~Narrator bezosobowy~
Minęło wiele dni odkąd ostatni raz ktokolwiek widział Clary. Nikt nie mógł jej znaleźć, ani nikt nie miał pomysłu gdzie jej szukać. Co jakiś czas któryś z nocnych łowców próbował namierzyć rudowłosą, ale kończyło się to niepowodzeniem. Niemowlęta rosły, ale rodzina Jace'a i Clarissy miała z nimi problemy. Elena wraz z Tobiasem wiecznie były niespokojne, a w nocy zamiast spać płakały. W ciągu dnia nie były skore do jedzenia tak jakby wiedziały, że ich matki nie ma obok nich.
Patrzenie na to wszystko z boku było bolesne, ale co miały powiedzieć same osoby w to zaangażowane? Bały się, iż ukochana blondwłosego Boga wśród nefilim nie wróci, albo co gorsza umrze. Jednak z tych dwóch rzeczy lepsza jest druga, ponieważ wtedy ma się pewność co z daną osobą się stało, ale zamiast tego nie wiedzą kompletnie nic.
Jace zanurzył się w papierach Instytutu i poszukiwaniach żony, a z dziećmi widywał się sporadycznie ze względu na przepiękne szmaragdowe oczy ich matki.
Jonathan w wolnym czasie od eskapad poszukiwawczych spędzał czas z zielonookimi niemowlętami, którymi zajmowała się jego dziewczyna, Isabelle. Wciąż trzymał się nadziei na to, że rudowłosa się opamięta i wróci, ale z każdym dniem wierzy w to coraz mniej.
Czarnowłosa parabatai ugania się przy dzieciach pragnąc by mniej odczuwały brak Clary. Od czasu do czasu pomoże jej przy tym białowłosy, ale teraz nie mają czasu dla siebie. Maryse zagląda codziennie i bawi się ze swoimi przyszywanymi wnukami co pozwala jej się choć na chwilę oderwać od pracy.
Alec wraz z Magnusem pojechali do Simona by wyciągnąć informację o miejscu gdzie mogła udać się ich przyjaciółka. Chłopak podał długą listę takich miejsc, więc oboje udawali się w nie po kolei wszystko skrupulatnie sprawdzając. Pewnego dnia natrafili na domek położony niedaleko Nowego Jorku aczkolwiek w chatce znaleźli tylko rzeczy należące do niej, a po samej dziewczynie śladu brak. Każdego dnia udają się w tamto miejsce z myślą, że może tam wróciła, ale jak jej tam nie było wcześniej tak nie było i teraz.
Luke wraz ze swoim stadem szukał zapachu po mieście od zmroku do świtu. Którejś z nocy gdzie przemierzali obszar koło klubu Pandemonium jedna z likantropek znalazła słaby zapach, ale podobny do zapachu z kurtki dziewczyny. Idąc tym śladem natrafili jedynie na puste miejsce tak jakby rozpłynęła się w powietrzu.
******
Prawda której nie znali była całkowicie inna. Clary została porwana przez demona, sama ona nie znała jego imienia, ale ja mówię, że nazywał się Feneks. Przetrzymywana w ciemnym pomieszczeniu, głodzona i torturowana licznymi sposobami przez kilka dni miała ochotę umrzeć. Zastanawiała się co jej odbiło by opuszczać tych których kocha, ale czasu cofnąć już nie może.
Dzisiaj dostała jedynie butelkę wody, którą od razu wypiła. Zaczęła się wtedy nastawiać na nadchodzące tortury. Feneks wszedł pewnym krokiem do pomieszczenia i zdecydowanymi ruchami usadowił Clarisse na krześle po czym związał łańcuchami, oraz zakneblował. Powoli, a zarazem boleśnie, przesuwał ostrzem swojego noża po każdym centymetrze jej rąk, obojczyka, szyi, nawet i twarzy. Dziewczyna cierpiała, ale była pewna, że pewnego dnia ktoś ją uwolni narazie jednak zemdlała z nadmiaru bólu i znacznej utraty krwi.
Gdy Feneks skończył swoje masochistyczne zabawy zostawił rudowłosą związaną bowiem co go to obchodziło? Był pewny, że ten dzień będzie taki sam jak każdy inny z tą dziewczyną : woda, tortury, odpoczynek, tortury, więcej wody, ale tym razem się mylił. Ktoś szturmował właśnie wschodnie wejście do bazy gdy demon wychodził z pokoju Clarissy. To, że dotarł tam oznaczała tylko jedno - musiał pokonać siedem demonów zostawionych do ochrony. Jeśli udałoby mu się wejść do środka to na drodze staną mu jedynie 2 demony w tym Feneks. Chciał wezwać posiłki, ale nie zdążył. W drzwiach ujrzał wysoką i dobrze zbudowaną postać. Gdy napastnik podszedł bliżej demon oniemiał. Przecież był to nefilim zawładnięty przez Kakabela, który miał wtargnąć do Instytutu.
Nocny Łowca właśnie zajmował się drugim demonem gdy Feneks nagle wszystko zrozumiał. Chciał odbić rudowłosą dziewczynę aby odstawić ją bezpiecznie do domu, a następnie być wychwalanym w nowojorskim Instytucie. A więc to był jego plan, ale jeden z najlepszych demonów Asmodeusza nie miał zamiaru się poddawać. Walczył dzielnie i mężnie dopóki nie wydał ostatniego tchnienia oblewając posoką Kakabela.
Mężczyzna od razu rzucił się ku ratunku młodej Fairchild. Musiał bowiem stworzyć pozory, że jest walecznym wojownikiem dbającym o swój gatunek nefilim. Jednak Kakabel chciał zniszczyć Instytut od środka a mógł zrobić to jedynie za pomocą ciała Nocnego Łowcy, którego o dziwo nie było trudno omamić.
Znalazłszy dziewczynę natychmiast zdjął ciężkie łańcuchy i zaczął rysować iratze na jej najpoważniejszych ranach. Wziął ją na ręce a następnie wybiegł z bazy demonów do swojej furgonetki gdzie położył dziewczynę z tyłu a sam usiadł za kierownicą obierając kierunek - Instytut w Nowym Jorku.
******
Jace, Jonathan, Luke, Alec i Magnus siedzieli w salonie omawiając jakieś nudne sprawy nie dotyczące odnajdywania żony przyjaciela. Byli już tym wszystkim zmęczeni i uważali, że jak będzie chciała być znaleziona to sama przyjdzie. Nie spodziewali się nikogo, więc usłyszawszy dzwonek do drzwi każdy z nich rzucił się w kierunku głównego wejścia starając prześcignąć się wszystkich innych, typowa zabawa siedmiolatków, a przecież na tym etapie się oni zatrzymali. Pierwszy dotarł Magnus oszukując przy tym za pomocą ataku brokatem po oczach, ale co mogli poradzić na to, że wśród nich jest koleś nie lubiący przegrywać a będący czarownikiem?
Wysoki Czarownik Brooklynu o mało nie zemdlał gdy zobaczył jakiegoś przypakowanego nocnego łowcę w czarnym stroju z promyczkiem na rękach. Na szczęście Magnus tylko lekko się zachwiał na co Alec go złapał. Gorzej zareagował Jace, który po prostu uderzył dłonią w ścianę z radości oraz złości, że jego żona się znalazła tutaj, ale nie z własnej woli. Jonathan jak to on jedynie patrzył z oczami wielkimi jak denka od słoika. Luke nie wyrażał żadnej emocji, więc ciężko mi stwierdzić czy się cieszył czy nie. Aczkolwiek uważam, że bliżej mu do tego pierwszego.
Jednak żaden z tych idiotów nie wiedział o tym, że na biodrze Clary ma narysowaną maluteńką runę, która pozwoliła Kakabelowi na delikatną modyfikację wspomnień dziewczyny. Według nich on ją uratował za Pandemonium gdzie rudowłosa nie mogła sobie poradzić z demonami, których szukała
Podoba wam się taki sposób narracji czy wolicie jednak z punktu widzenia danej osoby?
Ja osobiście wolę z perspektywy danej osoby ale ta narracja też jest ok :)
OdpowiedzUsuńRozdział super
Rozdział cudo ale ja osobiście wolę z naracji danej osoby czekam na next ❤
OdpowiedzUsuńWolaabym z perspektywy konkretnej osoby, ale ta też ci bardzo dobrze wyszła ;** Rozdział C U D O --- B O S K I <3<3<3 Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji, który kompletnie wcisnął mnie w fotel. Po przeczytaniu tak znieruchomiałam i patrzyłam niemo w monitor, nie wiedząc, czy płakać czy skakać z radości XD Czekam z niecierpliwością na nexta!
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM I ŻYCZĘ WENY!
Wow! No nieźle się porobiło xd
OdpowiedzUsuńMoim skromnym zdaniem pisanie z czyjejś perspektywy wychodzi Ci lepiej niż narracja ;)
Ale czy napiszesz tak, czy tak - bede czytac :-)
Pozdrowionka i weny!
- Ash ;*
Rozdział jak zwykle boski;) A jeśli chodzi o narracje, to obie wychodzą Ci świetnie, ale uważam, że odrobinkę lepsza jest ta z perspektywy którejś osoby:) Ale jeśli wolisz pisać w narracji bezosobowej, to śmiało tak pisz;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę:*<3