią.

- Malcolm! Co Ty sobie wyobrażasz? Jak śmiesz?!
- Z tego co wiem to nie ja rzuciłem się na Ciebie jak na ostatnie lody kawowe w naszej zamrażarce, ale zrobiłaś to Ty. Nie rozumiem, więc dlaczego się złościsz?
- Co tutaj robisz? - powiedziałam krzyżując ręce na piersiach
- Słyszałem jak klniesz to przyszedłem. Opłacało się. Tak na marginesie słodko całujesz Clar - odparł posyłając mi uśmieszek "Jestem dupkiem"
- Jeśli mnie pokonasz zapomnisz o tym co się stało.
- Przekonajmy się, więc kto jest lepszym nefilim. Upssss to ja! - rzucił wskazując na siebie kciukiem. Żałosne.

Nasz taniec wojenny trwał chyba wieki. Jedno atakowało, a drugie odpierało idealnie ataki. Najgorsza była szybkość z jaką brunet na mnie napierał blokując mi pole do ucieczki. Jego twarz wyrażała skupienie lecz także chęć wygranej. Nie mogłam się łatwo poddać, nie ma mowy! Zastanawiało mnie to ile jeszcze wytrzyma atakując bez przerwy, ale moim największym zmartwieniem było tylko to czy ja wytrzymam blokując nacierające na mnie ostrza. Gdybym nie zdążyła się uchylić prawdopodobnie miałabym wielką szramę na twarzy.

Walka z nim to był najgorszy z moich pomysłów, a możliwość używania broni! Pff oszalałam chyba! Nie miałam siły więcej walczyć, więc nic dziwnego, że przy następnym ataku nie udało mi się go dobrze zablokować i padłam na ziemię jak długa. Mężczyzna nachylił się nade mną patrząc na mnie badawczo

- Nigdy nie myśl o tym, że uda Ci się mnie pokonać - warknął i wyszedł z sali.

Czy coś jeszcze może się wydarzyć dzisiaj? Gdy sprzątałam pomieszczenie po tej feralnej walce do niego wpadł mój anioł. Wyglądał na przerażonego a z czoła leciały mu krople potu.

- Jace?
- Clary szybko! Izzy... rodzi! - wydyszał a ja nie czekając dłużej pobiegłam do mojej parabatai. W prawdzie czułam niewielki dyskomfort w podbrzuszu, ale czy to było spowodowane ostatnią sytuacją czy czarnowłosą tego nie wiem.

Wiem tylko jedno. Coś jest nie tak, a ja mogę być tego powodem. Malcolm ewidentnie ma do mnie jakiś interes, ale nie wiem jaki. Muszę się dowiedzieć.


WIEM! Rozdział krótki, ale nie dało się dłuższego napisać nie zachęcając was do przeczytania tego co będzie w następnym rozdziale.
Wow Izzy rodzi. Obstawiajcie czy dziewczynka będzie podobna do Jonathana czy Isabelle?


Kolejne LBA!
Yaaaaay kto się cieszy? Kolejne nowe informacje na temat mnie, które kompletnie nikogo nie interesują :D

Tak, więc serdecznie dziękuję za nominację :
Clarissa Fairchildhttp://jaceiclaryczylimiloscmimowszystko.blogspot.com
Magdzia Lightwoodhttp://death-is-only-the-beginning-tmi.blogspot.com

Przyznam się, że nie spodziewałam się kolejnych nominacji, ale jestem mile zaskoczona!
To na pierwszy ogień idą pytania od Clarissy :

1.Twoja ulubiona piosenka.
Aktualnie Andy Black (znany również jako Biersack) - We don't have to dance.
2.Ulubiona bajka z dzieciństwa.
Naruto!
3.Twoje przezwisko z młodszych lat.
Jędruś ;/
4. Bez czego nie możesz wyjść z domu? 
Telefonu, słuchawek i kart miejskiej, oraz jedzenia!
5.Masz jakieś zwierze? Jak tak to jakie i jak się wabi?
Chomika, który zwie się Puszek 2. Imię fatalne, ale co zrobić?
6.czytasz obecnie jakąś książkę?Jeśli tak to jaką?
Nie czytam chyba, że podręcznik do HIS-u się liczy
7.Jaką książkę możesz polecić?
Demony Lisy Desrochers oraz Akademię Wampirów Richelle Mead. Moje ukochane książki zaraz po Darach Anioła.
8.Zakochałaś się kiedyś?
A kto tego nie zrobił?
9.Jakie lody lubisz najbardziej?
Waniliowe z advocatem polane karmelem ;)
10.Uprawiasz jakiś sport? Jeśli tak to jaki?
Ojojoj jestem typem leniucha. Sport nie jest dla mnie 
11.Ulubiony piosenkarz lub piosenkarka
Nie istnieje. Gusta szybko się zmieniają i wychodzą co rusz nowe piosenki nowych artystów.

No to teraz kolej na Magdzię!

1. Jak długo piszesz bloga?
Od lutego :)
2. Co Cię inspiruje do pisania?
Szczerze? Pozytywne komentarze i moja chęć dowiedzenia się co wymyśle na koniec!
3. Czy twoi znajomi/ rodzina wie o twoim blogu?
Nikt nie wie. A szkoda
4. Co byś pierwsze zrobiła, gdy byś dowiedziała się, że twoje opowiadanie, będzie wydane jako książka?
Na początek zaczęłabym skakać z radości i upewnić się czy aby na pewno chodzi o mnie. Potem kupiła szampana, który bym piła podczas robienia tatuażu. Głupie prawda? :D
5. Twoje plany na wakacje?
Praca, wycieczka do Wrocławia i odwiedzenie starych znajomych.
6. Twoja ulubiona piosenka/i?
Andy Black - We don't have to dance, DNCE - Cake by the ocean, 30 seconds to mars - do or die i klasyk Green Day - American Idiots
7. Twój ulubiony napój na lato?
Woda gazowana z lodem ;D
8. Jakim zwierzęciem chciałabyś być?
Nie chciałabym być żadnym. Wolę być sobą ;)
9. Jaką sławną osobę chciała byś poznać?
Iana Somerhaldera, Theo Jamesa, Millę Jovovich, Lanę Parelli ;)
10. O czym był twój ostatni sen?
Boże on był taki głupi! Śniło mi się, że znalazłam lampę dżina w swojej szafie gdy robiłam porządki. Potem chwaliłam się koleżance jak to mam idealną figurę dzięki niemu mimo, że wpierdzielam za 8-miu? Nie ogarniam go xD

Dziękuje wam za nominację a tymczasem ja nie nominuję nikogo! :D

środa, 8 czerwca 2016

Zgadnij co to jest. Piszę to dość często i nienawidzę tego :)

Ykhm fanfary proszę!

Tak to kolejne LBA! Dżoana I will kill you ;d
No więc dostałam szanowną nominację od A. Fairchild (odwdzięczę się za to!) z tego tu bloga

1. Pies czy kot?
Kot. Dodatkowo jeśli nie będę miała dziecka będzie się on nazywał Martin [przyp. przyjaciółka]
2. Muzyka czy malarstwo?
Raczej muzyka ;)
3. Śpiew czy taniec?
No jasne, że to i to! Czym by było życie bez śpiewania na cały regulator i tańczenia gdy jest się samemu w domu? Można chociaż wtedy poudawać, że jest się Bijons :P
4. Leń czy sportowiec? (uwaga! odpowiedź będzie utożsamiana z odpowiadającym ;p)
Leń. Gdyby tylko można było spałabym, jadła i leżała czytając coś całymi dniami..
5. Mieszkasz w: blok, dom prywatny...?
Niestety blok.. I to 10-piętrowy a ja mieszkam na ostatnim cry :c
6. Język obcy który znasz?
Angielski, Niemiecki i trochę turecki z wymowy (tiaa.. oglądając tureckie seriale trochę słów wchodzi do głowy, więc się liczy!)
7. A może jest taki język, którego chcesz się nauczyć?
Bułgarski
8. Twoje marzenie?
Zdać maturę, a potem pojawi się kolejne
9. Włosy krótkie czy długie? 
Długie włosy najlepiej w kolorze blond, rudym i czerwonym :P
10. Kolczyk czy tatuaż?
I to i to.
W ogóle od roku chodzę i mówię jak to zrobię kolczyk w takim miejscu, że ludziom gacie pospadają - nie mogę się zebrać, ale możliwe, że w tym roku zrobię tatuaż (najprawdopodobniej runa miłości) choć to również stoi pod znakiem zapytania ;)

Dobra koniec zbędnej gadaniny mam pytania dla nominowanych.

1. Jeśli tatuaż to jaki i gdzie?
2. Najgorsza rzecz jaką usłyszałeś na swój temat?
3. Wymień 5 rzeczy/osób, które kochasz.
4. Zadajesz się z płcią przeciwną czy raczej trzymasz na dystans?
5. Jaki masz kolor włosów, oczu i cery?
6. Opisz plany na najbliższy miesiąc co do swojego bloga
7. Myślałaś kiedyś nad pisaniem własnego opowiadania nie związane z żadną książką/serialem/filmem?
8. Podaj imiona takie jak nazwałabyś własne dzieci
9. Szczęście Twoje czy szczęście najbliższej Ci osoby? Co jest ważniejsze?
10. Możesz tu napisać o mnie co Ci się tylko podoba ;)

Nominuję !

A. Fairchild z http://all-the-legends-are-true.blogspot.com  (A masz maszkaro!)
Ms. Veronica z http://the-mortal-instruments-the-otherstory.blogspot.com
Karinga z http://mojaroza.blogspot.com/


poniedziałek, 6 czerwca 2016

Księga II Rozdział 9 - Każdy z Herondalów tak ma!

~Oczami Jace'a~

Próbowałem otworzyć ciężkie powieki by ujrzeć gdzie jestem, ale przy pierwszej próbie się nie powiodło. Dałem sobie chwilę wytchnienia bo przecież w końcu muszę je otworzyć prawda? Poczułem wszechogarniające mnie ciepło rozchodzące się po całym moim ciele. Naszła mnie myśl, że może to ten moment kiedy mogę się wreszcie obudzić. Kolejny raz starałem się z wszystkich sił swoich by oczy się wreszcie otworzyły. Na początku oślepiła mnie jasność panująca w pokoju. Zamrugałem kilka razy by po chwili zobaczyć skrzydło szpitalne w Instytucie. Koło mnie na sąsiednim łóżku leżała Clary. Pierwsza moja myśl to czy jej się nic nie stało i co jest z dziećmi. Zmierzyłem ukochaną od stóp do głów, ale nie widziałem żadnych ran, bandaży czy run iratze co wskazywało na to, że tylko ja oberwałem.

Powoli i ostrożnie wstałem z łóżka, a następnie podszedłem do rudowłosej. Pogłaskałem ją wierzchem dłoni po policzku przez co dziewczynie poruszyła się delikatnie. Odgarnąłem kosmyki rudych włosów z jej pięknej twarzy i po chwili przybliżyłem usta do jej ucha muskając jej skórę ciepłym oddechem.

- Skarbie - wyszeptałem na co Clary zerwała się z łóżka i natychmiast mnie przytuliła - ej co się stało?
- Byliśmy na misji i oni.. byłeś ranny, więc nas tutaj przeniosłam. Bałam się, że Cię stracę, ale dzieci.. - urwała by wytrzeć łzę z policzka a potem by spojrzeć na mnie swoimi szmaragdowymi oczyma
- Clary? Co z dziećmi?
- One.. One Cię uzdrowiły
- Przepraszam czy ja dobrze rozumiem, że one mają moc uzdrawiania?
- Tak. Myślę, że to nie jedyna ich moc. Chodź do nich. Są na górze. Jonathan je tam zaniósł po tym jak niemal wybił szybę wbiegając do salonu gdzie zobaczył mnie z Izzy z oczami wielkimi jak u kota ze Shreka, leżącymi na ziemi dziećmi i Tobą wylegującym się na kanapie - powiedziała na co parsknąłem śmiechem wywołując nieznaczny uśmiech u zielonookiej

Ruszyłem na górę do naszej sypialni trzymając ukochaną za rękę. Po drodze minęliśmy Maryse, która cieszyła się, że w końcu wstałem i poprosiła bym jak najszybciej zdał raport z ostatniej misji. Weszliśmy do pokoju, a na łożu małżeńskim leżała dwójka blondwłosych trzylatków. Podszedłem bliżej i ucałowałem moje skarby w czoło. Dla mnie skorzystały z mocy, która może okazać się nie jedyną.

Złożyłem na ustach żony delikatny pocałunek i po chwili zniknąłem w łazience. Rozebrawszy się z poszarpanych, zabrudzonych krwią ubrań odkręciłem kurki i wszedłem pod strumień ciepłej wody. Obmyła mnie ona z czerwonawej cieczy, brudu oraz kurzu. Użyłem cytrusowo-miętowego żelu pod prysznic i rozprowadziłem po całym ciele, a woda spłukiwała wszystko na bieżąco. Oparłem się rękoma o ścianę kabiny i po prostu tak stałem. Mogłem się dzięki temu choć trochę odprężyć, ale myśli w dalszym ciągu zaprzątały moją głowę. Gdy się wytarłem otworzyłem szafkę w pomieszczeniu by wyjąć jakieś bokserki, które natychmiast założyłem.

Wyszedłem z łazienki i bez zwracania najmniejszej uwagi na cokolwiek i kogokolwiek wyciągałem z szafy czarne spodnie i czarną, gładką koszulę. Obróciwszy się dopiero teraz zobaczyłem Clary obejmującą zapłakane dzieci. Podszedłem do nich i bez zbędnego gadania przytuliłem każdą cząstkę mojego serca.

- Ciii. Tatuś już tu jest. Chcę z wami porozmawiać na temat tego co zrobiliście - odparłem odsuwając dzieci i ukochaną na pewną odległość. Rudowłosa gładziła swoimi dłońmi ramiona Eleny i Tobiasa dając poczucie bezpieczeństwa i ukojenia.
- No bo my bawilimy se. Ciocia Izzy poszła, a ja z Tobem biegłam po schoda. On się wywalił i leciała krew. Bałam się i wtedy rozłysło swatlo [błędy są specjalnie bo, które dziecko mówi wyraźnie w wieku 3 lat?] - odparła szlochająca cicho Elena. Serce łamało mi się na ten widok. Nienawidziłem gdy któraś z moich kruszynek płakała. Przytuliłem ją mocno
- Jako jedyni jesteście tacy wyjątkowi, ale nie możecie używać swojego daru ot tak. Musicie o niego dbać, a teraz i ukrywać. Nikt się o tym nie może dowiedzieć oprócz najbliższej rodziny. Razem z mamą jesteśmy z was dumni skarby wy moje - powiedziałem
- Tata ma rację, a kto ma ochotę na lody? - rzuciła Clary
- Ja! Ja! My! - krzyczały dzieci jednocześnie.

Jak tylko udało nam się ubrać ruszyliśmy do Central Parku. Dzieci jak to one śmiały się, krzyczały i wygłupiały po drodze pod naszym czujnym okiem. Z takimi małymi istotami nie ma żartów. Każde z nas wybrało sobie po 2 gałki lodów. Clary oczywiście cytrynowo-śmietankowe, Elena truskawkowo-ciasteczkowe, Tobias truskawkowo-czekoladowe a ja miętowo-czekoladowe. Chodząc wśród zieleni usadowiliśmy się na kilku skałkach niedaleko stawu. Orzeźwiające lody zostały zjedzone w kilka minut wywołując u każdego uśmiech na twarzy. Razem z dziećmi i Clary ganialiśmy się, bawiliśmy w chowanego a na samym końcu ruszyliśmy na plac zabaw. Moje pociechy ruszyły na huśtawki i od razu zaczęły krzyczeć "Husiu! Husiu!" i takim sposobem z ukochaną musieliśmy je huśtać dobre 20 minut.

Wróciliśmy w niesamowitych humorach, a reszta w Instytucie tryskała radością podobnie do nas. Nasza wynikała ze wspólnie spędzonego dnia w gronie ukochanych osób, a ich? Cóż pewnie cieszyli się z wyjątkowej ciszy w budynku, która panuje tu niesamowicie rzadko. Clary poszła szykować kolację, a ja z dziećmi popędziłem na samą górę pomóc im w przebraniu się i kąpieli. Oczywiście to drugie nie obyło się bez hektolitrów wody na podłodze, szamponu w oczach i zabawy lalkami. Tobias również był na nie skazany bo podobnie do mnie bał się kaczek. Każdy z Herondalów tak ma, a dziewczyny się z nas śmieją.

Gdy dzieci zjadły kolację popędziły do łóżek gdzie po przeczytaniu przez rudowłosą bajki zasnęły. Zamknęliśmy drzwi i mieliśmy czas tylko dla siebie. Ukochana przywarła do mnie swymi malinowymi ustami łącząc nasze wargi w namiętnym pocałunku. Włożyła w niego całą swoją miłość. Przejechałem językiem po jej dolnej wardze prosząc tym samym o wejście. Już po chwili całowaliśmy się tak zachłannie, że dziwne iż jeszcze nikt nam nie przerwał jak mieli to w zwyczaju robić właśnie w takich momentach. Zostałem delikatnie popchnięty na najbliższą ścianę i usłyszałem tylko latające po pokoju guziki. Cholera a tak lubiłem tą koszulę! Ale dla takich rzeczy warto ją poświęcić.

Każda chwila doprowadzała nas bliżej do tego ważnego dla nas momentu. Symbolizował naszą miłość i pożądanie, które pochodzi z miłości. Związek powinien opierać się na niej, a nie na tym czy podoba nam się druga osoba i jak wspaniale ona całuje. To właśnie dzięki temu uczuciu jestem połączony z Clary do końca swoich dni i za nic w świecie bym tego nie zmienił.

Zmęczeni wspólnymi chwilami zasnęliśmy w swoich ramionach składając chwilę przed tym delikatny pocałunek na spuchniętych już wargach. Przed tym jak odpłynąłem do krainy snów zdołałem jeszcze wyszeptać "Kocham Cię" lecz odpowiedzi już nie dosłyszałem.



Wiem krótki, ale jakoś tak nie wiedziałam co napisać :P Nie chcę za szybko jechać z fabułą, ale też nudzić was takimi rozdziałami gdzie rzygam tęczą to wspaniałe określenie nie chcę, więc błagam o wybaczenie *_*



piątek, 3 czerwca 2016

Księga II Rozdział 8 - niewielkie rączki

~Oczami Clary~

Elena wraz z Tobiasem skończyli już trzy latka. Nie mogę uwierzyć w to jak ten czas szybko płynie. Jeszcze nie tak dawno temu nosiłam ich oboje na rękach, słuchałam gaworzenia, widziałam jak raczkują, pierwsze kroki a każdy z etapów ich wzrostu cieszył mnie niezmiernie. Mają blond włosy, rysy twarzy takie jak Jace tym samym przypominają bardziej jego niż moją osobę, po której odziedziczyły chyba tylko szmaragdowe oczy.

Moja matka znajduje się z nami tutaj, w Instytucie. Uwielbia zajmować się dziećmi, więc spędza z nimi niewiele mniej czasu niż ja z mężem. Cieszy mnie to, że jest tak blisko nas służąc radą czy pomocą, z której korzystamy gdy musimy udać się na misje bądź polowanie. Oczywiście Luke przychodzi odwiedzić nas, ale najbardziej zależy mu na widzeniu Jocelyn. Każdy widzi jak się kochają, ale co się stanie gdy dzieci będą bezpiecznie? Mama wróci "na górę"? Na te pytania nikt nie potrafi odpowiedzieć.

Jonathan z Isabelle wzięli ślub zeszłej wiosny. Wszystko było dopięte na ostatni guzik jak zwykle gdy cokolwiek urządza ta czarnowłosa łowczyni. Razem są szczęśliwi, a to udziela się każdemu kto spędza z nimi czas. Nigdy nie zauważyłam by się kłócili, więc śmiem twierdzić, że to para idealna. Z żalem muszę się przyznać, że myślałam iż Jon nie znajdzie odpowiedniej osoby, która go pokocha takim jakim jest nie patrząc na to co się stało w przeszłości gdy nie posiadał wolnej woli. Na szczęście odnaleźli się i mogą dzielić się tak wspaniałym uczuciem jakim jest miłość. Obecnie moja parabatai jest już w prawie ósmym miesiącu ciąży, więc nie mamy z nią łatwo. Wszędzie biega, na szczęście w trampkach bo w szpilkach mogłoby jej się coś stać w ciąży, chcąc urządzić pokój lub kupić ciuchy dla swojej kruszynki. Wspominałam, że urodzi im się dziewczynka? Mają zamiar nazwać ją Emma Margaret.

Co do Aleca i Magnusa to z ostatniej rozmowy z nimi wiem tylko tyle, że zwiedzają świat. Ostatnio byli w Bułgarii, a teraz zmierzają do Czarnogóry. Oboje żyją chwilą i doceniają to co otacza ich w danej chwili. Niestety chcieliby być blisko nas, a jednocześnie zobaczyć kawałek innych państw, ale jednego z drugim nie da się pogodzić. My tęsknimy za nimi, a oni za nami to jest takie błędne koło irytujące całą rodzinę. Tydzień temu wspominali, że mają zamiar niedługo wrócić z dobrymi nowinami. Powitanie pewnie będzie pełne szczęścia i ... brokatu. Taaak, Magnus uwielbia ten zarówno kolorowy jak i błyszczący proszek a my? Niekoniecznie.

Siedziałam właśnie z Isabelle i dziećmi w salonie patrząc jak dwójka szkrabów bawi się rysując kredkami po kartkach leżących na podłodze. Rozmawiałyśmy o tym jak Tris z Malcolmem dobrze się dogadują. Nie chciałyśmy obgadywać za plecami, ale to było takie ciekawe! Jak nigdy ich kontakty się polepszyły, a na każde polowanie idą razem. Nie życzę im źle bo nikt na to nie zasługuje, ale wiemy z Izzy, że coś jest na rzeczy. Czyżby romans w Instytucie?

Do pokoju wszedł Jace z szarmanckim uśmiechem na twarzy i kierował się w stronę malujących coś dzieci. Podniósł Elenę i zaczął podrzucać, a dziewczynka zaczęła piszczeć by następnie zostać pocałowaną w czubek głowy tak aby mogła wracać do zabawy. Blondyn postąpił tak samo z Tobiasem tylko ten zamiast piszczeć jak jego siostra krzyczał "Tatooo! Zostaw!". 

Ukochany szedł teraz w moją stronę nie patrząc pod nogi. Skutkiem tego było potknięcie się o wielką ciężarówkę syna i wywalenie się tuż pod moimi nogami. Razem z parabatai nie mogłyśmy przestać się śmiać. Gdyby brunetka była w ostatnim miesiącu ciąży bałabym się, że przez ten atak śmiechu tak donośnego, że na pewno usłyszeliby go w Edomie mogłaby zacząć rodzić. Obrażony mężczyzna wstał by po chwili zetknąć swoje ciepłe wargi z moimi. Ten pocałunek był delikatny, ale czuły. Nie chciałam się od niego odrywać, a zapach nowej wody po goleniu tym bardziej upewniał mnie w tym, że chcę by całować mnie przez następne sekundy, a może minuty? Kto wie.

- Musimy dziś iść na misję. Na obrzeżach miasta pojawia się coraz to więcej demonów - odparł oderwawszy się od moich spuchniętych od pocałunku ust
- Wiadomo coś więcej? - zapytałam spoglądając na głaskającą się po brzuchu Izzy siedzącej na prawo ode mnie
- Nie jest ich tam więcej niż 5, więc postanowiłem, że pójdziemy we dwójkę
- To ja pójdę się przygotować i za godzinę możemy ruszać, akurat się ściemni - rzuciłam wstając z miejsca. Ucałowałam dzieci i ruszyłam do pokoju.

Wzięłam ekspresowy prysznic podczas którego moje ciało delikatnie się odprężyło i obmyło z potu i brudu. Wysuszywszy włosy po tym jak wytarłam się w puchaty ręcznik ruszyłam w stronę szafy. Wybrałam klasyczny czarny strój, który w ciągu kilkunastu sekund założyłam na siebie. Na szczęście wszystko było wygodne, więc pozostało mi tylko spiąć moje niesforne włosy w wysokiego kucyka. Nikt nie chce poprawiać swoich włosów podczas walki z wielkimi i groźnymi demonami.

Ciche skrzypnięcie i trzask drzwi wyrwał mnie z moich rozmyślań o nadchodzącej walce. Pewnym krokiem zbliżał się do mnie ukochany blondyn ubrany w tradycyjny czarny strój bojowy. Kiedy zdążył się przebrać? Podszedł niemal tak blisko, że nasze klatki piersiowe prawie się dotykały. Położył swoje duże, ciepłe a zarazem zadbane dłonie na moich biodrach przyprawiając mnie tym samym o gęsią skórkę. Patrzeliśmy sobie głęboko w oczy. W jego złotych oczach dostrzegałam pełno troski oraz miłości. Nie mogłam się oderwać od nich, zatonęłam w ich głębi. Poczułam jak Jace sunie wargami po mojej szyi aż do ucha. Ciepły oddech muskał moją szyję. Gdy dotarł już do ucha delikatnie przygryzł jego płatek i cicho wyszeptał "Jesteś idealna mój aniele" na co zareagowałam oderwaniem go od siebie, a następnie połączeniem naszych spragnionych siebie ust. Całowaliśmy się z niesamowitą pasją, ale również z delikatnością. Położyłam ręce na jego ramionach, a on objął mnie mocno. Miało to wyrazić naszą miłość połączoną z pragnieniem siebie nawzajem.

Gdy już oderwaliśmy się od siebie jak tylko zabrakło nam tchu trzymając się za ręce ruszyliśmy do zbrojowni. Zabraliśmy stamtąd najpotrzebniejsze rzeczy, a potem udaliśmy się w miejsce na obrzeżach. Na samym środku stał wielki, opuszczony hangar a wokół niego rozpościerał się las iglasto-liściasty. Księżyc świecił dziś jasnym blaskiem nadając odpowiedni klimat. Po cichu wraz z blondwłosym sprawdzaliśmy miejsca wokoło hali. Nie zauważywszy żadnego demona musieliśmy wejść do hangaru. Na pierwszy rzut oka nie było w nim nic oprócz jakichś szybowców, ale gdy się przyjrzeliśmy dokładniej widać było grupkę demonów schowaną w kącie rozmawiając. Rozdzieliliśmy się i ukrywając za pojazdami lotniczymi podeszliśmy bliżej nich lecz rozmowy nie dało się usłyszeć ze względu na ich ściszone głosy. Stali do nas tyłem, więc nie mogli nas w żaden sposób zauważyć. Wyszeptałam po cichu "Hesperos" trzymając serafickie ostrze w dłoni i czekałam na skinięcie głową przez Jace'a. Gdy to zrobił płynnym ruchem natarłam na pierwszego z brzegu demona zdejmując go jednym cięciem.

Drugi przeciwnik był już o wiele trudniejszy do pokonania. Musiałam zrobić na prawdę wiele uników, zadać wiele ciosów, ale nic nie skutkowało. Gdy zaszarżował na mnie po raz kolejny uniknęłam jego ataku poprzez przeskoczenie nad nim by po chwili wbić mu serafickie ostrze i przejechać nim po całej długości kręgosłupa. Wydał ostatnie tchnienie i krzyknął, a po chwili leżał już na chłodnej posadzce.

Wzrokiem zaczęłam szukać ukochanego, a gdy mi się udało sparaliżowało mnie. Jeden trzymał blondyna, a drugi przejeżdżał pazurami po ciele lub też jak tylko się obejrzałam złamał mu rękę tak by kość przebiła skórę. Nie chcąc dłużej tego obserwować w gniewie rzuciłam się na pomoc mężowi. Niemal natychmiast zdjęłam trzymającego Jace'a demona. Złotooki upadł ciężko na ziemię wydając z siebie gardłowy krzyk z bólu. Kolejnego demona zabiłam równie szybko dzięki motywacji oraz furii.

- JACE! - krzyknęłam i podbiegłam do ukochanego. Był bardzo blady i poraniony. Szybko narysowałam mu dwa iratze, sobie runę siły, a na ścianie bramę.

 Udało mi się wciągnąć w nią blondyna by przenieść naszą dwójkę do Instytutu. Znaleźliśmy się w salonie. Nie zwróciłam uwagi, że siedzą tam dzieci z moją parabatai. W tamtej chwili liczyło się tylko uratowanie go, a nie to co zobaczą Elena i Tobias.

- Maryse! Malcolm! - krzyczałam rysując kolejne iratze. Czarnowłosa zaraz zjawiła się u mojego boku z apteczką próbując w jakikolwiek sposób pomóc.
- Mamo, co się dzieje z tatą? - załkała blondyneczka wtulając w brata
- Został zraniony. POMOCY! - po chwili obok ojca zjawiły się nasze kruszynki spoglądając na siebie porozumiewawczo.

To co się wydarzyło było bardzo szybkie. Dzieci położyły swoje niewielkie rączki na klatce piersiowej Jace'a a po chwili rozbłysło biało-złote światło tak jasne, że mogłoby oślepić zwykłego człowieka. Rany w sekundzie zniknęły, a złamanie się zagoiło. Bliźniaki zachwiały się upadając na ziemię. Otępiała nie do końca wiedziałam co się teraz stało, ale wiedziałam jedno. Nasze dzieci musiały a) wiedzieć wcześniej o ich zdolnościach b) anioł podpowiedział im co robić tak jak kiedyś Ithuriel pomógł mi.

Obawiałam się, że to tylko jedna z mocy, którą mogły posiadać bo dar leczenia nie mógł zaszkodzić nikomu. Czy mam rację?