środa, 13 lipca 2016

Księga II Rozdział 21 - Wszyscy umieramy.

~Oczami Jace'a~

Nie, nie, nie. Błagam żeby był to tylko wytwór mojej chorej wyobraźni. Razjelu spraw bym widział wszystko takie jakie jest bo nie wierzę, że to ma miejsce.

Padłem na kolana widząc jak demon rzuca martwą już Clary. Jej klatka piersiowa nie unosiła się, a oczy były puste. Mogłem to dostrzec nawet mimo dzielącej nas odległości. Z całego serca chcę aby to był tylko żart!  Moja anielica nie może odejść z tego świata. Nie ma nawet takiej możliwości. Nie mogę na to pozwolić!

Chcę zaatakować potwora, ale powstrzymuję się w ostatniej chwili nim moje stopy oderwały się od ziemi. Teraz w jego obślizgłe łapy wpadł Alec, który był nie przytomny. A może jest już martwy? Szeptała moja podświadomość.

Postanowiłem nie ryzykować życia parabatai i pobiegłem w stronę demona. Spodziewał się tego bo natomiast odparował atak serafickim ostrzem. Napierałem na niego wciąż i wciąż aby wypuścił młodego Lightwooda, ale monstrum nic sobie nie robiło z mojej ofensywy. Jeśli dalej będzie trzymał czarnowłosego w swojej olbrzymiej łapie prawdopodobnie połamie mu kości, a tego nie wyleczy iratze zrobione nawet przeze mnie.

Do cholery jasnej! Jace myśl! Musisz uratować swojego przyjaciela i brata skoro ukochanej już nie możesz!

- Alec trzymaj się! -  krzyknąłem ile sił w płucach na co chłopak tylko wydał z siebie cichy jęk.

W tej chwili dostrzegłem dwie średniej wielkości osoby stojące niedaleko demona. Trzymały się za ręce by w następnej chwili z ich rąk poszybował strumień światła. Dsmon wpadł w konwulsje tym samym wypuszczając Aleca z łapy. Lightwood upadł na ziemię, a potwór powoli schodził z tego świata.

Nie zdążyłem zareagować kiedy demon wydając ostatnie tchnienie zmiażdżył ręką mojego parabatai. Poczułem stradzny ból w piersi i jak zakładam moja runa oznaczająca przymierze z jedną osobą do końca życia zaczęła blednąć. Do końca ma mi przypominać, że miałem przyjaciela, który zginął.

Rzuciłem się w stronę ciał dwóch najbliższych mi osób. Elena z Tobiasem siedzieli przy nieżywej Clary roniąc morze łez. Wołali by rudowłosa wstała i ich przytuliła, ale to nie nastąpiło. Podszedłem najpierw do parabatai.

Opadłem przy nim na kolana i nachyliłem się nad tak dobrze znaną mi sylwetką. Położyłem dłoń na jego oczach zamykając jednocześnie jego powieki.

- Ave atque vale, frater, Alexander Gideon Lightwood, - wyszeptałem cicho. Mój parabatai odszedł na wieki. - Spotkamy się w kolejnym życiu, obiecuję.

Wstając chwiejnie podszedłem do anielicy. Jej włosy tworzyły aureolę kontrastując z bladą cerą. Usiadłem obok nie zwracając uwagi na płaczące obok dzieci. Pocałowałem jej skroń i zrobiłem to samo co z powiekami mojego brata. Trzymając na nich dłoń otworzyłem usta by wyleciał z nich dźwięk. Starałem się brzmieć normalnie, ale nie udało się.

- Ave atque vale moja ukochana, anielico, żono Clarisso Adele Herondale - Morgenstern - Fairchild  -Fray - wyszeptałem łamiącym się głosem na co Elena z Tobiasem załkali głośniej.

Spojrzałem na nasze, poprawka moje, dzieci i moje serce z miliona kawałeczków połamało się na jeszcze mniejsze. Nie powinny widzieć swojej matki w tym stanie.

- El, Tobi idźcie do sali anioła. To nie jest dla was najbezpieczniejsze miejsce, a nie chcę stracić jeszcze was. Odnajdźcie wujka Magnusa i powiedzcie mu... że mi przykro - rzuciłem w ich stronę.

Dzieci bez słowa poderwały się z ziemi i biegiem rzuciły się w kierunku bramy. Chociaż w tej jednej chwili potrafią mnie słuchać, ale co by było gdyby nie nadeszły ze swoimi mocami? Może też bym nie żył? Byłoby to lepsze bo połączyłbym się z moją miłością. Kogo jeszcze stracę?

Teraz nie pozostaje mi nic innego jak tylko rzucić się w wir walki i zabić jak najwięcej tego szatańskiego pomiotu. Wyciągnąłem moje serafickie ostrza po czym pobiegłem do najbliższego demona. Wskoczyłem niespodziewanie na jego plecy wbijając miecz w kręgosłup. Przeciągnąłem go w dół jednocześnie zeskakując z potwora. Podobnie postąpiłem z kilkoma innymi. Z jednym było prościej, a z innym trudniej i musiałem zdobyć się na kreatywność. W ten oto sposób odciąłem kilku z nich głowy, innym wyrwałem serca, a jeszcze kolejni doświadczyli przebicia ich głowy mieczem.

Rozejrzałem się wokół mnie i ujrzałem Maryse z Robertem leżącym w jej ramionach. Czy ja musiałem wykrakać coś o kolejnej śmierci? Podszedłem do nich szybko po czym usłyszałem słynne słowa witaj i żegnaj Robercie Lightwood. Moja przyszywana matka zalewała się łzami, ale zauważyłem coś znacznie gorszego. Jej kombinezon na ręce był kompletnie wyżarty przez posokę demonów, a na przedramieniu widniało potężne zadrapanie. Nie było ono byle jakie. Gdzie nie gdzie pojawiały się przy nim czarne żyły co znaczyło tylko jedno. Jad demona shaxa. Nieuleczalny bez Cichych Braci zabija w ciągu godziny.

- Jace.. - wyszeptała.
- Mamo, proszę. Wystarczy, że nie żyje Clary, Robert i Alec. Proszę tylko nie Ty - objąłem dłońmi jej twarz, a ona wyrwała się.
- Odszukaj Izzy i Jonathana. Oni muszą przeżyć bo.. Isabelle jest w kolejnej ciąży, Magnus mi powiedział.. Idź tam, proszę.

Pocałowałem ją w policzek na pożegnanie i odszedłem. Nie chcę patrzeć na jej śmierć. Nie mogę patrzeć na śmierć nikogo więcej! Dlaczego do cholery nie mogę nic z tym zrobić? Wiedziałem, że stracimy wielu nefilim, ale na Razjela nie myślałem, że tyle osób z mojej rodziny umrze!

Mijając ciała innych Nocnych Łowców spoglądałem na nich. Niektórzy nie posiadali głowy, albo wykrwawili się lub mieli pogruchotane kości. Paskudny widok. W oddali widziałem ledwo trzymającą się na nogach Isabelle. Podbiegłem by jej pomóc, a ona wpadła w moje ramiona zdążając wyszeptać jedynie "Jonathan".

Co tu się do cholery jasnej dzieje?

~Oczami Jonathana~

Widziałem, że ma poważne kłopoty. Musiałem podbiec do niego jak najszybciej. Zrobiłem to przy okazji atakując demona. Jednak nie było tak prosto go powalić. Wiele ataków, szarży i bloków trzeba było wykonać aby się udało. Ostatecznie demon padł, a ja udałem się do niego. Zdążyłem na czas uratować go nim potwór go osłabi tak, że nefilim nie będzie zdolny do walki.

Sprawdziłem wszystkie miejsca, które tylko mogłem, w poszukiwaniu jakichkolwiek ran. Było kilka niegroźnych zadrapań, więc narysowałem dwa iratze. Wziąłem go z pola walki czekając aż się obudzi przy okazji zabijając trzy demony, które stanęły nam na drodze.

Z jednej strony uratowałem Nocnego Łowcę, a z drugiej nie jestem pewny czy moja żona jest bezpieczna ani czy nic jej nie grozi. Mam nadzieję, że znalazła kogoś z naszej rodziny i nie jest w tym momencie sama jak palec.

Wiele z naszych straciło życie w tej walce zabijając może 1/3 tego co przygotował dla nas Asmodeusz. Muszę go odnaleźć, ale nie ja go zabiję. Mogą to zrobić tylko specjalne osoby. Jak tylko znajdę resztę rodziny oraz moją ukochaną udamy się do sali anioła skąd weźmiemy Elenę i Tobiasa. Tylko oni są zdolni zabić raz na zawsze Pana Piekieł. Nie będzie to proste, ktoś może zginąć, ale trzeba spróbować. Kto nie ryzykuje nie zyskuje.


Muszę to gdzieś napisać bo nie wytrzymam. Wreszcie skończyłam czytać DM i muszę powiedzieć, że teraz wiem dlaczego wszyscy się nimi zachwycają. Trójkąt Will-Tessa-Jem I love that! Całą "Mechaniczną Księżniczkę" przepłakałam bo tutaj ślub ma być, a nagle Jem choruje bardziej gdyż z miłości brał więcej narkotyku skracając swój czas na ziemi. Potem jego śmierć, która okazuje się nie prawdą gdyż mój ukochany srebrzystowłosy zmienia się w Cichego Brata. Na koniec Will z Tessą mają dzieci, Cecily i Sophie wychodzą za Lightwoodów (lub Lightwormów jak to mówił Herondale). Co roku Tessa i Jem spotykają się potajemnie, a w 2008r. pojawia się jako Nocny Łowca. Moje serce pękało na miliardy kawałeczków podczas czytania i uwielbiam Cassie. Śmiem twierdzić, że DM kocham bardziej niż DA aczkolwiek z moim sercu jest miejsce zarówno na Clary i Jace'a jak i Tessę, Willa i Jema. Nigdy tak nie płakałam przy książce - jestem słaba :P
Uff od razu lepiej jak się to napisało osobom, które zrozumieją to bardziej niż moje otoczenie :D

9 komentarzy:

  1. Przez Ciebie płacze! Ja piórkuję! Czy Ty nie masz serca?!
    Coś Ty nawyrabiała, do jasnej anielki?! ;)
    Why?! Nie zabijaj! To zue! Haha
    Mam nadzieję , że to tylko zwidy Herondale'a ;c

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż się łzami zalałam 😭😭
    Jak Ty tak mogłaś ich poprostu uśmiercić 😭😭

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo czekam na next ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaskakujesz dziewczyno <3
    Czytam tego bloga praktycznie od początku i przyznam, potrafisz pisać, a znam się na tym (sama piszę :D ).
    Mam tylko jedną małą uwagę (nie chcę być niemiła, wręcz przeciwnie). W opowiadaniu zdarza się, że mieszasz czasy, piszesz akapit w teraźniejszym, a potem wskakujesz z przeszłym. Zwróć na to uwagę :)
    Czekam na next (Jace ma płakać!! ) :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za uwagę, postaram się coś z tym zrobić :)

      Usuń