piątek, 17 czerwca 2016

Księga II Rozdział 11 - Obrączka i nitka Rozdział 12 - Oranżeria

Rozdział 10

~Oczami Clary~

Biegłam ile sił w moich zmęczonych nogach do skrzydła szpitalnego gdzie znajdowała się moja parabatai. Będąc już na korytarzu kilka metrów od drzwi na salę słyszałam jej krzyki. Poród sam w sobie nie jest bolesny, ale najgorsze są skurcze. To właśnie przez nie odruchowo z gardła wydobywa się tak ostry dźwięk mrożący krew w żyłach. Wtargnęłam do pomieszczenia i pierwsze co mi się rzuciło w oczy to mój brat, Jonathan.

Jego twarz była chyba bledsza niż niemal białe włosy co wyglądało jakby ubrudził się mąką. Spoglądał na czarnowłosą z przerażeniem co w tej sytuacji jest standardowe. Maryse postanowiła, że mężczyźni w Instytucie nie mają wstępu na salę gdy ktoś rodzi oprócz Magnusa. Jednakże Wysoki Czarownik Brooklynu jest Razjel wie gdzie my musimy odebrać poród. Obie rodziłyśmy, więc mniej więcej wiemy co powinnyśmy robić. Najważniejsze to wspierać Isabelle i wycierać jej twarz z potu.

Jace w sekundę pochwycił za ramiona Jonathana kiedy udało mi się go wyprowadzić na korytarz mimo jego protestów i zapewnień, że poradzimy sobie z Maryse. Blondyn zabrał go kawałek dalej by usiąść, ponieważ trochę to wszystko potrwa.

Wróciłam do przyjaciółki, a po przysunięciu sobie krzesła obok jej łóżka usiadłam chwytając ją za rękę. Spojrzała na mnie wdzięcznie i lekko podniosła kąciki ust posyłając uśmiech. Odwzajemniwszy go ścisnęłam mocniej tą delikatną dłoń Izzy.

- Jak długo to trwa? - zapytałam nie odwracając wzroku od czarnowłosej.
- Jakąś godzinę temu się zaczęło .
- Czemu nikt po mnie wcześniej nie przyszedł? - powiedziałam na co parabatai mocno ścisnęła moją dłoń. Skurcz pomyślałam
- Nie chciałam Cię wcześniej martwić Clary. Jeszcze poród się dobrze nie zaczął a już jestem padnięta. Też tak miałaś?
- Akurat to jest najgorsze, ale już niedługo będziesz trzymać małą i zapomnisz o bólu - odparłam.
- No dobrze Izzy co ile masz skurcze? - wtrąciła się Maryse podchodząc do nas z ręcznikami, nożyczkami oraz miską z wodą.
- Co 2-3 minuty.
- No dobrze. Clary chodź mi pomożesz.

Do mnie należało robienie Izzy zimnych okładów, wycieranie jej potu oraz trzymanie za rękę i dopingowanie. Maryse usadowiła się wygodnie na krześle przy krańcu łóżka między nogami córki .[Matko Boska jak to dziwnie brzmi - dopisek autorki :P] Przy każdym skurczu Isabelle krzyczała zginając się w pół by po chwili opaść na poduszki głośno sapiąc. Pani Lightwood oznajmiła, że jeszcze dwa skurcze i będzie po wszystkim. Natychmiast dodało to czarnowłosej energii, więc po chwili na sali rozległ się płacz dziecka.

Maryse odcięła pępowinę, a potem zabrała niemowlę by je zważyć, umyć i zwrócić matce. Mała nie była jednak owinięta w różowy kocyk tak jak powinna lecz w niebieski. Czyżby nie było różowego dla dziewczynki?

- Mamo czemu zawinęłaś ją w niebieski kocyk skoro to dziewczynka? - rzuciła Isabelle próbując odkryć i sprawdzić czy aby kobieta się nie pomyliła.
- A dlaczego myślałaś, że to będzie dziewczynka? - zapytała zdezorientowana Lightwood
- Znacie przesąd z obrączką i nitką? No jasne, że nie znacie bo byście nie miały takich min. Kiedy obrączka ślubna zawieszona na kawałku nitki zawieszona nad brzuchem ciężarnej kręci się wahadłowo - będzie dziewczynka. Natomiast kiedy kręci się w kółko - chłopiec. W naszym wypadku powinna być ona. Jonathan ucieszy się z pierworodnego - ostatnie zdanie powiedziała z bananem na twarzy. Miło, że jest szczęśliwa z moim bratem, a on z nią.
- Zawołam go - powiedziałam i miałam już wyjść z sali kiedy usłyszałam jak czarnowłosa mówi " Nie wygadaj się, że to chłopiec!".

Przemierzałam korytarz w poszukiwaniu moich mężczyzn. Znalazłam ich na samym końcu. Jonathan jak tylko podniósł na mnie wzrok wyglądał jakby zobaczył ducha lecz po chwili w kilku susach doskoczył do mnie.

- Urodziła? Co z nią? Co z dzieckiem? Dziewczynka? Razjelu dzięki Ci! - Gęba mu się nie zamykała, więc niewiele myśląc walnęłam go ręką w głowę - Auuu! Powiesz mi wreszcie?
- Gdybyś zamknął na chwilę swoje usta wiedziałbyś, że Isabelle urodziła zdrowe dziecko i możesz do nich pójść pod warunkiem, że nie zemdlejesz po drodze, bracie.
- To w takim razie idę - odparł by po chwili dostrzec go stojącego przed drzwiami do sali. Głęboko odetchnął i popchnął drzwi znikając w całości za nimi.

- Skarbie czy to dziewczynka tak jak Izzy głosiła każdemu w Instytucie? - zapytał mój ukochany podchodząc do mnie gdyż do tej pory stał oparty o ścianę i tylko przysłuchiwał się krótkiej wymianie zdań między mną a bratem.
- Chłopiec! - odparłam wtulając się w Jace'a - A gdzie nasze dzieci?
- Jocelyn się nimi zajmuje. Siedziała i plotkowała z moją siostrą pilnując Eleny i Tobiasa kiedy ta zgięła się w pół łapiąc za brzuch. Twoja matka wiedziała na co się zanosi, więc zawołała Jonathana i Maryse aby ją zabrali. Sama natomiast została z przestraszonymi dziećmi. - powiedział prowadząc mnie gdzieś, prawdopodobnie do salonu.
- Musimy szkrabom wyjaśnić co się dzieje - rzuciłam w stronę blondyna. Do tej pory powiedzieliśmy im tylko to, że ciocia Isabelle nosi w brzuszku dziecko swoje i wujka Jonathana.

Pewnym krokiem, wtuleni w siebie weszliśmy do salonu gdzie na jednej z kanap siedziała moja mama, a dzieci bawiły się na podłodze samochodami. Jak tylko usłyszały, że ktoś wchodzi odwróciły się w naszą stronę by po kilku chwilach znaleźć się w naszych ramionach. Wzięłam nasze kruszynki razem z mężem na kolana by wyjaśnić, że teraz dziecko pojawiło się wśród nas.

- Dzieci pamiętacie jak mówiliśmy wam z tatą, że ciocia z wujkiem mają w brzuszku cioci dziecko? - zaczęłam dość niepewnie, a cztery pary oczu skierowane były na mnie. To było dość przerażające.
- Tak. Kiedy pobabawimy się z nim? - zapytała Elena
- On jest jeszcze bardzo mały. Dzisiaj wyszedł z brzuszka cioci tak samo jak wy z mojego.
- Ja tego nie pamiętia. A jak wyszedł? - Tobias a niech Cię! Jak to powiedzieć? Myśl Clary, myśl!
- No właśnie mamusiu jak to zrobił? - rzucił rozbawiony Jace
- Pomógłbyś mi trochę, a nie ja odwalam brudną robotę - odparłam szeptem
- No dzieci, więc dziecko wyszło z brzuszka cioci Izzy magicznym sposobem, który poznacie mam nadzieję dopiero gdy osiągniecie przyzwoity, według nas, wiek - powiedział blondyn na co delikatnie uderzyłam się dłonią w głowę. On wie jak coś wyjaśnić...
- Co to znaczy przyzwoizyty?
- Przyzwoity znaczy osoba postępująca dobrze - rzuciłam wstając z miejsca

Bawiliśmy się razem z Eleną i Tobiasem w wyścigi samochodowe gdy do pokoju wbiegł, a właściwie wpadł, zdyszany Jonathan. Spojrzałam na niego pytająco, a ten oparł dłonie na kolanach by zaczerpnąć powietrza.

- Nasz ... syn... O MATKO! Nazywa się...Noah! MAM SYNA!
- Wiesz, że się cieszę z waszego szczęścia. Mam nadzieję, że maluch nie wda się... w żadne z was bo to by był koniec świata - powiedziała Jocelyn, która do tej pory siedziała i nie udzielała się w jakikolwiek sposób, i przytuliła syna. Widok ten poruszył mnie nieznacznie, ale dzięki temu zrozumiałam czym jest rodzina. To nie tylko więzy krwi, ale też wsparcie w najróżniejszych sytuacjach.


Rozdział 11

~Oczami Jace'a~

Kto by pomyślał, że czas potrafi tak szybko przemijać? Jeszcze wczoraj dopiero co Clary urodziła, a dzisiaj Elena z Tobiasem mają już po pięć lat.Niewiarygodne jak one wyrosły i co raz bardziej upodabniają się do mojej rudowłosej.

Isabelle z Jonathanem wychowują Noah, który rośnie jak na drożdżach. Ma czarne włosy jak jego matka natomiast po ojcu odziedziczył czarne jak smoła oczy i delikatne rysy podobne do tych Jocelyn. Jeśli chodzi o zachowanie to jest to niezaprzeczalnie charakter mojej siostry. Krzyczy i płacze dość często, wierci się jak tylko można, a ostatnio rzucał nawet zabawkami w swoje (prawie) rodzeństwo. Jednak gdy nie robi tego wszystkiego jest sympatycznym dzieckiem, jak każde inne. Gdy urodziła się Elena i Tobias do tej chwili nie wiedziałem dlaczego wszyscy zachwycają się małymi dziećmi. Odkrył to też Jonathan z czego się śmiejemy, że taki twardziel a przy dziecku milusi, dobry i na dodatek mówi po "dziecięcemu" co wywołuje u każdego atak salwy śmiechu.

Alec z Magnusem wrócili już do Instytutu i chwalą się na prawo i lewo jak to zwiedzili : Mediolan, Florencję, Amsterdam, Kopenhagę i wiele, wiele innych miast zarówno Europy jak również świata. Trochę im zazdroszczę, ale nie mogę ze względu na liczne ataki demonów czy papierkową robotę wyjechać gdziekolwiek. To nie dla nocnych łowców...

Ostatnio rozmawiałem z Clary i gdy zapytałem ją o kolejne dziecko ukochana zareagowała dość... inaczej niż sądziłem. Myślałem, że jest gotowa na małą kopię najprzystojniejszego, najlepszego nocnego łowcy, czytać mnie, ale ta pokręciła głową mówiąc " Wystarczy mi nasza dwójka". No cóż... spróbuję za jakiś czas, może zmieni zdanie.

Dzisiaj rudowłosa została z dziećmi wraz z Isabelle gdy ja wyruszyłem na demony razem z Jonathanem oraz Aleciem. Taki męski wypad należy nam się po całych dniach zakupów w sklepach dla dzieci z naszymi żonami i Magnusem. On nie chciał być gorszy, więc wychodził niby chcąc nas wesprzeć, ale ostatecznie pogrążał nas większą ilością sklepów do obejścia.

~Oczami Clary~

Oranżeria. Moje ulubione pomieszczenie w Instytucie. To tutaj pierwszy raz całowałam się z Jace'm. Właśnie tutaj zabrałam na dziś wieczór Elenę, Tobiasa oraz Izzy z Noah. Oddałam się temu co najbardziej kochałam - rysowaniu, a dzieci zachęcone przeze mnie rysowały kwiatki i inne proste rzeczy. Po chwili przychodziły do mnie chwaląc się swoim dziełem co wywołało u mnie zachwyt. Elena ma mój talent artystyczny tak jak ja mam po swojej matce. Tobias natomiast prawdopodobnie wdał się w Jace'a bo nie rysował dobrze jak siostra. Aczkolwiek nie chcąc go zranić w żaden sposób ucieszyłam się gdy dostałam obrazek przedstawiający całą, wielką rodzinę Lightwood-Graymark-Herondale.

Parabatai biegała gdzieś za swoi synem po całym ogrodzie co jakiś czas migając mi przed oczami. Jak na dwulatka Noah był bardzo ruchliwy, energiczny i co najważniejsze od razu jak tylko stanął na nogi nie chwiał się, więc jego chód jest tak dopracowany, że to aż niemożliwe.

Rysowałam właśnie scenę pierwszego pocałunku z Jace'm bazując na tym co pamiętam i co widzę. Brakowało mi tylko wyglądu kwiatu północy, ale jeśli posiedzę tu do późna zobaczę jak on rozkwita. Jednak od zajęcia oderwał mnie krzyk Tobiasa, który biegał w kółko 3 metry ode mnie. Wstałam szybko i podeszłam do dzieci. Widziałam śmiejącą się Elenę i wkurzonego Tobiasa uciekającego przed czymś czego nie dostrzegłam.

- Elena co zrobiłaś bratu?
- Ja tylko uwolniłam pieska mamo - PIESKA?
- Skąd kochanie?
- Stąd - odpowiedziała blondynka wskazując małym paluszkiem na kartki.
- Jak to zrobiłaś?
- Wyciągnęłam. Czy zrobiłam coś źle? - zapytała spoglądając na mnie smutno
- MAMOOOO! - Jestem nie najlepszą matką skoro zapomniałam o synu uciekającym przed psem!

Niespodziewanie chwyciłam biegnącego szczeniaka i obejrzałam dokładnie. Nie wyglądał jak prawdziwy, gdzie nie gdzie miał braki np. nosa a jego rysy były krzywe. Jedną ręką trzymając psa, a drugą szukałam kartki. Gdy już mi się udało wsadziłam zwierzę tam skąd przyszło. Spojrzałam na syna, który leżał teraz na podłodze i oddychał głośno, a potem na Elenę. Muszę sprawdzić czy rzeczywiście ma dar mojej matki, oraz mój. Wystarczyło mi już to, że potrafiła leczyć, ale kolejny dar?

- Skarbie, nie jestem na Ciebie zła, ale muszę wiedzieć jak to zrobiłaś. Narysuje Ci tutaj szklankę, a Ty wyciągniesz ją tak samo jak zrobiłaś to ze szczeniakiem dobrze? - dziewczynka pokiwała główką na zgodę.

Szybko narysowałam najzwyczajniejszą szklankę z uchem, a następnie rysunek podałam córce. Ta bez ociągania się zanurkowała ręką ww kartce by po chwili trzymać w niej to co namalowałam. Oczy powiększyły mi się dwukrotnie, a w myślach miałam "Jakie dary jeszcze skrywacie?". Chociaż najbardziej mnie martwi co odziedziczył Tobias...

- Co się dzieje? Kto tak krzyczał - powiedziała Isabelle wyłaniająca się zza krzewu róż z Noah wtulonym w jej pierś. Pasowało jej dziecko.
- Kolejny dar.. - mruknęłam
- Co? Jaki?
- Mój dar u Eleny. Boję się co skrywa Tobias. Oboje przecież muszą mieć jakiś..
- Robi się co raz ciekawiej Gdzie on jest? - zapytała na co zareagowałam rozglądając się wokół.

Cholera! Znowu gdzieś się zapodział. Chodziłam po całej oranżerii szukając blondyna. Czy one muszą mi to robić? Zawsze jedno gdzieś ucieka gdy rozmawiam z drugim. Nie znoszę tego!

- Mamo! Mamo!  Patrz co potrafię! - krzyknął tak dobrze znany mi głos, więc zaczęłam go szukać wzrokiem. Nogi się pode mną ugięły gdy zobaczyłam jak mały blondyn trzyma się jedną ręką na lianie zawieszonej parę metrów nad ziemią. Gdy się puścił i idealnie wylądował tuż za mną myślałam, że padnę.

- Nie rób tak nigdy więcej! A co by było jakbyś się połamał? Tobias to niebezpieczne! - nawet niektórzy nocni łowcy mieliby problem z tak idealnym lądowaniem z tej wysokości. Co jest grane?
- Ale mamo! Mnie nic nie boli. Wspinaczka poszła idealnie, a samo lądowanie. Mamo to było ekstra!

Tylko patrzeć, aż ktoś się dowie o talentach i zaatakuje.. A nikt do tej pory nie zareagował, co w tym wypadku jest martwiące, jakby na coś czekał?


2051 słów :D
Obiecane dwa rozdziały!
Tak pomyślałam, że będą przeskoki w czasie co 2-3 rozdziały bo nim dojdzie do ostatecznej walki to chyba bym pisała 300 nudnych rozdziałów zanim same dzieciaki by w miarę podrosły. Potrzebuję by były w wieku 16 lat? Bym mogła lecieć z fabułą, którą zaplanowałam a przez te wszystkie lata będą odkrywać talenty!
Yay co powiedzie o tym ? ^.^

6 komentarzy:

  1. Cudo czekam na next ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejny bohater! Noah <3 śliczne imię ;>
    A rozdział świetny! Dowiadujemy sie co nieco o talentach dzieci ;)
    Nie moge sie doczekac nexta ;*
    Jak dla mnie mozesz pisac to 300 rozdzialów <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prędzej umrę śmiercią tragiczną niż bym dokończyła opowiadanie z tyloma rozdziałami xD
      Miała być dziewczynka, a wyszedł Noah :D

      Usuń
  3. Rozdziały świetne❤ A miała być dziewczynka, Noah cudne imię😀
    A co do przeskoków w latach to super pomysł ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  4. K O C H A M <3 Cieszę się, że wstawiłaś podwójny rozdział <3 Wyszedł ci cudnie!
    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja myślałam, że Jonatan ma zielone oczy...

    OdpowiedzUsuń