czwartek, 11 lutego 2016

Rozdział 2 - bóg i boginie

~oczami Jace'a~

Po małej pobudce Clary zgotowanej przez naszą trójkę postanowiliśmy iść z Aleciem na salę potrenować, ostatnio opuściłem się z treningami nadzorując renowacje rezydencji Herondalów.
Na początek rozgrzewka klasycznie 10 okrążeń, rozciąganie i ćwiczenia równowagi na belce.
Kiedy mięśnie były odpowiednio rozgrzane przystąpiliśmy do walki. Mój parabatai wybrał katane i krótki nóż natomiast ja postawiłem na noże do rzucania oraz miecz dwuręczny. Nasza walka rozpoczęła się i równie szybko skończyła bo dosłownie zostałem pokonany w 2 minuty. Muszę popracować poważnie nad sobą skoro Alec powalił mnie tak szybko..

- A co to się stało, że nasz młody bóg walki tak szybko poległ? - zapytał Alec śmiejąc się i podając mi ręke
- No tak śmiej się dalej, może małe zawody czy się boisz sromotnej przegranej ?
- Jakie zawody masz na myśli? - zobaczyłem błysk w jego oku przecież to pewne, że mnie nie pokona w końcu jestem Jace Herondale a dzisiaj to był tylko trening. Ważne jest to co się pokaże w walce z demonami
- Kto zabije wieczorem w Pandemonium więcej demonów,przegrany przez tydzień je wszystko co ugotuje Iz
- Stary chcesz żeby któryś z nas popełnił dobrowolnie samobójstwo jedząc to paskudztwo? No cóż szykuj się na potworne bóle brzucha i mdłości bo to ja wygram – oj grabisz sobie przyjacielu
- Groszek pachnący ma racje – w tym momencie zobaczyłem zbliżającego się Magnusa, jak zawsze ubrany dziwacznie i cały w brokacie. Podszedł do Aleca i pocałował chłopaka
- Zdziwiłbym się gdybyś kiedykolwiek zjawił się normalnie ubrany i bez tony brokatu we włosach – prychnąłem
- Tak też miło Cię widzieć. Mam złe wieści w mieście pojawiło się więcej demonów, dowodzi na to wzrost demonicznej częstotliwości a także doniesienia innych podziemnych
- No Alec będzie co zabijać. Skąd Ty to wszystko wiesz Magnusie? Do nas jeszcze te informacje nie dotarły, mimo że to my walczymi z tymi potworami
- Pamiętaj pszczółko jestem Wielkim Czarownikiem Brooklynu nic mi nie umknie – nagle podniósł ręke i sypnął sporą ilością brokatu po czym zniknął
- Chyba nigdy nie zrezygnuje z tego brokatu i swoich magicznych sztuczek – zaśmiał się Alec

W końcu w ciszy mogliśmy z czarnowłosym kontynuować nasz trening. Ostatecznie udało mi się powalić Aleca, ale przegrałem 2:1. Cały spocony poszedłem pod prysznic. Gdy wyszedłem położyłem się na łóżku i rozmyślałem co porabia Clary. Pewnie Izzy dopiero się rozkręca z szałem zakupowym. Spojrzałem na zegarek była 13:02, więc mogę się chwile zdrzemnąć.

~Oczami Simona~

Pobyt w Instytucie w Chicago pozwolił mi doskonalić swoje umiejętności kto wie może nawet będe lepszy od Jace'a, uśmiechnąłem się na samą myśl powrotu do Nowego Jorku. Najbardziej brakowało mi uśmiechu mojej ukochanej, jej dotyku, smaku ust i wspólnego spędzania czasu. Tęsknie również za Clary, ciekawe jak jej idą treningi. Z zamyślenia wyrwał mnie krzyk mojego instruktora Caleba. Pochodził z Rosji, więc słychać było typowy rosyjski akcent co dodawało ostrości jego słowom

- Panienka może przestanie wreszcie myśleć o niebieskich migdałach i weźmie się za trening? Za kare 20 okrążeń RAZ DWA – krzyknął pełen furii... Eh człowiek sam w sobie jest okej ale na treningu potrafi dopiec.
- Tak jest towarzyszu Prayer – odkrzyknąłem i zacząłem biec. W pewnym momencie trener zaczął rzucać nożami...WE MNIE. Sygnalizował w ten sposób, że powinienem się pośpieszyć, ponieważ daleko mi do jego ideału w walce. Wciąż powtarza, że jeśli się nie przyłoże zrobie mu wstyd. W pewnym sensie ma racje, do tej pory nie wygrałem ani jednej walki, mimo że stoczyłem ich 27. Jeden z noży Caleba lekko mnie przystrzygł , biegne za wolno.
- Szybciej Lewis nie mam całego dnia na cackanie się z Tobą jak przedszkolakiem – warknął groźnie
Mam dość, jeszcze miesiąc z tym palantem i będe mógł wrócić do moich przyjaciół do Instytutu.
Postaraj się niedojdo pomyślałem.

~Oczami Clary~

- Isabelle Lightwood !!– krzyknęłam zwracając uwage swojej przyjaciółki – już 7 godzin latamy po tych sklepach, nie masz dość? - zapytałam ze zmęczeniem w głosie
- Co to jest 7 godzin? Gdybyś miała lepszy gust to nie zajmowało by tyle czasu. A teraz nie narzekaj tylko przymierz tą zieloną sukienke – powiedziała podając mi ją i poszła szukać kolejnych ciuchów

Na co ja się skazałam wprowadzając do Instytutu powiedziałam po cichu ściągając swoje ubrania i zakładając to co dała mi Iz. Leży całkiem ładnie, ale po co mi tyle ubrań? Kupiłyśmy już 8 sukienek, 5 bluzek, 3 pary jeansów, 2 spódniczki,całą góre butów, jakieś kurtki i biżuterie. Uhh do tego jeszcze dzwoni Alec

- Hej Clary, długo wam jeszcze zejdzie bo chcieliśmy z Jacem w ramach zakładu wyskoczyć do Pandemonium i tak pomyślałem, że może byście wyszły z nami
- Wiesz bardo chętnie, przyda nam się mała rozrywka i troszke alkoholu – powiedziałam z uśmiechem na ustach
- Taka młoda a już alkohol w głowie, do zobaczenia
- Narazie

Wyszłam z przebieralni z sukienką i zaczęłam gorączkowo szukać Iz. Gdzie ona jest?
- Clary ! -krzyknęła po dotknięciu mojego ramienia
- MATKO BOSKA! Czy Ty musisz tak straszyć? Zbieramy się idziemy dziś do Pandemonium. Widać było, że czarnowłosa się ucieszyła
- I dopiero teraz mi mówisz? Wracamy,szybko bo nie zdążymy się przyszykować by wyglądać jak młode boginie – uśmiechnęła się i lekko, ale znacząco zaczęła poruszać brwami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz