piątek, 15 kwietnia 2016

Rozdział 24 - To już jest koniec

~Oczami Isabelle~

Wieść o śmierci mamy Clary była tragiczna dla nas wszystkich. Potrafiła wprowadzić ciepłą i rodzinną atmosferę mimo złych i dobrych okoliczności. Oby odnalazła spokój tam gdzie teraz jest.
Na domiar złego nie wiedzieliśmy nic o tym co dzieje się z moją parabatai. Telefon roztrzaskała – z tego co mówił Jace a dodatkowo ten imbecyl zostawił ją tam zupełnie samą.
Siedzieliśmy wszyscy w salonie. Przytulałam się do Jonathana, który mimo, że znał ją krótko to bardzo kochał Jocelyn. Atmosfera w pomieszczeniu była napięta i przeładowana negatywnymi emocjami

- Jak mogłeś ją tam zostawić?! - krzyknęłam w stronę złotookiego blondyna
- Zostawiłeś ją samą a jeśli coś sobie zrobi? Pomyślałeś o tym?! - kontynuował za mnie Jon
- Razjelu uchowaj – szepnął Luke tak cicho, że tylko dzięki runie można było to usłyszeć
- Nie chciała mnie wpuścić ani porozmawiać. Dobrze zablokowała wejście, nie wychodziła i nie odzywała się to co miałem robić? Teleportować się siłą umysłu? - Mam ochotę mu nogi z dupy powyrywać
- Ona sobie z tym nie poradzi.. - odparł Alec wtulając się w Magnusa
- Pachnący groszek ma rację, dodatkowo nie mamy z nią kontaktu... i nie wiemy czy została w domku czyli nie znamy miejsca jej aktualnego pobytu – mówił czarownik
- Tu jestem... - odpowiedział dziwny cichy głosik. Odwróciłam swoją głowę, a wtedy ujrzałam ją, Clary. Jej niegdyś piękne ułożone włosy są w nieładzie, zielone oczy przekrwione i zapłakane. Na twarzy promieniującej szczęściem pojawił się grymas rozpaczy. Wstałam jak najszybciej potrafiłam i rzuciłam się w kierunku przyjaciółki, ale jej reakcja mnie zabolała. Odsunęła się. Stanąwszy kilka kroków ode mnie zaczęła mówić
- Kto.To.Zrobił? - wycedziła przez zęby
- Demony, zwolennicy Valentine'a cały czas są wśród nas. Porwali ją gdy była na zakupach – odpowiedziała Maryse – powinnaś się położyć. Nie wyglądasz dobrze – dodała
- Kiedy pogrzeb?
- Za 2 dni w Alicante. Jej szczątki trafią do Miasta Kości – odparł Robert – przykro mi Clary
- Dobrze. Idę do siebie. Chcę być sama – powiedziała wychodząc z pomieszczenia
- Cholera. Nie jest z nią dobrze – mruknęłam
- Jest gorzej niż źle Izzy – dodał Alec
- Pójdę i spróbuję z nią porozmawiać – wycedził niespodziewanie Luke, który cały czas słuchał naszej rozmowy mimo wielkiego bólu w sercu.
- Powodzenia – powiedział Jace, a ja posłałam mu za to karcące spojrzenie.

Siedzieliśmy i czekaliśmy w ciszy na to co powie nam Luke dopóki nie dobiegły nas krzyki z góry i tłuczenie szkła. Zerwaliśmy się z prędkością światła i pobiegliśmy na piętro.

- Miałeś ją chronić! Teraz ona NIE ŻYJE!. Wyjdź stąd – krzyczała rudowłosa przez łzy, ale ostatnie dwa wyrazy wypowiedziała z chwytającym za serce bólem.
- Clary próbowałem ją chronić. Zrozum, że nie mogłem przewidzieć, że ona gdzieś wyjdzie gdy będe u wilkołaków
- Wyjdź. - wycedziła przez zęby

Likantrop zrezygnowawszy z dalszej próby konwersacji postanowił wyjść z jej pokoju, a za nim drzwi natychmiast się zamknęły. Niektórzy z nas stali w szoku, inni płakali a jeszcze inni byli przerażeni tym jak ta radosna i optymistyczna dziewczyna zmieniła się w ciągu 4 dni. Rozeszliśmy się do siebie. Całą noc myślałam tylko o tym jak pomóc Clary. Odpowiedź brzmiała nie da się.
Nie wiem co będzie z nią dalej ani jaka będzie.

Kolejne dni były katastrofą. Rudowłosa cały czas trenowała bardzo ciężko i nie zamieniała z nami zbyt wiele słów. Próbowałam wraz z Jonathanem, Aleciem i Magnusem z nią rozmawiać, ale jak się szybko zaczynała rozmowa tak samo szybko się kończyła. Clary odpowiedała, że jest okej, ale po jej oczach było widać, że to jej najgorszy czas w życiu.
Nocami budziła się krzycząc, płakała na całe piętro w Instytucie,a na domiar złego była wycieńczona fizycznie. Nie przyjmowała od nas żadnej pomocy, ze wszystkim chciała radzić sobie sama. Wieczorami wychodziła w stroju bojowym by po 2-3 godzinach wrócić cała umazana demoniczną posoką. Czy mogliśmy coś z tym zrobić? Raczej nie.
A Jace? Całkowicie się od niej odciął. Nawet nie sądze by na nią patrzył. Cały czas podrywa go ta nowa dziewczyna Tris. Zauważyła znakomity kąsek i szansę, więc korzystała z niej na tyle na ile mogła. Próbowaliśmy oczywiście z nim rozmawiać by zaczął wspierać Clary, ale odpowiadał zawsze " będzie mnie potrzebowała to w końcu przyjdzie". Jonathan gdy to usłyszał przywalił mu mocno kilka razy w twarz krzycząc " To Twoja żona!" i tym sposobem białowłosego musiały odciągać, aż trzy osoby bo pobił by Jace'a do utraty przytomności.
Reszta z nas, w tym Luke, odnalazła odpowiedzialnych za śmieć Jocelyn. Na jej pogrzeb przybyły dziesiątki nefilim. Konsul ułożyła prześliczną i wzruszającą przemowę. Wszyscy ubrani w białe suknie, garnitury bądź inne stroje składali rudowłosej kondolencje. Na jej twarzy nie malowało się kompletnie żadne uczucie. Tamtego dnia oglądała ciało swojej matki po raz ostatni patrząc pustym wzrokiem. Widziałam, że coś do niej mówiła, a jedna maleńka kropelka skapnęła na policzek Jocelyn. Obecni na ceremonii na sam koniec krzyknęli "Ave atque vale Jocelyn Garroway z domu Fairchild".

Wszystko trwało około 1,5 miesiąca. Clary w końcu pogodziła się ze stratą ukochanej i najbliższej jej osoby. Powoli zaczynała odzywać się częściej, mówić o swoich uczuciach a czasem nawet w jej oku pojawił się błysk mówiący "jest dobrze". Niestety nie można mieć wszystkiego. Mimo ciągłego zachęcania i jej szczerych chęci dalej nie rozmawiała z Jace'm.
Atmosfera w Instytucie była jeszcze bardziej napięta przez Tris, która nie dość że podrywała blondyna to na dodatek na nim codziennie wisiała. Pewnego dnia weszłam do kuchni i zobaczyłam tą dwójkę całującą się namiętnie przy lodówce. Straciłam wtedy jakikolwiek apetyt i zdrowo opieprzyłam swojego brata o to jak zachowuje się wobec Clary, która wciąż była jego żoną. Skutków jak nie było do tej pory tak pozostało.
Innego dnia przechodziłam koło pokoju rudej. Usłyszawszy głośny szloch postanowiłam zapukać po czym weszłam do sypialni. Zastałam ją w okropnym stanie. Przez żałobę schudła bardzo dużo a na dodatek jej ciało pokrywały liczne nowe rany, blizny a także siniaki. Wyglądała jak zupełnie inna osoba. Ścięła swoje piękne długie loki, których nigdy nie obcinała bardziej niż końcówki co kilka miesięcy, do ramion. Nową fryzurę stanowiły rude włosy do ramion, które codziennie prostowała. Na jej twarzy rzadko gościł uśmiech, więc kąciki ust lekko opadły w dół. Stała się zupełnie kimś innym.

- Clary co się stało? - zapytałam z nadzieją na odpowiedź. Usadowiwszy się przy niej i kładąc ręke na jej drobnej zabandażowanej dłoni czekałam, aż się przede mną otworzy co zaczęła robić coraz częściej po tym jak się zamknęła w sobie.
- Dla mnie to już jest koniec. Zawalił mi się świat – powiedziała obojętnie, przynajmniej próbowała by to tak zabrzmiało, ale było słychać sam smutek
- Powiesz mi o co chodzi? Clary.. proszę – ponowiłam wcześniej zadane pytanie.

Gdy otworzyła usta wydając z nich dźwięki, które układały się w litery, następnie sylaby by potem utworzyć słowa wtedy ją zrozumiałam. Zrozumiałam co się dzieje.
Mamy lekko mówiąc przejebane..

~Oczami Clary~

Załamałam się. Gdy się o tym dowiedziałam poczułam jak grunt usuwa mi się spod nóg.

- Powiesz mi o co chodzi? Clary.. proszę – ponownie zapytała czarnowłosa spoglądając na mnie swoimi pięknymi oczyma
- Nie wiem jak to powiedzieć. Bo wiesz.. ja jestem w ciąży – odpowiedziałam nie wyrażając przy tym żadnych uczuć. Uczucia są moją słabością
- Nie cieszysz się?
- Jak mam się cieszyć? Moja mama zmarła z moją siostrą lub bratem pod sercem przez świat cieni, a mój mąż ze mną nie rozmawia tylko obściskuje się na moich oczach z inną! Z czego mam się cieszyć? Powiedz mi
- Wybrniemy z tego. Damy radę jak zawsze – powiedziała chwytając moje obie dłonie w swoje

Izzy pociągnęła mnie i zaprowadziła do salonu. Po chwili pojawili się w nim Lightwoodowie, mój brat z ojczymem, Magnus oraz Jace z Tris. Serce pękało mi na miliony kawałeczków gdy tylko widziałam ich razem. Byli szczęśliwi. Tak jak ja kiedyś z nim.

- Coś się stało, że jesteśmy tu wszyscy Isabelle? - zapytała Maryse
- Mam wam coś do przekazania – odpowiedziała
- To chyba coś ważnego – mruknął jej czarnowłosy brat
- Clary – zaczęła mówić,przytulawszy mnie do siebie postanowiła kontynuować – jest w ciąży – dokończyła całując mnie w policzek.

Spuściłam głowę w dół i czekałam. Nikt się nie ucieszył, nikt mi nie pogratulował. Usłyszałam tylko przekleństwa i ciche szepty Magnusa do Aleca. Kątek oka zobaczyłam, że wszyscy spoglądają to na mnie to na Jace'a.
W końcu ktoś postanowił się odezwać. Szkoda, że była to osoba, która nie powinna się wypowiadać w tej sprawie.

- Skąd pewność, że nie kłamiesz? A może to dziecko kogoś innego? - powiedziała blondyneczka z chytrym uśmieszkiem. Mam ochotę jej go zetrzeć z jej twarzy
- Jak śmiesz? Jak śmiesz mówić takie rzeczy na temat mojej córki?! - uniósł się Luke – Jace? Spójrz na mnie. Zachowuj się jak na mężczyzne przystało.

Zupełnie nie spodziewałam się, że ON wstanie z NIĄ i wyjdzie z salonu. Wstrząsnął mną szloch, który należał do mojej osoby. Izzy szeptała mi do ucha, że będzie dobrze, że to dla niego szok i zrozumie jeszcze swój błąd.

Prawdą jest to, że nie będzie dobrze. Jonathan zaniósł mnie do łóżka, a Alec, Izzy i Magnus przynieśli mi jedzenie, oraz wodę. Czarownik sprawdził co z dzieckiem. Powiedział, że jest zdrowe, oraz że będzie bardzo silne. Ułożyłam się wygodnie, a moja rodzina była przy mnie. Ale nie było Jace'a. Kolejny raz dzisiaj wybuchłam płaczem. Magnus próbował wpłynąć na mnie i dać mi spokojny sen. Dzięki Bogu udało mu się to a ja mogłam cieszyć się tym, że wreszcie śpie, a koszmary mi nie zagrażają.

13 komentarzy:

  1. Codo czekam na next ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże, nie nienawidzę cię za ten rozdział, a zarazem kocham! Wspaniale opisałaś cały rozdział, który mnie też doprowadził do łez! Nienawidzę Tris! Oszpeć ją, torturuj, a najlepiej zabij! Podziwiam Clary, że nadal się "jakoś" trzyma. Ja na jej miejscu już dawno odebrałabym sobie życie... Jeju. A Jace zachowuje się, jak idiota! I wcale mu nie współczuję, że Jonathan go pobił do nieprzytomności. Jace'owie nadal powinno się dostać!!!!
    Clary jest w ciąży. Jej. Boję się myśleć, co zrobisz w następnych rozdziałach! Ale i tak chcę next, więc pisz szybko!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. WOW ale pałasz nienawiścią do blondyny. Dalsze rozdziały są już napisane, tylko czekają na światło dziennie, ale gdzieś stanęłam na 27 rozdziale i nie mam pomysłu jak ciekawie przedstawić moją wizję. Spokojnie dam radę ! :D
      Skoro ciąża to chyba będzie też poród, poczekajcie aż tam coś wymyśle

      Usuń
  3. Biedna Clary. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Clary to taka nasza biedulka, ale co poradzić :d

      Usuń
  4. Przepadnij Tris! Wrrr...
    Jace... zawiodłam się na Tobie! Popraw się, Herondale!

    Świetny rozdział, czekam na next :-)
    Życzę weny! :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zawiodłam się na Jasie:( Niech Clary zażąda rozwodu! Może wtedy się opamięta...

    A rozdział - CUDOWNY!:D
    Czekam na next:)

    Pozdrawiam i weny życzę:*;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hohoho już sobie to wyobrażam "Jace, Chce rozwodu! Jak nie to napadnie na Ciebie w nocy stado kaczek!"
      Dziękuje ślicznie :*

      Usuń
  6. Mam nadzieję że w dalszych rozdziałach Clary pogodzi sie z jacem
    Bo jak nie to cię dopadne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj to ja zniknę może do Idrysu na wszelki wypadek? :P

      Usuń
  7. Świetny rozdział:)

    Aczkolwiek smutny:( Jestem wkurzona na Jace'a. Gdyby mój chłopak się tak wobec mnie zachował, a przecież tutaj Jace jest MĘŻEM Clary, to nigdy bym mu takiego zachowania nie przebaczyła. Ciekawa jestem, jak dalsze losy się potoczą...

    Pozdrawiam<3

    PS Przepraszam Cię za to pytanie, ale nie mogłam się powstrzymać - kiedy next???

    OdpowiedzUsuń