Rozdział XVIII
~Oczami Jonathana~
Usłyszałem wrzask Clary i jak
najszybciej pobiegłem w stronę z którego dochodził ten dźwięk.
Szukałem jeszcze chwile moją siostrę aż zobaczyłem ją przy
ławce. Szturchała i mówiła do kogoś. Zamarłem. Tym ktosiem była
Isabelle.
- Iz słyszysz mnie? Nie zasypiaj! Słyszysz nie zasypiaj! - krzyczała rudowłosa do niej i rysowała kolejne runy uzdrawiające
- Co się stało? - zapytałem wraz z Jace'm, który pojawił się sekunde po mnie. Wziąłem ją na ręce i skierowałem w stronę rezydencji. Nie ma co tracić czasu
- Nie wiem. Krwawiła z nadgarstków. Chyba je podcięła.. - powiedziała cicho Clart
- Musimy ją zabrać do rezydencji, opatrzyć wszystko i umyć przede wszystkim – powiedział Jace obejmując moją siostrę
- Iz słyszysz mnie? Nie zasypiaj! Słyszysz nie zasypiaj! - krzyczała rudowłosa do niej i rysowała kolejne runy uzdrawiające
- Co się stało? - zapytałem wraz z Jace'm, który pojawił się sekunde po mnie. Wziąłem ją na ręce i skierowałem w stronę rezydencji. Nie ma co tracić czasu
- Nie wiem. Krwawiła z nadgarstków. Chyba je podcięła.. - powiedziała cicho Clart
- Musimy ją zabrać do rezydencji, opatrzyć wszystko i umyć przede wszystkim – powiedział Jace obejmując moją siostrę
Biegliśmy we trójke, ja z Iz w
ramionach. Była taka piękna, mogła mieć każdego a mimo to
próbowała odebrać sobie życie. Co się stało? Cóż chciałbym
to wiedziec, może udałoby mi się jej pomóc. Po kilku minutach
dobiegliśmy do rezydencji Herondalów. Oczywiście nic się nie
zmęczyłem i jak burza wpadłem do salonu. Ułożyłem delikatnie
czarnowłosą na kanapie a w tym czasie Jace przybiegł z apteczką.
Zaczęliśmy we dwójkę opatrywać te płytkie już nacięcia. Clary
przyglądała nam się z troską. Bała się o własną parabatai,
przyjaciółkę a także wkrótce już szwagierke.
Wziąłem koc z fotela i nakryłem nim
dziewczynę. Blondyn zabrał ze sobą moją młodszą siostrę i
skierowali się na górę, a ja postanowiłem posiedzieć przy
Isabelle. Wyglądała tak niewinnie, tak delikatnie a w
rzeczywistości była zabójcza ze swoim batem. Poszedłem na chwilę
do kuchni zjeść zapiekankę, która została z obiadu. Gdy to
zrobiłem nalałem do dwóch szklanek soku z czarnej porzeczki i
wróciłem do salonu. Postawiłem jedną szklankę na stole, a z
drugiej zacząłem sączyć mój napój.
Siedziałem tak przy niej jeszcze jakiś
czas dopóki nie zaczęła otwierać oczu. Mrugała kilka razy,
najwidoczniej nie mogła przystosować się do sztucznego światła
lamp. Rozejrzała się po pokoju i spojrzała na mnie. Jej oczy
patrzyły w moje. Przeszywała mnie na wylot i mam wrażenie, że
chciała zajrzeć głębiej, może nawet do mojej duszy. Ciemno
brązowe oczy wpatrywały się we mnie bardzo długo. Postanowiłem
przybliżyć się do niej, a gdy to zrobiłem nieświadomie złapałem
ją za ręke. Nie zabrała jej, ale dalej patrzyła na mnie jakby
widziała mnie po raz pierwszy.
- Hej, jak się czujesz? - zapytałem
troskliwie
- Hej, bywało lepiej –
powiedziała zabierając dłoń i kierując wzrok na sufit. Jej
nadgarstki były owinięte bandażami. Chciałbym móc pocałować
jej rany. Wait! Co ja właśnie pomyślałem? To niedorzeczne
przecież nic do niej nie czuje.
- Isabelle co się stało? - nie
zaszczyciła mnie swym spojrzeniem – Proszę..
- Simon mnie zostawił... -
wyszeptała głosem pełnum rozpaczy. Chwyciłem jej dłoń ponownie
całując
- Idiota nie wie co stracił. Skoro
Cię zostawił najwidoczniej nie doceniał jakie spotkało go
szczęście – powiedziałem z delikatnym uśmieszkiem na twarzy
- Miło, że tak sądzisz –
spojrzała na mnie i uniosła lekko kąciki swoich pełnych a także
pięknych ust
- Nie myślę tak – jej wzrok stał
się pusty, więc szybko dodałem z jeszcze większym bananem na
ryju – Ja to wiem bo to jest szczera prawda – po tych słowach
czarnowłosa rozpromieniła się
- A teraz obiecaj mi coś –
powiedziałem
- Co?
- Nigdy więcej tego nie zrobisz –
podałem jej szklankę z sokiem by mogła zwilżyć swoje gardło po
całym dniu cierpienia
- Obiecuję – powiedziała i
objęła mnie ramieniem. To było hmm... przyjemne a zarazem czułe.
Może jednak coś do niej czuje? A może to po prostu fascynacja jej
osobą.
Nie wiem. Dowiem się wszystkiego za
jakiś czas. Na tą chwile nie chce Izzy niczego narzucać. Będe
przy niej, a jak to się potoczy dalej zobaczymy
~Oczami Jace'a~
Razem z Clary bardzo martwiliśmy się
o Isabelle. Na całe szczęście Jonathan jest przy niej cały czas,
próbuje ją pocieszać i nie odstępuje na krok. Zyskał tym
wszystkim w moich oczach. Jest to brat mojej ukochanej, więc
powinienem żyć z nim w zgodzie. Lepiej go mieć za przyjaciela niż
za wroga.
Rudowłosa była bardzo zmęczona, oczy
zamykały jej się co sekundę. Gdyby chciała to mogłaby zasnąć w
moich ramionach niestety ona non stop jęczy, że jak się chce iść
spać to trzeba się najpierw wykąpać. Pomogłem jej dojść do
łazienki i zostawiłem tam a sam położyłem się na łóżku
czekając na moją kolej kąpieli. W pewnym momencie uderzyła mnie
woń waniliowego żelu do ciała. Otworzyłem oczy i ujrzałem Clary.
Natychmiast rzuciła we mnie poduszką mówiąc
- Ile razy mówiłam Ty brudasie, że
w spoconych i brudnych od krwi ubraniach się nie kładzie na
czystej pościeli! - ojojoj wkurzyłem ją. Natychmiast wstałem z
łóżka i porwałem ją w objęcia. Nasz pocałunek początkowo był
delikatny by potem stać się niesamowicie namiętnym pocałunkiem.
- No dobra, tym razem Ci wybaczam.
Pacanie – powiedziała i podeszła do swojej toaletki by rozczesać
piękne rude włosy
Poszedłem do łazienki by jak
najszybciej zmyć z siebie cały pot i brud. Gdy to zrobiłem
wyszedłem w samych bokserkach i to co ujrzałem wprawiło mnie w
osłupienie. Clary zasnęła przy toaletce, czyli dzisiaj z upojnej
nocy nici. Wziąłem ukochaną na ręce i położyłem na łóżku, a
następnie położyłem się obok niej by nakryć naszą dwójkę
kołdrą.
- Kocham Cię – powiedziałem i
ucałowałem jej skroń
~3 dni później~
~Oczami Clary~
- Izzy czy Ty nie masz serca? Jest
godzina 10 rano a Ty chcesz omawiać mój ślub? - mruknęłam
zasłaniając usta ręką by ziewnąć w spokoju
- Kochana zostały niecałe 2
miesiące a wasza dwójka nie ma nic zaplanowane! Trzeba zamówić
jedzenie, kupić stroje i inne duperele a najważniejsze wysłać
zaproszenia!
- No dobra dobra to od czego
zaczynamy Specjalistko? – powiedziałam posyłając najlepszy
uśmiech jaki byłam w stanie
- Musimy wybrać któreś z
zaproszeń. Masz tutaj do wyboru 4 warianty. Zależnie od tego,
który Ci się spodoba tak dopasujemy wszystko inne na ślubie. -
podsunęła mi 4 zupełnie różne zaproszenia. Oglądałam je w
skupieniu
- Wydaje mi się, że to będzie
najlepsze
- Dobry wybór, postawiłaś na
delikatny kolor lawendowy. Bardzo dobrze. Wszystkie dodatki
zobaczysz dopiero w dniu ślubu, a po suknie jedziemy dzisiaj.
Potrzebna będzie przymiarka. Zrobie Ci taką imprezę weselną,
której nie powstydziła by się Kate Middleton i Książe William –
Izzy tryskała radością aż promieniowała. Dobrze widzieć, że
już pogodziła się z odejściem Simona
- I jak ja mam Ci się odwdzięczyć?
- zapytałam przytulając moją parabatai
- Wystarczy, że nie będziesz miała
worów pod oczami, których nie będe potrafiła zakryć –
uśmiechnęła się na samą myśl o malowaniu i czesaniu mnie
- Dobra koniec tych czułości,
zbieraj manatki i jedziemy – powiedziała wstając z kanapy
- Już tylko powiem Jace'owi –
podeszłam do schodów i krzyknęłam ile sił w płucach –
wychodzę z Izzy! Kocham Cię !
Narysowałam bramę, pierwsza poszła
moja przyjaciółka ze względu, że wiedziała gdzie mamy iść.
Weszłam tuż za nią. Moim oczom ukazał się salon sukien ślubnych
"A perfect dress". Weszłyśmy do środka i oniemiałam.
Tam było chyba z 700 przeróżnych stroi. Czeka mnie nie lada
wyzwanie
~4 godziny później~
Byłam już strasznie zmęczona,
przymierzyłam 21 sukien i żadna nie podobała się Isabelle.
Wyszłam w następnej i stanęłam przed czarnowłosą
- Jak Ci się ta nie spodoba to się
poddaje i pójdę nago do ołtarza – powiedziałam rzucając
rękoma w geście rezygnacji
- Clary... - urwała – Będziesz
przepiękną panną młodą. A co do tego pójścia nago to CHYBA
ŚNISZ!
- No już dobrze, czyli ta suknia
jest idealna?
- Tak, przebierz się a ja pójdę
ustalać termin przymiarki.
- Okej
Gdy się przebrałam a Isabelle omówiła
wszystko mogłyśmy wreszcie wyjść. Skoczyłyśmy do pobliskiej
kawiarni na kawę. Moja przyjaciółka zamówiła gorącą czekoladę
z bitą śmietaną i piankami a ja Latte z bitą śmietaną i
adwokatem. Kelnerka po chwili przyniosła to co chciałyśmy, a my
siedziałyśmy w ciszy popijając swoje napoje. Pierwsza odezwała
się Izzy
- Clary muszę z Tobą pogadać –
zaczęła dość niepewnie
- No słucham? - powiedziałam
sącząc moją kawe
- Ostatnio zbliżyłam się z
Jonathanem. Jak myślisz nie za szybko po Simonie? - spojrzała
głęboko w moje oczy
- Kochałaś Simona, wiem o tym.
Uważam, że po tym co Cię spotkało masz prawo być szczęśliwa i
nie ważne kiedy. Najważniejsze jest to byś nie cierpiała –
posłałam jej szczery uśmiech, a ona odwzajemniła ten gest
- Nie masz nic przeciwko?
- Nie, chcę tylko byś była
szczęśliwa – wyszeptałam
- Dziękuję, ale wracając do
Twojego ślubu to – zaczęła grzebać w torbie i wyjęła jakąś
teczkę – Ile osób chcesz zaprosić?
- Te najważniejsze czyli rodzina
moja i wasza, oraz nasi najbliżsi przyjaciele bądź znajomi. Myślę,
że nie będzie więcej niż 50 osób. Niestety Simona też wypada
zaprosić. Przykro mi, że będziesz się czuła niezręcznie
- Hej. O mnie się nie martw, to
będzie TWÓJ najważniejszy dzień w życiu a ja to przeboleje –
powiedziała szczerze bo było to słychać w jej głosie
- Jesteś niesamowita, ale może już
wracajmy do rezydencji. Trzeba się pakować i wracać do Instytutu
- Tak masz rację, chodźmy
Wstałyśmy i ruszyłyśmy w jakiś
zaułek bym narysowała bramę. Wróciłyśmy z powrotem do Alicante.
Większość rzeczy była już spakowana, ale trzeba było dokończyć
pakowanie naszych najważniejszych rzeczy. Po ślubie będziemy z
Jace'm dalej mieszkać w Nowym Jorku ze względu na moje szkolenie.
Jeszcze tylko niecałe 2 lata..
Rozdział XIX
~Oczami Isabelle~
Wszyscy wróciliśmy do Instytutu jakiś
czas temu razem z Jonathanem. Konsul wezwała go wcześniej na
przesłuchanie, a po dłuższej naradzie ogłosiła, że brat Clary
nie stanowi żadnego zagrożenia dla świata cieni. Ucieszyło mnie
to, ponieważ od jakiegoś czasu jestem z nim dość blisko.
Przestałam patrzeć na to co zrobił pod wpływem demona i zaczęłam
patrzeć na to co robi teraz.
Jonathan jest w stosunku do mnie bardzo
troskliwy, bardzo często się uśmiecha i lubi pożartować.
Dodatkowo muszę przyznać, że jest gorący! Zapytał się mnie
tydzień temu czy będziemy parą na ślubie Clary i Jace'a,
zgodziłam się.
Przygotowania do największej imprezy
roku, jeśli nie dziesięciolecia, trwają w najlepsze. Zostały nam
już TYLKO trzy tygodnie aby wszystko było gotowe w 100%. Bardzo
martwie się, że firmy cateringowe lub dekoracyjne coś zepsują,
ale muszą się liczyć z tym, że nie będzie wtedy dla nich
litości. Postawiłam wszystkie sprawy jasno a oni patrzyli na mnie z
przerażeniem. Jeśli nie jesteś stanowczy nic nie osiągniesz.
Swoją suknie kupiłam już dawno w
tajemnicy przed wszystkimi. Chce zrobić im niespodzianke, choć nie
przyćmie pięknej panny młodej.
Podczas moich rozmyślań zdążyłam
już dojść na salę treningową. Dzisiaj to ja mam trening z
rudowłosą, więc trzeba dać jej pożądny wycisk.
- Hej, na początek robimy 20
okrążeń sali – powiedziałam do przyjaciółki i razem
zaczęłyśmy biec. Clary już przy 10 okrążeniu miała zadyszke.
Oj słaba kondycja oj słabiutka.
- Widzę, że moi bracia Cie
oszczędzają – palnęłam kończąc swoje ostatnie kółko na
sali
- Wiesz ostatnio źle się czuje,
jakoś tak mi nie dobrze – mruknęła biegnąc dalej
- Czekaj... Ty... jesteś? -
wyszeptałam
- Ja? Co Ty w życiu. Za młoda
jestem na dzieci. Pewnie to stres przed ślubem
- Możliwe. Jeśli już skończyłaś
to teraz troche rozciągania
Rozciągałyśmy się z 10 minut po
czym przeszłyśmy do treningu na równowagę i wytrzymałość. Na
sam początek Clary musiała przejść bo belce na wysokości 10
metrów, później przejść używając rąk taką drabinkę wisząc
nad ziemią by na koniec zejść na dół po linie. Radziła sobie
bardzo dobrze. W pewnej chwili pomyślałam, że spadnie bo
ześlizgnęła jej się jedna ręka, ale udało jej się wytrzymać i
złapać drugą drabinkę. Następnie było strzelanie z łuku i
rzucanie sztyletami. W tym radziła sobie wyśmienicie. Trafiała
prawie w sam środek tarczy. Byłam na prawdę pod wrażeniem.
Jako ostatnia część treningu była
walka. Każda z nas wybrała po dwie dowolne bronie. Ja wybrałam mój
ukochany bicz i serafickie ostrze, a moja parabatai wybrała noże do
rzucania i również serafickie ostrze, jej ulubiony Hesperos.
Ruda zaczęła od rozproszenia mnie po
przez miotanie nożami, które udawało mi się unikać. Nie
zauważyłam jak szybko podbiegła do mnie i kopnęła. Zachwiałam
się lekko i biczem owinęłam jej nogę by za chwilę pociągnąć
nim i ją wywalić. Dziewczyna w momencie podniosła się i zaczęła
na mnie szarżować, oraz nacierać. Spokojnie udało mi się
odeprzeć, a także zablokować wszystkie jej ataki. Walczyłyśmy
bardzo długo, aż w końcu Clary nie dała rady podnieść się po
moim ostatnim ciosie i przygwożdżeniu jej do ziemi. Usłyszałam
brawa i rozejrzałam się po sali.
- Brawo, to była na prawdę dobra
walka – powiedział Jonathan śmiejąc się razem z Jace'm
- Zgodzę się. Walczyłyście jak o
ostatnią pare butów w waszym ulubionym sklepie na przecenie –
odparł Jace
- Hahaha bardzo śmieszne. Uśmiałam
się – warknęłam i pomogłam wstać mojej parabatai.
- To był dobry trening. Dobry i
męczący – rudowłosa posłała mi swój uśmiech nr. 5 mówiący
"no to ja zabiore tego palanta a was zostawie samych"
- Chodź kochanie, pójdziemy na
spacer, musze się przewietrzyć – oznajmiła Clary i pocałowała
Jace'a w policzek
- Dobrze, ale wiesz... - urwał a
dziewczyna spojrzała na niego pytająco
- Coś nie tak? - zapytała
- No nie wiem jak to powiedzieć...
może przed spacerem.. umyłabyś się? - mruknął blondyn
odchodząc od niej kawałek i patrząc w podłogę. No to sobie
nagrabił..
- Chcesz mi powiedzieć, że
śmierdze?
- Yyyy... Jonathan tak twierdzi! -
szybko odparł
- JA? To Ty jej to powiedziałeś!
- Koniec tej rozmowy, idę do pokoju
– warknęła rudowłosa i wyszła
- Ktoś tu będzie miał kare... -
powiedziałam cicho, ale tak by blondyn usłyszał
- To ja może pójdę ją udobruchać
– oznajmił i wyszedł. Zostałam sam na sam z Jonathanem
- Nie masz ochoty wyjść dziś
wieczorem na spacer albo coś zjeść?
- W sumie czemu nie. Bardzo chętnie
gdzieś wyjdę
- Okej to wpadne po Ciebie o 20
- Dobrze – odparłam a po chwili
białowłosy wyszedł z sali
Musiałam wziąć prysznic,a następnie
zadzwoniłam do osoby zajmującej się zaproszeniami czy wysłał je
pod wskazane adresy. Wszystko się zgadzało, więc postanowiłam
dowiedzieć się co z menu na wesele. Jak narazie nie ma żadnych
problemów, ustalili całość między sobą, podali mi proponowane
potrawy a ja nie miałam zastrzeżeń. Tort upiecze zaufana cukiernia
także kolejny problem z głowy. Boje się jedynie o wieczór
panieński Clary bo szykujemy coś ciekawego razem z Maią.
Spacerowaliśmy z Jonathanem. Śmialiśmy
się i rozmawialiśmy na każdy temat, który nam się nawinął.
Następnie poszliśmy do Taki gdzie zjedliśmy dobrą kolację. Po
posiłku wróciliśmy do Instytutu, zostałam odprowadzona pod swój
pokój, więc w ramach nagrody pocałowałam brata Clary w policzek.
Mam wrażenie, że jest to świetny facet, ale wiele wycierpiał
przez demona i stracił wiele lat cennego życia.
~Oczami Clary~
Chłopaki delikatniej lub mniej
delikatnie zasygnalizowali mi, że lekko śmierdzę po treningu, więc
postanowiłam wziąć prysznic. Potem przebrałam się w pierwsze
lepsze rzeczy a dziś padło na jeansy i łososiowy sweterek a do
tego białe trampki. Najważniejsze, że jest mi wygodnie. Zeszłam
na dół do kuchni by pochwycić jakiś owoc z blatu. Gdy obierałam
banana ktoś podszedł od tyłu i objął mnie w talii.Odchyliłam
głowę i położyłam ją na jego ramieniu.
- Gotowa na jakiś spacerek? -
zapytał całując mnie we włosy
- Zawsze – odparłam obracając
się, a następnie złożyłam na jego ciepłych rumianych wargach
- To chodź mam dla Ciebie
niespodziankę – powiedział gdy oderwaliśmy się od siebie
Ciekawe co on znowu kombinuje?
Złapaliśmy się za ręke i wyszliśmy z Instytutu. Na dworze było
bardzo ciepło, słychać było już pszczoły, oraz inne owady.
Niebo było cudownie niebieskie a gdzie niegdzie pojawiał się biały
kłębiasty obłoczek. Piękna pogoda.
Szliśmy już jakiś kawałek, aż
doszliśmy na jakąś łąke? W sporej odległości od niej nie było
żadnych drzew. Spojrzałam na Jace'a, który uśmiechał się pod
nosem. Uwielbiam ten uśmiech na moim aniele.
- Poczekaj zaraz tu będzie –
powiedział patrząc mi głęboko w oczy
- Co będzie?
- Zobaczysz skarbie – złożył mi
delikatny, a zarazem czuły pocałunek na moich lekko
spierzchniętych wargach. Odwzajemniłam pocałunek i usłyszałam
jakiś szum.
- Co to jest? - zapytałam patrząc
wokół, ale nie dostrzewszy nic skierowałam wzrok na ukochanego
- Helikopter
- Co? Po co? - zadawałam kolejne
pytania jakie niosła mi ślina na język
- Będziemy skakać ze spadochronami
– odparł spokojnie a moja mina wyrażała przerażenie
- Jace.. Nie sądze by to było
potrzebne..
- Potrzebne skarbie, potrzebujemy
się troche "rozerwać" przed naszym weselem – gdy to
wypowiedział poczułam ciekawość?
- Taa.. bylebyśmy wrócili w jednym
kawałku inaczej Izzy pociacha nas na jeszcze mniejsze –
powiedziałam śmiejąc się delikatnie i dokładnie w tym momencie
wylądował nasz helikopter. Jace chwycił mnie za ręke i
poprowadził w jego stronę.
Na początku byłam uczona jak rozłożyć
spadochron, jak się zachowywać a następnie zostałam ubrana w
odpowiedni sprzęt. Weszłam z moim blondwłosym do helikoptera,
który natychmiast oderwał się od ziemi i poszybował w górę.
Dopiero teraz zaczęłam się bać. Co będzie jeśli nie rozłoże
spadochronu? Nie mogę tak myśleć, dam radę! Na odpowiedniej
wysokości dostaliśmy od pilota informację, że możemy skakać.
Ukochany splótł swoje palce z moimi
- Razem? - zapytał przeszywając
mnie tymi złotymi oczami, które tak ubóstwiam
- Razem – odparłam by po chwili
znaleźć się dziesiątki metrów na ziemi trzymając się za ręke
z ukochanym.
Spadaliśmy dosłownie chwile. Wiatr
smyrał mnie po twarzy i jednocześnie kuł w oczy. Blondyn
zaalarmował mi, że to czas w którym musimy puścić nasze dłonie
i rozłożyć spadochrony. Zrobiłam to bardzo niechętnie. Na
szczęście wszystko się udało a ja wylądowałam na ziemi. Problem
w tym, że nie wiem gdzie wylądował Jace. Krążyłam w koło już
dość długo, może z godzinę maks półtorej. Straciłam
jakąkolwiek nadzieje, że znajdę ukochanego w tej gęstwinie drzew.
Nie wiedziałam również jak mam wrócić do domu, ponieważ nie mam
gdzie narysować bramy.
Świetnie. Clary myśl. Rusz tą
mózgownicą w końcu i wymyśl jakiś plan.
Siadłam na jakimś kawałku skały by
móc chwilę odsapnąć i pomyśleć. Uznałam by wspiąć się na
najwyższe drzewo aby zobaczyć jak duży jest ten las. Jak
pomyślałam tak zrobiłam. Wspinaczka była bardzo prosta, a gdy to
zrobiłam oniemiałam. Drzewa ciągnęły się chyba kilka
kilometrów.
Świetnie Clary jesteś dosłownie w
dupie...
Wróciłam na skałę i postanowiłam
zaczekać. Może Jace mnie znajdzie? Po jakimś niedługim czasie
usłyszałam szelest. Rozejrzałam się wkoło. Mogłam uznać siebie
za uratowaną!
- Jace! Szukałam Cię, gdzie byłeś
Ty idioto? Wiesz jak się bałam? - moja buzia nie zamykała się,
więc blondyn uznał, że da się to zrobić jedynie pocałunkiem.
Dosłownie zmiękły mi kolana dzięki tej bliskości
- Przepraszam. Chodź tu niedaleko
jest jakiś betonowy barak. Narysujesz na nim bramę do Instytutu.
Spełniłam jego słowa, ale tak myślę
co by było gdybyśmy się nie odnaleźli?
Mordeczki oto 2 rozdziały. *Rozbrzmiewa orszak weselny* Już w piątek pojawi się rozdział opisujący ślub! Co Wy na to?