~Oczami Clary~
Nadszedł jeden z najważniejszych dni w ciągu roku. To właśnie dzisiaj Jace kończy 33 lata. Mimo tego, że nie należy już do najmłodszych osób nadal widzę w nim tego nastolatka, któremu brakowało 10% pewności iż jestem Nocnym Łowcą. W dalszym ciągu jest przystojny, seksowny, zabawny, ale od kiedy pojawiła się Elena z Tobiasem stał się także odpowiedzialnym i kochanym ojcem bądź mężem. Nasze przygody nie są już tak szalone jak wtedy gdy byliśmy 17-latkami lecz czuję w kościach, że te czasy wrócą szybciej niż myślimy.
Dzieci, moje kochane skarby, mają już 12 lat. Wypełnia mnie duma w momencie gdy na nie patrzę. Posiadają pierwsze runy, narazie uczą się w Instytucie pod czujnym okiem Roberta, Jocelyn oraz Maryse. Mają także dary. Elena potrafi leczyć, zarówno jak jej brat, oraz wyciągać rzeczy np. z kartek, a Tobias skacze jak małpa z dużych wysokości i nic mu się nie dzieje co potrafi uspokoić w niektórych sytuacjach. Oczywiście jako matka pragnę by byli bezpieczni, ale w naszym świecie to niemożliwe.
Co do Isabelle i mojego brata to ich małżeństwo uszczęśliwia obojga. Są sobie oddani, a miłość wręcz widać z daleka. Przez kilka tygodni przeżywali kryzys, jak każda para, ale ustał w momencie gdy czarnowłosa dowiedziała się o kolejnej ciąży. Niesamowite było zaskoczenie i radość po ogłoszeniu iż narodziły się bliźniaczki Amy i Emma, które są małymi kopiami Izzy. Za to mały Noah rośnie jak na drożdżach i troszczy się o siostrzyczki mimo, że ma dopiero 9 lat. Kocha zarówno dziewczynki jak i nasze dzieci. Nigdy nie widziałam by były między nimi zgrzyty, a same bardzo chętnie się bawią ze sobą.
Jocelyn.. jeśli coś wie na temat naszego potencjalnego wroga to nie mówi bo Ci z góry jej zabronili. Czasami jest to dość przytłaczające i niechcący wyładowuje się na niej. Aczkolwiek rozumie mój niepokój, ale jak to określiła wszystkiego muszę się dowiedzieć sama. Nadal jest zakochana w Luku z wzajemnością lecz to nie jest tym czym było dawniej. Nie mogą spędzać całych dni razem bo mężczyzna ma na głowie swoją watahę, a mama nas. Jednakże dużo rozmawiają, przytulają się i trzymają za ręce co jest, według mnie oraz Isabelle, bardzo słodkie lecz jednocześnie osobiste, więc staramy się im nie przeszkadzać.
Magnus bez wiedzy Aleca kupił psa, który nie za bardzo polubił się z Prezesem Miau. Codziennie każdy pokój jest demolowany przez zwierzaki, ale czarownik nie ma serca pozbyć się buldoga. Wspominał, że znalazł go samotnego i się rozkleił gdy ten spojrzał swoimi czekoladowymi oczyma. Parabatai Jace'a nie był początkowo zadowolony, ale polubił Ramzesa, a ten pokochał go jeszcze bardziej niż Wysokiego Czarownika Brooklynu.. W sumie to więcej nic u nich nie słychać bo nie zaadoptowali dziecka, nie znaleźli nadnaturalnej surogatki i nie wzięli ślubu. Żyją chwilą co sprawia im szczęście. A czego w takim razie chcieć więcej?
Tris i Malcolm cóż nadal są w Instytucie, ale mają na nas konkretną wylewkę. Chodzą gdzie chcą, robią co chcą, uprawiają seks w swoich pokojach co czasem jest zbyt głośne a tak to wcale ich nie widać, ani nie słychać.
Z każdym ustaliłam, że będziemy udawać, że nie pamiętamy o urodzinach blondyna. Potrzebowałam kilku godzin aby zrobić prezent dla ukochanego, więc zaraz po śniadaniu Elena z Tobiasem, którzy o dziwo mają już coś dla ojca, mają go zabrać do parku.
Otworzyłam oczy czując dotyk na moim policzku. Ujrzałam Jace'a wpatrującego się we mnie z miłością jaką widzę każdego dnia. Delikatnie się uśmiecham na co on pogłębia dotyk jeżdżąc kciukiem po skórze. Za każdym razem gdy to robi przechodzą mnie delikatne dreszcze, ale przyjemne. Zamruczałam zadowolona z takiej pobudki.
- Hej skarbie - powiedziałam lekko zaspanym jeszcze głosem
- Witaj aniele -odparł po czym wstał by udać się do łazienki.
Po dość krótkiej chwili wyszedł przepasany tylko ręcznikiem, a moja wyobraźnia zaczęła działać. Jednak otrząsnęłam się i powędrowałam odbyć poranną toaletę cmokając przelotnie blondyna w policzek.
Tak jak ustaliliśmy nikt nie złożył złotookiemu życzeń, a po śniadaniu dzieci wyciągnęły ojca w nieznane mi miejsce. Na pytanie dlaczego nie idę powiedziałam, że zajmę się bliźniaczkami z Izzy bo rano ostatnio sprawiały jej niewielkie problemy. On sam skinął jedynie głową i ruszył na zewnątrz.
Pędem rzuciłam się do naszej sypialni. Otworzyłam szafkę, w której trzymałam buty a mój ukochany do niej nie zaglądał. Ręką dotarłam do najdalszej jej części i wymacałam szkicownik. Jace zawsze narzekał na to, że w ważnych chwilach nie było jak uwiecznić danej chwili. Podłapałam to kilka miesięcy temu i natychmiast wzięłam się do pracy. Rysowałam na kartce zdjęcia z różnych momentów naszego życia : zaręczyn, ślubu, ciąży, urodzin, pierwszego spotkania, przygód z piekła, to jak trzymamy dzieci, jego z rodzeństwem i przyszywanymi rodzicami oraz wiele, wiele innych. Łącznie namalowałam około 70 fotografii, z których byłam bardzo dumna. Jak tylko udało mi się je wyciągnąć ze szkicownika ułożyłam je pojedynczo na podłodze.
Z pokoju Isabelle zabrałam materiały, które kupiła dla mnie do stworzenia własnoręcznego albumu. Przyklejenie i opisanie każdego ze zdjęć nie było problemem, najgorsze było ozdobienie go na pierwszej oraz ostatniej stronie. Musiał wyglądać zjawiskowo.
Łącznie zajęło mi to cztery godziny bo nie mogłam za długo tego wykonywać. Na szczęście Jace i dzieci jeszcze nie wróciły. Tortem zajął się Alec, dekoracjami Magnus, a reszta nie dała mu powodu do myślenia, że o czymkolwiek pamiętamy.
Założyłam zieloną sukienkę obcisłą u góry, a rozkloszowaną na dole z odkrytymi plecami. Do tego delikatny makijaż, czarne szpilki i rozpuszczone włosy. Byłam gotowa!
Zeszłam na dół i wraz z resztą siedzieliśmy w salonie by w razie czego szybko zniknąć za meblami. Po 20 minutach nudnego czekania pierwszy do Instytutu wbiegł Tobias głośno krzycząc "TATOOOOO!" jak miał w zwyczaju robić. To był dla nas sygnał aby się schować. Jak tylko usłyszeliśmy tupanie większej liczby osób wyskoczyliśmy krzycząc niespodzianka!
- Wy... WY! A myślałem, że nie pamiętacie. Czyj to był pomysł? - mruknął średnio zadowolony
- Mój! To za to, że przyprawiłeś mnie o zawał na moje 28 urodziny - powiedziałam uśmiechnięta
- Ojejku... Wypchnął Cię z samolotu.. bez spadochronu no, ale żyjesz! - krzyknął Jonathan
- No właśnie, a mogłam nie przeżyć!
- Żyjesz, więc się nie oburzaj na mnie złotko. A teraz najlepsza część! TORT!
Nasze jedzenie tortu skończyło się na tym, że.. każdy był upaćkany nim na twarzy, ubraniach oraz we włosach. Cóż będzie dużo sprzątania, ale Magnus się tym zajmie.
Jace otrzymał najlepszy na rynku strój dla Nocnego Łowcy, ręcznie robione serafickie ostrza i noże do rzucania, od dzieci dostał przepiękny łuk ze strzałami. Takiego prezentu się nie spodziewałam.
Mój prezent sprawił, że blondynowi poleciała łza. Przytulił każdego mocno, a gdy zostaliśmy sami zrobiłam coś czego bym się po sobie nie spodziewała. Dopuściłam do możliwości, w której spełniłaby się jego prośba, którą ponawiał co kilka miesięcy.
I co powiecie na taki rozdział robaczki Wy moje? :D
A co mam powiedzieć?! Zdolna utalentowana istoto ;p
OdpowiedzUsuńŚwietne xd Jace już taki stary? ;)
Hah czuję, że za nie długo będzie się działo ;*
Stary? STARY?!
UsuńJace nigdy nie będzie stary <3
No oczywiście Xd
UsuńCudo czekam na next ❤
OdpowiedzUsuń<3
Usuń<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 CUDO <3 <3 <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział❤ nie mogę doczekać się kolejnego❤
OdpowiedzUsuń