poniedziałek, 6 czerwca 2016

Księga II Rozdział 9 - Każdy z Herondalów tak ma!

~Oczami Jace'a~

Próbowałem otworzyć ciężkie powieki by ujrzeć gdzie jestem, ale przy pierwszej próbie się nie powiodło. Dałem sobie chwilę wytchnienia bo przecież w końcu muszę je otworzyć prawda? Poczułem wszechogarniające mnie ciepło rozchodzące się po całym moim ciele. Naszła mnie myśl, że może to ten moment kiedy mogę się wreszcie obudzić. Kolejny raz starałem się z wszystkich sił swoich by oczy się wreszcie otworzyły. Na początku oślepiła mnie jasność panująca w pokoju. Zamrugałem kilka razy by po chwili zobaczyć skrzydło szpitalne w Instytucie. Koło mnie na sąsiednim łóżku leżała Clary. Pierwsza moja myśl to czy jej się nic nie stało i co jest z dziećmi. Zmierzyłem ukochaną od stóp do głów, ale nie widziałem żadnych ran, bandaży czy run iratze co wskazywało na to, że tylko ja oberwałem.

Powoli i ostrożnie wstałem z łóżka, a następnie podszedłem do rudowłosej. Pogłaskałem ją wierzchem dłoni po policzku przez co dziewczynie poruszyła się delikatnie. Odgarnąłem kosmyki rudych włosów z jej pięknej twarzy i po chwili przybliżyłem usta do jej ucha muskając jej skórę ciepłym oddechem.

- Skarbie - wyszeptałem na co Clary zerwała się z łóżka i natychmiast mnie przytuliła - ej co się stało?
- Byliśmy na misji i oni.. byłeś ranny, więc nas tutaj przeniosłam. Bałam się, że Cię stracę, ale dzieci.. - urwała by wytrzeć łzę z policzka a potem by spojrzeć na mnie swoimi szmaragdowymi oczyma
- Clary? Co z dziećmi?
- One.. One Cię uzdrowiły
- Przepraszam czy ja dobrze rozumiem, że one mają moc uzdrawiania?
- Tak. Myślę, że to nie jedyna ich moc. Chodź do nich. Są na górze. Jonathan je tam zaniósł po tym jak niemal wybił szybę wbiegając do salonu gdzie zobaczył mnie z Izzy z oczami wielkimi jak u kota ze Shreka, leżącymi na ziemi dziećmi i Tobą wylegującym się na kanapie - powiedziała na co parsknąłem śmiechem wywołując nieznaczny uśmiech u zielonookiej

Ruszyłem na górę do naszej sypialni trzymając ukochaną za rękę. Po drodze minęliśmy Maryse, która cieszyła się, że w końcu wstałem i poprosiła bym jak najszybciej zdał raport z ostatniej misji. Weszliśmy do pokoju, a na łożu małżeńskim leżała dwójka blondwłosych trzylatków. Podszedłem bliżej i ucałowałem moje skarby w czoło. Dla mnie skorzystały z mocy, która może okazać się nie jedyną.

Złożyłem na ustach żony delikatny pocałunek i po chwili zniknąłem w łazience. Rozebrawszy się z poszarpanych, zabrudzonych krwią ubrań odkręciłem kurki i wszedłem pod strumień ciepłej wody. Obmyła mnie ona z czerwonawej cieczy, brudu oraz kurzu. Użyłem cytrusowo-miętowego żelu pod prysznic i rozprowadziłem po całym ciele, a woda spłukiwała wszystko na bieżąco. Oparłem się rękoma o ścianę kabiny i po prostu tak stałem. Mogłem się dzięki temu choć trochę odprężyć, ale myśli w dalszym ciągu zaprzątały moją głowę. Gdy się wytarłem otworzyłem szafkę w pomieszczeniu by wyjąć jakieś bokserki, które natychmiast założyłem.

Wyszedłem z łazienki i bez zwracania najmniejszej uwagi na cokolwiek i kogokolwiek wyciągałem z szafy czarne spodnie i czarną, gładką koszulę. Obróciwszy się dopiero teraz zobaczyłem Clary obejmującą zapłakane dzieci. Podszedłem do nich i bez zbędnego gadania przytuliłem każdą cząstkę mojego serca.

- Ciii. Tatuś już tu jest. Chcę z wami porozmawiać na temat tego co zrobiliście - odparłem odsuwając dzieci i ukochaną na pewną odległość. Rudowłosa gładziła swoimi dłońmi ramiona Eleny i Tobiasa dając poczucie bezpieczeństwa i ukojenia.
- No bo my bawilimy se. Ciocia Izzy poszła, a ja z Tobem biegłam po schoda. On się wywalił i leciała krew. Bałam się i wtedy rozłysło swatlo [błędy są specjalnie bo, które dziecko mówi wyraźnie w wieku 3 lat?] - odparła szlochająca cicho Elena. Serce łamało mi się na ten widok. Nienawidziłem gdy któraś z moich kruszynek płakała. Przytuliłem ją mocno
- Jako jedyni jesteście tacy wyjątkowi, ale nie możecie używać swojego daru ot tak. Musicie o niego dbać, a teraz i ukrywać. Nikt się o tym nie może dowiedzieć oprócz najbliższej rodziny. Razem z mamą jesteśmy z was dumni skarby wy moje - powiedziałem
- Tata ma rację, a kto ma ochotę na lody? - rzuciła Clary
- Ja! Ja! My! - krzyczały dzieci jednocześnie.

Jak tylko udało nam się ubrać ruszyliśmy do Central Parku. Dzieci jak to one śmiały się, krzyczały i wygłupiały po drodze pod naszym czujnym okiem. Z takimi małymi istotami nie ma żartów. Każde z nas wybrało sobie po 2 gałki lodów. Clary oczywiście cytrynowo-śmietankowe, Elena truskawkowo-ciasteczkowe, Tobias truskawkowo-czekoladowe a ja miętowo-czekoladowe. Chodząc wśród zieleni usadowiliśmy się na kilku skałkach niedaleko stawu. Orzeźwiające lody zostały zjedzone w kilka minut wywołując u każdego uśmiech na twarzy. Razem z dziećmi i Clary ganialiśmy się, bawiliśmy w chowanego a na samym końcu ruszyliśmy na plac zabaw. Moje pociechy ruszyły na huśtawki i od razu zaczęły krzyczeć "Husiu! Husiu!" i takim sposobem z ukochaną musieliśmy je huśtać dobre 20 minut.

Wróciliśmy w niesamowitych humorach, a reszta w Instytucie tryskała radością podobnie do nas. Nasza wynikała ze wspólnie spędzonego dnia w gronie ukochanych osób, a ich? Cóż pewnie cieszyli się z wyjątkowej ciszy w budynku, która panuje tu niesamowicie rzadko. Clary poszła szykować kolację, a ja z dziećmi popędziłem na samą górę pomóc im w przebraniu się i kąpieli. Oczywiście to drugie nie obyło się bez hektolitrów wody na podłodze, szamponu w oczach i zabawy lalkami. Tobias również był na nie skazany bo podobnie do mnie bał się kaczek. Każdy z Herondalów tak ma, a dziewczyny się z nas śmieją.

Gdy dzieci zjadły kolację popędziły do łóżek gdzie po przeczytaniu przez rudowłosą bajki zasnęły. Zamknęliśmy drzwi i mieliśmy czas tylko dla siebie. Ukochana przywarła do mnie swymi malinowymi ustami łącząc nasze wargi w namiętnym pocałunku. Włożyła w niego całą swoją miłość. Przejechałem językiem po jej dolnej wardze prosząc tym samym o wejście. Już po chwili całowaliśmy się tak zachłannie, że dziwne iż jeszcze nikt nam nie przerwał jak mieli to w zwyczaju robić właśnie w takich momentach. Zostałem delikatnie popchnięty na najbliższą ścianę i usłyszałem tylko latające po pokoju guziki. Cholera a tak lubiłem tą koszulę! Ale dla takich rzeczy warto ją poświęcić.

Każda chwila doprowadzała nas bliżej do tego ważnego dla nas momentu. Symbolizował naszą miłość i pożądanie, które pochodzi z miłości. Związek powinien opierać się na niej, a nie na tym czy podoba nam się druga osoba i jak wspaniale ona całuje. To właśnie dzięki temu uczuciu jestem połączony z Clary do końca swoich dni i za nic w świecie bym tego nie zmienił.

Zmęczeni wspólnymi chwilami zasnęliśmy w swoich ramionach składając chwilę przed tym delikatny pocałunek na spuchniętych już wargach. Przed tym jak odpłynąłem do krainy snów zdołałem jeszcze wyszeptać "Kocham Cię" lecz odpowiedzi już nie dosłyszałem.



Wiem krótki, ale jakoś tak nie wiedziałam co napisać :P Nie chcę za szybko jechać z fabułą, ale też nudzić was takimi rozdziałami gdzie rzygam tęczą to wspaniałe określenie nie chcę, więc błagam o wybaczenie *_*



6 komentarzy:

  1. Cudo czekam na next ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam ze z niecierpliwością na nexta

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny, nie mogę doczekać sie kolejnego<3

    OdpowiedzUsuń
  4. Łoooo. Jace, Clary - nie przy dzieciach! Xd
    Rozdział fajny!
    Masz w sumie rację, bo nie ma się co śpieszyć ;)
    Czekam na kolejny ! ;)
    Ajajaj jak mnie intrygują te dzieciaczki <3
    Buźka ;* <3

    OdpowiedzUsuń
  5. O moja kochana to znów JA ! Mam zaszczyt nominować Cię do LBA ;*
    Więcej tu:
    http://all-the-legends-are-true.blogspot.com/2016/06/lba-jak-ja-to-uwielbiam.html
    Buśka ;**

    OdpowiedzUsuń