niedziela, 10 lipca 2016

Księga II Rozdział 20 - Prawda czy fikcja?

~Oczami Clary~

Dzisiejszą wartę na murze wzięła Isabelle wraz z Jonathanem, więc reszta z nas mogła spokojnie oddać się w objęcia morfeusza. Jednak jak się okazało nie na długo. Obudził mnie głośny dźwięk alarmu oznajmiającego atak. Kątem oka spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 3:02. Poszturchałam blondyna by obudził się do końca po czym oboje szybko ubraliśmy się w nasze czarne stroje. Udało nam się jeszcze na szybko przemyć twarz wodą i ruszyliśmy na dół do zbrojowni w naszej rezydencji. Wyciągnęliśmy z niej najróżniejsze serafickie ostrza, bicze, łuki i kołczany przy okazji napotykając Aleca, Maryse i Roberta. Wszyscy jak jeden mąż mieliśmy właśnie wychodzić z domu gdy zatrzymała nas moja matka. Oznajmiła, że zabierze za chwilę dzieci do sali anioła i od wszelkiego wypadku weźmie jakąś broń ze zbrojowni. Bez wahania zgodziłam się po czym wybiegliśmy z rezydencji kierując się w stronę muru. Na placu widzieliśmy nefilim gotowych do walki oraz dzieci ze starcami, którzy pędzili ile sił w nogach do sali anioła aby tam się móc ukryć.

Ze świadomością, że horda demonów zbliża się do murów weszłam razem z rodziną na oblankowany, kamienny mur po czym przyjęliśmy pozycję gotową do ostrzału. Koło nas zgromadziło się dziesiątki nocnych łowców z łukami w dłoniach i kołczanami na plecach. Byli pewni, że chcą nam pomóc pokonać Asmodeusza oraz jego armię nawet kosztem własnego życia. Spojrzałam przed siebie, a w oddali ujrzałam spokojnie idący pomiot szatana w liczbie bliżej nieokreślonej. Na ciemnym niebie można było zauważyć również wiele latających demonów.

Korzystając z chwili, że demony są jeszcze bardzo daleko postanowiłam z Jace'm odszukać na szybko naszych parabatai. Blondyn nie miał z tym problemu i niemal natychmiast rozpoczęli z Aleciem rysowanie na sobie run. Jak powszechnie wiadomo runy narysowane przez swojego parabatai są dużo silniejsze. Krążyłam więc wśród innych nocnych łowców szukając czarnowłosej. Nie trwało to specjalnie długo, ponieważ była tylko kilkanaście metrów od nas. Powiedziała mi, że bardzo martwi się o Noah i swoją córeczkę, ale ma nadzieję, że nic im się nie stanie. Pocieszyłam ją mówiąc iż zajmuje się nimi moja mama, więc w razie czego potrafi ich obronić.

Wróciwszy na moje miejsce rozległ się dźwięk oznajmujący rozpoczęcie ostrzału. Natychmiast wyjęłam strzałę i naciągnąwszy ją na cięciwę próbowałam nacelować na jakiegoś demona. Jak tylko miałam czyste pole do strzału puściłam żyłkę, a po chwili strzała szybowała w powietrzu. Nie patrząc czy trafiłam powtórzyłam czynność dopóki dopóty nie skończył mi się kawałek drewna zakończony grotem.

Rozejrzałam się dookoła. Wielu nefilim nie miało już strzał, tak samo jak ja, więc postanowiło wyjść poza mur czekając na wroga. Ruszyłam za nimi i miałam już wyjść przez bramę, ale zostałam chwycona za nadgarstek. Odwróciłam się po czym ujrzałam Jocelyn. Spoglądała na mnie wystraszona, a jednocześnie poważna. Coś musiało się stać inaczej nie przyszła by tu z sali anioła podczas walki z demonami.

- Mamo?
- Córeczko ja nie wiem jak to się stało.. Elena i Tobias uciekli gdy poszłam zgłosić opiekunowi naszą obecność. Nie mogę ich nigdzie znaleźć.
- Dlaczego do cholery jasnej nie mogli mieć mojej spokojnej osobowości tylko tą lekkomyślną Jace'a. I tak Ci dziękuję mamo. Wracaj do sali, a ja ich znajdę.

Jocelyn zrobiła co powiedziałam i po chwili już jej nie było. Zaczęłam krążyć po placu szukając bliźniaków, a przy okazji męża, ale udało mi się znaleźć tylko tego drugiego. Miał wychodzić wraz z Aleciem gdy ujrzał mnie podbiegając do nich. Spojrzał niepewnie czekając na to co powiem,

- Cholerne dzieciaki uciekły mojej mamie. Nie mogę ich znaleźć - rzuciłam wciągając głośno powietrze.
- ŻE CO?! Jak tylko dorwę ich w swoje ręce to uduszę je, a wcześniej nakrzyczę solidnie. Nie mamy czasu musimy odeprzeć atak. Clary demony są coraz bliżej bramy, a dobrze wiesz, że nie mogą przejść przez nią inaczej mogą zaatakować salę anioła - powiedział akcentując każde słowo.

W trójkę wyszliśmy poza mur otaczający Alicante. Przygotowałam swoje ostrze szepcząc po cichu "Hesperos" po czym rzuciłam się na pierwszego lepszego demona koło mnie. Był on olbrzymi, ale dzięki temu, że jestem znacznie mniejsza mogę pokonać przeciwnika większego ode mnie za pomocą sprytu. Bez problemu odpierałam jego ataki, a przy okazji przechodziłam pod nim tak szybko, że nie wiedział czy jestem teraz przed nim czy za nim. Jak tylko znalazłam się za olbrzymem wdrapałam się po jego ubraniach, które tak na prawdę były tylko skrawkami ubrania, po czym wbiłam mu w kręgosłup ostrze. Chcąc zabić go ostatecznie ciągnęłam Hesperosa w dół tak, że demon w pewnym momencie opadł na kolana z bólu, a następnie się przewrócił.

Wyciągając ze zwłok ostrze w całości ubrudzone demoniczną posoką zaatakowałam kolejnego demona. Nie z każdym szło tak gładko jak z tym pierwszym, ale po dłuższej chwili i tak w końcu padały. Zabiwszy już kolejny pomiot szatana spojrzałam dookoła mnie. Widziałam dużo posoki na trawie, na nocnych łowcach. Moją uwagę zwróciły również zwłoki kilku nefilim, ale nie mogłam na to patrzeć za długo. Moim celem było znalezienie Asmodeusza, jeśli odważył się przyjść osobiście na pole bitwy, a następnie zabicie go.


~Oczami Jace'a~

Od stóp do głów byłem ubrudzony demoniczną posoką, którą miałem już po dziurki w nosie. Jeden za drugim demonem padały jak muchy gdy wbijałem w niego mojego Azgaela, którego dostałem na któreś urodziny od ukochanej. A propo rudowłosej zgubiłem ją zaraz po tym jak przeszliśmy przez bramę. Nie mam zielonego pojęcia gdzie jest ona albo dzieciaki. Obiecuję na Razjela, że jak się znajdą to je zabiję za to, że podczas walki muszę martwić się o to czy żyją.

W pewnej chwili zobaczyłem, że Alec musi odpierać ataki trzech demonów i nie radzi sobie za dobrze. Wkroczyłem więc do akcji atakując jednego z nich od tyłu. W ciągu kilku sekund leżał martwy na ziemi po czym zniknął oszczędzając mi sprzątania. W tym czasie mój parabatai zabił drugiego, a trzeciego powaliliśmy na ziemię wspólnie.

- Jace! - Usłyszałem jedynie odwracając się w stronę osoby, która wykrzyczała moje imię. W tamtym momencie nie byłem pewny czy to co widzę jest prawdą czy jedynie fikcją. Miałem nadzieję, że tym drugim inaczej moje serce pękłoby na drobne kawałeczki.


Hej ho robaczki! Jak myślicie kogo/co ujrzał nasz kochany Jace? Następny rozdział za 3 dni, pamiętajcie!
Około 2 w nocy czytałam Mechanicznego Księcia i doszłam do momentu w którym Tessa prawie prztryngoliła się z Jemem, a kiedy zrzuciła tą jego szkatułkę z narkotykiem, a Jem ją wygonił w głowie miałam tylko "Jak ja Cię kurwa nienawidzę Cassie". Czy tylko ja kibicuję Tessie i Jemowi mimo, że wiem iż Tess będzie z Willem?

4 komentarze:

  1. Co Ty robisz z moim życiem? :)
    to się nazywa akcja !;0
    Ja Cie.. Wiedziałam że bliznięta uciekną!
    Mam nadzieję, że nic im sie nie stanie! O.o
    Kto wołał Jace'a? hmm. nie wiem. mj mózg jest obecnie w stanie uspienia ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny❤ nie mogę doczekać się kolejnego❤
    A ta końcówka nie daje mi spokoju

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo czekam na next ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. zobaczył swoje dzieci w uścisku demona ewentualnie opętaną żonę ? albo ciężko ranną

    OdpowiedzUsuń